poniedziałek, 30 grudnia 2013

Część 219 - Lochy




Amanda (Magdalena)

Siedział na kanapie i wpatrywał się w kominek. Nie powiem… to był ładny widok, te płomienie tańczące z sobą. Podeszłam do niego wolnym krokiem, niemal na paluszkach. Stanęłam za jego plecami i położyłam mu dłoń na klatce piersiowej, w taki sposób jakbym go obejmowała jedną ręką od tyłu. Lekko się wzdrygnął na mój dotyk. Nakrył moją dłoń swoją. Jego była co najmniej dwa razy większa, bo mojej już wcale nie było widać pod tym przykryciem.
– Przepraszam – wypowiedziałam niepewnie.
Olek uniósł moją dłoń do swoich ust i musnął delikatnie wargami.
– Chodź tu do mnie, księżniczko – rzekł i poprowadził mnie tak bym stanęła przed nim.
Mój mąż zrobił lei rozkrok na siedząco i przyciągnął mnie do siebie. Usiadłam mu na jednym z kolan i choć starałam się to zrobić udami, które nie były zbite to nie za bardzo mu się to udało. Zacisnęłam zęby by przetrzymać ten chwilowy ból i brak komfortu. Olek patrzył w moją twarz i delikatnie się uśmiechał, tak smutno. Nie wiem czy mi się tylko wydawało, czy naprawdę miał łzy w oczach.
– Amanda – zaczął. Zdawało mi się, że waży każde słowo. – Nie możemy żyć tak jak dotychczas, to na nic. Ciągle się kłócimy i… ja tak nie potrafię ani nie chcę.
– Sugerujesz, że mnie się to podoba? – zapytałam ze złością.
– Sugeruje, że ja cię nie kopię, nie szarpię się i nie pluje ci po twarzy.
– Za to też przepraszam.
– Nie, tu nie chodzi o twoje przeprosiny, a o to by takie sytuacje nigdy więcej nie miały miejsca.
– Nie będą miały.
– No, to się jeszcze zobaczy – rzucił ze sporym cieniem niedowierzania. – Boli? – zapytał po chwili.
– Tak, trochę – odpowiedziałam zmieszana. Pierwszy raz przy nim coś mnie zmieszało i nie było to komfortowe uczucie.
– Ale ty wiesz, że to ty nie dałaś mi wyboru by postąpić inaczej?
– Mogłeś inaczej…
– Nie chciałem, bo mam dość walki z wiatrakami. Ile można mówić i jak grochem o ścianę? Ile można tłumaczyć to samo? Amanda ja naprawdę cenie, to że masz własne zdanie i miej je nadal, ale czasami musisz się pohamować, bo ja nie pozwolę na to byś mi skakała po głowię.
– Nie będę. Jest tu coś do jedzenia? – zapytałam dla zmiany tematu.
– Chantelle z Kryspinem byli tu wczoraj, mieli zostać tydzień, ale zwolnili nam miejsce. Wspominali, że jest coś na blacie. Chodź sprawdzimy co.
Olek wstał delikatnie tak by czasami nie zrzucić mnie z kolan. Poprowadził do obszernej i staromodnej kuchni. Na blacie stał chlebak, pełny, oraz tort.
– Jakbyś miała ochotę na coś innego, to mam trochę rzeczy w lodówce samochodowej.
– Nie, tort jest w sam raz. Potrzebuje cukru. Ukroisz.
– Jak tylko znajdę nóż. Jest widelec – powiedział nagle po przeszukaniu szafek. – Może weźmiemy tort do łóżka, co?
– Może być. Skąd znasz Kryspina?
– To brat Fabiana, przecież wiesz.
– Przepraszam, zapomniałam. To dziwne, że wasza przyjaźń przetrwała tyle lat. Wydajesz się być najbardziej z nim zżyty.
– Był w moim wieku. Pamiętam jak w szkole rysował na marginesie historyjki. Wiesz o co chodzi? Co potem się tak ruszają na kartce.
– Te niby kreskówki.
– Właśnie. Niekiedy śmialiśmy się całe godziny.
– Czyli masz jednak z domem dziecka dobre wspomnienia?
– Mam, jak najbardziej. Nikt nie ma tylko złych wspomnień. Myślę, że jak ty byś się postarała to też byś znalazła dobre wspomnienia z ojcem, z matką, może nawet z ojcem Igora.
– A złe?
– Co złe? – zapytał i oparł się o blat.
– Pytam o złe wspomnienia, Olek.
– Było ich kilka…set. Kilkaset. Nie chcę do tego wracać.
– Rozumiem.
– Kiedyś z stamtąd uciekłem. Miałem jakieś siedem lat. Fabian z Kryspinem uciekali już wcześniej, wracali do domu. Mówili, że jakkolwiek źle by nie było, w domu najlepiej.
