czwartek, 26 grudnia 2013

Część 190 - Kilka nieporozumień




Majka (Kocica)

Retrospekcje
Grudzień 2011 roku:

Usłyszałam śmiech dobiegający z salonu i szybko dokończyłam ubieranie się. Zbiegłam zaciekawiona po schodach i wpadłam tam skąd dochodziły głosy.
Zobaczyłam Huberta śmiejącego się do łez, trzymającego za brzuch, Angelę rozbawioną i mojego wspaniałego mężczyznę siedzącego z naburmuszoną miną. Śmieli się z niego, tylko, o co poszło? – Zastanawiałam się przez moment a gdy nie wpadł mi żaden pomysł do głowy spytałam wprost:
– Co mu zrobiliście? – usiadłam Patrykowi na kolanach i cmoknęłam go w policzek.
– My mu nic, on sam z siebie błazna zrobił – odpowiedziała Angela nadal bardzo z siebie zadowolona.
Wzięłam twarz Patryka w ręce i zapytam czule patrząc mu w oczy.

– Co ci te okropne dziewuszysko zrobiło? – również uśmiechnął się do mnie
– Hubert chciał mnie uczyć – odpowiedział już lekko udobruchany, podniósł mnie lekko i usadowił tak, aby i jemu było wygodnie.
– Nigdy nie chciałem cię uczyć – zaprzeczył żywo Hubert dodatkowo odgradzając się od tego pomysłu rękami – Proponowałem to Angeli, a ty mi się, że tak powiem wprosiłeś na korepetycje – napad śmiechu miał już za sobą jednak nadal uśmiechał się szeroko.
– To ja też chcę – odpowiedziałam pogodnie – jak tylko dostanę kawy – przytuliłam się na sekundę do mojego kochanie a zaraz potem spojrzałam wymownie na niego – Czego będziesz nas uczył? – spytałam zaciekawiona.
– Uwierz nie chcesz – od razy wypaliła Angela. Ciekawa byłam, co ona ma z tą nauką. Ledwo wspomniałam o nauce a ta od razy cała się najeżyła.
– Matematyki – odparł wyjątkowo zadowolony z siebie Hubert posyłając szeroki uśmiech młodej
– E… Nie, w święta żadnej poważnej nauki – zapowiedziałam marszcząc nos i uśmiechając się do dziewczyny – Jak chcesz mam ze sobą Sudoku – zaproponowałam. Dźgnęłam Patryka w bok i przez chwilę pokręciłam się na jego kolanach – Kawy kochanie, poproszę – popatrzyłam na dość dziwną parę siedzącą koło nas. Miałam wrażenie, że coś ich do siebie przyciągało a jednocześnie żywo temu zaprzeczali – Hubciu a nie mógłbyś czegoś zabawniejszego wymyśleć? – spytałam uśmiechając się zachęcająco
– Wymyślić jak już – wtrąciła Angela. Posłała mi wyzywające spojrzenie i rozbawiona zaczęła chichotać patrząc na mężczyznę. – haha! Co tam Hubciu? – szturchnęła go palcem, ewidentnie rozbawiona zdrobnieniem, jakiego użyłam. Spodobała mi się jej reakcja i pomyślałam, że jeszcze muszę z niego skorzystać.
Mężczyzna przyciągnął ją do siebie i zaczął łaskotać, ona broniła się, śmiała, próbowała na łaskotki odpowiedzieć tym samym. Po chwili usiedli już spokojniej, więc postanowiłam przypomnieć mojemu Patrysiowi, że o coś prosiłam a i do Angeli miałam słówko.
– Młoda jak będziesz mnie poprawiać to cię z tą matmą w święta samą zostawię – spojrzałam na nią z udawaną powagą, pokazałam język i przestałam o niej myśleć, teraz najważniejsza dla mnie była kawa – Patryk kochanie nie zrozumiałeś aluzji? – odwracam się i spoglądam na niego wyczekująco.
– To ty chcesz kawy, nie ja – odpowiedział mi z szerokim uśmiechem, co mnie rozgniewało, już miałam wsadzić mu palce w żebra, gdy dotarły do mnie dalsze jego słowa – W ogóle to może jakieś śniadanie byśmy zorganizowali? – zaniepokoiłam się, wiedziałam, że znów się głupio uprze co do jedzenia a ja nie będę miała wyjścia i będę musiała jeść. Skrzywiłam się na samą myśl o tym, nie lubiłam rytuału jedzenia śniadań i nie obchodziło mnie ile książek na temat tego jak są zdrowe podsuwał mi mój policjant.
