Aleksander (Samuel)
Zatańczyłem z Amandą dwa utwory,
potem napiłem się z Kamilem i znalazłem moich pobratymców – Fabiana i Dariusza.
Fabian tańczył z jakąś małolatą, tą jedną z koleżanek Amandy. Darek w tym
czasie tłumaczył coś żonie ordynatora szpitala, w którym pracuje. Przysiadłem
się obok niego i nalałem wódki do szklaki.
– Coś dla was? Marzena? Darek? –
zapytałem.
– Nie, dziękuje Olku. Masz
cudowną żonę, fajnych przyjaciół i przede wszystkim piękny dom.
– Dziękuje – odrzekłem i
poprawiłem czerwony krawat. Zrobiłem dwa łyki czystej z lodem, zagryzłem jakimś
krakersem i czekałem, sam nie wiem na co, ale byłem dziwnie niespokojny, jakby
oczekiwałem jakiegoś boom.
Nagle poczułem czyjąś dłoń na
moim ramieniu. To był Fabian. Wstałem i skierowaliśmy się do mojego gabinetu.
Właściwie to pomieszczenia gdzie miał być mój gabinet, ale nie miałem czasu
urządzić wnętrza. Ściany były wytynkowane, panele na podłodze, ale poza tym to
na środku stała tylko kanapa.
– Rozłożona – zdziwił się
Fabian.
– Tak, czasami…
– Amanda wywala cię z łóżka już
przed ślubem? Tego się nie spodziewałem.
– Skończ się nabijać. Palisz? –
zapytałem i wyciągnąłem pudełko z cygarami w jego kierunku.
– Zawsze – odrzekł.
Chwycił za jedno, następnie
odciął nasadę, odpalił i zaciągnął się. Uczyniłem to samo, a potem opadłem na
łóżku, kładąc popielniczkę na swoim brzuchu.
– Chcesz pogadać?
– Sam nie wiem. Cholernie się
boje.
– Ale teraz, tak ogólnie,
przyszłości, czegoś konkretnego? – zasypywał mnie pytaniami.
– Przyszłości, czegoś
konkretnego, tak ogólnie, ale i teraz. Moje życie to wieczny strach, od kiedy
pamiętam. Zaczęło się w domu dziecka…
– Każdy przez to przechodził, ja
też. Ten lęk, czy gdy zaśniesz starsi cię nie okradną, nie wystawią z łóżkiem
na boisko, albo nie przypalą papierosem. Przeżyliśmy już to, to już za nami.
– Ojcostwo przede mną. Moje
życie to przemoc, od kiedy kurwa pamiętam – rzekłem i uniosłem się na łóżku,
oparłem wygodnie o nagłówek kanapy.
– Grunt to z tym walczyć. Jak z
Amandą?
– Jak na biegunie polarnym.
– Wybacz, nie chciałem się
zaśmiać. Wyglądacie na szczęśliwych.
– Pozory. Co z Sabiną?
– To – odpowiedział Fabian i
wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki zdjęcie. – Jak widzisz zdradziła
mnie.
– Jak widzę z niejednym. Skąd
masz tą fotę?
– Nieważne. Dziś chcę się bawić,
jutro do niej wrócę, zapomnę.
– Wybaczysz?
– To moja żona – odpowiedział
Fabian z przekonaniem. Przeszedł się po moim gabinecie. – Masz gdzieś tu jakiś
alkohol?
– Wódkę na parapecie.
– Do cygara średnio pasuje, ale…
– Niedopasowanie też ma smaczek
– dokończyłem.
– Ale jak się nie ma co się
lubi, to się lubi to co jest.
– Ja nie umiem zrezygnować z
tego co lubię. Gdybym potrafił, nie byłoby dziś Amandy u mojego boku. Trzeba
zwyciężać, Fabian, zawsze, mimo wszystko, nawet pod prąd, liczy się cel, ty
mnie tego uczyłeś.
– Cel nie uświęca środków, a
jego zdobycie nie zmazuje wyrzutów sumienia.
– Za to jego niezdobycie boli.
– To już zależy co kto woli,
sprawiać ból innym, czy sobie.
– Nie jestem masochistą –
stwierdziłem.
– Ani ja, i to chyba nasz
największy problem, bracie. – Fabian podał mi odkręconą butelkę wódki.
– Nadal nie wierzę, że jej
wybaczasz.
