Amanda (Magdalena)
Nagle przypomniało mi się jaki
Olek jest naprawdę, co chciał by mnie spotkało i fakt, że przecież nie różni
się aż tak od Darka. Wszystkie tamy puściły. Chwyciłam za salaterkę, którą
miałam przed sobą i rzuciłam. Niestety przez tą wielką złość spudłowałam.
Dostrzegłam jak Olek wstaje i wycofałam się. Cofałam się tak długo dopóki nie
poczułam ściany za swoimi plecami. Aleks stanął przede mną. Jego twarz była mi
teraz tak bardzo obca. Szczękę zacisnął do granic możliwości, był zły, po
prostu zły, niemal, że wściekły, ale właściwie za co? Za zbitą salaterkę? Stać
nas było by kupić kolejne sześć sztuk, czyli komplet.
– Odkupię za swoje –
powiedziałam cichutko, niepewnie, ale wyraz jego twarzy nie zmienił się, jego
mięśnie nie drgnęły nawet o minimetr, a postura nadal była pewna, wyprostowana
do granic możliwości, niczym u żołnierza na froncie.
Stanął przede mną i
bezceremonialnie uwięził moje ramie w swoim stalowym uścisku. Pociągnął mnie
lekko do przodu, ale również tak bym nie upadła. Potem był huk, podobny do
wystrzału z pistoletu zabawki i kolejny huk, w sekundę po pierwszym. Następnie
nastąpiło pieczenie na moim lewym pośladku.
– posprzątaj szkoło i nigdy
więcej się nie waż. – To brzmiało jak rozkaz.
– Jestem w ciąży – powiedziałam
już do jego pleców, gdyż skierował się do wyjścia z gabinetu.
– Wiem – odrzekł odwracając się
w moją stronę. – Nie uderzyłem cię przecież w brzuch, nie zbiłem, nie skopałem.
Chciałem tylko nadać wydźwięku moim późniejszym słowom. Tak by do ciebie
dotarły, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
– Zdenerwowałeś mnie! –
zarzuciłam przyszłemu mężowi.
– Ty mnie także – powiedział
pewnie składając dłonie na piersi i opierając się o drzwi. Domknął je przy tym
swoim ciężarem.
– Tylko twoich nerwów oni nie
czują, a moje tak!
– W takim razie nie krzycz,
usiądź, we kilka głębszych wdechów i się uspokój. To chyba lepsze niż
prowokowanie kolejnej kłótni. – Ostatnie zdanie płynące z jego ust miało
wydźwięk pytający. – Ja niczego nie prowokuje!
– Krzyczysz, gdybyś nie była w
ciąży to bez wahania zdjąłbym pasek i przez dupę ci raz przeciągnął. Raz, a
porządnie. Od razu byś się oduczyła podnosić głos bez uzasadnienia i
jakiejkolwiek przyczyny. Będę w nocy, muszę się napić.
– W takim razie będę spać na
kanapie. – Starałam się ze wszystkich sił by mój głos brzmiał pewnie, ale
prawda była taka, że bardzo się łamał, a do oczu zaczęły napływać słone krople.
– Bez sensu. Jakby nie patrzeć
jest was trzech. Nie wyśpicie się na jednej kanapie.
– Koło ciebie się nie zamierzam
położyć. – Poczułam jedną łzę na moim policzku. Uświadomiłam sobie, że mam
setki powodów by nie czuć się bezpiecznie przy tym człowieku i nie zasypiać u
jego boku. Z drugiej strony jednak tego pragnęłam, a może to było tylko
przyzwyczajenie.
– Źle mnie zrozumiałaś.
Sypialnia jest twoja. Ja będę spał na kanapie, w salonie. Posprzątaj tutaj.
Żegnam.
Olek wyszedł zamykając za sobą
drzwi, a mnie ogarnęło takie dziwne i nieznane mi wcześniej poczucie
bezsilności. W przeszłości nawet gdy było beznadziejnie, to zawsze miałam plan
awaryjny. Tym razem żadnego planu „B” nie było, a i plan „A” się wykruszał.
Świadomość tego mnie przytłaczała. Znowu poczułam zimną ścianę za plecami,
osunęłam się po niej, podkuliłam nogi i zaczęłam zanosić się płaczem siedząc na
tej podłodze w gabinecie mojego przyszłego męża. Chciałam za niego wyjść i to
było najgorsze, bo powinnam szczerze go znienawidzić. Powinnam nienawidzić go
do tego stopnia, że aż chcieć jego śmierci w bólu i udręce, tak jak życzyłam
mojemu ojcu, ale Olkowi nie potrafiłam. Jedynym i najlepszym wyjściem w tej
sytuacji byłoby cofnięcie czasu, by nigdy go nie poznać, nie zaangażować się,
nie pokochać. Nie, to na pewno nie miłość, to takie większe lubienie, przecież
ja nie umiem kochać. Tylko, że jego to ja nawet nie chce już lubić, ani trochę.
Nie mając wyjścia zmusiłam się
do podniesienia się w sobie i opuszczenia podłogi. Musiałam to zrobić choćby na
chwilę, by posprzątać to szkło. Ostatnią rzeczą jakiej chciałam było
rozjuszenie go jeszcze bardziej, a gdy bywał zły to czasami tracił opanowanie,
a wtedy bywał nieobliczalny. Szkło nie potłukło się drobno, więc zmiecenie go
poszło sprawnie. Marzyłam o łóżku, pięknym śnie, ale po cholerę mi śnić, skro ja
żyje jakby w bajce. Pewnie wszyscy myśleli,, że moje życie jest idealne, ale
nie było. Z początku też tak myślałam, że Olek da mi bezgraniczne szczęście, a
to co mnie teraz otacza, te wszystkie kosztowne przedmioty, bogactwo, stylowo
wyposażone wnętrza, biżuteria… sądziłam, że to mi pomoże to szczęście pomnożyć.
Życie bywa weryfikatorem. Szczęście prysło jak bańka mydlana, a na jego powrót
nawet w marzeniach o przyszłości nie było żadnych szans. Wtedy dotarło do mnie,
że ten mój idealny świat będzie również moim prywatnym piekłem. Nikogo jednak
nie mogę za to winić – sama sobie i swoim nienarodzonym dzieciom zgotowałam ten
los.
Aleks według mnie dobrze to rozegrał,nie stracił panowania nad sobą,był opanowany.
OdpowiedzUsuńJa również uważam że aleks dobrze zrobił, pokazał że źle zrobiła i że on na to nie pozwoli, a jednocześnie pohamował się i nie przegiął. E
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze się Aleks zachował . Zapunktowal mi :D Nadia
OdpowiedzUsuńDobrze rozegrane. Olek wykrzesał z siebie pokłady siły, aby opanować swoją reakcję. Ciekawe jak potoczą się ich losy po porodzie...
OdpowiedzUsuń:)
Olek bardzo dobrze to rozegrał.
OdpowiedzUsuńNawet nie chcę myśleć ile kosztowało Aleksa aby zachował opanowanie i kontrolę nad sobą.Dobrze się zachował :)
OdpowiedzUsuń