Aleksander (Samuel)
Kobieta… taka mała istotka,
drobniutka, niziutka. No dobra, przesadzam – nie każda taka jest. Moja żona też
jakoś szczególnie niska nie była, to ja po prostu byłem wysoki i dopadało mnie
takie złudzenie. Wracając jednak do głównego wątku… kobieta to istotka, tę
swoją zawsze powinno się kochać i szanować. Co jednak jeśli ta twoja istotka
doprowadza cię do szału?
– Aleks
nie mam zamiaru…
– Cisza! – warknąłem i
trzasnąłem szufladą od komody.
– I tak nie mam zamiaru. Szkoda
tylko szuflady – odrzekła z uśmiechem wciąż siedząc na łóżku i smarując się
balsamem brązującym.
– Za moment cała pościel będzie
opalona bardziej niż twoje nogi. – zwróciłem jej uwagę.
– Znowu zrzędzisz. Odnoszę
nieodparte wrażenie, że się starzejesz – powiedziała z takim cynizmem w głosie,
że oczyma wyobraźni już widziałem jak chwytam ją za ramiona i ciskam w
najdalszy kąt tego przeklętego pokoju.
– Możesz się ubrać? – zapytałem
nad wyraz spokojnie i stanąłem nad nią z rękoma założonymi na piersi. Krawat,
który wyciągnąłem z komody wciąż trzymałem w dłoni i ściskałem by na nim
wyładować swoją złość.
– Ja chyba już mówiłam… –
zaczęła i miałem jej przerwać, ale zrezygnowałem z tego w ostatniej chwili.
Stałem w gotowości na jej słowa… stałem i stałem, a one długi czas nie
nadchodziły. – Nigdzie nie idę, nie z tobą, nie po wczorajszym dniu… W ogóle
się powinieneś cieszyć, że mieszkasz w domu – dokończyła.
– Czy ty jesteś skończoną
idiotką? A gdzie indziej miałbym mieszkać jak nie w domu? Naszym domu –
nałożyłem nacisk na ostatnie dwa słowa.
– Nie interesuje mnie to, możesz
nawet na dworcu! – krzyknęła i wyminęła mnie energicznie. Odwróciłem głowę w
jej kierunku, widok był cudowny. Króciutka, biała koszulka nocna z siateczką na
pleckach. Amanda w bieli zawsze wyglądała tak niewinnie, jak aniołek, którym z
reszta wcale nie była.
– Długo jeszcze? – zapytałem
siadając na łóżku.
– Co długo jeszcze? –
odpowiedziała mi pytaniem na pytanie i poczęła w wolnym tempie wsuwać
pończoszki na swoją stopkę opartą o niewielką pufkę. Później szła coraz wyżej dłońmi,
aż zakończenie samonośnej pończochy znalazło się tuż pod czerwoną kokardką na
udzie. To samo zaczęła czynić z drugą nogą.
– Czy długo jeszcze mam na
ciebie czekać?
– Wieczność. – Poczułem, że cała
krew napływa mi do twarzy ze złości. Czułem nawet zmarszczki na moim czole i
pulsowanie żyłek na szyi z gniewu.
– Bóg mi świadkiem, że cię za
moment…
– Co zrobisz Aleksie za moment?
– zapytała spokojnie patrząc mi w oczy, a ja podniosłem się energicznie na
równe nogi, ale w sumie nie wiedziałem po co tak uczyniłem. Zazgrzytałem zębami
i zapomniałem jej ostatnie słowa tylko po to by powrócił mi spokój i
opanowanie. Ona w tym czasie stanęła już tyłem do mnie, patrzyła przez okno
opierając się o komodę swoimi małymi rączkami z długimi paznokietkami w
czerwonym kolorze.
