Aleksander (Samuel)
Gdy zobaczyłem Amandę w takim stanie serce mi się krajało,
to bolało. Pojąłem, że tak już będzie zawsze. Za każdym razem kiedy ją coś
dotknie i zaboli ja odczuje to z taką samą lub zdwojoną siłą. Nalałem ciepłej
wody do wanny, zrobiłem nawet pianę. Powróciłem do sypialni i odkryłem moją
narzeczoną, porwałem ją na ręce ale zaprotestowała.
– Olek, mogę sama chodzić, potrafię.
– Mogę cię zanieść.
– Ale naprawdę ze mną już wszystko dobrze. Sama pójdę –
protestowała dalej, ale moje stopy dotykały już płytek łazienkowych.
– Kąpiel gotowa, królewno – oznajmiłem, stawiając ją przed
sobą.
Stanęła przed wielką wanną, tyłem do mnie. Sięgnęła obiema
dłońmi w tył do zapięcia koralowego stanika. Podziwiałem krągłość jej
pośladków, tatuaże na udach, które jakby trochę przytyły, doszedłem wzrokiem
nawet do stóp, a potem powróciłem na kark. Obróciła głowę w moją stronę.
– Przepraszam, już wychodzę – powiedziałem pośpiesznie,
ale wykonanie tego wydawało się trudniejsze niż myślałem, niemal niemożliwe.
– Nie przeszkadza mi twoja obecność – rzekła niepewnym
tonem, a biustonosz upadł na ziemię.
– Przeszkadza. – Skierowałem się do wyjścia, miałem
zasunąć drzwi, ale jej głos mnie powstrzymał.
– Aleks, zostań. – Wróciłem się.
– I jak to sobie wyobrażasz? Że co mam teraz zrobić?
Wysyłasz mi sprzeczne sygnały, mówisz jedno, a myślisz drugie. Nie chcę by
wyszło tak jak wczoraj.
– To nieprawda! – krzyknęła, odwracając się w moją stronę.
Otuliłem wzrokiem jej jędrne, lekko falujące piersi, ale byłem zmuszony się
opamiętać w sekundę, bo potem mógłbym nie dać rady.
– Mówisz mi „zostań”, bo pragniesz samej sobie coś
udowodnić, a kiedy zostanę, to wiesz, jak to się może zakończyć. Z drugiej
strony myślisz, bym wyszedł, bo nadal masz ten pierdolony uraz do mężczyzn –
powiedziałem głośniej, ale, widząc wyraz jej twarzy, zmieniłem ton na lżejszy.
– I co ja mam zrobić? Jakkolwiek nie zrobię, będzie źle albo jeszcze gorzej.
Jeśli zostanę, to być może skończy się jak zawsze, nikt nie daje nam gwarancji,
że będzie jak w samochodzie. Jeśli jednak wyjdę, to ty będziesz miała cały
dzień zepsuty humorek, bo nie postawiłaś na swoim. Ja postanowiłem wyjść –
dokończyłem i zasunąłem za sobą drzwi.
Wielu uznałoby mnie za debila, wiedząc, że zmarnowałem
taką okazję, ale to nie do końca było gładkie, proste i przyjemne, a
przynajmniej nie zawsze. Amanda i jej uraz do seksu byli nierozłączni, a ja nie
byłem w stanie tego przeskoczyć. Nawet po tym akcie w samochodzie dwie noce z
rzędu miała koszmary. Po kolejnym stosunku, kiedy to ona była na górze,
koszmary już nie wróciły, ale wystarczyło, że leżała na placach na łóżku, a ja
znajdowałem się nad nią w celu sięgnięcia do zegarka, leżącego po jej stronie,
a ona kamieniała, robiła się sztywna i naprężona jak struna. Odpuściłem sobie
więc kolejne próby, bo kończyły się fiaskiem. Pierw myślałem, że jeśli nie będę
jej dotykał rękoma, a jedynie ustami, to będzie dobrze – nie było. Potem
uznałem, że możemy spróbować na stojąco – jak mnie odepchnęła, to zderzyłem się
plecami ze stołem w jadalni. Uważałem, że powinna skorzystać z pomocy
psychologa, ale nawet nie chciała o tym słyszeć. Zaczęcie tego tematu zazwyczaj
kończyło się awanturą, a nawet rękoczynami. No dobra, z rękoczynami
przesadziłem, ale wazonem we mnie rzuciła mówiąc:
– Teraz masz powód uważać, że jestem nienormalna,
wcześniej nie miałeś.
