Amanda (Magdalena)
Byłam zdenerwowana, ale pomimo to wsiadłam w samochód.
Starałam się jechać najostrożniej, jak to tylko możliwe.
– Jak on śmiał! – wykrzyknęłam.
Słońce dawało się we znaki, rażąc dokuczliwie moje oczy.
Wyjęłam ze schowka parę okularów słonecznych i, po umieszczeniu ich na nosie,
prowadziłam dalej. Nie było aż tak ciepło ani duszno, ale kto, mając kabrio,
jeździłby z dachem, gdy nie pada? Otworzyłam więc dach i poczułam przyjemny
chłód na twarzy i ten cudowny wiatr we włosach. Postanowiłam się wyładować po
drodze.
– Pojeb pierdolony! – wrzasnęłam na całe gardło i od razu
poczułam się lepiej.
Załączyłam muzykę. Ostatnio to Aleks jeździł moim
samochodem, bo jego był na przeglądzie. Najwidoczniej nie zabrał jeszcze swojej
płyty. Na panelu wyświetliło się: Pih –
autostradą donikąd. Pomyślałam, że tytuł jest bardzo ładną przenośnią,
ja, co prawda, jechałam ulicą i z dozwoloną prędkością, ale też nie wiedziałam,
dokąd zmierzam. Zresztą, mniejsza o drogę, jaką pokonywałam na tych czterech
kółkach, bo przecież drogi są ważniejsze, na przykład te życiowe, te drogi
wspomnień, pragnień.
– Boże, jakie życie jest bezsensu – powiedziałam sama do
siebie.
Pomyślałam, że życie to taka kurewska droga donikąd.
Człowiek rodzi się, krzycząc, jest mu zimno, trzęsie się, a potem jest jeszcze
gorzej. Potem stawia pierwsze kroki, by pod koniec życia nie móc postawić już ani
jednego bez balkonika. Jeździ na rowerze, by później nawet nie móc podnieść
nogi, by przełożyć ją przez ramę. Zresztą, mniejsza o tak dalekie porównania,
są przecież bliższe. Człowiek upija się do nieprzytomności, by później wszystko
wyrzygać i poczuć kaca. Przez chwilę pożałowałam, że jestem teraz w ciąży. Kac
to ból fizyczny i paradoksalnie przynosi ulgę, bo człowiek nie odczuwa kaców
moralnych, błędów popełnionych w przeszłości, nie ma żadnych problemów. Jest
tylko on, ból głowy, skurcz w żołądku i piekące oczy. Włączyłam play.
Oooooo... Ile
jeszcze błędów? Ile dróg i zakrętów?
Oooooo... Ile
czasu, byś mógł odnaleźć swój ogień?
Oooooo... Ile
sentymentów? Ile dobrych momentów?
Oooooo... Proszę,
chodź, poukładaj mi w głowie
Pomału kończy się
tlen
Saga dobiega do
końca, oczy wpatrzone w cień
Gubią każdy dzień,
ja wiem, jak łatwo jest nie widzieć
Pomału spełnia się
sen
Saga dobiega do
końca, tracisz potrzebny tlen
Gubisz każdy dzień,
ja wiem, jak łatwo jest nie widzieć
Ta poza rodzi ból,
choćbyś miał tysiąc kul
Zostawisz jedną dla
siebie, umrze tu nagi król
Nie będziesz więcej
czuł, nie będziesz więcej grał złych ról
Wjechałam wreszcie do miasta, bez zastanowienia
postanowiłam powłóczyć się po mieście i pomyśleć co dalej. Jedno było pewne –
do Olka nie wrócę, a przynajmniej nie dziś. Perspektywa spania w samochodzie
nie napawała mnie jednak optymizmem, a Majce nie miałam ochoty się żalić. Była
dobrą koleżanką, ale taką od kaw, zakupów, dowcipów, rozmów o niczym ważnym i
niczym konkretnym. Pozostała mi jeszcze jedna osoba, do której mogłam zwrócić
się w każdym momencie i mieć pewność, że mnie nie zostawi w potrzebie. Po
chwili zaparkowałam na parkingu – środek miasta, więc trudno było znaleźć wolne
miejsce.
Otworzyłam oszklone drzwi i ujrzałam mojego braciszka.
– Cześć, siostra – powiedział z uśmiechem zza lady.
– Cześć, Kamil – odrzekłam.
– Co tam u ciebie? – zapytał.
– Różnie, raz dobrze, raz źle, a niekiedy jeszcze gorzej –
odpowiedziałam zgodnie z prawdą i zajęłam miejsce naprzeciw niego.
Zaśmierdziało alkoholem i to mocnym, z pewnością wódą.
– Po minie wyczytuję, że na dziś to źle lub gorzej.
