Aleksander (Samuel)
Od momentu jak prawda wyszła na jaw
atmosfera między nami wydawała się być czystsza. Co prawda musiałem się wiele
nagimnastykować by mi wybaczyła, by choć zechciała powrócić do normalności, do
tego co na samym początku było między nami, ale jakoś dawaliśmy radę. Niedługo
po feriach świątecznych nastały ferie zimowe. Amanda chciała odpocząć,
planowała wyjazd z koleżanką na kilka dni w góry, bez problemu się zgodziłem,
miałem wtedy mniej dyżurów, przy pomocy opiekunki sam mogłem ogarnąć dom i
chłopców. Miało nie być jej tydzień, miałem przyjechać po nią wieczorem, ale ja
przyjechałem od samego rano, zostaliśmy tam jeszcze jedną noc. Ogólnie było
całkiem przyjemnie, jak za starych dobrych czasów.
Droga z Karpacza dłużyła się w nieskończoność.
Mijający nas ludzie podążali szybciej niż my ciągnący się w tym korku. Nie
dziwne, że przy pierwszej lepszej okazji postanowiłem odbić na autostradę.
Droga niby dłuższa, ale i o wiele szybsza.
– Co ty robisz?! – krzyknąłem na
Amandę, która chwyciła niespodziewanie za mój telefon.
– Czytam czy byłeś grzeczny podczas
mojej nieobecności.
– Byłem idealny, odłóż telefon na
miejsce – poleciłem.
– Dlaczego się tak pieklisz? Czyżbyś
coś przede mną ukrywał po niespełna dwóch miesiącach małżeństwa?
– Nic nie ukrywam, ale to nie ładnie
grzebać w cudzych rzeczach – odpowiedziałem z uśmiechem na ustach, ciągle
patrząc na drogę.
– Ty w moich jakoś grzebiesz – Amanda
brnęła dalej i zapędzała mnie tym w kozi róg.
– Raz mi się zdarzyło, ale ty pisałaś
smsy w środku nocy.
– Będziesz mi to teraz wypominał!? –
krzyknęła. – Może za moment mi powiesz, że ty miałeś powody mnie sprawdzać, a
ja ciebie nie, co? – dodała pretensjonalnym tonem.
– Możesz czytać, ja nie mam nic do
ukrycia. Nie podoba mi się tylko to, że wzięłaś telefon bez pytania. Powinnaś
pierw zapytać, a bym ci pozwolił – odpowiedziałem.
– Już go nie chcę – oznajmiła i
wrzuciła go do schowka.
– Co ty robisz?! – krzyknąłem. – Nie
rzucaj bo jest nowy – dodałem.
– Na telefonie zależy ci bardziej niż
na mnie – stwierdziła i spojrzała w boczną szybę.
– Co ty za głupoty opowiadasz?
– W Karpaczu przez cały dzień bawiłeś
się telefonem, pisałeś smsy, a na mnie nie zwróciłeś ani razu uwagi. Teraz też
głupi telefon jest ważniejszy ode mnie. Nim rzuciłam delikatnie i jest źle, a
gdybym to ja np. spadła ze schodów to byś się cieszył bo nie musiałbyś już
usuwać wysłanych smsów! – krzyknęła.
– Przeginasz. Pisałem z Fabianem i
Patrykiem ustalaliśmy coś. Nie moja wina, że mi się nie zapisują wysłane smsy,
ale odebrane możesz sobie poczytać – wyjaśniłem mając nadzieję, że dyskusja
została już pogrzebana. Już po chwili okazało się jak bardzo się myliłem.
– Wolisz mnie czy ten jebany telefon? –
zapytała.
– Co to w ogóle za pytanie? Oczywiście,
że ciebie.
– W takim razie się z nim pożegnaj –
odparła i wyjęła telefon ze schowka. Otworzyła szybę i trzymała go na samej
krótkiej smyczcę poza samochodem.
– Co ty wyprawiasz do jasnej cholery!?