– Muszę, to ja ją opuściłem,
poszedłem siedzieć, może się upiła, może czuła samotna. Mordę powinienem obić
tobie, bo ty miałeś ją pilnować.
– I pilnowałem, do pewnego dnia,
potem miałem swoje problemy i mnie pochłonęły, wybacz. Jeśli to ci poprawi
nastrój możesz mi dać w pysk.
– Nie chcę. Jakie miałeś
problemy?
– Amanda i cała kolejka mężczyzn
do niej ustawiona.
– Pokonałeś konkurencje?
– Coś w ten deseń.
– No to gratuluje. Skąd zatem
ten biegun polarny?
– Wypadek przy pracy, czasami
trzeba poświęcić jednego żołnierza by przeżyło kilkoro, prawda?
– Ktoś kto powiedział, że w
miłości jak na wojnie znalazłby z tobą nić porozumienia – zakpił Fabian.
– Powinieneś te sukę ukarać.
– Mówisz o…
– O twoje żonie – wyjaśniłem
odkładając popielniczkę na podłogę.
– I co mam jej zrobić? Sprać
dupę? Co mi to da?
– Suka która zdradza zasługuje
na to co najgorsze.
– Zabiłbyś Amandę gdyby cię
zdradziła? – zapytał wprost, patrząc mi w oczy.
– Rozważałbym taką ewentualność
– rzekłem z uśmiechem.
– Co? Co ty pierdolisz!? Spójrz mi
w oczy – polecił. Zrobiłem o co prosił. – Zabiłbyś Amandę gdyby cię zdradziła?
– zapytał.
– Znalazłbym inne,
korzystniejsze rozwiązanie.
– Jakie?
– Po prostu inne –
odpowiedziałem i odszedłem od niego kilka kroków.
– Aleks?
– Słucham?
– Bardzo go przypominasz.
– Kogo? – zapytałem.
Wyczekiwałem odpowiedzi w strachu. Wciąż byłem odwrócony plecami do Fabiana.
– Wiesz kogo.
– Nie, nie wiem, oświeć mnie.
– Dobra, nie ważne. Nie poruszajmy
tego co boli. Pojechałeś tam?
– Gdzie?
– Do Niemiec.
– Na chuj?
– To twoja matka.
– Nie ma jej już tam, teraz jest
w Londynie.
– Ucieka?
– Nie, raczej nie wie, że jej
szukam, to zbieg okoliczności. Ma sieć pensjonatów, hoteli, wynajmy dla
imigrantów, dużo podróżuje.
– Dzieci?
– Brak.
– Mąż?
– Nic mi o tym niewidomo.
– Spotkasz się z nią?
– Nie, tak by wiedziała, że ja
to ja, to raczej nie.
– Ale kusi cię zobaczyć jak
wygląda, czy jesteś do niej podobny.
– Jestem podobny do ojca,
wypomniałeś mi to kilka zdań temu. Każdy dzieciak, każdy porzucony chce
wiedzieć skąd pochodzi. To chyba nic dziwnego.
– A rodzina ojca?
– Że niby co? Mam zjawić się w
drzwiach tych ludzi i powiedzieć „cześć, ty pewnie jesteś moją siostrą, a pani
mąż kiedyś zgwałcił moją matkę, chciałbym się przedstawić?”
– Ironizujesz.
– Może inaczej nie potrafię.
Czasami chciałbym tak jak Amanda.
– Co jak Amanda?
– Zapomnieć. Ona ma gdzieś ojca,
nie widziała go już kilka lat, nie rozmyśla…
– Bo o tym nie mówi?
– No.
– Ty też o tym nie mówisz, to
nie znaczy, że nie rozmyślasz.
– Racja. Wiesz co mnie boli
najbardziej?
– Że inne dzieci wychował, a…
– Nie, to mam akurat głęboko w
poważaniu. Nie wychowywał mnie, nie znam go, właściwie nie wiem jakim jest
człowiekiem, bo widziałem go jeden, jedyny raz na oczy. Jakim cudem jestem do
niego podobny?
– Nie wiem, może genów nie da
się oszukać. Zaraz, skąd pomysł, że jesteś do niego podobny? Nie pytam o
wygląd.
– Amanda…
– Amanda? Co z tym ma wspólnego
twoja przyszła żona.
– Zdradzała mnie.
– Korzystniejsze rozwiązanie?
– Uwiązać ją przy mnie.
