sobota, 21 grudnia 2013

Część 145 - Awanturnik




Aleksander (Samuel)

Gdy zobaczyłem Amandę w takim stanie serce mi się krajało, to bolało. Pojąłem, że tak już będzie zawsze. Za każdym razem kiedy ją coś dotknie i zaboli ja odczuje to z taką samą lub zdwojoną siłą. Nalałem ciepłej wody do wanny, zrobiłem nawet pianę. Powróciłem do sypialni i odkryłem moją narzeczoną, porwałem ją na ręce ale zaprotestowała.
– Olek, mogę sama chodzić, potrafię.
– Mogę cię zanieść.
– Ale naprawdę ze mną już wszystko dobrze. Sama pójdę – protestowała dalej, ale moje stopy dotykały już płytek łazienkowych.
– Kąpiel gotowa, królewno – oznajmiłem, stawiając ją przed sobą.
Stanęła przed wielką wanną, tyłem do mnie. Sięgnęła obiema dłońmi w tył do zapięcia koralowego stanika. Podziwiałem krągłość jej pośladków, tatuaże na udach, które jakby trochę przytyły, doszedłem wzrokiem nawet do stóp, a potem powróciłem na kark. Obróciła głowę w moją stronę.
– Przepraszam, już wychodzę – powiedziałem pośpiesznie, ale wykonanie tego wydawało się trudniejsze niż myślałem, niemal niemożliwe.
– Nie przeszkadza mi twoja obecność – rzekła niepewnym tonem, a biustonosz upadł na ziemię.
– Przeszkadza. – Skierowałem się do wyjścia, miałem zasunąć drzwi, ale jej głos mnie powstrzymał.
– Aleks, zostań. – Wróciłem się.
– I jak to sobie wyobrażasz? Że co mam teraz zrobić? Wysyłasz mi sprzeczne sygnały, mówisz jedno, a myślisz drugie. Nie chcę by wyszło tak jak wczoraj.
– To nieprawda! – krzyknęła, odwracając się w moją stronę. Otuliłem wzrokiem jej jędrne, lekko falujące piersi, ale byłem zmuszony się opamiętać w sekundę, bo potem mógłbym nie dać rady.
– Mówisz mi „zostań”, bo pragniesz samej sobie coś udowodnić, a kiedy zostanę, to wiesz, jak to się może zakończyć. Z drugiej strony myślisz, bym wyszedł, bo nadal masz ten pierdolony uraz do mężczyzn – powiedziałem głośniej, ale, widząc wyraz jej twarzy, zmieniłem ton na lżejszy. – I co ja mam zrobić? Jakkolwiek nie zrobię, będzie źle albo jeszcze gorzej. Jeśli zostanę, to być może skończy się jak zawsze, nikt nie daje nam gwarancji, że będzie jak w samochodzie. Jeśli jednak wyjdę, to ty będziesz miała cały dzień zepsuty humorek, bo nie postawiłaś na swoim. Ja postanowiłem wyjść – dokończyłem i zasunąłem za sobą drzwi.
Wielu uznałoby mnie za debila, wiedząc, że zmarnowałem taką okazję, ale to nie do końca było gładkie, proste i przyjemne, a przynajmniej nie zawsze. Amanda i jej uraz do seksu byli nierozłączni, a ja nie byłem w stanie tego przeskoczyć. Nawet po tym akcie w samochodzie dwie noce z rzędu miała koszmary. Po kolejnym stosunku, kiedy to ona była na górze, koszmary już nie wróciły, ale wystarczyło, że leżała na placach na łóżku, a ja znajdowałem się nad nią w celu sięgnięcia do zegarka, leżącego po jej stronie, a ona kamieniała, robiła się sztywna i naprężona jak struna. Odpuściłem sobie więc kolejne próby, bo kończyły się fiaskiem. Pierw myślałem, że jeśli nie będę jej dotykał rękoma, a jedynie ustami, to będzie dobrze – nie było. Potem uznałem, że możemy spróbować na stojąco – jak mnie odepchnęła, to zderzyłem się plecami ze stołem w jadalni. Uważałem, że powinna skorzystać z pomocy psychologa, ale nawet nie chciała o tym słyszeć. Zaczęcie tego tematu zazwyczaj kończyło się awanturą, a nawet rękoczynami. No dobra, z rękoczynami przesadziłem, ale wazonem we mnie rzuciła mówiąc:
– Teraz masz powód uważać, że jestem nienormalna, wcześniej nie miałeś.
Na szczęście wtedy się uchyliłem i jakoś udało mi się ją uspokoić, a potem uznałem, że nie ma sensu doprowadzać do takich i tym podobnych sytuacji, skoro można ich unikać, ale z drugiej strony, to tak jakby zamiatać problemy pod dywan.
– Olek! – krzyknęła, przywołując mnie do teraźniejszości.
– Co chcesz? – zapytałem, wciąż siedząc na łóżku i przecierając twarz dłońmi.
– Chodź tu! – wrzasnęła.
– Oj nie, nie ma mowy! – odkrzyknąłem.
– No to chociaż mi ręcznik rzuć – odpowiedziała nieco ciszej.
– Dobrze, tyle jestem w stanie dla ciebie zrobić. – Podążyłem do przedpokoju i rozsunąłem szafę, znajdującą się obok wejścia do sypialni, gdy człowiek był zmęczony to mógł się pomylić i niechcący wejść nie tu. Wyjąłem puszysty kremowy ręcznik i podążyłem z nim do łazienki. Podałem jej go do ręki, starając się patrzeć w bok.
– Zawsze tak już będzie? – zapytała.
– Nie wiem, a ty nie chcesz skorzystać z pomocy tego, co wie więcej – wyrwało mi się.
– Chcesz się kłócić? – zapytała, wiążąc ręcznik pod ramionami.
– Nie, ale dostrzegam, że ty chcesz. Dobra, moja wina, zakończmy temat i ubieraj się. Poczekam na ciebie w samochodzie.
Jechaliśmy bez złości na siebie, ale milczeliśmy. W głośnikach rozbrzmiewały piosenki, pierw kilka anglojęzycznych, później kilka polskich. Zawiesiłem ucho na jednej i jakoś starałem się przetrwać ten dzień.
Niespełniony sen,
Błękit w Twoich oczach.
Dostał to, co tak pokochał świat.
Podarował Ci kilka boskich nocy,
Tylko po to by odebrać raj.
Chodź, daj rękę, bo widziałaś już ten film,
Ta blondynka grała w nim.