Amanda zachowuj się normalnie bo za moment przeciągniesz strunę – zagroziłem i
wyciągnąłem dłoń w jej kierunku, ale nie potrafiłem szarpać się z nią o komórkę
i prowadzić samochodu jednocześnie. Bałem się, że z powoduje wypadek. Obie moje
dłonie powróciły więc na kierownicę.
– Czyli telefon jest ważniejszy? Oddam
ci go, możesz sobie go wsadzić w tyłek – powiedziała i rzuciła telefonem na
tylne siedzenie. Szybę zasunęła.
– Co w ciebie wstąpiło? – zapytałem by
przerwać milczenie, które chyba było już gorsze od awantury.
– Ty ruszasz mój telefon i jest ok, ja
dotknę twój i się pieklisz, a to nie jest normalne – odpowiedziała.
– Nie piekle, ale nie potrafię skupić
się na jeździe gdy się tak zachowujesz.
– Czemu nie zapisują ci się wysłane
wiadomości? – zapytała nagle.
– Od początku tak mam i nie ustawiłem
by się zapisywały, uznałem, że mi to niepotrzebne – odpowiedziałem szczerze.
– Tak jasne, mów swoje, a ja i tak wiem
swoje.
– Amanda, nie widzieliśmy się tydzień,
a ty szukasz pretekstu do awantur. Zastanów się co ty robisz i jaki to ma cel,
bo choć cieszy mnie to, że jesteś zazdrosna to w tej chwili równie mocno mnie
wpienia – wyjaśniłem dokładnie i rzeczowo, a ona zareagowała jakoś tak nerwowo
bardzo.
– Ja nie jestem kurwa zazdrosna! Nigdy
nie byłam zazdrosna o żadnego faceta więc o ciebie też nie będę! Zapamiętaj to
sobie! – wrzeszczała i uderzyła cztery razy nogą na oślep.
– Pewnie, bo to oni mieli być zazdrośni
o ciebie. Wtedy pewnie więcej płacili! – odkrzyknąłem, ale nie spojrzałem w jej
kierunku ani przez chwilę.
– Nie będziesz mnie obrażał! Nie
pozwolę sobie na to! – wrzeszczała i chciała otworzyć drzwi, ale skutecznie i
szybko je zablokowałem.
– Stań i je otwórz! – wrzeszczała dalej
i trzaskała klamką od drzwiczków. – Ja chcę wysiąść!
– Uspokój się do jasnej cholery! –
warknąłem chyba głośniej niż zazwyczaj, ale najczęściej jest tak, że gdy jedna
osoba krzyczy to druga czyni to głośniej i tak na zmianę. W tym wypadku również
nie było inaczej. Amanda wrzeszczała dalej, odpięła pasy i doskoczyła do mnie z
łapami. Pierw chciała sięgnąć do przycisku który odblokuje jej drzwi.
Postanowiłem postawić na spokój i skupić się na prowadzeniu. Odepchnąłem ją
delikatnie, na chwilę zamilkła.
– Odwiozę cię do domu, uspokoisz się i
porozmawiamy. Nie mogę cię teraz wysadzić. Na autostradzie nie wolno stawać, a
moim obowiązkiem jest dostarczyć cię bezpiecznie do domu. Jestem twoim mężem.
Zrozum to proszę – wypowiedziałem te słowa do końca, ale już w połowie czułem
się jakby mówił do samego siebie, bo Amanda nie zamierzała się poddać, ani choć
na moment odpuścić.
Po raz kolejny zaczęła sięgać do
przycisku zwalniającego blokadę drzwi, czyniła to bez skutecznie, ale przez to
z coraz większym zapałem. Coraz więcej uwagi poświęcałem jej, a coraz mniej
prowadzeniu. Nagle przekonałem się, że jadę między dwoma pasami,
zasygnalizowało mi to trąbienie z tyłu. Wróciłem na jeden pas ruchu, ale w tym
samym momencie poczułem, uderzenie w jeden bark i zaraz potem rączka mojej żony
spoczęła na klaksonie. Nacisnęła go kilka razy entuzjastycznie i darła się bym
ją wypuścił wreszcie z tego cholernego samochodu. Przypomniało mi się jak kiedyś,
dawno temu straciła panowanie nad sobą, to również miało miejsce w samochodzie.
