Majka (Kocica)
Retrospekcje
Grudzień 2011 roku:
Usłyszałam śmiech dobiegający z salonu i szybko
dokończyłam ubieranie się. Zbiegłam zaciekawiona po schodach i wpadłam tam skąd
dochodziły głosy.
Zobaczyłam Huberta śmiejącego się do łez, trzymającego za
brzuch, Angelę rozbawioną i mojego wspaniałego mężczyznę siedzącego z
naburmuszoną miną. Śmieli się z niego, tylko, o co poszło? – Zastanawiałam się
przez moment a gdy nie wpadł mi żaden pomysł do głowy spytałam wprost:
– Co mu zrobiliście? – usiadłam Patrykowi na kolanach i
cmoknęłam go w policzek.
– My mu nic, on sam z siebie błazna zrobił – odpowiedziała
Angela nadal bardzo z siebie zadowolona.
Wzięłam twarz Patryka w ręce i zapytam
czule patrząc mu w oczy.
– Co ci te
okropne dziewuszysko zrobiło? – również uśmiechnął się do mnie
– Hubert chciał
mnie uczyć – odpowiedział już
lekko udobruchany, podniósł mnie lekko i usadowił tak, aby i jemu było
wygodnie.
– Nigdy nie chciałem cię uczyć – zaprzeczył żywo Hubert dodatkowo
odgradzając się od tego pomysłu rękami – Proponowałem to Angeli, a ty mi się,
że tak powiem wprosiłeś na korepetycje – napad śmiechu miał już za sobą jednak
nadal uśmiechał się szeroko.
– To ja też chcę – odpowiedziałam pogodnie – jak tylko dostanę kawy – przytuliłam się na
sekundę do mojego kochanie a zaraz potem spojrzałam wymownie na niego – Czego
będziesz nas uczył? – spytałam zaciekawiona.
– Uwierz nie chcesz – od razy wypaliła Angela. Ciekawa
byłam, co ona ma z tą nauką. Ledwo wspomniałam o nauce a ta od razy cała się
najeżyła.
– Matematyki – odparł wyjątkowo zadowolony z siebie Hubert
posyłając szeroki uśmiech młodej
– E… Nie, w
święta żadnej poważnej nauki – zapowiedziałam marszcząc nos i uśmiechając się
do dziewczyny – Jak chcesz mam ze sobą Sudoku – zaproponowałam. Dźgnęłam Patryka w bok i przez chwilę pokręciłam się
na jego kolanach – Kawy
kochanie, poproszę – popatrzyłam na dość dziwną parę siedzącą koło nas. Miałam
wrażenie, że coś ich do siebie przyciągało a jednocześnie żywo temu zaprzeczali
– Hubciu a nie mógłbyś czegoś
zabawniejszego wymyśleć? – spytałam uśmiechając się zachęcająco
– Wymyślić jak już – wtrąciła Angela. Posłała mi
wyzywające spojrzenie i rozbawiona zaczęła chichotać patrząc na mężczyznę. –
haha! Co tam Hubciu? – szturchnęła go palcem, ewidentnie rozbawiona
zdrobnieniem, jakiego użyłam. Spodobała mi się jej reakcja i pomyślałam, że
jeszcze muszę z niego skorzystać.
Mężczyzna przyciągnął ją do siebie i zaczął łaskotać, ona
broniła się, śmiała, próbowała na łaskotki odpowiedzieć tym samym. Po chwili
usiedli już spokojniej, więc postanowiłam przypomnieć mojemu Patrysiowi, że o
coś prosiłam a i do Angeli miałam słówko.
– Młoda jak
będziesz mnie poprawiać to cię z tą matmą w święta samą zostawię – spojrzałam
na nią z udawaną powagą, pokazałam język i przestałam o niej myśleć, teraz
najważniejsza dla mnie była kawa –
Patryk kochanie nie zrozumiałeś aluzji? – odwracam się i spoglądam na niego wyczekująco.
– To ty chcesz
kawy, nie ja – odpowiedział mi z szerokim uśmiechem, co mnie rozgniewało, już
miałam wsadzić mu palce w żebra, gdy dotarły do mnie dalsze jego słowa – W ogóle to może jakieś śniadanie byśmy
zorganizowali? – zaniepokoiłam się, wiedziałam, że znów się głupio uprze co do
jedzenia a ja nie będę miała wyjścia i będę musiała jeść. Skrzywiłam się na
samą myśl o tym, nie lubiłam rytuału jedzenia śniadań i nie obchodziło mnie ile
książek na temat tego jak są zdrowe podsuwał mi mój policjant.