– Amando… ja rozumiem twoją
złość. Chociaż nie. Źle się wyraziłem. Rozumiem twój bunt, sprzeciw, być może
nawet i gniew, bo najwidoczniej się gniewasz. – Zbliżyłem się do nie wolnymi
kroczkami, niemal tiptobkami. Stałem tuż za nią, uniosłem dłonie by przytrzymać
jej ramiona, potrzeć je w banalnym geście zrozumienia, ale zrezygnowałem z tego
w ostatniej chwili i włożyłem dłonie do kieszeni. – Postaw się choć na moment w
mojej sytuacji – dodałem i czekałem na jej reakcje.
Odwróciła się do mnie. Jej błękitne
oczy płonęły, ale nie wiem czy gniewem, czy od zmęczenia. Nie patrzyła w moją
twarz, patrzyła na klatkę, na moją koszule, jakby liczyła guziki, albo
doszukiwała się plamy. Spuściła wzrok nagle, odepchnęła mnie dłonią i ruszyła
przed siebie. Ja o mało co nie straciłem równowagi, cofnąłem jednak stopę by ją
odzyskać i podążyłem za nią. Chwyciłem energicznie za jej ramię i znów
odwróciłem żonę twarzą do mnie.
– Puść mnie! – krzyknęła pewna
swego.
– Za moment mi nerwy puszczą –
ostrzegłem wciąż spokojnie, ale jednak przez zęby by nie krzyknąć.
– Super, nie pierwszy raz –
odburknęła bez cienia strachu, stateczności, pokory.
– Na co nam to? Na co tobie
takie coś? Po jaką cholerę się tak zachowujesz? Nie łatwiej usiąść i
porozmawiać? – zasypałem ją pytaniami, ale na jej twarzy namalowało to tylko
cyniczny uśmiech.
– Z tobą nie, z tobą nie chce
już rozmawiać. Puść mnie. Puść mnie, słyszysz?! – krzyczała i usiłowała się
wyrwać, ale chwyciłem ją za oba ramiona i ścisnąłem.
– Nie pozwolę tobie na takie
zachowanie – ostrzegłem delikatnie.
– Nikt cię nie prosi o
pozwolenie człowieku – powiedziała kąśliwie.
– Spóźnimy się jak tak dalej
pójdzie – stwierdziłem.
– Nie jadę z tobą nigdzie, nie
znoszę twojego towarzystwa, nie mogę na ciebie patrzeć! Co jeszcze mam
powiedzieć byś zrozumiał!? – krzyczała i usiłowała wyszarpnąć się z mojego
uścisku. Czekałem cierpliwie aż skapituluje, aż się zmęczy, ale jednego czego
się doczekałem to oplucia w twarz. Uniosłem dłoń, wziąłem zamach, ale widząc
jak zamyka oczy w oczekiwaniu na cios zrezygnowałem z tego zamiaru.
– Już? Ulżyło ci? – dopytywałem
zwalniając uścisk jednej dłoni tylko po to by wytrzeć jej ślinę z mojej twarzy.
– Co teraz? – zapytała niepewnie
kiedy zwolniłem uścisk też drugiej dłoni i zwinąłem je na piersi.
– Skąd to pytanie? – zapytałem
ale stała w milczeniu, miedzy mną, a ścianą. Zrobiła krok do tyłu, ale ta
czerwona ściana uniemożliwiła jej kolejny. Ja zrobiłem krok do przodu.
– Czyżbyś wyłapała granice?
Czyżbyś uważała, że właśnie je przekroczyłaś? Przesadziłaś? – zadawałem pytania
patrząc jej w oczy intensywnie, ale by to robić musiałem się nieco przychylić
bo ona spuściła wzrok. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Z jednej strony
zbuntowana, teraz nagle spokorniała…
– Naszykuj się teraz i spakuj
najpotrzebniejsze rzeczy. Bez szemrania i fochów, proszę. Zaczekam na ciebie w
samochodzie, a gdy dojedziemy na miejsce to spotka cię kara, bo ja nie
zamierzam tolerować takiego zachowania.
– Aleks, ale – zaczęła kiedy już
się odwróciłem do niej plecami.