Na szczęście wtedy się uchyliłem i jakoś udało mi się ją
uspokoić, a potem uznałem, że nie ma sensu doprowadzać do takich i tym
podobnych sytuacji, skoro można ich unikać, ale z drugiej strony, to tak jakby
zamiatać problemy pod dywan.
– Olek! – krzyknęła, przywołując mnie do teraźniejszości.
– Co chcesz? – zapytałem, wciąż siedząc na łóżku i
przecierając twarz dłońmi.
– Chodź tu! – wrzasnęła.
– Oj nie, nie ma mowy! – odkrzyknąłem.
– No to chociaż mi ręcznik rzuć – odpowiedziała nieco
ciszej.
– Dobrze, tyle jestem w stanie dla ciebie zrobić. –
Podążyłem do przedpokoju i rozsunąłem szafę, znajdującą się obok wejścia do
sypialni, gdy człowiek był zmęczony to mógł się pomylić i niechcący wejść nie
tu. Wyjąłem puszysty kremowy ręcznik i podążyłem z nim do łazienki. Podałem jej
go do ręki, starając się patrzeć w bok.
– Zawsze tak już będzie? – zapytała.
– Nie wiem, a ty nie chcesz skorzystać z pomocy tego, co
wie więcej – wyrwało mi się.
– Chcesz się kłócić? – zapytała, wiążąc ręcznik pod
ramionami.
– Nie, ale dostrzegam, że ty chcesz. Dobra, moja wina,
zakończmy temat i ubieraj się. Poczekam na ciebie w samochodzie.
Jechaliśmy bez złości na siebie, ale milczeliśmy. W
głośnikach rozbrzmiewały piosenki, pierw kilka anglojęzycznych, później kilka
polskich. Zawiesiłem ucho na jednej i jakoś starałem się przetrwać ten dzień.
Niespełniony sen,
Błękit w Twoich
oczach.
Dostał to, co tak
pokochał świat.
Podarował Ci kilka
boskich nocy,
Tylko po to by
odebrać raj.
Chodź, daj rękę, bo
widziałaś już ten film,
Ta blondynka grała
w nim.
Trzy godziny snu,
Witaj nowy dniu.
Żadna miłość nie
jest lekiem na Twój ból.
Trzy kieliszki łez,
Tak by poczuć
mocniej
Z jakich składa się
słów najtrudniejsza z ról.
Nie chciał widzieć
Jak zmienia Cię ten
płomień,
Gdy otaczał Cię
spragniony tłum.
Każdy facet chciał,
tulić Cię w ramionach,
Żaden nie rozumiał
Twoich słów.
(Bajm – Blondynka)
Do końca nie dosłuchałem, bo znaleźliśmy się przed bramą.
Wjechałem na podwórko, wyłączyłem silnik i czekałem na reakcję Amandy.
– Przepraszam cię, ale chyba jednak to był błąd. Jedźmy do
domu – wyznała.
– Amanda, co się z tobą dzieje? – zapytałem, choć
wiedziałem, że odpowiedź nie padnie.
Zastanawiałem czy bardziej jej zrobię krzywdę, spełniając
jej prośbę i odjeżdżając, czy stojąc tutaj, dopóki ona nie wykona jakiegoś
ruchu. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że to ja powinienem podjąć decyzję.
– Nie chcesz tam iść? – zapytałem.
– Nie.
– W takim razie zaczekaj, zaraz wrócę – oznajmiłem i
wyszedłem z samochodu.
Nie wiedziałem, co czynię, a już z pewnością nie
wiedziałem czy czynię dobrze. Jednak dla mnie przemierzenie tych krętych
schodów, patrzenie na odrapane, popisane ściany i zastukanie do drzwi było z
pewnością prostsze niż dla niej.