– O tak jedzmy śniadanie o... 12. – zapaliła się do
pomysłu dziewczyna spoglądając na zegarek a ja posłałam jej wrogie spojrzenie.
Następna z manią jedzenia. Już zaczęłam się zastanawiać jak postąpi ostatni z
nas, gdy i on zabrał głos.
– Dla mnie to już będzie drugie śniadanie, ale w porządku,
jestem za – Hubert poparł ich ochoczo a ja straciłam jakiekolwiek nadzieje na
filiżankę kawy w najbliższej przyszłości. Zrobiłam smutną minę i spojrzałam na
Patryka.
– Ja nie jestem
głodna – mówiłam z bardzo nikłą nadzieją jednak po szturchańcu od niego dodałam
szybko – zjem jedną kanapkę
tylko, nie więcej – licząc na to, że uszanuje moje zdanie.
– Dobra to, kto robi? – spytała Angela a ja miałam ochotę
schować się za Patryka. Robienie kanapek, które jeszcze będę musiała jeść było
ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę.
– No wiadomo, że ty, najmłodszy no nie? – szybko, z
uśmiechem odpowiedział jej Hubert i wyciągnął ręce w jej kierunku z ewidentnym
zamiarem łaskotania jednak Angela była szybsza, odskoczyła.
– Nie najmłodszy, a najmłodsza jak już! – odpowiedziała
sztucznie nachmurzona. – Ale ty jesteś gospodarzem – od razu odbiła mu piłeczkę
z pewnym siebie uśmiechem. Ma refleks, pomyślałam i postanowiłam jej pomóc.
– Ja wiem,
Patryk, bo on zje najwięcej – powiedziałam z szerokim uśmiechem i od razu
poczułam jego palce na własnych żebrach.
– Ja się zgadzam! – od razu przytaknęła mi uśmiechając się
złośliwie do Patryka.
– No w sumie, chyba cię stary przegłosowały – Dołączył do
nas mężczyzna naśladując minę dziewczyny. Miałam pewność, że nie ja będę
musiała się z tym szarpać. Odetchnęłam z ulgą i parsknęłam śmiechem patrząc na
nich.
– Jako gospodarz
nie możesz mi odmówić pomocy – od razu powiedział Patryk i posłał mu kopię jego
własnego uśmiechu. Zdjął mnie ze swoich kolan a gdy tylko Hubert się odezwał
przeszłam na bok by obaj mogli wejść do kuchni
– Ależ oczywiście – odparł podnosząc się. Zdziwiłam się,
że nie jest rozczarowany tym, iż został wrobiony w pomoc, ja na pewno bym była.
Wyszli rozmawiając już o tym, co i ile mają do zrobienia,
a ja usiadłam obok Angeli. Przypomniała mi się okropna wizja łażenia, w dodatku
po śniegu i mrozie. Miałam zamiar namówić młodą, aby mnie poparła i byśmy
zrezygnowali z tej okropnej wizji.
– Co myślisz o
spacerach? – zaczęłam
delikatnie przygryzając dolną wargę. Zacisnęłam palce i czekałam na jej
odpowiedź, oczywiście taką zgodną z moimi planami.
– To zależy, a co? – spytała zaciekawiona, więc
kontynuowałam.
– No ten twój
chce spacer nam, jako atrakcję zorganizować. Zimno
jest, mokro, to ja podziękuję. – oznajmiłam szybko wzdrygając się na samą myśl
o chodzeniu i zacisnęłam palce w nadziei, że zgodzi się za mną.
– On żaden mój – szybko zaprzeczyła, miałam wrażenie, że
nawet zbyt szybko. – A ty masz zamiar
całe święta na dupie przed kominkiem przesiedzieć?
– Czemu nie?
– ta wizja mnie ucieszyła tak bardzo,
że aż się uśmiechnęłam – Ciepło,
wygodnie a i książkę mam ze sobą. Jak ty byś mnie z tym poparła odwdzięczyłabym
Ci się podobnie – kusiłam.
– Ja nie mam zamiaru przebimbać pół zimy siedząc i gapiąc
się w ogień – zrobiła zaciętą minę, założyła ręce na piersi i patrzyła na mnie
hardo – To jest nudne, a na takim spacerze może być fajnie, wiesz? Może jest
coś fajnego do pooglądania, a jak nie to można po prostu wziąć i ich porzucać
śnieżkami, albo natrzeć to chyba jest ciekawsze niż książka... – znów się
najeżyła a ja miałam ochotę warknąć na nią. Czy to dziecko musi być takie
trudne we współżyciu, dumałam.