– Bez ale – powiedziałem
wychodząc.
Udałem się do garażu, w
bagażniku już dawno miałem spakowaną walizkę. Nudziłem się wiec niemiłosiernie,
ale Amanda mnie zaskoczyła. Pojawiła się po jakiś piętnastu minutkach z
uśmiechem na twarzy.
– Czy mógłbyś… – zaczęła, a ja
podniosłem się z siedzenia i wbiłem w nią swój wzrok. Pewnie zbyt intensywnie
na nią patrzyłem, albo zbyt lodowato, bo zaczęła się jąkać, a u niej to
niebywale. – Waliz.. walizka jest… nie…
– Oczywiście, że pomogę –
powiedziałem miłym tonem. – Jest w sypialni? – zapytałem.
– Tak.
Walizka rzeczywiście była ciężka
i duża. Kto na litość boską bierze tyle ubrań na tydzień czasu? Znałem
odpowiedź na to pytanie, brzmiało: moja żona. Otworzyłem jej walizkę przed
zniesieniem. Wyjąłem z niej tableta i ładowarkę do telefonu. Nie chciałem by
nam zakłócano spokój na naszym „urlopie”. Ja komórkę jednak miałem na wszelaki
wypadek, jakby Sabina i Fabian mieli jakiś problem z maluchami. Ładując
granatową walizkę do bagażnika, sadowiąc ją obok mojej spojrzałem jeszcze na
Amandę zanim wsiadłem do samochodu. Stała oparta o półkę na narzędzia. Nie
otworzyłem przed nią drzwi, poczekałem aż sama się pofatyguje. Tym czasem ja
zająłem się chowaniem jednego z moich krawatów do schowka.
– Nie możemy…
– Nie, nie możemy –
odpowiedziałem zanim dokończyła pytanie. – Już powinniśmy być w mieście,
Kryspin pewnie czeka z kluczami na nas.
– Dlaczego nie możemy sami pobyć
w domu, tylko musimy w tym celu jechać na jakieś zadupie? – zapytała.
– Znasz odpowiedź na to pytanie.
Wczoraj chyba dosadnie przedstawiłem swoje stanowisko, że trochę odosobnienia
nam się przyda.
– Nie możemy być odosobnieni w
domu? – dopytywała podziwiając drogę zza szyby, choć znała ją już na pamięć.
– Nie, nie możemy. W domu
istnieje ryzyko, że wezwiesz policje, skrzykniesz sąsiadów, albo wybiegniesz na
drogę wołając o pomoc i obronę przed mężem tyranem. Dodam do tego fakt, że ktoś
obcy był w naszym domu – odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy, który kompletnie
nie pasował do słów przeze mnie wypowiadanych.
– Jesteś cyniczny – zarzuciła mi
uchylając szybę by wywalić gumę do żucia na drogę.
– Mandat murowany –
skomentowałem. – Co jednak się tyczy mojego cynizmu, to nie tak. Mówiłem
szczerze, przecież oboje wiemy, że jesteś do tego zdolna. Urządzanie
teatrzyków, histerii i odpierdalanie szopek masz we krwi, to twój żywioł.
– I co z tego? – zapytała
kpiąco.
– A to z tego, że powinienem
wystawić cię za drzwi z jedną walizką, bez dzieci, bez pieniędzy, bez
możliwości powrotu dopóki sobie pewnych swoich zachowań nie przemyślisz, ale
ponieważ mam za miękkie serce by tak uczynić z biedną, bezbronną, słabiutką
kobietką, co zbiegiem okoliczności jest także moją żoną i matką moich synów to
jedziemy na odludzie, gdzie w spokoju będę mógł cię postawić do pionu –
wyjaśniłem niemal jednym tchem.
– Nie będziesz mnie tresował –
usłyszałem nagle.