– Przedziurawiłeś gumki, czy
jak?
– To nieco bardziej
skomplikowane. Całe życie broniłem matkę, wypierałem fakt, że mnie zostawiła i
znajdowałem mnóstwo powodów, wyjaśnień i usprawiedliwień jej postępowania. To
nie jest tak, że ona oddała mnie do domu dziecka, ona oddała mnie swoje matce
dużo wcześniej.
– Przypomniałeś jej o…
– Tak to sobie tłumaczyłem, na
dodatek byłem chłopcem, podobny też jestem do niego. Teraz martwię się o
Amandę, ona nie cieszy się z ciąży, bo…
– Coś ty zrobił? – zapytał mój
przyjaciel z jakąś taką głębią.
– Jej sponsor, tak związałem się
z dziwką…
Nagle poczułem uderzenie, jeden
cios z pięści prosto w szczękę. Zachwiałem się, oparłem o ścianę.
– Dalej, co zrobiłeś?
– Zaczekaj, sprawdzam czy mam
wszystkie zęby.
– Nie nazywaj jej tak przy mnie,
szanuj przyszłą żonę.
– Nie mam wzorca.
– Kiepskie wytłumaczenie. Ja też
nie miałem wzorca, nie wiem jak funkcjonuje rodzina i co? Spierdoliłem i
straciłem zbyt wiele w swoim życiu. Odpowiadaj dalej.
Opowiedziałem dalej, do samego
końca. Miałem potrzebę się komuś wygadać. Fabian był w szoku. Myślę, że
spodziewał się wszystkiego, ale nie tego.
– Powiedz jej prawdę.
– Co? Oszalałeś.
– Nie! Jeśli za ciebie wyjdzie…
Boże ona nawet nie wie za kogo wychodzi. O agencji jej powiedziałeś?
– Nie.
– O siostrach?
– Nie widziałem takiej potrzeby.
– O aborcji?
– Tym bardziej…
– A tak, nie widziałeś potrzeby.
Można się domyślić, dla ciebie nigdy nie ma potrzeby. To może chociaż…
– Uprzedzę cię, na większość
twoich pytań odpowiedź brzmi „NIE”. Amanda nie wie o tym, że już kiedyś miałem
być ojcem, nie wie o Marice ani o Nataszy, nie wie o pracy w sutenerstwie ani o
handlu żywym towarem, nie wie o prochach, kasynie, walkach ulicznych,
brutalnych filmach porno. Nie chce burzyć w jej oczach swojego obrazu.
– To nie twój obraz, to cholerna
poza. Sabina przynajmniej wie z kim dzieli życie.
– Z kim? Z mordercą,
gwałcicielem, to jej powiedziałeś?
– W życiu nie zgwałciłem żadnej
kobiety, to była twoja domena.
– Tamta suka…
– Miała szesnaście lat, Aleks.
Miała szesnaście lat, nie wiedziała na co się godzi. Dla ciebie ważne były
pieniądze i widzę, że nadal są ważne dla ciebie tylko pieniądze.
– A dla ciebie to może nie?
– Nie aż tak. Wiesz czym się różnimy
Olek?
– Krwią.
– Nie tylko. Póki się temu
przyglądałem, wiedziałem w czym pomagam, ale nie zdawałem sobie tak do końca sprawy
jak głęboko to siedzi to czułem się uniewinniony, potem zwyczajnie
zrezygnowałem, rozpocząłem legalną działalność. Sam wiesz, bo jesteś jej
współwłaścicielem.
– Uciekłeś z tonącego statku.
– Sporo zanim zaczął tonąć. Póki
biegałem z prochem by zarobić na chleb, było okay. Póki pilnowałem by mężczyźni
płacili prostytutką, a one nie oszukiwały w zarobku też było okay, ale potem to
poszło za daleko. Pobicia do nieprzytomności, coraz więcej narkotyków, wyższy
stopień wtajemniczenia.
– To ty mnie w to wciągnąłeś.
– Bo chciałem dla ciebie
lepszego życia, jak dla brata. Nie chciałem byś przymierał głodem i mieszkał w
ruderze, ale nie chciałem też byś brał przykład z tamtych ludzi. To miało być
chwilą, mieliśmy się dorobić i spadać, tak?
– Tak.
– A ty nadal dla nich pracujesz,
prawda?
– Nie, to nie tak.
– A jak? Myślisz, że w więzieniu
nie czyta się gazet? Dziecko uprowadzone ze szpitala, w którym pracujesz.