Teraz jechałem już zygzakiem, nie dawałem rady na dłuższą metę odpychać ją,
blokować jej dostęp do przycisku i kierownicy, a jednocześnie prowadzić i
koncentrować się na jeździe. Jednocześnie bałem się o to, że weźmiemy czynny
udział w wypadku samochodowym jak i o to, że uda jej się odblokować drzwi i w
przypływie furii co odbiera rozum wyskoczy z auta. Widziałem na zmianę drogę,
twarz Amandy i słyszałem jej krzyk. Machnąłem prawą ręką, trafiłem ją wierzchem
dłoni i krzyk przerodził się we wrzask bólu. Wbiła się w siedzenie pod wpływem
uderzenia. Wiedziałem, że instynktownie sięgnęła ręką do twarzy, kobieta zawsze
ma taki odruch po uderzeniu, zawarte jest to w filmach i książkach, ale nigdy
nie myślałem, że poznam to w życiu. Zmieniłem bieg i położyłem obie dłonie na
kierownicy, trzęsły się, a ja chciałem zapanować nad ich drganiem. Udało mi się
to osiągnąć po pewnej chwili. Dopiero teraz spojrzałem na swoją prawą dłoń i zobaczyłem
na niej niewielką stróżkę krwi. Dopiero teraz dobiegł do mnie płacz mojej żony
i ciche proszenie przez łzy o to bym ją wysadził z samochodu…
– Powinnaś zapiąć pasy – powiedziałem,
ale to był jakby nie mój głos. Nie zareagowała.
– Zapnij, proszę. Jedziemy z dużą
prędkością, gdyby teraz był wypadek, a ja musiałbym ostro zahamować to
wypadłabyś przez przednią szybę – starałem się dotrzeć do niej spokojnymi
słowami, ale i to poszło na marne. To było kompletnie bez sensu, na Amandę nie
działało w tej chwili nic. Płakała, miała powód, ale bez przesady. Polecenie
przecież mogła wykonać bez szemrania, bolał ją polik, a nie dłoń do jasnej
cholery!
– Zapnij pasy powiedziałem i to raz! –
Nie wierzyłem, że po tym wszystkim nie działa na nią nawet krzyk.
– Powinnaś się słuchać – powiedziałem
ostro obcym mi głosem, a te słowa ledwo przechodziły mi przez gardło, ale
postanowiłem, że skoro już zacząłem to dokończę. – Zapniesz te pasy, albo w
przeciwnym razie w domu tak cię stłukę, że miesiąc z niego nie wyjdziesz –
dokończyłem, a każde słowo jakby wypaliło piętno w moim sercu, albo w duszy,
nie mam pojęcia gdzie, ale bolało jak cholera.
Usłyszałem charakterystyczny szczęk.
Był to dźwięk zapinanych pasów. Powinienem poczuć dumę, zadowolenie, cokolwiek.
Przecież stanęło na moim, ale nie czułem nic, zupełnie nic. Tylko te cholerne
wyrzuty sumienia po akcie przemocy, przez bezsilność, z braku innych opcji.
Dojechaliśmy pod dom. Pilotem
otworzyłem bramę wjazdową, a później garaż. Zerknąłem na Amandę. Płakała. Było
mi jej szkoda, ale bez przesady. Wjechałem do garażu i wysiadłem z samochodu.
– Chodźmy do domu – zaproponowałem
mojej żonie otwierając jej drzwiczki.
– Już idę – odrzekła wysiadając, a ja
poczułem, że chociaż raz jest posłuszna.
Przekroczyliśmy próg i od razu powitała
nas Paulinka – córka pana Henia. Zajmowała się chłopcami właściwie cały dzień.
Amanda odwieszała swój płaszcz na wieszak i zdejmowała kozaczki.
– Stało się coś? – zapytała Paulina
dając mi na ręce Patrysia.