– Coś ty powiedziała? –
zapytałem z niedowierzaniem. – Tresował? Ale ja nie zamierzam cię tresować,
skarbie. Nie chcę mieć w domu potulnej suki co tańczy jak jej zagram. Nie chce
mieć kobiety na pstryknięcie paluszków, co się przede mną kaja i chodzi na
paluszkach. Chce byś miała swoje zdanie, podoba mi się, że je masz i pragnę by
tak pozostało. Problem tkwi jednak w tym jak ty ubierasz w słowa to swoje
zdanie, jak je mi prezentujesz. Problemem jest również twoja postawa w takich
sytuacjach. Jest ona po prostu nie do przyjęcia. Można chyba usiąść i spokojnie
porozmawiać bez tupania nóżkami i krzyczenia, tak? – zapytałem, ale
odpowiedziało mi milczenie.
– Amanda, ja naprawdę jestem
ostatnią osobą, która pragnie cię skrzywdzić. Właściwie to jestem też pierwszą,
która skoczyłaby za tobą w ogień i to nie ważne z jakiego powodu byś się tam
znalazła. Paradoksalnie jednak, gdy dojedziemy to z mojej ręki spotka cię kara.
Powtarzam – kara, a nie krzywda, chociaż dla ciebie te wyrazy są bliskoznaczne,
nie wiadomo czemu.
Jechaliśmy dalej w milczeniu.
Zatrzymałem się na parkingu przed kawiarnią. Wyszedł z niej Kryspin i wsunął mi
klucze od swojego domku znajdującego się w samym środku lasu. Powróciłem do
samochodu i znów jechaliśmy w całkowitej cyszy, trwało to dłuższy czas, gdy
nagle to ona przemówiła.
– Ja nie chciałam. Olek, to był
taki odruch.
– Naucz się panować nad
odruchami.
– Przepraszam – wyszeptała jakoś
tak niezwykle zmysłowo, ale jednocześnie jak dziecko, które stara się zamydlić
rodzicowi oczy.
– Wybaczam, właściwie to już
wybaczyłem wcześniej – odrzekłem.
– I nie jesteś już zły? –
dopytywała.
– Nie.
– I spędzimy miło ten tydzień? –
dopytywała dalej, a minę miała przy tym tak uroczą, że nie potrafiłem
powstrzymać uśmiechu.
– Zapewne gdy już będziesz mogła
normalnie usiąść to przejdziemy do milszych rozrywek i wtedy będzie naprawdę
miło – odpowiedziałem.
– Aleks… – zaczęła, ale potem
jakby brakło jej słów.
– Amanda… – wymówiłem jej imię
takim samym tonem jak ona moje.
– Przeprosiłam – rzekła pewnie i
można było sobie wyobrazić, że z przytupem, nie mogłem jednak tego widzieć.
– Wiem, przecież wybaczyłem. –
Zwróciłem twarz w jej kierunku i z uśmiechem pokiwałem z niedowierzaniem głową.
– Uśmiechasz się, czyli nie
jesteś zły. Wiedziałam, że nie można się na mnie długo gniewać – stwierdziła
dumna z siebie.
– Masz racje, ja się nie
gniewam. Jednak to nie zmienia mojego stanowiska. Zrozum, to że, to że nie
jestem teraz lodowaty, surowy i milczący nie znaczy, że ci daruje. Oczywiście
jeśli chcesz to mogę być zimny i się do ciebie nie odzywać cała drogę, tylko co
to zmieni? Wbij sobie do głowy, że pierwsze co zrobię gdy dotrzemy na miejsce
to będzie konsekwencja twojego wcześniejszego zachowania i od tego nie ma
ustępstw, moje zdanie w tej sprawie jest niezmienne.
–Ostrzegam, że wybiegnę z
samochodu na pierwszym skrzyżowaniu i zacznę krzyczeć o pomoc – powiedziała
pewnie, a po chwili patrzyła na moje dłonie czekając w niepewności jaki wykonam
gest.
