sobota, 21 grudnia 2013

Część 150 - Autostrada do nikąd




Amanda (Magdalena)

Byłam zdenerwowana, ale pomimo to wsiadłam w samochód. Starałam się jechać najostrożniej, jak to tylko możliwe.
– Jak on śmiał! – wykrzyknęłam.
Słońce dawało się we znaki, rażąc dokuczliwie moje oczy. Wyjęłam ze schowka parę okularów słonecznych i, po umieszczeniu ich na nosie, prowadziłam dalej. Nie było aż tak ciepło ani duszno, ale kto, mając kabrio, jeździłby z dachem, gdy nie pada? Otworzyłam więc dach i poczułam przyjemny chłód na twarzy i ten cudowny wiatr we włosach. Postanowiłam się wyładować po drodze.
– Pojeb pierdolony! – wrzasnęłam na całe gardło i od razu poczułam się lepiej.
Załączyłam muzykę. Ostatnio to Aleks jeździł moim samochodem, bo jego był na przeglądzie. Najwidoczniej nie zabrał jeszcze swojej płyty. Na panelu wyświetliło się: Pih – autostradą donikąd. Pomyślałam, że tytuł jest bardzo ładną przenośnią, ja, co prawda, jechałam ulicą i z dozwoloną prędkością, ale też nie wiedziałam, dokąd zmierzam. Zresztą, mniejsza o drogę, jaką pokonywałam na tych czterech kółkach, bo przecież drogi są ważniejsze, na przykład te życiowe, te drogi wspomnień, pragnień.
– Boże, jakie życie jest bezsensu – powiedziałam sama do siebie.
Pomyślałam, że życie to taka kurewska droga donikąd. Człowiek rodzi się, krzycząc, jest mu zimno, trzęsie się, a potem jest jeszcze gorzej. Potem stawia pierwsze kroki, by pod koniec życia nie móc postawić już ani jednego bez balkonika. Jeździ na rowerze, by później nawet nie móc podnieść nogi, by przełożyć ją przez ramę. Zresztą, mniejsza o tak dalekie porównania, są przecież bliższe. Człowiek upija się do nieprzytomności, by później wszystko wyrzygać i poczuć kaca. Przez chwilę pożałowałam, że jestem teraz w ciąży. Kac to ból fizyczny i paradoksalnie przynosi ulgę, bo człowiek nie odczuwa kaców moralnych, błędów popełnionych w przeszłości, nie ma żadnych problemów. Jest tylko on, ból głowy, skurcz w żołądku i piekące oczy. Włączyłam play.

Oooooo... Ile jeszcze błędów? Ile dróg i zakrętów?
Oooooo... Ile czasu, byś mógł odnaleźć swój ogień?
Oooooo... Ile sentymentów? Ile dobrych momentów?
Oooooo... Proszę, chodź, poukładaj mi w głowie

Pomału kończy się tlen
Saga dobiega do końca, oczy wpatrzone w cień
Gubią każdy dzień, ja wiem, jak łatwo jest nie widzieć
Pomału spełnia się sen
Saga dobiega do końca, tracisz potrzebny tlen
Gubisz każdy dzień, ja wiem, jak łatwo jest nie widzieć
Ta poza rodzi ból, choćbyś miał tysiąc kul
Zostawisz jedną dla siebie, umrze tu nagi król
Nie będziesz więcej czuł, nie będziesz więcej grał złych ról