Napijesz się? – zapytał, stawiając na samym środku biurka szklankę i wyjmując
whisky z szuflady. – No, nie patrz tak, to dla mnie. Tobie proponuję herbatkę –
dodał i wstał. Udał się na zaplecze, a po chwili wrócił z kubkiem w dłoni.
– Gdzie Ania? – zapytałam.
– Śpi na zapleczu.
– Nie lepiej by było, gdyby odpoczywała w domu?
– Boję się ją spuścić z oka, ciągle coś odpiernicza. Ja
muszę pracować, a ona jakby całe dnie była sama w domu, to nie odrabiałaby ani
lekcji, ani nie otworzyła książki na pięć minut, śmiem wątpić czy w ogóle
byłaby w tym domu – wyjaśnił.
– Kamil, może za bardzo przesadzasz. Obdarz ją zaufaniem,
to zawsze lepsze niż podejrzliwość na każdym kroku.
– Nie znasz jej, nie wiesz, jaka ona jest. Ogólnie wszystko
się wali. Jacek z żoną mieli mi pomagać, a ograniczają się do telefonu raz na
jakiś czas i to najlepiej smsa. Oni nawet nie mają ochoty mnie słyszeć –
pożalił się.
– A ty ich? Ty dałeś im odczuć, że chcesz ich słyszeć? –
zapytałam.
– Pewnie, milion razy. Weronice też dawałem znać, że chcę
ją słyszeć, widzieć i w ogóle oglądać.
– Śmiem wątpić – powiedziałam, przewracając oczy.
– Amanda, ale co ja mam robić? – zapytał.
– Nie wiem, ale jeśli szybko czegoś nie zrobisz, to ktoś
cię ubiegnie.
– Co masz na myśli?
– Była u nas ostatnio, a właściwie to brat takiego Darka u
nas był – odpowiedziałam.
– Jakiego Darka? – dopytywał.
– Darek to taki kolega Olka, nie przepadam za nim. Znasz
go z parapetówki.
– Mów lepiej o tym jego bracie – popędzał mnie.
– Jeździł z Weroniką na koniach.
– Spotkali się u was? – wypytywał dalej, a w międzyczasie
wychylał trunek.
– Tak, raz tak, ale potem przyjechał już z nią skuterem.
Jeździli konno, uczył ją. Z tego co wiem, to zawsze było marzenie Wery, by
nauczyć się jeździć.
– Mam nagle stać się jeźdźcem? – zabrzmiał jakoś tak
cynicznie i uśmieszek też miał jakiś taki blady.
– Myślę, że lubisz na jeźdźca – odrzekłam złośliwie, ale
po chwili się opamiętałam. – Przepraszam, nie było tematu, ale oni naprawdę
wyglądali na zakochanych.
– Cholera. – Kamil uderzył pięścią o stół.
– Kamil, spokojnie. Nie ma tego złego co by…
– Zamknij się, ona w ogóle się mną nie przejmuje! –
przerwał mi, krzycząc.
– Bo nie masz pięć latek i kręconych włosków, by się tobą
przejmowała, nie potrzebujesz opiekunki, a ona bagażu na plecy – zganiłam go.
– Nie chodzi o to, ale ona ani trochę się nie przejmuje
moim zdaniem, nawet ją ono nie interesuje. Wiesz, co ostatnio mi powiedziała? –
Kamil nakręcał się coraz bardziej i było to widać w każdym napięciu jego
mięśni, w oczach, ruchach warg, tonie głosu.
– No co takiego?
– Że zamierza wyjechać.
– Do pracy na wakacje? – To było pierwsze. co mi przyszło
do głowy.
– Nie, przyśpieszyć edukację, zdać maturę szybciej i
wyjechać jak najdalej ode mnie. Jest jakaś dziwna, najpierw daje mi prezent na
urodziny…
– Miałeś urodziny, kiedy?
– Mniejsza o to. Najpierw daje mi prezent, a potem mówi,
że chce jak najdalej ode mnie być. Suka, jak każda…
– Rozumiem twoją wściekłość, ale pohamuj się w słowach.
Nie mam ochoty bić po twarzy jeszcze ciebie.
– Co? Kogo uderzyłaś? – zapytał. Kamil wydawał się być już
nieźle wcięty, ale zdawał się też kontaktować. Zresztą, jemu alkohol częściej
padał na nogi niż na mowę, więc trudno było go wyczuć. Postanowiłam się mu
wyżalić, ale cały czas miałam nadzieję, że nie będzie tego pamiętał.
– Olka, ale o tym później. Jeśli Wera chce wyjechać, to
znaczy, że chce o tobie zapomnieć, bo gdy jesteś blisko, to cięgle o tobie
myśli. Nie waż się mi przerwać. Ona nawet o twoich urodzinach pamiętała, a ja
nawet nie wiem, kiedy je masz, choć traktuję cię jak brata. Kamil, jej nadal
zależy, ale jeśli dalej będziesz tu siedział, pił i użalał się nad sobą, to w
końcu jej przestanie.
