czwartek, 26 grudnia 2013

Część 184 - Prezentacja




Angelika (Jula)

Retrospekcja
12 grudnia 2011 roku:

Podał mi tą czekoladę i oczywiście nalegał, by ją teraz, natychmiast otworzyć. On był w tym tak denerwujący, miałam wrażenie, że ten człowiek nie potrafi poczekać jeśli chodzi o jedzenie. Nie mógł zostawić jakiegoś smakołyka na potem. Otworzyłam opakowanie, zauważyłam jakąś białą kopertę jednak na złość jemu zignorowałam ten fakt i urwałam dwie kostki jedną dla siebie, drugą dla niego. Patrzył tak wyczekująco, aż przeżuję, a ja żeby jeszcze bardziej go podkurwić ponowiłam wcześniejszą akcje, a on patrzył taki nie zły, ale też nie zadowolony.
– No dobra już – rzuciłam, gdy stwierdziłam, że już mu wystarczy czekania. Otworzyłam tą kopertę i już na wstępie zaczęłam się śmiać, bo była podpisana moim imieniem, znaczy tym drugim. Zastanawiałam się po jaką cholerę on to podpisywał skoro wręczał mi tą czekoladę osobiście.
– Z czego ty się tak śmiejesz? – zapytał, bo jego mina wskazywała na to, że zupełnie nie domyśla się o co mi chodzi.
– Nie no… z niczego – powiedziałam przez śmiech i zaczęłam rozpakowywać kopertę.
– Nie no, ale powiedz – zażądał.
– No z niczego, no kawał mi się przypomniał.
– Ta, jasne – powiedział z miną wielce nieszczęśliwego człowieka, a ja dalej siłowałam się z tą kopertą, bo kolejną głupotą jaką zrobił było zaklejenie tego białego cholerstwa. Kiedy mi się w końcu udało Hubert zdążył już zalać sobie kawę. Moim oczom ukazało się zaproszenie pisane przez niego, własnoręcznie. Nie była to jednak propozycja spędzenia wspólnego wieczoru na urodzinach wujka czy imieninach ciotki.
– No chyba sobie żartujesz – powiedziałam odkładając kartkę na stół tuż przed jego kubkiem.
– Nie, dlaczego?
– Myślisz, że pojadę z tobą na święta i to gdzieś w chuj daleko stąd? – zapytałam poirytowana.
– Nie w chuj daleko, to tylko jakieś czterysta kilometrów, cztery maksymalnie pięć godzin jazdy – prawił tak spokojnie, że aż mi tym ciśnienie podnosił.
– Nie – stanowczo odmówiłam po czym obróciłam się do niego plecami z zamiarem wrócenia do swojego pokoju. Wyraźnie słyszałam jak poderwał się z krzesła i zanim zaczęłam biec to już mnie zdążył złapać. Trzeba mu było przyznać, że szybko się uczy, bo najpierw złapał mnie w pół, ale zaraz się poprawił i pochwycił również moje ręce.
– Hubert puść! – wydarłam się na niego, ale mnie zignorował.
– Czyżby przeszkadzało ci moje towarzystwo? – zapytał prawie szeptem i musiał się tak wkurwiająco bujać na boki.
– Wyobraź sobie, że czasami tak – rzuciłam mało przyjemnym tonem.
– Czemu?
– Bo mnie wkurwiasz, poza tym masz żonę, idioto! – mówiłam głośno jednak to nie był krzyk.
– No mam żonę, ale ona wolałaby spędzać święta beze mnie – tłumaczył jakby to była rzecz oczywista.
– Ale chłopcy – zaoponowałam, bo przecież prócz tej suki miał jeszcze dwóch synów.
– Oni chcą jechać z Magdą gdzieś do jej rodziny.
– A ja chce spędzić swoje tutaj. – Łapałam się ostatniej deski ratunku.
– To trudno w takim razie odmówię znajomych i zjawię się u ciebie – powiedział, a ja myślałam, że go ukrzywdzę, może nawet lepiej, że mi trzymał ręce.
– Chyba śnisz! – krzyknęłam choć tak na prawdę chciałam tylko podnieść głos, ale w sumie było mi wszystko jedno.
– Nie, ostatnimi czasy prawie tutaj mieszkam, a twojej babci obiecałem, że będę się tobą opiekował i zamierzam słowa dotrzymać – wyjaśnił stanowczym tonem.
– A ja chcę spędzić święta z nią – upierałam się przy swoim, na prawdę chciałam, by to moje zdanie było na wierzchu.
– To spędzisz, nie ma problemu. Po dwudziestej jest koniec widzeń wtedy po ciebie przyjadę i posiedzimy tutaj. Nie musi być żadnej kolacji, a tylko miłe spędzenie czasu – mówił i oparł się o blat, a mnie nadal miał przed sobą jednak ręce dalej miał nad moimi biodrami tak, że niemalże łapał się za łokcie. – No dalej maluchu, zgódź się – nalegał.
– Ty nie odpuścisz prawda? – zapytałam zrezygnowanym tonem.
– Dobrze wiesz, że nie – wyszeptał mi do ucha.
– To niech już będą te góry – burknęłam, a on cmoknął mnie ni to w szyje ni to w policzek… tak pod uchem.
– Bardzo się cieszę – powiedział i w końcu uwolnił moje ręce.
– Bo ci ta kawa wystygnie – zauważyłam i miałam nadzieje, że już da spokój.
– Jak się babcia czuje? – zapytał, a ja się poczułam jakby ten u góry nade mną czuwał i sprawił, że Hubert zapomni o całej tej sprawie ze świętami, których tak nie lubiłam.
– Już lepiej, uśmiecha się, rozmawia z innymi. Mówią, że jej stan się znacznie poprawił, a jak się ucieszyła na widok Damiana – powiedziałam radośnie, bo przypomniał mi się ten jej ciepły uśmiech w stronę mojego przyjaciela.
– To dobrze, zobaczysz teraz już będzie tylko lepiej – podnosił mnie na duchu.
– Wiem, musi – przytaknęłam i zalałam sobie herbatę, zieloną z maliną.
Wypiliśmy swoje napoje, a Hubert miał gest i pomył te szklanki i dwa talerze, a ja w tym czasie siedziałam nad pracą z informatyki, bo kazali nam robić prezentacje. Gromadziłam różne zdjęcia i podkład muzyczny, a ten stary rzęch zwany moim komputerem publicznie pokazywał jak bardzo mnie kurwa nienawidzi i zawieszał się średnio co pięć minut jednak chwilowo trafił mu się kwadrans dobroci więc postanowiłam to wykorzystać i zasięgnąć porady czy moja praca jest dobra.
– Hubert! – zawołałam mężczyznę krzątającego się po kuchni.
– Co? – No tak jak ktoś woła to się nie przychodzi, tylko się drze.
– No chodź na chwile – sprostowałam jak wołowi na roli.
– Słucham ja ciebie – rzucił stając mi za plecami.
– Myślisz, że to fajne jest? – zapytałam i od razu włączyłam „play” .  Prezentacja leciała w najlepsze, a on oczywiście nie mógł zająć miejsca na pufie obok. Zepchnął mnie do przodu, a sam usiadł za mną i wziął myszkę do ręki.
– Wszystko fajnie, ale tak nudno, zrobimy przejścia – oznajmił i poklikał na te niebieskie cosie po czym zaczął podziwiać swoją pracę. – No zdecydowanie lepiej – stwierdził drapiąc się po brodzie co zauważyłam, bo akurat obróciłam się w jego stronę.
– Ależ oczywiście – powiedziałam z przekąsem.
– Drwisz?
– Nie, nie jest ok.
– To teraz dodamy napisiki, ale byłaś słodkim maluchem – podsumował, bo prezentacja zawierała zeskanowane zdjęcia z mojego dzieciństwa.
– Zachowaj komentarze dla siebie – poprosiłam.
– Nie ja je tu napisze, tak jako ty – powiedział, a ja miałam zamiar zabrać mu myszkę, ale był silniejszy i jedną ręką też sobie doskonale radził więc skapitulowałam i rozsiadłam się na łóżku.
– O, a tutaj zaznaczymy te odstające uszka, że jak ten no… słonik Dumbo, Marcel to kiedyś oglądał – paplał i jednocześnie pisał co chwila śmiejąc się tak, że trzy razy się zapowietrzył – A tutaj napiszemy o tych kitkach co masz na głowie, jakie urocze. Weź zrób tak teraz! – niemal zażądał.
– Porypało cię chyba – rzuciłam podnosząc wzrok znad telefonu.
– No czemu nie? Zobaczysz kiedyś tak zrobisz, a jak nie to ktoś ci zrobi, a ja będę trzymał, bo ja dwóch chłopaków wychowałem to się na tym nie znam, ale mój kumpel ma dwie córy i szwagierkę to myślę, że by poradził.
– Ta jedna córka jest za mała – skwitowałam, bo domyśliłam się, że chodzi o Karola, bo przecież mieszkanie ze szwagrem i szwagierką dość rzadko się zdarza.
– A no fakt… Skąd znasz Karola? – zapytał po chwili kiedy go olśniło i zapisał swój kolejny komentarz do zdjęcia, na którym jem czekoladę jak batonika.
– Ta szwagierka to moja koleżanka – ucięłam temat.