– Dokąd poszedłeś?
– Do domu.
– To kawał drogi, dom dziecka jest na wsi, między…
– Dokładnie trzydzieści osiem kilometrów.
– O kurwa – byłam w szoku. Olek się lekko uśmiechnął.
– Szybko cię znaleźli?
– Jakieś dwa dni.
– Gdzie spałeś, co jadłeś?
– Kradłem pierw, potem sąsiadka mnie nakarmiła.
– Nie chciałeś wrócić?
– Wolę z tarczą, niżeli na tarczy. Wszedłem do domu babci, balkonem. Wybiłem szybę…
– I? Mów dalej, proszę.
– Przeszukałem meble, szukałem wspomnień, wziąłem kilka zdjęć i pozytywkę. Zwykłą, blaszaną. Trzeba kręcić korbką by grała.
– Wiem, która. Opowiadałeś chłopakom bajki nią kręcąc.
– Moja babcia tak zawsze robiła – powiedział z lekkim uśmiechem.
– Kochała cię?
– Najbardziej na świecie. Byłem jej oczkiem w głowie – powiedział niemal prze łzy. – Właściwie to zmusiła moją matkę do urodzenia. Ona chciała usunąć. Obiecała, że nic nie będzie przy mnie robić, że nawet nie poczuje, że jest matką, że ona się wszystkim zajmie sama, ale nie powoli zabić dziecka.
– Czyli gdyby nie ona, to mogłoby cię nie być?
– Pewnie by mnie nie było. Miałem jeszcze jedno wspomnienie. Byłem mały, miałem może z roczek…
– Nie możesz tego pamiętać.
– Mam taki prześwit, stop klatkę, czy jak to tam nazwiesz. Chyba jedyne wspomnienie z matką.
– A potem?
– A potem mnie odnaleźli, zawieźli do domu dziecka, dostałem porządny wpierdol za… z resztą nieważne.
– Przykro mi – wyszeptałam i wtuliłam się w niego tak jakoś instynktownie.
– To już nie ważne. Teraz mam ciebie, chłopaków. Moją rodzinę i jesteście dla mnie najważniejsi.
– Odnalazłeś ją kiedyś?
– Kogo? – zapytał, a ja odstąpiłam od niego na krok.
– Matkę.
– Może – odrzekł z takim cwaniackim uśmieszkiem.
– Jak to może?
– Po prostu nie wnikaj w to.
– Aleks, ale…
– Odnalazłem, ale się spóźniłem. Zwyczajnie zmieniła miejsce zamieszkania zanim dojechałem do Berlina.
– A co gdy byś na nią trafił, gdybyś ja znalazł.
– Pewnie siedziałaby teraz w piwnicy, razem z tą małą-piękną. Klatkę obok.
– Co?
– Żartowałem. – Kiedy to usłyszałam kamień spadł mi z serca.
– Jezu, wiesz jak mnie wystraszyłeś.
– Czym?
– Brzmiałeś jak psychopata.
– Może nim jestem. Dobra kończmy już ten temat. Bierzemy torta i do sypialni, tak?
– Tak.
Aleks zrobił mi miejsce bym pierwsza przeszła przez drzwi. Położyłam się na łóżku i znów poczułam to niekomfortowe ukucie na pośladkach, jakby pieczenie. Olek położył się obok.
– Nakarmię cię – oznajmił. – Powiedz czy dobre.
Skierował widelec w moją stronę. Wzięłam biszkopt z kremem waniliowym do ust.
– Dobre, zajebiste. Ciekawe kto piekł.
– Kryspin. Chantelle nie piecze.
– Twój kolega ma wiele talentów.
– Przekażę mu, na pewno się ucieszy. Zrób am…
Roześmiałam się, ale otworzyłam usta, a po chwili zamknęłam.
– Nie, ten kawałek jest za duży, nie otworzę tak szeroko ust.
– Otwierałaś już szerzej.
– Czyżbyś miał w moją stronę erotyczne podteksty? – zapytałam, gdy Aleks sam sobie władował do buzi ten wielki kawałek.
– Odrobinkę pani Górska. Ty wiesz za co dostałaś, prawda?
– Tak – odpowiedziałam, a Olek odłożył tort na stoliczek znajdujący się przy łóżku.
– Za co?
– Za robienie komedii z poważnej sytuacji.
– Brawo – pochwalił tak jakby od niechcenia. – Jesteś zła?
– Odrobinkę, minię mi – przyznałam.
– Pamiętasz, że wiedziałaś na co się piszesz?
– Tak, uprzedzałeś przed ślubem, były przesłanki już na początku naszej znajomości. Wiedziałam na co się piszę. Wiedziałam za kogo wychodzą.
– Kocham cię i jesteś jednocześnie moją obsesją. Jakbyś mnie zostawiła to pewnie pierw zabiłbym ciebie, a potem siebie. – Z tym zapewnieniem to mnie akurat przeraził. – Zależy mi na tobie i chłopcach jak na niczym w życiu. Nie pozwolę aby wam się coś stało, a ty wtedy zostawiając ich samych w pokoju mogłaś…