– Nie, właściwie nic. To tylko drobny
wypadek w górach – wyjaśniłem gdy jej wzrok padł na Amandę, z pewnością
lustrowała jej siniaka na jedną czwartą twarzy więc postanowiłem zachować
pozory.
– Ja bym raczej powiedziała, że na
autostradzie – wypaliła nagle Amanda.
– Mieliście wypadek? – zapytała z
przerażeniem czarnowłosa opiekunka naszych bliźniaków.
– Nie, skądże. Mąż ma po prostu ciężką
rękę – rzekła wyjaśniająco Amanda, skinęła głową i ruszyła na górą.
– Przepraszam, nie powinnam się
wtrącać, proszę pana – powiedziała z lekkim przerażeniem w głosie.
– Masz racje, nie powinnaś, ale to
drobiazg i nic nie szkodzi. Jak maluchy? Grzeczni byli?
– Kamilek to aniołek, ale ten tu to
diabeł wcielony. Wcale nie śpi i ciągle chce by go nosić i go zabawiać –
wskazała na Patrysia palcem i pogłaskała go po główce.
– Bo mój synek jej po prostu towarzyski
– stwierdziłem pozwoliłem Patrysiowi złapać mój palec swoją małą rączką.
– Jeśli chce pan porozmawiać z żoną,
albo coś to ja chętnie jeszcze z nimi zostanę – zaproponowała dziewczyna.
– Nie, nie ma takiej potrzeby.
Pieniądze leżą na komodzie.
– Ale to za dużo, o dużo za dużo.
– Daj spokój, wiem ile przy nich jest
roboty. Mam jednak prośbę. Nie mów nikomu o… – nie musiałem kończyć.
– Nie musi nikomu mówić. Policja za
kilka minut tu będzie, wszyscy sąsiedzi zobaczą – usłyszałem głos Amandy za
moimi plecami.
– Cudownie – skwitowałem jej zdanie
tymi słowami nawet na nią nie patrząc.
– To ja już pójdę, do widzenia –
powiedziała zmieszana dziewczyna i zamknęła za sobą drzwi.
– Nic nie powiesz? Nie zrobisz
awantury? – dopytywała Amanda.
– Nie, chciałaś wezwać policje miałaś
ku temu prawo ciekawi mnie tylko co im powiesz – odpowiedziałem wkładając
Patrysia do wózka bo zaczął płakać. Rozmontowałem drugą gondolę i w taki sposób
z bliźniaczego wózka zrobił się pojedynczy. Zacząłem nim jeździć po pokoju
delikatnie lulając na boki.
– Powiem prawdę – zagroziła.
– Nie zabiorą mnie w kabarynie jeśli na
to liczysz – uprzedziłem ją.
– Ale mnie uderzyłeś.
– Wiem, ale nie jestem niebezpieczny,
nie zagrażam tobie. Możesz zgłosić doniesienie, zrobić obdukcje i wnieść sprawę
do sądu, tutaj sprawa dzisiaj zakończy się tylko pouczeniem moja droga.
– Nie bądź tego taki pewny –
powiedziała wychodząc z pokoju.
– Amando, zaczekaj. Nie chciałem. To
były nerwy i ty o tym wiesz. Sama nie postąpiłabyś inaczej będąc na moim
miejscu. Skoro chcesz byśmy mówili prawdę i głosili ją całemu światu na prawo i
na lewo to powiedzmy też za co dostałaś, jaką scenę w samochodzie urządziłaś i
w jaką histerie popadłaś. – Przerwał nam dzwonek do drzwi.
– Otworzysz kochanie, to zapewne
panowie policjanci, których wezwałaś – zwróciłem się do Amandy.
I już za moment usłyszałem „Witam
komisarz… bla bla bla” „czy napastnik, zagrażający pani bezpieczeństwu i
bezpieczeństwu dzieci jest w domu.”
– Tak jestem – postanowiłem odpowiedzieć
i wychyliłem się z salonu wciąż lulając Patrysia by usnął. – Zapraszam panów do
środka, porozmawiamy.