Trzy godziny snu,
Witaj nowy dniu.
Żadna miłość nie jest lekiem na Twój ból.
Trzy kieliszki łez,
Tak by poczuć mocniej
Z jakich składa się słów najtrudniejsza z ról.

Nie chciał widzieć
Jak zmienia Cię ten płomień,
Gdy otaczał Cię spragniony tłum.
Każdy facet chciał, tulić Cię w ramionach,
Żaden nie rozumiał Twoich słów.
(Bajm – Blondynka)
Do końca nie dosłuchałem, bo znaleźliśmy się przed bramą. Wjechałem na podwórko, wyłączyłem silnik i czekałem na reakcję Amandy.
– Przepraszam cię, ale chyba jednak to był błąd. Jedźmy do domu – wyznała.
– Amanda, co się z tobą dzieje? – zapytałem, choć wiedziałem, że odpowiedź nie padnie.
Zastanawiałem czy bardziej jej zrobię krzywdę, spełniając jej prośbę i odjeżdżając, czy stojąc tutaj, dopóki ona nie wykona jakiegoś ruchu. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że to ja powinienem podjąć decyzję.
– Nie chcesz tam iść? – zapytałem.
– Nie.
– W takim razie zaczekaj, zaraz wrócę – oznajmiłem i wyszedłem z samochodu.
Nie wiedziałem, co czynię, a już z pewnością nie wiedziałem czy czynię dobrze. Jednak dla mnie przemierzenie tych krętych schodów, patrzenie na odrapane, popisane ściany i zastukanie do drzwi było z pewnością prostsze niż dla niej.
– Dzień dobry, a pan… – zaczęła kobieta, która otworzyła drzwi. Widziałem w niej matkę Amandy, choć nie spotkałem jej nigdy wcześniej. Wtedy, kiedy opiekowaliśmy się chłopcami w wigilię, ja wyszedłem, zanim wróciła. Później było podobnie. Uznałem jednak, że to ona, bo kolor oczu nie mógł mnie aż tak bardzo zwieść.
– Aleksander Górski – przedstawiłem się i podałem jej dłoń. Nie uścisnęła jej.
– Kontrahent? – zapytała, ale pokręciłem przecząco głową. – Ankieter? – dopytywała.
– Też nie.
– Niech pan tylko nie mówi, że komornik albo opieka społeczna – powiedziała, splatając ręce na piersiach. Była szczupła, ale nie tak szczupła jak Amanda, była po prostu chuda, ale dobrze ubrana. Wysokie buty, obcisłe legginsy… Przestałem lustrować ją wzrokiem, bo uznałem to za spore nadużycie.
– Narzeczony pani córki – powiedziałem.
– Ojciec tych dzieci Amandy, tak? – zapytała, a ja nie miałem pojęcia, skąd o tym wie.

– Tak – odpowiedziałem, choć nie miałem pewności czy ojcem biologicznym nie jest Hubert.
– W takim razie zapraszam. Mogliście przyjść razem – wykonała miły, zapraszający gest.
– Olek przyszedł – krzyknął jeden z bliźniaków do drugiego, nadal nie potrafiłem ich odróżnić.
– Tak, po was – stwierdziłem.
– Jak to po nich? Amanda chce mi ich zabrać? – przeraziła się kobieta.
– Chcemy ich wziąć na spacer – odpowiedziałem. – Ich i tego małego, Igorka, tak?
– Tak, ma na imię Igor, ale to niemożliwe. On tu już nie mieszka – rzekła i wskazała mi taboret, bym usiadł, a sama postanowiła stać.
– Jak to nie mieszka? Tak małe dzieci się nie wyprowadzają – stwierdziłem.
– Zabrali go i będzie mieszkał  jakieś rodzinie zastępczej– powiedział drugi z chłopców.