– Nie zablokuje drzwi. Jeśli
chcesz wysiadać i wrzeszczeć to proszę bardzo, ale wiedz, że jeśli tak uczynisz
to ja zatrzymam się na tym skrzyżowaniu, wybiegnę za tobą, położę cię na masce
samochodu, zdejmę pasek i tak spiorę, że do końca tego naszego urlopu to ty nie
usiądziesz.
– Ludzie by zareagowali –
powiedziała kiedy stanąłem na światłach.
– Na co więc czekasz? Sprawdźmy
– prowokowałem ją.
Położyła dłoń na klamce, ale
szybko z tego zrezygnowała. W tym samym czasie ja już ruszyłem bo zaświeciło
się zielone światło.
– I co? Czekamy do następnych
świateł? – dopytywałem.
– Nie, nie będę wysiadać –
odparła naburmuszona.
– Szkoda – stwierdziłem i zatrzymałem
się na przejściu dla pieszych.
– Dlaczego?
– Mogłoby być ciekawie. Cały
tydzień co rano bym ci poprawiał za taką scenę, przynajmniej nie musiałabyś
wymyślać kolejnych atrakcji, które mają na celu wyprowadzenie mnie z równowagi
– odpowiedziałem i uśmiechałem się w jej kierunku.
– Jesteś okropny – stwierdziła
poważnie i wbiła wzrok w przestrzeń zza bocznej szyby.
– Oj, Amando, Amando –
powiedziałem jakby do siebie kiwając przy tym głową na boki w niedowierzaniu i
ruszając.
– No co? – zapytała nawet na
mnie nie spojrzawszy.
– Nie, no nic. Myślę tylko skąd
się biorą takie charakterki jak twój. Zastanawiam się czy to dzieło Boga, czy
raczej szatana. – Widząc, że chce mi przerwać, pośpiesznie kontynuowałem. –
Nie, nie przerywaj. Jeszcze nie skończyłem. Chciałem jeszcze powiedzieć, że
jeśli to dzieło Boga to musiałem w poprzednim życiu chyba kogoś zamordować, że
akurat to żona mi pisana, doznała tego zaszczytu posiadania takiego
charakterku. Jeśli zaś to dzieło szatana to mam na to dwie teorie.
– Jakie? – zapytała.
– Pierwsza jest taka, że to mi
jest dane być świętym. To prawie jak ascetyzm. To takie umartwianie duszy,
umysłu i ciała.
– Co takiego? Gdzie ty się
umartwiasz?
– Non stop się o ciebie
umartwiam, czy nie zrobisz sobie krzywdy tą swoją zaborczością. Czy mi nie
zrobisz krzywdy w przypływie furii i emocji. Jednak w sumie o siebie to się
raczej nie martwię. Bardziej zależy mi na tym byś ty była szczęśliwa,
bezpieczna i czuła się kochana i szanowana. Umartwiam się więc jak tobie to
szczęście dać, w jaki sposób zapewnić tobie to bezpieczeństwo, co zrobić byś
uwierzyła, że zasługujesz na miłość, i jak uczynić by mój szacunek w stosunku
do twojej osoby był na tyle czytelny byś go dostrzegła. No więc ma to coś
wspólnego z ascetyzmem, przecież na własne życzenie tak żyje i u boku takiej
kobiety jak ty. Żonę zawsze można zmienić, ba nawet nie musiałem cię brać za
żonę, bo znałem twój charakterek przed ślubem. Postanowiłem się jednak w pełni
świadomy czynu z biczować w przenośni i pojąć cię za żonę.
– Po co więc to zrobiłeś? Nikt
cię o to nie prosił, mnie się do ołtarza nie śpieszyło. – Jej słowa mnie
zabolały, ale postanowiłem nie dać tego po sobie poznać.
– Super, że teraz to mówisz.
Mogłaś wcześniej teraz już na to trochę za późno. Na pytanie po co tak uczyniłem,
chyba zbędna jest odpowiedź, znasz ją.