– Wiem, myślałam o tym. Mogło im się coś stać, ale wtedy…
– Co wtedy?
– Martwiłam się o ciebie, nie wiedziałam co się dzieje, nadal nie wiem.
– Nie wiem co to była za kobieta, ani co to był za mężczyzna. Może rodzice jakiegoś pacjenta, który zmarł. Musisz mi zaufać i czasami robić to co mówię, nie narażać się, rozumiesz?
– Tak. Myślisz, że to może mieć związek z tą kobietą z okna, co wypadła. Może masz jakąś fankę, co zabija twoje kobiety…
– Całkiem dobra teoria, ale nie sądzę. Myślę, że to jakieś sprawy przeszłości się na mnie odbijają. Fabian z Kryspinem wszystko sprawdzą. Nie martw się. I nie grzeb w tym.
– Okay, zaufam ci. Jakby nie patrzeć jesteś moim mężem – oznajmiłam i wspięłam się tak by położyć się moim brzuchem na jego brzuchu. Otoczyłam swoimi wargami jego nos, następnie delikatnie musnęłam usta.
Poczułam jak Aleks błądzi swoimi dłońmi po moim ciele. Były już na udzie, lekko pod pośladkami. Kiedy położył swoją dłoń na moim półdupku lekko się wzdrygnęłam.
– Przepraszam, zabolało?
– Nie, to bardziej strach.
– Boisz się mnie?
– Bólu.
– Czyli pewnie też jutra.
– Jak to? – zapytałam.
– Nie pozwolę by moja żona mnie pluła, kopała i zachowywała się jak trzy letnie dziecko – zaczął Aleksander. Zeszłam z niego i położyłam się obok. Odwróciłam tyłem. – Teraz masz focha?
– Idę spać.
– Amanda, to nie…
– Co nie, Aleks!? Sprałeś mnie, okay, zrozumiałam. Nie będę cię pluć, jak jacyś ludzie się będą kręcić przy domu to będę cię…
– Stój! Zatrzymaj się! Nie takim pretensjonalnym tonem. Nie chcę cię bić i nie zbiję. Strzelę kilka klapsów, tylko dlatego, że musisz w końcu zrozumieć, że choć dla mnie jesteś pępkiem świata, to nie możesz sobie pozwalać na wszystko. I jeśli chcesz teraz iść spać, to dobranoc. Jeśli chcesz się fochać, to mile spędzonego czasu życzę, ale mojej decyzji to nie zmieni.
Położyłam się tyłem do Aleksa i myślałam co zrobić. Nie bałam się własnego męża, z pewnością nie teraz, ale bałam się jutra, jego reakcji. Nie potrafiłam się pogodzić z faktem, że Aleks nie chce odpuścić, że nie jest po mojemu. Postanowiłam wziąć go na litość. Zmusiłam się do płaczu…
– Przynieść ci chusteczki z samochodu? – zapytał głosem bez wyrazu.
– Nie odzywaj się do mnie – odburknęłam.
– Jak sobie życzysz.
Minęło piętnaście minut. Dosłownie znudziłam się płaczem. Na niego i tak to nie działało, a ja się tylko zmęczyłam.
– Dobrze, przeszło mi – powiedziałam pewnie i odwróciłam się z powrotem w jego stronę.
– Już, tak szybko? – Wydawał się być rozbawiony.
– Chusteczki mam w walizce.
– Podam ci. Zapale też świece, bo już się szarawo robi.
Pogadaliśmy jeszcze godzinę. Olek usnął przede mną, tak niespodziewanie podczas rozmowy. Nagle przypomniała mi się ta piwnica i uśmieszek Olka gdy o niej mówił. Ominęłam go, wzięłam świecznik, z którym umiejscowione były trzy świece i ruszyłam na poszukiwanie schodów w dół. W całym domu ich nie było i wtedy coś skłoniło mnie do wyjścia na zewnątrz. Odnalazłam schody w dół, za domem. Poszłam nimi, ale drzwi były zamknięte. Wróciłam się więc do domu, po klucze. Aleks miał cały ich pęk w spodniach. Starałam się nie hałasować. Po raz kolejny przemierzyłam tą samą trasę. Odnalezienie właściwego klucza zajęło mi chyba z pół godziny. Wina zamka, był stary i trzeba się było nagimnastykować by go otworzyć. Weszłam do środka. Piwnica była duża, tak duża jak dom. Po lewo stało łóżko, takie jak w szpitalu. Po prawo była klatka. Nawet kajdany na ścianach. Poczułam dreszcze, nie wiem czy z zimna, czy ze strachu.
– Jak w lochach, prawda? – odezwał się ktoś za moimi plecami.
Odwróciłam się niemal natychmiast.