– Z góry przyznaję się do tego, że
uderzyłem żonę, ale nie zagraża jej żadne niebezpieczeństwo, ani jej ani
dzieciom. Oberwała ode mnie podczas jazdy samochodem po autostradzie, ja
prowadziłem, a ona uniemożliwiała mi bezpieczne dotarcie do domu. Zagrażała
życiu swojemu, mojemu i innym uczestnikom ruchu.
– Co takiego robiła? – przerwał mi
jeden z policjantów.
– Wpadła w histerie, a na histeryków
najlepiej działa taki strzał w twarz dla uspokojenia i ogarnięcia. Mówiąc
wpadła w histerie nie miałem na myśli tylko krzyków, ale to, że mnie szarpała,
popychała, przypominam jeszcze raz, że to ja prowadziłem. Trąbiła, odpięła
pasy, chciała nawet wyskoczyć jeśli się nie zatrzymam, a ja nie miałem po
prostu nawet możliwości stanąć. W przeciwnym razie możecie być panowie pewni,
że zatrzymałbym pojazd i trzasnął żonie w pośladki nie w twarz bo i mnie się
nie uśmiecha by chodziła z siniakiem. Resztę wyjaśnijcie sobie z nią. Sama
kochanie postanowisz czy zrobić obdukcje i wnieść doniesienie, ja zajmę cię w
tym czasie naszymi dziećmi zamiast urządzać komedie – wyjaśniłem.
Po lulałem Patrysia jeszcze chwilę,
potem mały usnął. Przez cały czas zastanawiałem się o czym Amanda rozmawia z
policjantami w salonie, ale postanowiłem jej nie przeszkadzać. W końcu nie
wytrzymałem i wparowałem do salonu.
– Idę sobie zrobić herbatki. Dziś tak
zimno, może panowie też sobie życzą? – zapytałem przyjacielsko.
– Nie, nie trzeba. Właśnie wychodzimy.
Pańska żona poprosiła tylko byśmy pana pouczyli…
– A więc pouczajcie – przerwałem temu
jednemu i byłem gotowy wysłuchać ich monologu na temat damskich bokserów,
znęcania się i przemocy w rodzinie.
Kiedy policjanci już opuścili nasz dom,
a ja wreszcie napiłem się upragnionej herbatki, naturalnie dla Amandy zrobiłem
też, przecież nie byłem egoistą. Tak czy inaczej myślałem, że to będzie koniec
problemów i niezapowiedzianych wizyt, w ogóle wizyt kogokolwiek. Pragnąłem
zostać z nią sam, porozmawiać, zakończyć ten nieudany dzień udanym seksem, ale
los miał inne plany. Zadzwonił dzwonek.
– Witam panie Heniu – powiedziałem do
starszego mężczyzny, takiego po czterdziestce.
– Dzień dobry. Córka powiedziała mi co
zaszło, a teraz zobaczyłem jak policja odjeżdża. Jeśli więc trzeba to ja
potwierdzę, że pan jest dobrym człowiekiem i że muchy byś pan nie skrzywdził.
– Dziękuje za wiarę we mnie –
powiedziałem do pana Henryka i zamknąłem za sobą drzwi. Postanowiłem
przytrzymać go przed domem by Amanda nie słyszała o czym mówi, nie chciałem by
przestała go lubić z tego powodu, że w zaistniałej sytuacji był gotowy stanąć
po mojej stronie.
– Pan naprawdę jest dobry człowiek.
Prace mi pan dał gdy ledwo wiązałem koniec z końcem, nikt nie chciał zatrudnić
wdowca z czwórką dzieci na karku, z dwoma synami co się jeszcze uczą.
– Mnie to nie przeszkadzało.
– Dał mi pan dach nad głową i moim
dzieciom gdy się sypał stary dom.
– Wolałem by pan był blisko stadniny.
– Co z ta policją wynikło? – dopytywał.
– No nic nie wynikło, przyjechali,
pouczenie dali i odjechali – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
– Ale ktoś ich przecież musiał wezwać,
żona. ¬– Przytaknąłem twierdząco skinieniem głowy.