– To nie ma znaczenia i tak wyjedzie.
„Nie no, jak grochem o ścianę” – pomyślałam i ledwie
powstrzymałam się, by tego nie powiedzieć.
– A co z Olkiem? – zapytał.
– Od kiedy jego kumpel wyszedł z więzienia, jest jakiś
inny. Fabian mi nawet nie przeszkadza aż tak, wiesz który? Ten, co z nim
jechaliśmy do klubu… Wtedy co się pobiłeś z ochroną i Olek też, bo ci pomagał.
– Pamiętam, ten w tatuażach i opalony.
– No tak, ten właśnie. Olek z nim grywa w pokera, dziś też
z nim grał nad ranem, wciągnął coś, przyjechał po mnie pod szkołę i się rzuca.
– Aleks wciągnął? W życiu nie uwierzę. Jesteście niemal
idealni.
– Pozory.
– Macie dom za miastem, dwoje dzieci w drodze.
– One mogą nie być jego – niespodziewanie wypłynęło z
moich ust.
– Co? On o tym wie?
– Tak i jest gotów je wychować jak swoje, ale on mi nigdy
nie wybaczy przeszłości, ciągle mi ją wypomina, traktuje mnie czasem jak
dziecko. Kamil, ja jednego ojca już miałam, postawiłam na niego krzyżyk,
drugiego nie potrzebuję.
– Przecież twój ojciec żyje – przerwał mi.
– To była przenośnia, głupku. Moje życie jest całe jakieś
do bani. Fatalne dzieciństwo, do bani młodość, zerowa moralność, zerowa
godność. Ja już wiem, co będzie dalej – powiedziałam przez łzy, choć nigdy nie
chciałam płakać przy Kamilu, nie lubiłam płakać przy nikim.
– Ej, mała. Chodź no tu do mnie – powiedział, łapiąc mnie
za dłoń i posadził obok siebie na tej dużej drewnianej ławie, takiej, jakie są
w kościele. – Nie płacz – powiedział miękko i otarł mi łzy z policzka.
– On jeszcze nieraz mi powie, że jestem dziwką, bo kiedyś
nią byłam, a z tego się nie wyrasta. Zapewne nieraz da mi w twarz w przypływie
furii albo gdy coś weźmie… – zaczęłam się żalić już na dobre i, co gorsza, nie
umiałam przestać, a przecież nie powinnam. Problemy powinniśmy rozwiązywać z
narzeczonym w domu i nie wynosić ich poza ogrodzenie.
– Aleksander nie jest taki – mówił Kamil, patrząc mi w
oczy, choć miałam opuszczoną głowę, przez to musiał przechylać swoją.
– Nie znasz go, Kamil, on czasem jest taki obcy, mroczny,
wręcz straszny.
– Nie uwierzę w to nigdy. On cię kocha, z pewnością nie
chce cię skrzywdzić.
– Może nie chce, ale to robi. Zresztą, pewnie chce,
odpłaca się za to wszystko, co mu zrobiłam w przeszłości.
– Amandzia, życie nie jest łatwe, ale nikt nie mówił, że
będzie łatwo. Pasujecie do siebie, naprawdę.
– Ja uważam inaczej. Czasem wydaje mi się, że go kocham,
ale po każdej awanturze, jego złym humorze, jakieś drobnej sprzeczce wraca
świadomość, że jestem z nim z braku innych opcji – wyznałam szczerze.
– A gdyby był Pan Inna Opcja? – zapytał Kamil, kładąc dłoń
na moim kolanie, ale inaczej niż zazwyczaj. Teraz był opiekuńczy, ale tak po
męsku, wcześniej po bratersku.
Dobrze, że ma kogoś do kogo mogła pojechać, oby tylko nic między nimi nie zaszło. E.
OdpowiedzUsuńOlek nie będzie aż taki zły.Myślę,że oni kiedyś się pogodzą każde ze swoją przeszłością.
OdpowiedzUsuńJa też uważam,że Olek nie będzie ,aż taki straszny:) Nie wyobrażam sobie Amandy z Kamilem,ale coś mi się wydaję,że on czuję jakąś miętę przez rumianek:)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Amanda w takich chwilach ma do kogo iść, że Kamil ją wysłuchał. Tylko, że on jest jej ''bratem'', to gdzie te łapy do niej pcha.
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie prawdziwa przyjaźń.Kamil mógł liczyć na Amandę w ciężkich chwilach,a teraz Amanda może liczyć na Kamila.Obdarzyła go zaufaniem do tego stopnia,że wyznała iż dzieci nie koniecznie mogą być Aleksa.Ale nie widziałabym ich nigdy jako pary.
OdpowiedzUsuń