– Dzień dobry, a pan… – zaczęła kobieta, która otworzyła
drzwi. Widziałem w niej matkę Amandy, choć nie spotkałem jej nigdy wcześniej.
Wtedy, kiedy opiekowaliśmy się chłopcami w wigilię, ja wyszedłem, zanim
wróciła. Później było podobnie. Uznałem jednak, że to ona, bo kolor oczu nie
mógł mnie aż tak bardzo zwieść.
– Aleksander Górski – przedstawiłem się i podałem jej
dłoń. Nie uścisnęła jej.
– Kontrahent? – zapytała, ale pokręciłem przecząco głową.
– Ankieter? – dopytywała.
– Też nie.
– Niech pan tylko nie mówi, że komornik albo opieka
społeczna – powiedziała, splatając ręce na piersiach. Była szczupła, ale nie
tak szczupła jak Amanda, była po prostu chuda, ale dobrze ubrana. Wysokie buty,
obcisłe legginsy… Przestałem lustrować ją wzrokiem, bo uznałem to za spore
nadużycie.
– Narzeczony pani córki – powiedziałem.
– Ojciec tych dzieci Amandy, tak? – zapytała, a ja nie
miałem pojęcia, skąd o tym wie.
– Tak – odpowiedziałem, choć nie miałem pewności czy ojcem
biologicznym nie jest Hubert.
– W takim razie zapraszam. Mogliście przyjść razem –
wykonała miły, zapraszający gest.
– Olek przyszedł – krzyknął jeden z bliźniaków do
drugiego, nadal nie potrafiłem ich odróżnić.
– Tak, po was – stwierdziłem.
– Jak to po nich? Amanda chce mi ich zabrać? – przeraziła
się kobieta.
– Chcemy ich wziąć na spacer – odpowiedziałem. – Ich i
tego małego, Igorka, tak?
– Tak, ma na imię Igor, ale to niemożliwe. On tu już nie
mieszka – rzekła i wskazała mi taboret, bym usiadł, a sama postanowiła stać.
– Jak to nie mieszka? Tak małe dzieci się nie wyprowadzają
– stwierdziłem.
– Zabrali go i będzie mieszkał jakieś rodzinie zastępczej– powiedział drugi z
chłopców.
– Bo mama go zostawila samego i pakał i sąsiedzi wezwali,
nie pamientam kogo – tłumaczył ten drugi.
– Czemu wy nie jesteście ubrani? – zapytałem chłopaków,
pomijając na moment temat najmłodszego.
Było dla mnie dziwne, że chłopcy biegają w spodniach od
piżamy i niczym poza tym pomiędzy butelkami po tanim winie i sporą ilością
zabawek, garnków oraz innych śmieci.
– Nie byliśmy dzisiaj w szkole – wyznał ten drugi.
– Dlaczego? – dopytywałem.
– To chyba nie pańska sprawa – zarzuciła mi matka Amandy.
– Moja.
– Wydaje mi się, że powinien pan już iść.
– Wydaje mi się, że nie – odrzekłem i namalowałem na
ustach cyniczny uśmieszek, byłem wręcz bezczelny, ale co mi tam.
– Bo pana wyproszę.
– Spróbuj, po dobroci nie wyjdę – rzuciłem jej wyzwanie. –
Chłopcy, ubierzcie się, pójdziemy na jakieś lody albo pizzę – zwróciłem się do
bliźniaków.
– Pizzę to nie, bo długo się czeka, a ja już jestem
głodny.
– Jak to już? Jest po obiedzie według zegarka – zwróciłem
się do chłopca, który trzymał samochód w dłoni.
– Mama dopiero wstała – odpowiedział.
– Czyli wszystko jasne. Ubierzcie się tak raz dwa,
pojedziemy w takim razie na coś, co szybko robią.
– Nie sięgamy do szafki.
– Pomogę wam. – Na szybko podałem jednemu niebieskie,
sportowe bojówki, a drugiemu granatowe dresy. Ten pierwszy dostał białą bluzkę
z napisami, a drugi popielatą, gładką.