– No proszę cię.
Co jest fajnego w chodzeniu? Oki, rozumiem nacieranie ich śniegiem, nawet
bałwana możemy ulepić, ale, po co do tego spacerować? Śnieg mamy pod domem – zaproponowałam
kompromis, ale jej mina od razu mi uświadomiła, że to na nic. Patrzyła na mnie
jak na wariatkę.
– Żeby się przejść i rozruszać, a nie siedzieć bezczynnie.
Ja idę jak chcesz to zostań, jak masz marudzić całą drogę to też zostań, bo ja
nie mam ochoty tego słuchać, a się dobrze bawić – naprawdę? Pomyślałam
uszczypliwie jednak nie chciało mi się z nią dyskutować, aż bałam się jej
kolejnego tekstu.
– Okropna jesteś.
A gdzie twoja damska solidarność? – spróbowałam ostatniej rzeczy, jaka przyszła
mi do głowy. Zagryzłam dolną wargę i patrzyłam na nią z nadzieją.
– Uciekła wraz z momentem poczęcia – rzekła z tak poważnym
wyrazem twarzy, że aż się w głos roześmiałam. Bezczelna smarkula ma ciętą
ripostę.
– I tak cię lubię
– powiedziałam z uśmiechem rozbrojona jej odpowiedzią.
Zastanowiłam się,
musiałam wymyślić coś innego, co pozwoliłoby mi się od tego spaceru wykpić.
Wpadłam na dwa pomysły, najpierw zamierzałam przeciągać śniadanie tak bardzo,
aby było za późno na jakieś długie spacery. Dzięki Bogu była zima i dość szybko
robiło się ciemno. Kolejną rzeczą, jaką mogłam wykorzystać były pierniki. Byłam
przygotowana do ich robienia, przywiozłam ze sobą wszystkie potrzebne składniki
jak i sporo drobnych perełek, cukierków do ozdabiania. Wystarczyło teraz tylko
w odpowiednim momencie namówić do tego panów.
Moje rozmyślania
przerwali mężczyźni wnosząc ogromny stos kanapek i kubki. Pociągnęłam nosem i
od razu wiedziałam, nici z kawy. Zmarszczyłam groźnie brwi i spojrzałam na
mojego wybranka.
– Patryk,
kochanie prosiłam o kawę, czy już tak źle z twoją pamięcią? – docięłam mu
porządnie rozczarowana.
– To dziwne, że w ogóle kanapek nie zapomnieliście. – od
razu z pomocą przyszła mi Angela, za co posłałam jej szczery uśmiech.
– Nie marudź, do
śniadania pije się herbatę, nie kawę – odezwał się ten mój tonem wykluczającym
dyskusje. Byłam świadoma tego, że nie osiągnę teraz nic, więc postanowiłam
przemilczeć chwilowo jego wypowiedź, na osobności mu się odgryzę, zanotowałam.
– Herbata zdrowsza jest – z pomocą od razu przyszedł mu
kolega – A ty jak chcesz możesz sobie zaraz kanapki sama zrobić – dodał patrząc
na dziewczynę i jednocześnie przyciągając ją do siebie. A podobnież nic ich nie
łączy, analizowałam widząc tą scenę.
– Kawa jest
smaczniejsza – uparcie trwałam przy swoim zdaniu. Bardziej tak na pokaz, bo
znając Patryka wiedziałam, że kawy przed śniadaniem i tak nie dostanę.
– To, co robimy?
– ten mój postanowił szybko zmienić temat, uśmiechnęłam się. Jednak mnie
zna i wie, że mogę tak długo wracać do tematu.
– Idziemy na spacer – ochoczo zaproponował Hubert, co
ponownie spowodowało moje niezadowolenie.
– Tak, tak chodźmy – dodała młoda bezczelnie patrząc mi
się w oczy. Pokazałam jej język i
zaproponowałam spokojnie:
– Może zjedzmy
najpierw w spokoju? Głupio byłoby to teraz zostawić skoro dla nas te kanapki
zrobili – uśmiechnęłam się
W odpowiedzi na pokazanie języka zobaczyłam jak Angela podnosi rękę jednak
szybko zmieniła zdanie, gdyż bez żadnego gestu opuściła ją. Ponownie się do
niej uśmiechnęłam.