– Olek, co to jest? – zapytałam.

11 komentarzy:

  1. Robi się mrocznie. Wydaje mi się że ten domek, te lochy mają coś wspólnego z gangsterskim życiem Aleksa. Ciekawi mnie jak to się dalej potoczy. Sądzę, że Amanda znowu będzie miała kłopoty, bo nie wydaje mi się że Olek będzie zadowolony z tego, że bez jego zgody pląta się po domu i nie tylko, czytając końcówkę miałam wrażenie jakby to był jakiś film kryminalny, albo horror , ciekawość mnie już zżera jak to się dalej potoczy. :) E.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mi się wydaję,że to ma związek z przeszłością Aleksa z tym jego gangsterskim życiem.Jestem ciekawa co się stanie dalej jak Olek zareaguje na obecność Amandy w tamtym miejscu i jak jej wytłumaczy to co tam zobaczyła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisanie takich scen wychodzi Wam świetnie, aż się sama wystraszyłam tak się wczułam. Szkoda, że jest przerwane w takim momencie. Może Amanda doczeka się w końcu jakiś porządnych wyjaśnień.
    Ja też bym obstawiała, że te lochy są związane z gangsterskim życiem Aleksa,a sam domek bez elektryczności to fajna odskocznia od codziennego życia. Jednak w połączeniu z lochami może stanowić jakąś siedzibę przetrzymywania ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak mnie te lochy wciągnęły, że zapomniałam napisać o wręcz nadgorliwej konsekwencji Olka. Biedna Amanda, nie udało się jej go wzruszyć. Olek się zawziął i nie zamierza odpuścić. Zastanawiam się czy jego działania przyniosą jakieś efekty i czy Amanda w końcu się opanuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak konsekwentny Aleks to naprawdę coś... coś niespotykanego :)

      Usuń
    2. Powiadasz, że Lochy cię wciągnęły... uuuu, gorąco widzę jest.

      Żartuje,,
      Iwan ;)

      Usuń
  5. Amanda chyba przemyślała sobie trochę to wszystko i zrozumiała pewne rzeczy. Myślałam, że Aleks poprzestanie na tym jednym laniu ale jak widać ma inny plan. Nie dał się też wziąć na litość, trzyma się swojej decyzji. Podoba mi się to, że Amanda jednak darowała sobie strzelanie fochów. Czyżby pogodziła się z sytuacją?
    Lochy... brzmi ciekawie :D
    A taki domek bez elektryczności to by mi się czasem przydał :P

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko,naprawde jak w kryminale. Mam tylko nadzieje,ze on jej tam nie zamknie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prędzej to ona jego by tam mogła zamknąć, bo ma klucze :D

      Usuń
  7. Lochy? Ciemno, mroczno i z łańcuchami w tle? Fajny pomysł;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślała, że weźmie go na litość, ale nic z tego, on się zawziął, że będzie konsekwentny i nie wiem ,czy jest coś co mogłoby go od tej decyzji odwieść.

    OdpowiedzUsuń