– Bo mama go zostawila samego i pakał i sąsiedzi wezwali, nie pamientam kogo – tłumaczył ten drugi.
– Czemu wy nie jesteście ubrani? – zapytałem chłopaków, pomijając na moment temat najmłodszego.
Było dla mnie dziwne, że chłopcy biegają w spodniach od piżamy i niczym poza tym pomiędzy butelkami po tanim winie i sporą ilością zabawek, garnków oraz innych śmieci.
– Nie byliśmy dzisiaj w szkole – wyznał ten drugi.
– Dlaczego? – dopytywałem.
– To chyba nie pańska sprawa – zarzuciła mi matka Amandy.
– Moja.
– Wydaje mi się, że powinien pan już iść.
– Wydaje mi się, że nie – odrzekłem i namalowałem na ustach cyniczny uśmieszek, byłem wręcz bezczelny, ale co mi tam.
– Bo pana wyproszę.
– Spróbuj, po dobroci nie wyjdę – rzuciłem jej wyzwanie. – Chłopcy, ubierzcie się, pójdziemy na jakieś lody albo pizzę – zwróciłem się do bliźniaków.
– Pizzę to nie, bo długo się czeka, a ja już jestem głodny.
– Jak to już? Jest po obiedzie według zegarka – zwróciłem się do chłopca, który trzymał samochód w dłoni.
– Mama dopiero wstała – odpowiedział.
– Czyli wszystko jasne. Ubierzcie się tak raz dwa, pojedziemy w takim razie na coś, co szybko robią.
– Nie sięgamy do szafki.
– Pomogę wam. – Na szybko podałem jednemu niebieskie, sportowe bojówki, a drugiemu granatowe dresy. Ten pierwszy dostał białą bluzkę z napisami, a drugi popielatą, gładką.
– Może być? – zapytałem.
– Echeć, jeszcze skarpetki, ale to już sięgnę – odpowiedział jeden, a drugi pokiwał twierdząco głową.
Kiedy byli już gotowy, powiedziałem, by zbiegli na dół, pokazałem w oknie, do którego samochodu mają podbiec i zapukać w szybę. Wykonali to ochoczo i sprawnie. Kiedy dostrzegłem przez szybę dwójkę chłopców, zbliżających się do Amandy, która wysiadła im na przywitanie, odwróciłem się gwałtownie w stronę przyszłej teściowej.
– Wrócimy po dwudziestej. Doprowadź to mieszkanie do porządku. Pozbieraj buteleczki, pozamiataj, umyj podłogi i nie pij – poleciłem.
– Kim ty jesteś, żeby się rządzić? – zapytała z nienawiścią w oczach, a mnie zaczęły puszczać nerwy.
– Kimś, kto ci za moment przypierdoli tak, że się odbijesz od ściany. Ogarnij się, kobieto, bo wystarczy, że zmarnowałaś życie mojej przyszłej żonie, chcesz zmarnować jeszcze tym dwóm, bo trzeciego raczej nie odzyskasz?! – krzyknąłem, stojąc przed nią.
– Nie awanturuj się tu! – odkrzyknęła.
– Sądzisz, że się awanturuję? – zapytałem kpiąco i podszedłem do stołu. Jednym ruchem ręki zmiotłem wszystko, co się na nim znajdowało. Były to dwa kubki, trzy brudne szklanki, trochę sztućców, pięć pustych butelek po piwie i dwie po tanim winie, jedna na pół pełna. Wszystko roztrzaskało się o podłogę z charakterystycznym, głośnym trzaskiem albo raczej trzaskami.
– Ja się dopiero mogę zacząć awanturować – powiedziałem już spokojnie, opuściłem mieszkanie, a wychodząc trzasnąłem drzwiami z taką siłą, że myślałem, że wylecą z futryny, ale na szczęście nadal trzymały się na swoim miejscu.