– Nie zostawimy o to się nie bój, ale jeśli nie chcecie to
ja je mogę sam zjeść, no dobra z Angelą – zaproponował Hubert. Przyjrzałam mu
się. Był szczupły, sam mówił, że śniadanie już jadł to gdzie on zamierza
wsadzić tą stertę? Tasiemca ma czy jak. Moje rozważania przerwała rozmowa
naszych towarzyszy.
– Ty masz tą większą połowę – odezwała się dziewczyna
patrząc na Huberta.
– Połowy są zawsze równe – odpowiedział jej zrezygnowany.
Było widać, że nie jest to ich pierwsza taka rozmowa.
– Ale ty wiesz, o co mi chodziło – szybko odpowiedziała
uśmiechając się czarująco, choć nie do końca szczerze.
– Tak wiem – odpowiedział spokojnie i zaczął mówić jak
belfer – Ty zjesz 1/4, a ja 3/4 tak?
– Dokładnie tak – dziewczyna posłała tym razem szczery
uśmiech i zajęła się jedzeniem.
– Jakaś obsesja Hubert? – zapytałam bawiąc się swoją
kanapką – Z tą matematyką? – uzupełniłam i spojrzałam na niego wyczekująco.
– Nie, dlaczego? – odpowiedział spoglądając na mnie i
wybierając kolejną kromkę chleba – Chciałbym ją tylko czegoś nauczyć.
– Powodzenia – mruknęłam pod nosem i dalej obracałam swoje
śniadanie w ręku.
Patryk posłał mi groźne spojrzenie. Naprawdę mógłby mnie
lepiej znać, pomyślałam i już miałam mu na to zwrócić uwagę, gdy to on się
odezwał.
– Mysza, pospiesz się z tym jedzeniem – ponaglił mnie –
pora już wychodzić.
Skrzywiłam się i już miałam coś zaproponować, gdy
usłyszałam śmiech Angeli. No naprawdę, czy to takie zabawne, że ktoś nie lubi
bliskich kontaktów z zimą, albo chodzenia bez sensu? Naburmuszyłam się jeszcze
bardziej jednak szybko musiało mi przejść, teraz musiałam działać a nie stroić
fochy, na to jeszcze przyjdzie pora.
– Mamy coś ważniejszego do zrobienia – powiedziałam
zdecydowanie odkładając prawie nie ruszony chleb na talerz i wstając. – Musimy
się wziąć za te pierniki, z tego, co wiem to dość pracochłonne a musimy je dziś
zrobić wszystkie. Hubert pomożesz mi zagnieść ciasto? – spojrzałam na niego
jednak nie czekałam na odpowiedź i ciągnęłam dalej – Ty kochanie mógłbyś
przynieść tą reklamówkę z ozdobami z naszego pokoju, pokażę wszystko Angeli –
tym razem skierowałam wzrok na dziewczynę – Ty w tym czasie ogarnij ten
bałagan.
Uśmiechnęłam się do wszystkich i wyszłam z salonu do
kuchni. Nastawiłam wodę na kawę i zaczęłam jej szukać. Doskonale słyszałam jak
Angela wzdycha. Uśmiechnęłam się pod nosem z satysfakcją. Po chwili z pokoju
doszło mnie szuranie i po chwili koło mnie pojawił się Hubert delikatnie
pchający młodą, ta opierała się żartobliwie, ale jej mina mówiła mi, że podoba
jej się to. Jeszcze nie oderwałam od nich wzroku, gdy na schodach usłyszałam
ciężkie kroki Patryka a za moment zobaczyłam jego samego. Poczekał chwilę aż
naleję wrzątek do kubka i podał mi reklamówkę. Wzięłam pierwszego łyka i z
torby wyciągnęłam kartkę, na której w domu zanotowałam przepis z gazety.
– Proszę, tu masz
przepis to zagnieć – podałam Hubertowi kartkę – Patryk Ci pomoże – spojrzałam
na Angelę. Stała przy kontuarze z talerzem kanapek, wydawała mi się lekko
zagubiona, więc i ją zamierzałam pokierować – Te kanapki to może odłóż na bok,
na pewno zaraz znów będą chcieli jeść – powiedziałam z miłym uśmiechem i
ponownie podniosłam kubek do ust.
– Ja
jeszcze jem potem będę wstawać do blatu zabierać kanapkę i znów wracać i tak w
koło Macieja? – spytała robiąc tą swoją wojowniczą minę. Postanowiłam nie
reagować na minę, ale zaczepki nie zamierzałam jej odpuścić. Hubert postanowił
nie wtrącać się w nasze sprzeczki. Zaczął wyjmować potrzebne mu rzeczy i zabrał
się do robienia ciasta. Byłam mu za to wdzięczna. Sama z młodą miałam duże
szanse na wygranie tej potyczki.