Zaginęła kobieta, była pielęgniarką, wiesz w którym szpitalu.
– Wiem.
– Może jeszcze powiesz, że nie
masz z tym nic wspólnego?
– Bo nie mam z tym nic
wspólnego.
– Mam ci w to wierzyć?
– Postaraj się.
– Kłamiesz.
– Nie masz prawa nazywać mnie
kłamcą dopóki mi tego nie udowodnisz.
– Ile ci zapłacili? Naprawdę
pensja lekarza starcza na postawienie takiej chaty? Ile pracujesz w zawodzie?
Trzy, może cztery lata. Olek, nie wierzę w cuda.
– Jest jeszcze agencja –
przypomniałem.
– Jasne, agencja – powiedział w
wielkim zamyśleniu. Położył mi dłoń na ramieniu, poklepał mnie po nim. –
Powodzenia i życzę ci jak najlepiej, ale zastanów się nad tym co robisz.
Wycofaj się póki nie jest za późno. Robisz wszystko dla rodziny, to dobre
wytłumaczenie, ale pamiętasz co mi powiedziałeś na odwiedzinach. – W tym
momencie drzwi się otworzyły. Do pomieszczenia wszedł Darek. – Pamiętasz sen? –
zapytał Fabian.
– Tak, do dziś mnie nachodzi,
ale…
– Ale, na razie. Ja spadam do
domu. Zło ma to do siebie, że kiełkuje i rośnie w nas. Nie będziesz dobrym mężem
i ojcem, dopóki robisz to co robisz – wyjaśnił i wyszedł. Zwyczajnie przeszedł
przez drzwi gabinetu.
– O jaki sen mu chodziło?
– Czasami powtarza się jedno i
to samo, kilka nocy pod rząd. Śpię, budzę się, bo słyszę pukanie. Sprawdzam czy
Amanda jest obok. Myślę, że to gałęzie o okna pukają. Idę do kuchni się napić,
słyszę przekręcenie zamka, potem krzyki, później wchodzę do sypialni, a tam
wszędzie krew, idę do pokoju dzieci, tam też krew. Patrzę na swoje dłonie, mam
w nich pistolet, a potem się budzę.
– Przerażające.
– Wiem.
– Fabian się obraził?
– Minie mu to, zawsze mu mija.
Ostatnio powariował, myśli, że całe zło w tym mieście to ja.
– Widocznie nie poznał się
jeszcze na mnie – rzekł z uśmiechem Darek po czym zrobił łyk z gwinta. – Dlaczego kazałeś podrzucić te prochy na
miejsce?
– A co? Ktoś się skapnął?
– Nie. Chudemu nic nie jest,
dziewczyny są tak nastraszone, że nawet między sobą o tym nie rozmawiają. On
się nie dowie.
– To dobrze.
– Po co to robisz?
– Bo wiem kto ukradł te prochy,
bo nie chcę by ten ktoś… nie chcę by im się coś stało.
– Od kiedy przejmujesz się
innymi?
– Od kiedy ci inni to rodzina
mojego najlepszego przyjaciela.
– Kryspin wrócił? – zapytał
Darek.
– Nie i dobrze, przynajmniej ten
poukładał sobie życie. Nie tkwi w tym bagnie.
– To kto? Fabian nie ma innej
rodziny. Jego syn? – zapytał z przerażeniem Darek.
– Nie, nie jego syn –
odpowiedziałem i wbiłem w kolegę wzrok niczym tysiące szpilek.
– Spałem z nią raz… z resztą nie
o tym gadamy. Kto?
– A to już moja słodka
tajemnica.
– Jego żona?
– Nie Darek. Nie chodzi nawet o
to by Fabian się nie dowiedział. Chodziło o to by prochy dotarły na czas i byśmy
mieli z głowy ten cały galimatias.
– Teraz coś kręcisz.
– Kogo obwiniliby o zgubienie
kilku kilogramów kokainy?
– Nie wiem, nas?
– I co byśmy zrobili?
– Byli w plecy dużą stawkę.
– I co byśmy zrobili?
– Mścili się.
– No właśnie, więc masz
odpowiedź – powiedziałem pewnie.
– To niedorzeczne, ale teraz
jesteś w plecy tylko ty i co? Będziesz się mścił?