– Jak ona tak mogła, doprawdy nie
rozumiem. Ma tak dobrego męża, ciepłego, spacerującego z dziećmi w wolnym
czasie po wsi, zajmującego się domem, pracującego, dbającego o rodzinę…
– Uderzyłem ją – przerwałem mu tymi
słowami, postanowiłem bronić Amandy bo w rzeczywistości miała swoje racje.
– Ale pewnie nie bez powodu.
– No racja, powód był. Jednak sam nie
toleruje bicia po twarzy, tu wyszło tak dziwnie. Nie do końca jakbym chciał.
– Tak jak mówiłem, jeśli pan chce bym
ja coś poświadczył to ja zawsze powiem, że pan naprawdę jesteś dobry człowiek,
kochający rodzinę i rodzinny, tu we wsi przez wszystkich lubiany. A co tyczy
się żony, to ja nie widziałem jak pan ją bijesz, raz jak szarpnąłeś, ale jaki
chłop w życiu baby nie szarpnął jak jej szajba odbija, każdy by szarpnął więc
ja tu akurat pana stronę trzymam. Żonę jednak lubię też, ale jednak szef to
szef. Wiec jakby co to wie pan, że ja zawsze po pana stronie stanę.
– Dziękuje za lojalność, zawsze
uważałem, że to największa z ludzkich cnót. Ceniona zarówno w związkach,
małżeństwach, rodzinie, jak i w pracy, mafii i przyjaźni.
– Ja wiem czym się pan zajmujesz, nie
musisz między wierszami. Co pan robisz to robisz, ale dla rodziny przecież
robisz, nikomu tym krzywdy nie wyrządzasz. Kto chce to do tego burdelu łazi,
kto nie chce to nie idzie, a te kobiety nic nie warte skoro się za kasę
puszczają.
– Cicho – szepnąłem.
– A co żona nie wie?
– Nie wszystko wie, kobieta nie może i
nie powinna wszystkiego wiedzieć. Z resztą, one nam też wszystkiego nie mówią.
Ale o agencji akurat wie, chodzi mi jednak o to, że wolę nazwę agencja, a nie
burdel – uśmiechnąłem się ciepło, pożegnałem uściskiem dłoni i wszedłem do
domu.
– Kolacje zrób – zwróciłem się do
Amandy.
– Sam sobie zrób – odcięła się.
– Dobrze, zrobię i sobie i tobie, na co
masz ochotę kochanie?
Oczywiście nie odpowiedziała, kilka dni
chodziła nadąsana, ale one w końcu minęły. Wszystko wróciło do normy. Mnie się
tak przynajmniej wydawało. Ja nie widziałem, żadnego problemu dopóki nie
odebrałem dziwnego telefonu.
Amanda miała prawo do odpoczynku,dzieci w tym czasie były pod dobrą opieką,więc nie widzę w tym nic złego.Obydwoje kochają dzieci nie wydaje mi się żeby któreś z nich kochało je bardziej niż to drugie.Amanda trochę przesadza z tym wzywaniem policji na własnego męża.
OdpowiedzUsuńNienawidzę takich Panów Heniów i ich głupich gadek. Przybiegł szybciutko, żeby pomóc Aleksowi. No przesłodkie.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się co się dzieje z Amandą, Zamiast się cieszyć, że odpoczęła sobie, bo mało która matka by mogła sobie na to pozwolić, to ona pierwsze co robi przy spotkaniu z mężem to awantura.
Raczej Olek nie miał innej możliwości, żeby uspokoić Amandę. Trudno jest skupić się na drodze i jednocześnie uspokoić taką histeryczkę. I tak dobrze, że nic się im nie stało.
Ten Henio to jest straszny,po co się wtrąca w ogóle.
OdpowiedzUsuńNo cóż w Amandę to czasem "złe wstępuje". Sama wywołała awanturę w samochodzie, w tym wypadku rozgrzeszam Aleksa, Amanda była zagrożeniem nie tylko dla nich samych, ale też dla innych na drodze.
OdpowiedzUsuńWkurza mnie pan Henio, taki usłużny, po co się wtrąca.