– Pospiesz się,
nie widzisz, że mamy dużo roboty? – odpowiedziałam jej jednocześnie gromiąc ją
wzrokiem – Przecież to wszystko samo się nie zrobi – oparłam się ponownie
wygodnie o szafki stojące za mną i zamierzałam dalej cieszyć się kawą.
– Może
odłóż tę kawę i weź się do roboty? – usłyszałam szybko głos małolaty i nie dużo
brakowało abym zachłysnęła się ciemnym aromatycznym płynem.
Spojrzałam na naszych partnerów licząc na pomoc z ich
strony, niestety wydawali się pochłonięci robieniem ciasta. Hubert stał z
rękoma w misce, Patryk pomagał mu wsypując do niej kolejne składniki.
Zacisnęłam zęby ze złością, miałam ochotę krzyczeć, ale za nic nie przyznałabym
się głośno do tego, że potrzebuję pomocy z takim dzieciakiem.
– Muszę poczekać
aż wy się tu obrobicie – powiedziałam z pozorowanym spokojem patrząc na
dziewczynę złym wzrokiem – Co mam wałkować jak jeszcze nie ma ciasta?
– A co ja
mam robić jak jeszcze nie ma ciasta? – odpowiedziała mi momentalnie. Przez
chwilę milczałam, nawet nie po to, aby zastanowić się nad tym, co mam jej
powiedzieć, chciałam się uspokoić.
– Miałaś
posprzątać – przypomniałam złośliwie – Nie czekać i wziąć się za to jak
będziesz przeszkadzać.
– To może
ty posprzątaj. Ja nie lubię – smarkula widziała moją złość. Im ja byłam bardziej
zirytowana tym ona miała lepszy humor. To znowu powodowało moją coraz większą
złość.
– A po czym
wnosisz, że ja lubię? – podniosłam rękę i pokazałam jej paznokcie, nad którymi
pracowałam dość długo – Ja nie chcę sobie manicure zniszczyć, a ty pewnie nawet
nie wiesz, co to jest. – Dodałam zadowolona z tej jawnej złośliwości.
–
Ogarnijcie to we dwie –
zaproponował Hubert z uśmiechem odwracając do nas głowę. Zmarszczyłam brwi. Nie
takiej pomocy oczekiwałam – I
tak nic nie robicie, a tak się uwiniecie i ty wypijesz kawę, a ty dalej
będziesz wcinać te kanapki i mnie jedną z nich karmić.
Uśmiechnęłam się chytrze, odstawiłam kubek i szybko
zaczęłam zbierać naczynia i wstawiać je do zlewu.
– Już Ci
przygotowałam naczynia do mycia – powiedziałam ze szczerym uśmiechem.
Usłyszałam śmiech Huberta, co potwierdziło moje
przypuszczenia, że słuchają tego, co mówimy tylko wolą się nie mieszać.
Spojrzałam na mojego mężczyznę ze złością akurat w momencie, gdy ten
zrezygnowany kiwał głową. Naprawdę nie rozumiem – myślałam – czemu on nie może
pogodzić się z tym, że ja osobiście nie nadaję się do prac w kuchni. Ponownie
spojrzałam na Angelę. Siedziała wpatrzona we mnie, ale zdecydowanie nie
podobało mi się to jak to robi. Miałam wrażenie, że uważa mnie za głupią.
– No chodź młoda
– ponagliłam ją – A jak będziesz chciała to wieczorem paznokcie ci zrobię –
zaproponowałam, jako gałązkę oliwną. Spojrzała na mnie jak na największego
wroga jednak to Hubert odezwał się pierwszy.
– Majka ja
cię nie chcę rozczarowywać, ale ona nie pozmywa – powiedział spokojnie, ale miałam wrażenie, że słyszę w jego głosie
pewną rezygnację – Wszystko, ale nie pozmywa, jestem tego pewien.
– Właśnie,
a paznokcie to prędzej Patrykowi zrobisz niż mi – ucieszyła się z pomocy
Huberta a ja ze złości zazgrzytałam zębami. Paskudny dzieciak myślałam.
– Ja
jestem za pomysłem Mai – ponownie odezwał się Hubert. Poparł mnie, ucieszyłam
się, więc punkt dla mnie.