– Nic nie jestem w plecy. Pożyczyłem
towar z innej hurtowni, muszę go oddać do wakacji, zanim ktoś się domyśli, że
go brakuje.
– Aleks, jestem prokuratorem,
uważałem się zawsze za inteligentnego kolesia…
– Ale bije cię na łeb, bo nic
nie rozumiesz. I lepiej abyś nie rozumiał.
Chciałem go wyminąć i udać się
do gości, ale poczułem jego dłoń na mojej klatce piersiowej.
– Nigdy nie mieliśmy przed sobą
tajemnic. W co ty grasz?
– W karty i nie zamierzam się
odkrywać na prawo i lewo. Dopóki nie dowiem się kto zdradził, milczę.
– A masz podstawy uważać, że ja?
– Nie, nie wiem.
– To nie czy nie wiesz!? – warknął.
– Właściwie to mam podstawy by
uważać, że miałeś coś z tym wspólnego, ale nie mogę w to uwierzyć.
– Olek, ale ja dowiedziałem się
od ciebie, że te prochy zniknęły, bałem się, że to gliny tak samo jak ty.
– Tyler.
– Co Tyler?
– Brat twojej żony zna Witolda
Maciejewskiego. Przyjechali tu kiedyś. Jeden z raną na ramieniu, a drugi czekał
w samochodzie, kamera garażowa go uchwyciła.
– Chcesz powiedzieć, że mój
szwagier i brat Fabiana nas okradli, a potem prosili ciebie o pomoc.
– No właśnie. Dlatego działam na
własną rękę.
– Myślisz, że ja, czy, że
Fabian?
– Myślę, że albo Witek wie
więcej niż sądziłem, albo Tyler wie coś od ciebie, albo coś znalazł. Mam prawo
podejrzewać, że oni nie wiedzą, że działam z wami, inaczej by do mnie nie
przyjechali, tak?
– Albo chcą byś myślał, że nie
wiedzą.
– To dzieciaki, gówniarze, nie
ma…
– Nie ignoruj tego. Nas tak
kiedyś zignorowano i co? Wygryźliśmy ich z ich własnej branży.
– Sądzisz, że Tyler chce okraść
wszystkie magazyny w całej Polsce czy uwziął się tylko na Wielkopolskę? Potem utopi
nas w super brykach, czy co?
– Aleks, nie kpij.
– Sądzę, że Tyler potrzebował po
prostu na wyprawkę dla dziecka i zaległy czynsz…
– Jaki czynsz? Jakie dziecko?
– No popatrz, a to ponoć twój
szwagier.
Wyminąłem Darka i wyszedłem z
gabinetu. Udałem się do pokoju dziecięcego gdzie ukryłem butelkę dobrego
szampana, a wychodząc wpadłem wprost na Amandę.
– Co tam, kochanie? – wyszeptałem Amandzie do ucha,
obejmując ją w pasie od tyłu.
– Ile jeszcze dziś zamierzasz wypić? – zapytała z lekką
złością w głosie i wskazała na butelkę szampana, trzymaną przez moją dłoń.
– To my w takim razie już sobie pójdziemy, bo i tak tata
Olgi już po nas przyjechał – powiedziała jedna z dziewczyn, które stały z
Amandą.
– Miło było poznać – uśmiechnąłem się do nich ciepło.
– Co ty wyprawiasz? Co to znowu za butelka? Po co tyle
pijesz? – Amanda zarzucała mnie pytaniami, kiedy jej koleżanki już się od nas
oddaliły.
– A to akurat twój ulubiony. Pomyślałem, że jeden
kieliszek ci nie zaszkodzi – odpowiedziałem.
– Olek, jestem w ciąży. Wiesz jakie bym miała wyrzuty
sumienia, gdyby im się coś stało. Bo mi może i racja, nie zaszkodzi, ale
maluchom może.
– Daj spokój, jeden kieliszek? Amanda, nie daj się prosić,
to Dom Pérignon. – wskazałem na etykietkę.
– Jaki rocznik? – zapytała.
– 1998 – odpowiedziałem.
– Zniknijmy z nim w garażu, by czasem nie musieć się
dzielić. Poczekam na ciebie, a ty weź jakieś kieliszki, przecież w kubku
plastikowym to grzech pić takie cudeńko – poleciła.
– Jak sobie królewna życzy.
Szczerze, to nie wiem, na co liczyłem, ale sądziłem, że
alkohol pomoże Amandzie poczuć taką beztroskę, a mi przeżyć chwilę zapomnienia.
