czwartek, 26 grudnia 2013

Część 189 - Przeprosiny




Angelika (Jula)

Retrospekcje
Grudzień 2011 roku:

Po porannej rozmowie wiedziałam, że będę musiała tego gliniarza jednak przeprosić, bo w końcu ten czas miał być mile spędzony przez każdego z nas, a tak Hubert cały czas wywierałby na mnie presje, a ja z tym gliną raczej byśmy się do siebie nie odezwali chyba, że dogryzkami, co raczej żadnemu z panów, by się nie spodobało, a może i po ich stronie stanęłaby ta ruda. Zbierałam się dobre dwadzieścia minut żeby w ogóle na dół zejść, gdy już znalazłam się w salonie ulżyło mi, gdy zobaczyłam, że siedzi tam sam. Wolałam to zrobić na osobności niż przy jego lasce. Usiadałam no sofie i zaczęłam zbierać się na odwagę, aby w końcu cokolwiek powiedzieć. Patrzyłam w mp4 zabraną wcześniej z góry, przewijałam piosenki nie bardzo wiedząc dlaczego to robię, może było to spowodowane chęcią zajęcia czymś palców, aby nie siedzieć tak bezczynnie i wpatrywać się w jedno miejsce. Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego tym razem nie potrafię nic powiedzieć? Przecież rozmawiałam z tym człowiekiem nie raz, a jednak tym razem było dziwnie i nie tak jakbym chciała. Na komisariacie był tylko głupim psem, a teraz okazuje się, że to znajomy Huberta. Więc wypada być miłą dla człowieka za, którym nie przepadam.
– Nie kręć się tak, bo jajko zniesiesz – powiedział czym wyrwał mnie z zamyślenia po czym uśmiechnął się delikatnie.
– Chyba to bym obecnie wolała robić – przyznałam szczerze.
– Masz jakiś problem? – zapytał patrząc na mnie niepewnie zza gazety.
– Można by tak powiedzieć.
Odłożył gazetę na stół. Oparł łokcie o kolana i lekko nachylił się w moją stronę.
– Co się dzieje? – zapytał.
– Czuje się jak na przesłuchaniu, ale dobra, bo Hubert ze mną gadał i ... – mówiłam powoli, a słowa więzły mi w gardle.
– I?
– No i ... kazał mi pana przeprosić tak więc przepraszam – wydukałam po chwili.
– Wolałbym żeby to wyszło od ciebie – przyznał i na powrót oparł się o sofę. Wiedziałam, że tak łatwo mi te przeprosiny nie przyjdą, ale liczyłam na to, że nie będzie się czepiał szczegółów, a cieszył, że w ogóle go przeprosiłam.
– Wiem, no, ale... powiedzmy, że wyszło to od nas obojga... – próbowałam wybrnąć z sytuacji.
– Skoro tak, to przyjmuję twoje przeprosiny. Mam też do ciebie jedną prośbę. Zrobisz coś dla mnie?
– Potwierdzi pan Hubertowi, że przeprosiłam? Co do prośby to zależy o co chodzi.
– Miło słyszeć, że już nie jestem jebanym psem, a panem. Potwierdzę. Nie doszukuj się zaraz drugiego dna. Patryk jestem, mów mi po imieniu – wstał i wyciągnął dłoń w moim kierunku.
– Angelika – odpowiedziałam i wykonałam dokładnie te same ruchy co mój nowy znajomy. Uścisnęliśmy sobie ręce po czym ponownie zasiedliśmy na kanapach.
– Topór wojenny zakopany? – powiedział śmiejąc się.
– Tak chyba tak – uśmiechnęłam się.
– Poprosisz no mi tego twojego Huberta żeby tu przyszedł? – zapytał patrząc mi w oczy. Dziwnie się czułam, gdy powiedział mojego Huberta, ale było to całkiem miłe.
– Poproszę – odpowiedziałam i pospiesznie wstałam po czym skierowałam się na schody, które były w kolorze dębowym, a na każdym z nich leżał antypoślizgowy dywanik. Wsunęłam głowę do pokoju.
– Patryk cię prosi na dół – oznajmiłam.
– Patryk? To już przeszliście na „ty”? – zapytał zdziwiony podnosząc się z łóżka i zaciągając białą koszulkę – Za moment zejdę.
– Zaraz przyjdzie – powiedziałam do mężczyzny siedzącego na kanapie w kolorze toffi.
– Dziękuję.
– Za bardzo wymagający to pan... to nie byłeś z tą prośbą – poprawiłam się szczerze ciesząc, że nie muszę mu mówić na pan, bo było to dla mnie niezręczne z racji tego, że nigdy się tak do niego nie zwracałam. Nie miałam ochoty wykazywać szacunku policjantowi, który nie raz stwarzał mi problemy i zbyt miły dla mnie nie był. Popatrzyłam za okno i zauważyłam kobietę, tę samą, z którą się wczoraj witałam. Wpatrywała się we wszystko dookoła i fotografowała. Cieszyła się jak dziecko co było nawet fajne. Podziwiałam ludzi, którzy potrafią cieszyć się z takiej błahostki jak śnieg. Hubert też potrafił można by powiedzieć, że zaczęłam się tego od niego uczyć, a raczej to on podświadomie uczył mnie, a ja nie miałam nic przeciwko, bo wydało mi się to cenną zdolnością.