– Nie, nie znam. Po co się o
mnie umartwiasz? Po co ślub? Nawet nie wiedziałam, że ty się o mnie martwisz.
– Martwię, jakże by inaczej?
Jesteś moją żoną, ale to drugorzędny powód. Nawet jakbyś nią nie była to bym się martwił. Kocham cię przecież –
odpowiedziałem zdziwiony, że takie zaskoczenie dostrzegłem w tęczówkach jej
oczu gdy moje słowa do niej dotarły.
Znów zapadła cisza, a zaraz po
niej kolejne amandowe pytanie.
–A ta druga teoria?
– Druga teoria? Na co teoria? –
zapytałem, bo nie wiedziałem o czym ona mówi.
– Na poparcie tego, że to diabeł
stworzył taki mój charakterek.
– Aha, o to ci chodzi. To bardzo
proste, kochanie. W mojej drugiej teorii diabeł jest kobietą i to całe życie
niekochaną i niedocenianą. Właśnie dlatego nadała ci taki charakterek.
– Dlaczego akurat mnie?
– Dobre pytanie. Na nie też mam
odpowiedź przygotowaną. Masz niezwykły dar przyciągania mężczyzn. Twoja figura,
chociaż nawet nie ona. Twój wzrok, kształt uszu, uśmiech, barwa oczu, ich
kształt, głos, intelekt, seksapil – to wszystko przyciąga mężczyzn do ciebie,
sprawia, że oglądają się za tobą na ulicy i w markecie. Pani szatan dała wiec
takim kobietą charakterki niedobre, okropne i nie do poskromienia. Po to by się
zemścić na mężczyznach, naturalnie – wyjaśniłem.
– Jaki ty jesteś głupi –
stwierdziła z uśmiechem moja żona.
– Głupi bo zakochany i zamiast
uciec od takiej kobiety jak najdalej, to jeszcze ją jak skończony idiota do
siebie obrączką przywiązałem.
– Kocham cię – powiedziała nagle,
wzrok miała nieobecny, głos jakby nie swój. Poczułem jakby pierwszy raz te
słowa padły z jej ust tak samoistnie, samoczynnie, po prostu szczerze.
– Jesteśmy na miejscu –
powiedziałem parkując.
Wydaję mi sie że jej odpusci :) Ona potrafi go oczarowac , a jak będą sam na sam to Amanda dobrze to wykorzysta . Nadia
OdpowiedzUsuńa mi wręcz przeciwnie. odpuszczam do momentu w którym nie zagroziła swojemu bezpieczeństwu i przede wszystkim chyba bezpieczeństwu bliźniaków. Emila
OdpowiedzUsuńMi też się wydaję,że jej odpuści chociaż po tym jak zagroziła swojemu bezpieczeństwu to nie jestem tego taka pewna.Amanda napewno będzie próbowała wszystkiego żeby tylko jej odpuścił.
OdpowiedzUsuńWydaje mi sie że tym razem jej nie odpuści
OdpowiedzUsuńA ja nie wiem czy będzie odpowiedz na to pytanie. Nie wiem czy dodamy taką część, czy nie zrobimy przeskoku w czasie i nie pominiemy tego ich tygodnia sam na sam.
OdpowiedzUsuńEj no nie róbcie tego wszyscy są ciekawi czy Aleks wykaże się konsekwencją czy nie.
UsuńA ja byłem ciekawy jak oceniacie bohaterów i nadal czekam na komentarze tam ;)
UsuńNie róbcie przeskoku w czasie. Tydzień to może nie tak długo, ale wydaje mi się, że akurat ten tydzień może dużo wnieść :) Po za tym przyłączam się do wypowiedzi Zoey, że wszyscy są ciekawi jak zachowa się Aleks tym razem. Ale nie tylko tego, chciałabym wiedzieć, jak im się spędzało czas, bez dzieci cały tydzień, czy wreszcie coś sobie wyjaśnili, czy jest tak jak dawniej, czy tak jak ostatnio cały czas. (taka drobna sugestia) E.