Byłem tylko mężczyzną, a to jednak daje się we znaki w szczególności po
czterech miesiącach abstynencji seksualnej.
– Zapraszam – powiedziała, otwierając drzwi mojego
samochodu jednym guzikiem.
– Kobiety mają pierwszeństwo – rzekłem i uczyniłem
zapraszający ruch dłonią.
Rozsiedliśmy się wygodnie na tylnym siedzeniu. Podczas
kiedy Amanda nastawiała muzykę, ja mocowałem się z korkiem przy otworzonej szybie.
– Tylko się nie polej – rzuciła w moim kierunku. – Włączmy
coś starego. Może być Bajm albo wiem. Papa Dance! – wykrzyknęła. Mam coś
starego ich na karcie pamięci w moim telefonie.
– To wrzuć kartę tam, do tej dziurki – starałem się jej
wytłumaczyć, ale przerwała mi oburzonym tonem.
– To, że byłam blondynką nie znaczy, że nie potrafię
wrzucić karty pamięci do odtwarzacza. Nie przesadzaj, dobra.
– Dobrze, zapomnij o tym, co mówiłem i się nie denerwuj. –
W tym momencie korek wystrzelił, a kilka kropel stoczyło się po butelce.
Napełniłem oba kryształowe kieliszki do połowy i wręczyłem jej jeden.
– Gra, gra. Widzisz, mówiłam ci, że jestem zdolna –
pochwaliła się moja piękność.
– Chwileczkę. Wydaje mi się, że to ja ci mówiłem wiele
razy, że jesteś zdolna, podobnie jak to, że często bywasz leniwa, złośliwa i
arogancka – mówiłem, a Amandzie załączyło się śpiewanie, by mnie zagłuszyć.
Szepty, jęki, ponury raz
Rzeka wizji, niepewny czas
Słońce, pąki, szkarłatny blask
Ostry topór znów pociął gaz
Znów zapomniałem, by w czas
Być tam wśród moich gwiazd…
– Usłyszałam tylko zdolna, bo resztę jakby mi ktoś
zagłuszył swoim pięknym głosikiem – powiedziała z figlarnym uśmiechem i zrobiła
łyk ze swojego kieliszka.
– Łobuz z ciebie po prostu, ale kochany.
Ucałowałem ją w policzek i przytuliłem do siebie. I
szczerze nie wiedziałem, co dalej. Czułem się jak uczniak, jak prawiczek, co
chce obrócić pierwszą–lepszą dziewczynę na tylnym siedzeniu pożyczonego
samochodu, byleby zaliczyć. Różnica polegała tylko na tym, że ta dziewczyna
była moją narzeczoną, samochód należał do mnie, a ja nie byłem już uczniem,
któremu wybacza się podstawowe błędy z lekkim przymrużeniem oka. Jedno jednak
było niezmienne – byleby zaliczyć, a kiedy sobie to uświadomiłem, poczułem się jak
zwykłe zero.
– Nie uważasz, że ta piosenka ma taką głębię? Jest taka
uniwersalna, jakby o każdym, bo do wielu sytuacji można ją przypasować.
– Nigdy nie słuchałem ich piosenek, w głowie mam tylko tą
o Mona Lizie i nietykalnych – przyznałem, ale pomimo to postanowiłem się
wsłuchać w słowa i jakoś ochłonąć, odbić od poprzedniego pomysłu.
Moja wielka szansa mija
Odlatuje w cień
Mroczny koszmar mnie dobija
Nienormalny lęk
Hej, nie przychodź do mnie znów, nie przychodź
Hej, nie pragnę Twoich ust, nie mogę
Tu nastaje senna cisza
Moja twarz, Twoja twarz
Wizja życia, koszmarny los
Siła bycia, bolesny cios
Właśnie wstaje mój blady świt
Nagła chwila, namiętny krzyk…
(Papa Dance – Zły Omen)
Po przeanalizowaniu tych kilku słów piosenki zrozumiałem,
co Amanda miała na myśli chwilę wcześniej i postanowiłem przełączyć. Właściwie
to ledwie się pohamowałem, aby tego nie zrobić.
– Jesteś jakiś inny. Nie masz czasem gorączki? Co ci się
stało w policzek? – zapytała, dotykając mojego czoła i policzka smukłą dłonią.