7 komentarzy:

  1. Igorka to jak sam Aleks stwierdził Klara nie odzyska.Może ona się wreszcie ogarnie.Zachowanie Aleks nie było złe dobrze jej zrobi taki wstrząs.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze zrobił, może taki wstrząs jej pomoże. Jeśli ją coś ruszyło to może małymi kroczkami zacznie się ogarniać, zadba o bliźniaków i postara się odzyskać Igorka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak już wyżej wspomniane, taki przysłowiowy zimny prysznic, może dobrze jej zrobi.

    OdpowiedzUsuń
  4. może teraz ta kobieta się trochę ogarnie, wystarczy że zmarnowała sobie i córce życie, chłopakom mogłaby tego oszczędzić. Szkoda mi Igorka ale możne dobrze ze go zabrali bd miał normalny dom, tylko dlaczego bez braci, siostry i prawdziwej kochającej matki?

    OdpowiedzUsuń
  5. Moim zdaniem Aleks dobrze zrobił zabierając bliźniaków, Klara będzie miała trochę czasu żeby ogarnąć siebie i mieszkanie zanim wrócą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, ze dobrze zrobił, ze zabrał chłopców i huknął na Klarę. Jej był potrzebny taki opieprz, może się opamięta i weźmie za siebie. Amanda się do niej nie odzywa, Igorka już jej zabrali, tylko patrzeć jak bliźniaków zabiorą. Aleks polubił braci Amandy, kiedy się nimi zajmowali razem to była to dla niego namiastka rodziny, której nie miał. Poza tym widzi jak cierpi Amanda, tylko, że taka jednorazowa akcja to wyjście doraźne, co będzie później z chłopcami.

      Usuń
  6. Klarze przyda się taki kubeł zimnej wody.Amandę już straciła Igora też,może dotrze do niej,że pozostałe dzieci też straci i zostanie sama.

    OdpowiedzUsuń