Wjechałam wreszcie do miasta, bez zastanowienia postanowiłam powłóczyć się po mieście i pomyśleć co dalej. Jedno było pewne – do Olka nie wrócę, a przynajmniej nie dziś. Perspektywa spania w samochodzie nie napawała mnie jednak optymizmem, a Majce nie miałam ochoty się żalić. Była dobrą koleżanką, ale taką od kaw, zakupów, dowcipów, rozmów o niczym ważnym i niczym konkretnym. Pozostała mi jeszcze jedna osoba, do której mogłam zwrócić się w każdym momencie i mieć pewność, że mnie nie zostawi w potrzebie. Po chwili zaparkowałam na parkingu – środek miasta, więc trudno było znaleźć wolne miejsce.
Otworzyłam oszklone drzwi i ujrzałam mojego braciszka.
– Cześć, siostra – powiedział z uśmiechem zza lady.
– Cześć, Kamil – odrzekłam.
– Co tam u ciebie? – zapytał.
– Różnie, raz dobrze, raz źle, a niekiedy jeszcze gorzej – odpowiedziałam zgodnie z prawdą i zajęłam miejsce naprzeciw niego. Zaśmierdziało alkoholem i to mocnym, z pewnością wódą.
– Po minie wyczytuję, że na dziś to źle lub gorzej. Napijesz się? – zapytał, stawiając na samym środku biurka szklankę i wyjmując whisky z szuflady. – No, nie patrz tak, to dla mnie. Tobie proponuję herbatkę – dodał i wstał. Udał się na zaplecze, a po chwili wrócił z kubkiem w dłoni.
– Gdzie Ania? – zapytałam.
– Śpi na zapleczu.
– Nie lepiej by było, gdyby odpoczywała w domu?
– Boję się ją spuścić z oka, ciągle coś odpiernicza. Ja muszę pracować, a ona jakby całe dnie była sama w domu, to nie odrabiałaby ani lekcji, ani nie otworzyła książki na pięć minut, śmiem wątpić czy w ogóle byłaby w tym domu – wyjaśnił.
– Kamil, może za bardzo przesadzasz. Obdarz ją zaufaniem, to zawsze lepsze niż podejrzliwość na każdym kroku.
– Nie znasz jej, nie wiesz, jaka ona jest. Ogólnie wszystko się wali. Jacek z żoną mieli mi pomagać, a ograniczają się do telefonu raz na jakiś czas i to najlepiej smsa. Oni nawet nie mają ochoty mnie słyszeć – pożalił się.
– A ty ich? Ty dałeś im odczuć, że chcesz ich słyszeć? – zapytałam.
– Pewnie, milion razy. Weronice też dawałem znać, że chcę ją słyszeć, widzieć i w ogóle oglądać.
– Śmiem wątpić – powiedziałam, przewracając oczy.
– Amanda, ale co ja mam robić? – zapytał.
– Nie wiem, ale jeśli szybko czegoś nie zrobisz, to ktoś cię ubiegnie.
– Co masz na myśli?
– Była u nas ostatnio, a właściwie to brat takiego Darka u nas był – odpowiedziałam.
– Jakiego Darka? – dopytywał.
– Darek to taki kolega Olka, nie przepadam za nim. Znasz go z parapetówki.
– Mów lepiej o tym jego bracie – popędzał mnie.
– Jeździł z Weroniką na koniach.
– Spotkali się u was? – wypytywał dalej, a w międzyczasie wychylał trunek.
– Tak, raz tak, ale potem przyjechał już z nią skuterem. Jeździli konno, uczył ją. Z tego co wiem, to zawsze było marzenie Wery, by nauczyć się jeździć.
– Mam nagle stać się jeźdźcem? – zabrzmiał jakoś tak cynicznie i uśmieszek też miał jakiś taki blady.
– Myślę, że lubisz na jeźdźca – odrzekłam złośliwie, ale po chwili się opamiętałam. – Przepraszam, nie było tematu, ale oni naprawdę wyglądali na zakochanych.
– Cholera. – Kamil uderzył pięścią o stół.
– Kamil, spokojnie. Nie ma tego złego co by…
– Zamknij się, ona w ogóle się mną nie przejmuje! – przerwał mi, krzycząc.
– Bo nie masz pięć latek i kręconych włosków, by się tobą przejmowała, nie potrzebujesz opiekunki, a ona bagażu na plecy – zganiłam go.
– Nie chodzi o to, ale ona ani trochę się nie przejmuje moim zdaniem, nawet ją ono nie interesuje. Wiesz, co ostatnio mi powiedziała? – Kamil nakręcał się coraz bardziej i było to widać w każdym napięciu jego mięśni, w oczach, ruchach warg, tonie głosu.
– No co takiego?
– Że zamierza wyjechać.
– Do pracy na wakacje? – To było pierwsze. co mi przyszło do głowy.
– Nie, przyśpieszyć edukację, zdać maturę szybciej i wyjechać jak najdalej ode mnie. Jest jakaś dziwna, najpierw daje mi prezent na urodziny…
– Miałeś urodziny, kiedy?
– Mniejsza o to. Najpierw daje mi prezent, a potem mówi, że chce jak najdalej ode mnie być. Suka, jak każda…
– Rozumiem twoją wściekłość, ale pohamuj się w słowach. Nie mam ochoty bić po twarzy jeszcze ciebie.
– Co? Kogo uderzyłaś? – zapytał. Kamil wydawał się być już nieźle wcięty, ale zdawał się też kontaktować. Zresztą, jemu alkohol częściej padał na nogi niż na mowę, więc trudno było go wyczuć. Postanowiłam się mu wyżalić, ale cały czas miałam nadzieję, że nie będzie tego pamiętał.
– Olka, ale o tym później. Jeśli Wera chce wyjechać, to znaczy, że chce o tobie zapomnieć, bo gdy jesteś blisko, to cięgle o tobie myśli. Nie waż się mi przerwać. Ona nawet o twoich urodzinach pamiętała, a ja nawet nie wiem, kiedy je masz, choć traktuję cię jak brata. Kamil, jej nadal zależy, ale jeśli dalej będziesz tu siedział, pił i użalał się nad sobą, to w końcu jej przestanie.
– To nie ma znaczenia i tak wyjedzie.
„Nie no, jak grochem o ścianę” – pomyślałam i ledwie powstrzymałam się, by tego nie powiedzieć.
– A co z Olkiem? – zapytał.
– Od kiedy jego kumpel wyszedł z więzienia, jest jakiś inny. Fabian mi nawet nie przeszkadza aż tak, wiesz który? Ten, co z nim jechaliśmy do klubu… Wtedy co się pobiłeś z ochroną i Olek też, bo ci pomagał.
– Pamiętam, ten w tatuażach i opalony.
– No tak, ten właśnie. Olek z nim grywa w pokera, dziś też z nim grał nad ranem, wciągnął coś, przyjechał po mnie pod szkołę i się rzuca.
– Aleks wciągnął? W życiu nie uwierzę. Jesteście niemal idealni.
– Pozory.
– Macie dom za miastem, dwoje dzieci w drodze.
– One mogą nie być jego – niespodziewanie wypłynęło z moich ust.
–  Co? On o tym wie?
– Tak i jest gotów je wychować jak swoje, ale on mi nigdy nie wybaczy przeszłości, ciągle mi ją wypomina, traktuje mnie czasem jak dziecko. Kamil, ja jednego ojca już miałam, postawiłam na niego krzyżyk, drugiego nie potrzebuję.
– Przecież twój ojciec żyje – przerwał mi.
– To była przenośnia, głupku. Moje życie jest całe jakieś do bani. Fatalne dzieciństwo, do bani młodość, zerowa moralność, zerowa godność. Ja już wiem, co będzie dalej – powiedziałam przez łzy, choć nigdy nie chciałam płakać przy Kamilu, nie lubiłam płakać przy nikim.
– Ej, mała. Chodź no tu do mnie – powiedział, łapiąc mnie za dłoń i posadził obok siebie na tej dużej drewnianej ławie, takiej, jakie są w kościele. – Nie płacz – powiedział miękko i otarł mi łzy z policzka.
– On jeszcze nieraz mi powie, że jestem dziwką, bo kiedyś nią byłam, a z tego się nie wyrasta. Zapewne nieraz da mi w twarz w przypływie furii albo gdy coś weźmie… – zaczęłam się żalić już na dobre i, co gorsza, nie umiałam przestać, a przecież nie powinnam. Problemy powinniśmy rozwiązywać z narzeczonym w domu i nie wynosić ich poza ogrodzenie.
– Aleksander nie jest taki – mówił Kamil, patrząc mi w oczy, choć miałam opuszczoną głowę, przez to musiał przechylać swoją.
– Nie znasz go, Kamil, on czasem jest taki obcy, mroczny, wręcz straszny.
– Nie uwierzę w to nigdy. On cię kocha, z pewnością nie chce cię skrzywdzić.
– Może nie chce, ale to robi. Zresztą, pewnie chce, odpłaca się za to wszystko, co mu zrobiłam w przeszłości.
– Amandzia, życie nie jest łatwe, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Pasujecie do siebie, naprawdę.
– Ja uważam inaczej. Czasem wydaje mi się, że go kocham, ale po każdej awanturze, jego złym humorze, jakieś drobnej sprzeczce wraca świadomość, że jestem z nim z braku innych opcji – wyznałam szczerze.