– Nie, nie mam gorączki. Uderzyłem się o okno –
odpowiedziałem i chwyciłem ją za nadgarstek, odganiając jej dłoń ode mnie. Nie
mogłem znieść jej dotyku. Wpływał na mnie jakoś tak nadmiernie, jakby dotykała
mnie gdzie indziej.
– A może za dużo wypiłeś? – dopytywała.
– Nic mnie nie jest – zapewniłem, ale mało przekonywającym
tonem i spojrzenie Amandy to zdradzało. – Nie patrz tak na mnie, poważnie nic
mi nie dolega – dodałem.
– Jakoś trudno mi w to uwierzyć – rzuciła jakoś tak z
wyrzutem.
– Nie musisz się tak przejmować, ale to miłe uczucie i
niemiłe za razem. Fajnie, że chcesz się o mnie troszczyć i się martwisz, ale z
drugiej strony, nie lubię, gdy jesteś taka zmartwiona i zrezygnowana jak teraz.
– Ile miałeś kobiet przede mną? – zapytała nagle.
– To zależy, o co pytasz? Jeśli o związki, to były cztery.
Pierwsze dwa to takie na zmianę, jako małolat, a potem był jeden, ale jakoś bez
większego sensu.
– Pominąłeś jeden – upomniała mnie.
– Wiem, bo nie chcę o tym mówić. Ta kobieta nie żyje.
– Jak to się stało? – zapytała z wielkim zaciekawieniem.
– Umarła. To był wypadek.
– Jaki? – dopytywała i zaczęła mi tym działać na nerwy.
– Popełniła samobójstwo – dostrzegłem przerażenie w oczach
Amandy i postanowiłem zszokować ją jeszcze bardziej.
– Pokłóciliśmy się wieczorem, a w nocy podcięła sobie żyły
i wyskoczyła z siódmego piętra – dodałem.
– Ale dlaczego? – Amanda nie wykazywała chęci zakończenia
tego tematu.
– To było dawno, nie roztrząsajmy tego. Nie wiem, czemu
tak postąpiła – rzekłem banalnym tonem.
– Kochałeś ją?
– Byłem dwudziestodwulatkiem, wydawało mi się, że to
miłość.
– Jaka ona była? Przypominam ci ją?
– Zupełnie inna niż ty. Twoje przeciwieństwo. Czarne
włosy, słaby makijaż, brak akryli. Mniej zdolna niż ty, wiecznie szukała
kłopotów i coraz to nowych pomysłów na zabawę – odpowiedziałem, a Amanda już
chciała otworzyć buzię, by zasypać mnie kolejnymi pytaniami. – Czy możemy już
zakończyć ten temat? Proszę! – ostatnie słowo powiedziałem ostrzej. – Amando,
proszę! – dodałem, gdy już zaczęła coś mówić.
– No dobra, przecież już nic nie mówię. Chciałam tylko
zapytać czy za nią tęsknisz czasami – powiedziała, robiąc smutną minkę.
– Nie. Nie tęsknię, bo mam ciebie – byłem pewny swoich
słów.
– Pocałuj mnie – zaproponowała Amanda i sama przejęła
inicjatywę, bo mnie jakby wmurowało.
Po chwili poczułem jej wargi na swoich jakby bardziej intensywniej
niż dotąd. Jej język wdarł się do mojej buzi i dotknął mojego. Poczułem, jak
Amanda zmienia pozycję i przekłada nogę. Klęczała w taki sposób, by moje uda
były między jej kolanami. Instynktownie chwyciłem ją za pośladki, a potem sam
siebie za to zganiłem, bo przecież mogła się wystraszyć, mogły powrócić
wspomnienia, ale najwidoczniej nie powróciły. Całowaliśmy się dłuższą chwilę.
Poczułem jej język na swojej szyi, a później, jak zasysa moją skórę – robiła
malinkę. Pomyślałem, że skoro chce mnie naznaczyć w taki sposób, to nie mam nic
przeciwko. Zasłuchałem się w słowa piosenki i dałem jej prowadzić nas oboje. Po
chwili leżałem na tylnym siedzeniu i nie nazwę tego najwygodniejszą pozycją,
ale wtedy ta cała chwila wydawała mi się najpiękniejszą w całym życiu, taką
wyjątkową.
– Wszystko okay? – zapytałem kiedy Amanda zaprzestała
czynić, co czyniła i spojrzała na mnie.
– Chyba tak – odpowiedziała mało przekonywająco.