Hubert nadal dokładnie mówił mi co będzie czynił i dopisywał, pozmieniał muzykę i jej długość, by mi filmiku nie zablokowali za naruszenie praw autorskich. Dodał okładkę i ostatnią stronę, na której podpisał mnie jako Angela, ale to olałam, bo wiadomo o kogo chodzi, takie nazwisko było w szkole tylko jedno. I on tak prawił, prawił i prawił, aż poczułam jak mi głowa opada lekko na bok po czym taki ten nerwowy tik nogą co się niekiedy dzieje przy zasypianiu mnie wybudził. Hubert popatrzył na mnie jakoś tak dziwnie jakby jemu się to nigdy nie przydarzyło, ale odwrócił się i kontynuował swoje zajęcie, a ja po raz kolejny zaczęłam odpływać tym razem na dobre.

3 komentarze:

  1. Huberta może ma żonę i synów ale nie jest z nimi szczęśliwy Angela coś dla niego znaczy,zależy mu na niej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo że jest od niej sporo starszy to i tak uważam że pasują do siebie :) E.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hubert nie kocha żony, gardzi nią, no może zależy mu na synach. Do Angeli coś go ciągnie, tylko, że on jest od niej kilkanaście lat starszy. On ma już za sobą kawał dorosłego życia, a Angela ma to życie dopiero przed sobą. Jest w takim wieku, żę ni to dziecko, ni kobieta.

    OdpowiedzUsuń