– Angela ja
pozbierałam wszystko teraz nie masz wyjścia – powiedziałam poważnie. To, że ona
nie zmyje wcale nie oznaczało, że ja mam to zrobić.
– No to
będzie syf – usłyszałam w odpowiedzi, ale nie poddawałam się
– Zostało to
tylko opłukać, no chyba, że się wody boisz? – prowokowałam. Szukałam
czegokolwiek, co zmusiłoby ją do ustania przy zlewie.
– Ty chyba
też nie? – ciągnęła a mnie to naprawdę irytowało. Miałam ochotę tupać ze złości
a jednocześnie z całych sił starałam się tego po sobie nie pokazywać, nie dać
jej takiej satysfakcji.
– Ja to
pozmywam – zaproponował się Hubert i zaczął czyścić ręce – Ty to dokończ. – Powiedział klepiąc
Patryka po przyjacielsku w ramię i spojrzał na dziewczynę z udawaną złością – a ty ogarnij resztę syfu.
– Jak dla mnie
bomba – ucieszyłam się szczerze. Wygrałam, nie będę musiała zmywać. Podniosłam
kubek do ust i spojrzałam z satysfakcją na Angelę.
Wstała i zaczęła zbierać z blatu resztki po robieniu
kanapek, co ucieszyło mnie jeszcze bardziej. Długo nie cieszyłam się ta chwilą,
bo poczułam na sobie wzrok Patryka, a zaraz potem usłyszałam jego słowa:
– A ty, co
będziesz robić, Mysza? – spytał patrząc się na mnie uważnie.
Patrzyłam jak młoda bierze śmietnik i podstawia go pod
blat a następnie zgarnia z niego część resztek, które chwilę wcześniej
zbierała, to samo zrobiła ze stołem.
– Ja przypilnuję,
aby młoda się przykładała – posłałam mu jedną z moich dobrze wyćwiczonych min
niewiniątka i uśmiechnęłam się czarująca. On tylko zmarszczył brwi. Nie zdążył
nic powiedzieć, młoda go ubiegła.
– No chyba
cię... – nie dane jej jednak było dokończyć, przerwał jej Hubert odwracając się
do niej z surową miną.
– Cię, co?
– spytał wyjątkowo poważnie
– Pogrzało
– dokończyła lekko zawstydzona. Spodobało mi się to jak uważa, aby jego nie
rozgniewać za bardzo. Nawet podziwiałam jak sprawnie balansuje na krawędzi.
– Majka ty się
uspokój – ponownie usłyszałam głos Patryka i spojrzałam na niego nadal się
uśmiechając – Nie wydawaj poleceń, co najwyżej możesz poprosić – mówił
spokojnie a jednak widziałam emocje, jakie chciał ukryć – Przypominam, że to ty
wymyśliłaś te całe pierniczki.
– No
właśnie – od razu ten dzieciak musiał
się z nim zgodzić i jeszcze miała czelność uśmiechać się do mnie triumfująco.
Popatrzyłam na nią ze złością, ona w tym czasie spokojnie
odstawiła kosz na miejsce. Co ja jej zrobiłam, zastanawiałam się, czemu tak się
mnie czepia, czy nie może znaleźć sobie kogoś innego? Hubert w tym czasie
skończył zmywać i stanął za nią, lekko ją objął i usiadł na stołku. Angela
znalazła się między jego nogami. Widziałam, jaką przyjemność mu to sprawia, jej
również takie gesty nie były obojętne. Ponownie myślami wróciłam do chwili,
kiedy ten zarzekał się, że nic ich nie łączy. No na pewno, pomyślałam. Puścił
ja chyba tylko po to, aby przyniosła dla nich kanapki. Doskonale wiedziała, że
i on ma ochotę, zanotowałam w pamięci, muszą spędzać sporo czasu ze sobą. Ponownie spojrzałam na Patryka, odwrócony do
mnie tyłem zajmował się nadal ciastem. Pokazałam mu język i nachyliłam się do
miski, aby popatrzeć.
– Jeszcze trochę
musisz to wyrabiać, grudki są – powiedziałam dość uszczypliwym tonem.
– Jesteś
pewna, że on da radę to zrobić? – spytała uszczypliwie tym razem jego.
Ucieszyło mnie to, że choć raz nie na mnie ostrzy sobie pazurki.