– O tak jedzmy śniadanie o... 12. – zapaliła się do pomysłu dziewczyna spoglądając na zegarek a ja posłałam jej wrogie spojrzenie. Następna z manią jedzenia. Już zaczęłam się zastanawiać jak postąpi ostatni z nas, gdy i on zabrał głos.
– Dla mnie to już będzie drugie śniadanie, ale w porządku, jestem za – Hubert poparł ich ochoczo a ja straciłam jakiekolwiek nadzieje na filiżankę kawy w najbliższej przyszłości. Zrobiłam smutną minę i spojrzałam na Patryka.
– Ja nie jestem głodna – mówiłam z bardzo nikłą nadzieją jednak po szturchańcu od niego dodałam szybko – zjem jedną kanapkę tylko, nie więcej – licząc na to, że uszanuje moje zdanie.
– Dobra to, kto robi? – spytała Angela a ja miałam ochotę schować się za Patryka. Robienie kanapek, które jeszcze będę musiała jeść było ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę.
– No wiadomo, że ty, najmłodszy no nie? – szybko, z uśmiechem odpowiedział jej Hubert i wyciągnął ręce w jej kierunku z ewidentnym zamiarem łaskotania jednak Angela była szybsza, odskoczyła.
– Nie najmłodszy, a najmłodsza jak już! – odpowiedziała sztucznie nachmurzona. – Ale ty jesteś gospodarzem – od razu odbiła mu piłeczkę z pewnym siebie uśmiechem. Ma refleks, pomyślałam i postanowiłam jej pomóc.
– Ja wiem, Patryk, bo on zje najwięcej – powiedziałam z szerokim uśmiechem i od razu poczułam jego palce na własnych żebrach.
– Ja się zgadzam! – od razu przytaknęła mi uśmiechając się złośliwie do Patryka.
– No w sumie, chyba cię stary przegłosowały – Dołączył do nas mężczyzna naśladując minę dziewczyny. Miałam pewność, że nie ja będę musiała się z tym szarpać. Odetchnęłam z ulgą i parsknęłam śmiechem patrząc na nich.
– Jako gospodarz nie możesz mi odmówić pomocy – od razu powiedział Patryk i posłał mu kopię jego własnego uśmiechu. Zdjął mnie ze swoich kolan a gdy tylko Hubert się odezwał przeszłam na bok by obaj mogli wejść do kuchni
– Ależ oczywiście – odparł podnosząc się. Zdziwiłam się, że nie jest rozczarowany tym, iż został wrobiony w pomoc, ja na pewno bym była.
Wyszli rozmawiając już o tym, co i ile mają do zrobienia, a ja usiadłam obok Angeli. Przypomniała mi się okropna wizja łażenia, w dodatku po śniegu i mrozie. Miałam zamiar namówić młodą, aby mnie poparła i byśmy zrezygnowali z tej okropnej wizji.
– Co myślisz o spacerach? – zaczęłam delikatnie przygryzając dolną wargę. Zacisnęłam palce i czekałam na jej odpowiedź, oczywiście taką zgodną z moimi planami.
– To zależy, a co? – spytała zaciekawiona, więc kontynuowałam.
– No ten twój chce spacer nam, jako atrakcję zorganizować.  Zimno jest, mokro, to ja podziękuję. – oznajmiłam szybko wzdrygając się na samą myśl o chodzeniu i zacisnęłam palce w nadziei, że zgodzi się za mną.
– On żaden mój – szybko zaprzeczyła, miałam wrażenie, że nawet zbyt szybko. –  A ty masz zamiar całe święta na dupie przed kominkiem przesiedzieć?
– Czemu nie? – ta wizja mnie ucieszyła tak bardzo, że aż się uśmiechnęłam –  Ciepło, wygodnie a i książkę mam ze sobą. Jak ty byś mnie z tym poparła odwdzięczyłabym Ci się podobnie – kusiłam.