– Cholera! – zakląłem w myślach, ale nie dałem jej nic po
sobie poznać.
– Nie przejmuj się. Jak ze mnie zejdziesz to usiądę –
powiedziałem do niej i uśmiechnąłem się ciepło, choć ten uśmiech był wymuszony.
– Nie, Olek, tak było oki. Inaczej, ale ok – stwierdziła i
powróciła do całowania. Nie wiedziałem czy mam się z tego cieszyć i chłonąć tę
chwilę, póki jeszcze trwa, czy stanowczo jej przerwać, bo coś w jej oczach
zdawało się mówić, że ona zmusza się do tego zbliżenia.
– Leż i nic nie rób – wydała polecenie, a ja poczułem się
jakoś dziwnie, bo mną kobieta w takiej chwili dyrygowała, ale pozwoliłem jej na
to. Położyłem ręce za głowę i starałem się nie wykonywać zbędnych ruchów.
Czułem, jak odpina moją koszulę i całuje moją klatkę piersiową. Postanowiłem
sobie zapomnieć o wszystkim, nie myśleć o doznaniach ani o tym, co wydarzy się
za kilka minut. Postanowiłem czerpać przyjemności z każdej sekundy, ale
jednocześnie choć trochę się wyłączyć, bo tylko to pozwalało mi trzymać rączki
przy sobie, a nie na jej ciele. W głośnikach rozbrzmiały pierwsze nuty
piosenki, której kompletnie nie znałem. Postanowiłem więc zasłuchać się w nią,
a Amandzie zostawić całą resztę.
Mówią, że ona ma... czasem ludzką postać.
Bliżej brzegu niż dna, kiedy jest dorosła.
Skąd ten nagły pech, gdy tylko zjawia się?
Ucieka z Twoich rąk, gdy chcesz zatrzymać ją.
Miłość znów przeszła obok, dała sens pustym słowom.
Jak to jest, że po słońcu zawsze deszcz?
Miłość znów przeszła obok, była jak szczęścia obłok.
Jak to jest, że po słońcu zawsze deszcz?
Mówią, że ona jest... taka niepokorna.
Czasem drażni ją chłód, czasem płomień ognia.
Przeżyłaś to nie raz, rany wyleczył czas.
Serce wybija rytm, tańczysz jak każe Ci.
Miłość znów przeszła obok, dała sens pustym słowom.
Jak to jest, że po słońcu zawsze deszcz?
Miłość znów przeszła obok, była jak szczęścia obłok.
Jak to jest, że po słońcu zawsze deszcz?
Miłość znów przeszła obok, dała sens pustym słowom.
Jak to jest, że po słońcu zawsze deszcz?
Miłość znów przeszła obok, była jak szczęścia obłok.
Jak to jest, że po słońcu zawsze deszcz?
Po słońcu zawsze deszcz…
(Bajm – Miłość znów przeszła
obok)
Nie ten sen się nie ziści wątpię żeby Aleks był do tego zdolny.Amanda może kiedyś naprawi realcję z matką,bo z ojcem to raczej nie sądzę.Olek. może w dalekiej przyszłości spotka się ze swoimi rodzicami.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Tyler nie wie nic ważnego, że przypadkiem się tylko czegoś dowiedział i to wykorzystał.
OdpowiedzUsuńCo do Darka to się ciągle zastanawiam kim on tak w ogóle jest, za każdym razem pokazuje coś nowego o sobie. Jednak wydaje mi się, że Darek bardziej jest prokuratorem jak przestępcą. Ta przestępczość to tylko takie skoki w bok dla kasy, bądź adrenaliny.
Nie wiem czy Fabian się zresocjalizował, dla mnie takie słowo nie istnieje, Na pewno sporo sobie przemyślał i jakby stał się dojrzalszy, mądrzejszy. Zobaczymy jak to dalej z nim będzie.
nadal nie mogę uwierzyć że Aleks był w stanie zajmować się takimi interesami i nadal się nimi zajmuje. Mam nadzieje że chociaż z tym skończy jak urodza się dzieci :)
OdpowiedzUsuńTrudno uwierzyć, ale to prawda. Przecież z pensji lekarza nie stać by go było na taki dom. On sobie kiedyś postawił poprzeczkę wysoko i dążył do obranego celu, a że nielegalnie, nie widział innej opcji, żeby się wybić i coś w życiu osiągnąć.
Usuń