– Dam młoda, dam
– odpowiedział jej odwracając się i mierząc ich wzrokiem – Nawet więcej dam –
dodał ciszej i spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie. Nie wiedziałam czy jest
poważny czy żartuje – Jak się Majka nie uspokoisz to w końcu Cię uduszę –
zapowiedział – Już miałam mu odpowiedzieć, co o tym myślę jednak ubiegła mnie
Angela.
–Uduszenie
jest oklepane. Bądź oryginalny i coś wymyśl lepszego – uśmiechnęła się do niego
a oczy błyszczały jej zawadiacko.
– Co byś chciała
usłyszeć? – spytał spoglądając na nią, uśmiechnął się – Mam ją przez kolano
przełożyć?
Odwrócił się wyjątkowo szybo do mnie i spróbował złapać
tak, aby móc mnie przełożyć tak jak przed chwilą mówił. Nie spodobało mi się to
wcale, od razu zobaczyłam ślady jego brudnych łap na swojej bluzce. Zaczęłam
się szarpać, bo jednak mnie trzymał jednak efekt był mizerny. Zawstydzona
spojrzałam na dwójkę siedzącą razem z nami w kuchni. Zawstydziłam się jednak
pociechą dla mnie było to, że Młoda nie zwracała na nas uwagi. Udało mi się w
końcu spojrzeć na Huberta. Ten patrzył się na nas otwarcie. Miałam wrażenie, że
całe jego ciało mówi „o serio?”, Jak by wierzył, że Patryk naprawdę za chwilę
mi wleje, jednak nie usłyszałam słowa. Czułam jak rumieniec wstydu wpływa na
moje policzki. Nie dawał mi szans na uwolnienie się, nadal próbował wykręcić
tak, aby móc dotknąć pośladków. Miałam dość i w końcu zaczęłam krzyczeć.
– Neandertalczyk!
Czy ty myślisz w ogóle? Zostaw!
W końcu udało mi
się wyrwać, uderzyłam go ze złością w ramię i zgromiłam wzrokiem. Już miałam
zająć się ciastem i na nim wylać całą swoją frustrację, kiedy usłyszałam głos
tego… dzieciaka.
– Hubert,
dolej im kisiel!
Wszystko się we mnie zagotowało, miałam ochotę krzyczeć.
Spojrzałam na nią, siedziała bardzo z siebie zadowolona, spokojna. Poczułam się
dotknięta. Odwróciłam się do stołu, na którym miałam zamiar wałkować ciasto,
gdy kątem oka zobaczyłam jak Hubert nachyla się nad nią i coś mówi. Spojrzałam
na nich. To było dziwne, takie szeptanie w towarzystwie nie pasowało mi do
niego. Postanowiłam to zignorować. Wyjęłam ciasto z miski i zaczęłam je
energicznie wałkować, wycinać choinki i gwiazdki, układać na blasze, chciałam
pozbyć się wszystkich tych negatywnych emocji i pobyć trochę bez ich komentarzy
i docinków. Miałam dość ich wszystkich.
Wkładałam blachę do piekarnika, gdy poczułam oddech na karku, wiedziałam, że to
Patryk, pewnie chciał mi pomóc, ale nie miałam na to ochoty.
– Odsuń się, mało
ci jeszcze? – warknęłam na niego.
– Księżniczka
się nie umie bawić? – od razu odezwała się ta smarkula. Nawet nie spojrzałam na
nich.
– Ty, Młoda
– zobaczyłam kontem oka jak Hubert ją maże mąką po czole – A ty umiesz?
– Nooo
umiem – odpowiedziała mu dokładnie tym samym. Uśmiechali się, dobrze bawili a
mnie zalewała krew.
Głośno odłożyłam
wałek i spojrzałam na nich ze złością.
– Ja nie umiem? –
krzyknęłam – Tak? To ja się staram, planuję, a wy, co najwyżej się ze mnie
naśmiewacie – zdjęłam fartuch, który dopiero, co nałożyłam na siebie – Skoro
was to bawi to proszę, bawcie się beze mnie!
Wyszłam i bardzo
żałowałam, że nie mam, czym trzaskać. A to miały być fajne, miłe święta.
Mruczałam pod nosem.
Wyszłam na zewnątrz, aby ochłonąć, od razu poczułam zimno.
Krajobraz może i był uspakajający, ale ta temperatura…. Marudziłam pod nosem.