– Ja nie mam zamiaru przebimbać pół zimy siedząc i gapiąc się w ogień – zrobiła zaciętą minę, założyła ręce na piersi i patrzyła na mnie hardo – To jest nudne, a na takim spacerze może być fajnie, wiesz? Może jest coś fajnego do pooglądania, a jak nie to można po prostu wziąć i ich porzucać śnieżkami, albo natrzeć to chyba jest ciekawsze niż książka... – znów się najeżyła a ja miałam ochotę warknąć na nią. Czy to dziecko musi być takie trudne we współżyciu, dumałam.
– No proszę cię. Co jest fajnego w chodzeniu? Oki, rozumiem nacieranie ich śniegiem, nawet bałwana możemy ulepić, ale, po co do tego spacerować? Śnieg mamy pod domem – zaproponowałam kompromis, ale jej mina od razu mi uświadomiła, że to na nic. Patrzyła na mnie jak na wariatkę.
– Żeby się przejść i rozruszać, a nie siedzieć bezczynnie. Ja idę jak chcesz to zostań, jak masz marudzić całą drogę to też zostań, bo ja nie mam ochoty tego słuchać, a się dobrze bawić – naprawdę? Pomyślałam uszczypliwie jednak nie chciało mi się z nią dyskutować, aż bałam się jej kolejnego tekstu.
– Okropna jesteś. A gdzie twoja damska solidarność? – spróbowałam ostatniej rzeczy, jaka przyszła mi do głowy. Zagryzłam dolną wargę i patrzyłam na nią z nadzieją.
– Uciekła wraz z momentem poczęcia – rzekła z tak poważnym wyrazem twarzy, że aż się w głos roześmiałam. Bezczelna smarkula ma ciętą ripostę.
– I tak cię lubię – powiedziałam z uśmiechem rozbrojona jej odpowiedzią.
Zastanowiłam się, musiałam wymyślić coś innego, co pozwoliłoby mi się od tego spaceru wykpić. Wpadłam na dwa pomysły, najpierw zamierzałam przeciągać śniadanie tak bardzo, aby było za późno na jakieś długie spacery. Dzięki Bogu była zima i dość szybko robiło się ciemno. Kolejną rzeczą, jaką mogłam wykorzystać były pierniki. Byłam przygotowana do ich robienia, przywiozłam ze sobą wszystkie potrzebne składniki jak i sporo drobnych perełek, cukierków do ozdabiania. Wystarczyło teraz tylko w odpowiednim momencie namówić do tego panów.
Moje rozmyślania przerwali mężczyźni wnosząc ogromny stos kanapek i kubki. Pociągnęłam nosem i od razu wiedziałam, nici z kawy. Zmarszczyłam groźnie brwi i spojrzałam na mojego wybranka.
– Patryk, kochanie prosiłam o kawę, czy już tak źle z twoją pamięcią? – docięłam mu porządnie rozczarowana.
– To dziwne, że w ogóle kanapek nie zapomnieliście. – od razu z pomocą przyszła mi Angela, za co posłałam jej szczery uśmiech.
– Nie marudź, do śniadania pije się herbatę, nie kawę – odezwał się ten mój tonem wykluczającym dyskusje. Byłam świadoma tego, że nie osiągnę teraz nic, więc postanowiłam przemilczeć chwilowo jego wypowiedź, na osobności mu się odgryzę, zanotowałam.
– Herbata zdrowsza jest – z pomocą od razu przyszedł mu kolega – A ty jak chcesz możesz sobie zaraz kanapki sama zrobić – dodał patrząc na dziewczynę i jednocześnie przyciągając ją do siebie. A podobnież nic ich nie łączy, analizowałam widząc tą scenę.
– Kawa jest smaczniejsza – uparcie trwałam przy swoim zdaniu. Bardziej tak na pokaz, bo znając Patryka wiedziałam, że kawy przed śniadaniem i tak nie dostanę.
– To, co robimy? – ten mój postanowił szybko zmienić temat, uśmiechnęłam się. Jednak mnie zna i wie, że mogę tak długo wracać do tematu.
– Idziemy na spacer – ochoczo zaproponował Hubert, co ponownie spowodowało moje niezadowolenie.