– A gdyby był Pan Inna Opcja? – zapytał Kamil, kładąc dłoń na moim kolanie, ale inaczej niż zazwyczaj. Teraz był opiekuńczy, ale tak po męsku, wcześniej po bratersku.

5 komentarzy:

  1. Dobrze, że ma kogoś do kogo mogła pojechać, oby tylko nic między nimi nie zaszło. E.

    OdpowiedzUsuń
  2. Olek nie będzie aż taki zły.Myślę,że oni kiedyś się pogodzą każde ze swoją przeszłością.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też uważam,że Olek nie będzie ,aż taki straszny:) Nie wyobrażam sobie Amandy z Kamilem,ale coś mi się wydaję,że on czuję jakąś miętę przez rumianek:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że Amanda w takich chwilach ma do kogo iść, że Kamil ją wysłuchał. Tylko, że on jest jej ''bratem'', to gdzie te łapy do niej pcha.

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest właśnie prawdziwa przyjaźń.Kamil mógł liczyć na Amandę w ciężkich chwilach,a teraz Amanda może liczyć na Kamila.Obdarzyła go zaufaniem do tego stopnia,że wyznała iż dzieci nie koniecznie mogą być Aleksa.Ale nie widziałabym ich nigdy jako pary.

    OdpowiedzUsuń