Już miałam wrócić do środka, gdy usłyszałam, że ktoś idzie za mną. Nie trzeba
było być Szerlokiem, aby wiedzieć, że to Patryk. Przymknęłam drzwi i
nasłuchiwałam kroków. Nie był rozgniewany, gdy był zły inaczej chodził, wtedy
słyszałam złości w każdym kroku. Zaczęłam się trząść z zimna i utyskiwać samej
sobie. Głupia – myślałam, tak samej, dobrowolnie wyjść na taki ziąb. Poczułam
powiew ciepłego powietrza i zobaczyłam za sobą Patryka. Objął mnie ramionami.
Był taki ciepły, kochany. Przytuliłam się do niego i przez chwilę chłonęłam od
niego ciepło i spokój. Odwrócił mnie przodem do siebie. Podniosłam głowę, aby
na niego spojrzeć. Uśmiechał się ciepło. Dotknęłam delikatnie jego policzka,
uśmiechnęłam się nieśmiało. Pochylił się lekko, złapał mnie za włosy i
przyciągnął mocno do siebie. Czułam jego oddech tuż przy własnych ustach,
zaczęłam wyczekiwać chwili, kiedy je dotknie, zawładnie nimi jednak nie wykonał
najmniejszego ruchu. Chciałam przejąć inicjatywę, próbowałam dotknąć jego ust
jednak nie pozwolił mi na to. Położyłam ręce na jego pośladkach, wtuliłam się w
niego tak, że doskonale czuł każdą krągłość mojego ciała a jednak nadal stał
jak skamieniały. Czułam pożądanie, chciałam poczuć jego usta, język, całego
jego a on nie zrobił nić! Mocno przydepnęłam jego stopę i warknęłam:
– Patryk!
Roześmiał się i wymierzył mi klapsa. Poczułam tylko
delikatne szczypanie, to było jak pieszczota. Może średnio wyszukana, ale jednak.
Uśmiechnęłam się, poruszyłam delikatnie tak, aby poczuł ucisk piersi na swojej
klacie i wyszeptałam:
– Chcę Cię. Teraz! – ponownie się roześmiał, delikatnie
musnął moje usta i zaraz się cofnął.
– Nie zasłużyłaś – wyszeptał cicho, z uśmiechem.
– A ty? Czy byłeś grzecznym chłopcem? – kusiłam oblizując
usta – Może ty zasłużyłeś na nagrodę – uśmiechałam się delikatnie, dłońmi
zaczęłam błądzić po jego biodrach, kierować je z przodu jego spodni. Nie
zatrzymał ich, więc czułam się coraz pewniej.
Już miałam się dobrać do jego rozporka, gdy zatrzymały
mnie jego słowa.
– Nie zaczynaj, bo wylądujesz na śniegu – nachylił się
delikatnie, wziął do ręki śnieg z barierki i natarł mi nim szyję. Pisnąłem
zaskoczona a gdy zobaczyłam, że ponownie sięga po to okropieństwo wyrwałam się
mu i roześmiana wbiegłam do domu. Wszedł tuż za mną. Złapał mnie od tyłu i
przyciągnął do siebie. Nachylił się nad moim uchem i szepnął:
– Przeszły Ci już te humorki złośnico? – Zaraz potem
poczułam jak zaczyna je całować. Mruknęłam zadowolona a w odpowiedzi poczułam
delikatne ugryzienie. Wypuścił mnie z rąk i delikatnie popchnął do przodu. – Do
pracy Kobieto! – powiedział z uśmiechem – Pora skończyć ten bałagan. –
opierałam się, było mi dobrze tu i teraz, więc poco to zmieniać, myślałam – Im szybciej
skończymy tym szybciej będziemy mogli wracać do tego tu – powiedział i ponownie
mnie popchnął. Nie opierałam się. Teraz zrobiłabym wszystko, aby wrócić do tego
tu. Ochoczo poszłam do kuchni a on zaraz za mną.
Angela i Majka chyba się nie polubią. E.
OdpowiedzUsuńNo cóż Majka i Angel nie przypadły sobie do gustu.Kto by pomyślał,że Majka zapropnuje robienie ciasteczek przecież tak nie lubiła gotować.
OdpowiedzUsuńNudna ta część jest. Nic nie wnosi, właściwie niewiele się tu dzieje, długie, irytujące, bez dynamizmu. Nie bawi, nie zaciekawia, męczy. Do tego sama Majka jest tak irytująca, że przestałam ją lubić. Jak ten Patryk z nią wytrzymuje? Chociaż we wcześniejszych częściach taka nie była. No cóż... Znielubiłam moą imienniczkę. Bardzo się o to postarała. Maja
OdpowiedzUsuńDziewczyny nie polubiły się.
OdpowiedzUsuń