UsuńDobrze Rejczel. Nie będzie przeskoku, specjalnie dla ciebie ;)
UsuńO cieszę się bardzo z tego powodu :) E.
UsuńSadze,ze jej nie odpusci ale tez jakos.szczegolnie jej nie pobije ;-) ale to dobrze oczywiscie,bo on jej nie powinien teraz uderzyc,bo za co? Przeciez to on jej wszystkiego nie mowi,ona sie martwiła o niego jak wyszedl i dlugo nie wracal i teraz za to zamartwianie.sie ma dostac?
OdpowiedzUsuńOpluła go, za to wyjście już jej się dostało.
UsuńNo opluła go fakt i już się nie może zasłonić ciążą , jednak dziwi mnie trochę zachowanie Aleksa żąda od Amandy wielu rzeczy ( chodzi mi o te wypowiedziane przed ślubem ) a sam nie umie być wobec niej szczery. Z drugiej strony do trochę rozumiem jego życie potoczyło się tak a nie inaczej miał trudne dzieciństwo nikt mu nie pokazał innej drogi a teraz może i się boi powiedzieć Amandzie prawdę boi się że ona odejdzie w końcu o ile dobrze pamiętam tylko raz mu powiedziała że go kocha
OdpowiedzUsuńAleż on jest durny ten Aleks. Niby martwi się szkołą żony, a funduje jej kolejny tydzień przymusowych wakacji. No ludzie! Funduje, bo tak chce i już. Nie widzę sensu w tym wyjeździe. Jeśli się boi albo chce zabezpieczyć dom, mogą znowu zamieszkać w hotelu albo u Majki i Patryka choćby O ile dobrze zrozumiałam, to tamten dom był Aleksa?
OdpowiedzUsuńDo tego znowu zamiast rozmawiać o tym, co istotne dla nich, Aleks udaje męczennika, uprawia przepychanki słowne, zmusza, zamiast wyjaśniać. Czy on chce Amandę ubezwłasnowolnić? Decyduje o niej, o dzieciach i o nic nie pyta... Maja
Są ferie :) Tam są ferie, więc szkoły nie opuszcza.
UsuńNic nie łapię. Skaczecie po czasie, czy 2 razy ferie są? Ferie były w części 209, jak Amanda była w Karpaczu, w 211 chodzi do szkoły: Dzień pracy minął i nadszedł czas na jeszcze cięższą robotę… Usiłowałem dodzwonić się do Amandy, ale ta nie odbierała telefonu. Pomyślałem, że być może się uczy, albo jeszcze siedzi w szkole.
OdpowiedzUsuńI teraz znowu ferie są? Rozumiem, że tłumaczysz bohatera, ale chyba na siłę?
Nie... Tłumaczę siebie. Nie dodałem "siedzi w szkole językowej". Magda mi o tym wspominała, a ja zapomniałem i umieściłem część zapominając o korekcie. Ferie trwają nadal, bo minął tydzień Amandy w Karpaczu, potem 2-3 dni w domu, a są też weekendy. Dobrze, że zwróciłaś na to uwagę, ja to potem sprostuje. Zresztą dla Aleksa ważniejsze jest bezpieczeństwo żony niż jej edukacja. Amanda jest zdolna jakby co to te 2-4 dni nadrobi :)
UsuńAmanda trochę tak jakby wyczuła granicę. Ona opluła Aleksa i momentalnie spokorniała, wycofała się z awantury. Myślę że teraz będzie u nich tylko lepiej.
OdpowiedzUsuńAleks staje się coraz bardziej konsekwentny.Tym razem raczej jej nie odpuści.Nie raz podniosła na Olka rękę przygryzał zęby,teraz go opluła.Amanda sama zdaje sobie sprawę,że ty razem nie zakończy się na rozmowie i groźbach.
OdpowiedzUsuń