– Może być? – zapytałem.
– Echeć, jeszcze skarpetki, ale to już sięgnę –
odpowiedział jeden, a drugi pokiwał twierdząco głową.
Kiedy byli już gotowy, powiedziałem, by zbiegli na dół,
pokazałem w oknie, do którego samochodu mają podbiec i zapukać w szybę. Wykonali
to ochoczo i sprawnie. Kiedy dostrzegłem przez szybę dwójkę chłopców,
zbliżających się do Amandy, która wysiadła im na przywitanie, odwróciłem się
gwałtownie w stronę przyszłej teściowej.
– Wrócimy po dwudziestej. Doprowadź to mieszkanie do
porządku. Pozbieraj buteleczki, pozamiataj, umyj podłogi i nie pij – poleciłem.
– Kim ty jesteś, żeby się rządzić? – zapytała z
nienawiścią w oczach, a mnie zaczęły puszczać nerwy.
– Kimś, kto ci za moment przypierdoli tak, że się odbijesz
od ściany. Ogarnij się, kobieto, bo wystarczy, że zmarnowałaś życie mojej
przyszłej żonie, chcesz zmarnować jeszcze tym dwóm, bo trzeciego raczej nie
odzyskasz?! – krzyknąłem, stojąc przed nią.
– Nie awanturuj się tu! – odkrzyknęła.
– Sądzisz, że się awanturuję? – zapytałem kpiąco i
podszedłem do stołu. Jednym ruchem ręki zmiotłem wszystko, co się na nim
znajdowało. Były to dwa kubki, trzy brudne szklanki, trochę sztućców, pięć
pustych butelek po piwie i dwie po tanim winie, jedna na pół pełna. Wszystko
roztrzaskało się o podłogę z charakterystycznym, głośnym trzaskiem albo raczej
trzaskami.
– Ja się dopiero mogę zacząć awanturować – powiedziałem
już spokojnie, opuściłem mieszkanie, a wychodząc trzasnąłem drzwiami z taką
siłą, że myślałem, że wylecą z futryny, ale na szczęście nadal trzymały się na
swoim miejscu.
Igorka to jak sam Aleks stwierdził Klara nie odzyska.Może ona się wreszcie ogarnie.Zachowanie Aleks nie było złe dobrze jej zrobi taki wstrząs.
OdpowiedzUsuńDobrze zrobił, może taki wstrząs jej pomoże. Jeśli ją coś ruszyło to może małymi kroczkami zacznie się ogarniać, zadba o bliźniaków i postara się odzyskać Igorka.
OdpowiedzUsuńJak już wyżej wspomniane, taki przysłowiowy zimny prysznic, może dobrze jej zrobi.
OdpowiedzUsuńmoże teraz ta kobieta się trochę ogarnie, wystarczy że zmarnowała sobie i córce życie, chłopakom mogłaby tego oszczędzić. Szkoda mi Igorka ale możne dobrze ze go zabrali bd miał normalny dom, tylko dlaczego bez braci, siostry i prawdziwej kochającej matki?
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem Aleks dobrze zrobił zabierając bliźniaków, Klara będzie miała trochę czasu żeby ogarnąć siebie i mieszkanie zanim wrócą.
OdpowiedzUsuńPewnie, ze dobrze zrobił, ze zabrał chłopców i huknął na Klarę. Jej był potrzebny taki opieprz, może się opamięta i weźmie za siebie. Amanda się do niej nie odzywa, Igorka już jej zabrali, tylko patrzeć jak bliźniaków zabiorą. Aleks polubił braci Amandy, kiedy się nimi zajmowali razem to była to dla niego namiastka rodziny, której nie miał. Poza tym widzi jak cierpi Amanda, tylko, że taka jednorazowa akcja to wyjście doraźne, co będzie później z chłopcami.
UsuńKlarze przyda się taki kubeł zimnej wody.Amandę już straciła Igora też,może dotrze do niej,że pozostałe dzieci też straci i zostanie sama.
OdpowiedzUsuń