– A czego się spodziewałaś? – zapytał zdumiony i poprawił się tak, ze teraz siedział już prosto wręcz można by powiedzieć, że tak sztywno. Hubert miał podobnie, albo był wyluzowany, albo siedział jakby gorset przyodział.
– No nie wiem w sumie...
Nie chciałam odpowiadać. Hubert wybawił mnie z opresji, bo zszedł na dół i bez zbędnych przywitań rozpoczął rozmowę.
– Co chciałeś? – zapytał wpatrując się w stojącą na dworze kobietę.
– Chciałem ci powiedzieć, że Angelika mnie przeprosiła, a ja te przeprosiny przyjąłem. Sprawę uważam za zakończoną.
– To dobrze. Tylko po to mnie wołałeś? A tobie gratuluje, że ci te przeprosiny przez gardło przeszły – powiedział kpiąco.
– Rozmawiamy sobie, może się przyłączysz? – zaproponował Patryk i wskazał miejsce obok siebie.
– Czemu nie, to co miałem zrobić już zrobiłem – stwierdził i usiadł, lecz nie obok mojego towarzysza, a obok mnie co było dość miłe, bo przysiadł się na prawdę blisko. Patryk tylko popatrzył jakoś tak dziwnie, ale nie odezwał się na ten temat.
– Pytałem właśnie Angeli, jakiej mojej reakcji się spodziewała, ale mnie zbyła. Czegoś ty jej chłopie o mnie nagadał, co? Myślałem, że tu jajko zniesie – wygadał przebieg naszej rozmowy szanowny pan policjant i oczekiwał odpowiedzi.
– Nie zbyłam tylko... – nie zdążyłam dokończyć, bo Hubert wtrącił swoje racje.
– Nic jej nie nagadałem – zaprotestował.
– Tylko co? – zwrócił się do mnie.
– Tylko odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Ona to ma do siebie, że przeprasza, a zachowuje się jakby pod gilotyną leżała.
– Co prawda to prawda. Maja podzieliła się już z wami swoim pomysłem? – zapytał Patryk z miną zbitego psa.
– Nie, a co znów wymyśliła? Mamy się bać? – zapytał Hubert i objął mnie ramieniem, ale napotkawszy wzrok naszego towarzysza szybko zabrał rękę.
– Będziemy piec pierniczki na choinkę i ozdabiać je kolorowym lukrem. Przywiozła ze sobą nawet jakieś perełki spożywcze, czy coś w tym stylu. Chce nas tym uraczyć na wieczór.
– Hura optymistyczna aura wisi w powietrzu – stwierdziłam, gdy zobaczyłam jakie miny mają panowie.
– Ja nie wiem, czy to takie optymistyczne jest... – stwierdził mężczyzna, który siedział dalej ode mnie, bo najwyraźniej nie wyczuł sarkazmu w mojej wypowiedzi. Hubert odsunął się delikatnie i zwrócił w moją stronę.
– Zawsze cię mogę pouczyć jeśli wolisz taki rodzaj spędzenia wieczoru – zażartował, a Patryk spojrzał się na niego jakoś tak dziwnie.
– Czego ty mnie chcesz uczyć? – wypalił, a ja parsknęłam śmiechem. Jak on mógł się nie zorientować, że te słowa były kierowane do mnie? Hubert też się zaśmiał.
– Do mnie mówił – wytłumaczyłam sytuację, bo pierwszej udało mi się ogarnąć i złapać choć trochę powietrza podczas, gdy Hubert prawie płakał ze śmiechu.
– Możesz już przestać? – zwrócił się z błagalną wręcz prośbą – Każdy ma prawo palnąć coś głupiego, nie?
– Ależ oczywiście – odpowiedział Hubert po czym dostał kolejnego napadu śmiechu, tym razem krótszego – Ja nie z tego, że myślałeś, że chcę cię uczyć, a z tego, że to sobie wyobraziłem.

Nasz towarzysz zrobił minę urażonego dziecka, a my śmialiśmy się dalej.

6 komentarzy:

  1. Te przeprosiny były takie sztuczne, ale ważne że w ogóle się zebrała na to. E.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze że wogule przeprosiła

    OdpowiedzUsuń
  3. Hubert widzi w niej fajną,młodą,piękną dziewczynę.Cud,że jej te przeprosiny przez gardło przeszły naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może Hubert szuka zupełnej odmiany Amandy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zadziora z tej Angeli, przeprosiła, bo Hubert jej kazał, poza tym uznała, że nie ma innego wyjścia i że to zepsuje im całe święta. Faktycznie "przeprasza, a zachowuje się, jakby pod gilotyną leżała, ona po prostu nie umie przepraszać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Angela przeprosiła Patryka,bo musiała a nie dlatego,że chciała.Ciężko przeszło jej to przez gardło.

    OdpowiedzUsuń