– Tak, tak chodźmy – dodała młoda bezczelnie patrząc mi się w oczy. Pokazałam jej język i zaproponowałam spokojnie:
Może zjedzmy najpierw w spokoju? Głupio byłoby to teraz zostawić skoro dla nas te kanapki zrobili – uśmiechnęłam się 
W odpowiedzi na pokazanie języka zobaczyłam jak Angela podnosi rękę jednak szybko zmieniła zdanie, gdyż bez żadnego gestu opuściła ją. Ponownie się do niej uśmiechnęłam.

– Nie zostawimy o to się nie bój, ale jeśli nie chcecie to ja je mogę sam zjeść, no dobra z Angelą – zaproponował Hubert. Przyjrzałam mu się. Był szczupły, sam mówił, że śniadanie już jadł to gdzie on zamierza wsadzić tą stertę? Tasiemca ma czy jak. Moje rozważania przerwała rozmowa naszych towarzyszy.
– Ty masz tą większą połowę – odezwała się dziewczyna patrząc na Huberta.
– Połowy są zawsze równe – odpowiedział jej zrezygnowany. Było widać, że nie jest to ich pierwsza taka rozmowa.
– Ale ty wiesz, o co mi chodziło – szybko odpowiedziała uśmiechając się czarująco, choć nie do końca szczerze.
– Tak wiem – odpowiedział spokojnie i zaczął mówić jak belfer –  Ty zjesz 1/4, a ja 3/4 tak?
– Dokładnie tak – dziewczyna posłała tym razem szczery uśmiech i zajęła się jedzeniem.
– Jakaś obsesja Hubert? – zapytałam bawiąc się swoją kanapką – Z tą matematyką? – uzupełniłam i spojrzałam na niego wyczekująco.
– Nie, dlaczego? – odpowiedział spoglądając na mnie i wybierając kolejną kromkę chleba – Chciałbym ją tylko czegoś nauczyć.
– Powodzenia – mruknęłam pod nosem i dalej obracałam swoje śniadanie w ręku.
Patryk posłał mi groźne spojrzenie. Naprawdę mógłby mnie lepiej znać, pomyślałam i już miałam mu na to zwrócić uwagę, gdy to on się odezwał.
– Mysza, pospiesz się z tym jedzeniem – ponaglił mnie – pora już wychodzić.
Skrzywiłam się i już miałam coś zaproponować, gdy usłyszałam śmiech Angeli. No naprawdę, czy to takie zabawne, że ktoś nie lubi bliskich kontaktów z zimą, albo chodzenia bez sensu? Naburmuszyłam się jeszcze bardziej jednak szybko musiało mi przejść, teraz musiałam działać a nie stroić fochy, na to jeszcze przyjdzie pora.
– Mamy coś ważniejszego do zrobienia – powiedziałam zdecydowanie odkładając prawie nie ruszony chleb na talerz i wstając. – Musimy się wziąć za te pierniki, z tego, co wiem to dość pracochłonne a musimy je dziś zrobić wszystkie. Hubert pomożesz mi zagnieść ciasto? – spojrzałam na niego jednak nie czekałam na odpowiedź i ciągnęłam dalej – Ty kochanie mógłbyś przynieść tą reklamówkę z ozdobami z naszego pokoju, pokażę wszystko Angeli – tym razem skierowałam wzrok na dziewczynę – Ty w tym czasie ogarnij ten bałagan.
Uśmiechnęłam się do wszystkich i wyszłam z salonu do kuchni. Nastawiłam wodę na kawę i zaczęłam jej szukać. Doskonale słyszałam jak Angela wzdycha. Uśmiechnęłam się pod nosem z satysfakcją. Po chwili z pokoju doszło mnie szuranie i po chwili koło mnie pojawił się Hubert delikatnie pchający młodą, ta opierała się żartobliwie, ale jej mina mówiła mi, że podoba jej się to. Jeszcze nie oderwałam od nich wzroku, gdy na schodach usłyszałam ciężkie kroki Patryka a za moment zobaczyłam jego samego. Poczekał chwilę aż naleję wrzątek do kubka i podał mi reklamówkę. Wzięłam pierwszego łyka i z torby wyciągnęłam kartkę, na której w domu zanotowałam przepis z gazety.
– Proszę, tu masz przepis to zagnieć – podałam Hubertowi kartkę – Patryk Ci pomoże – spojrzałam na Angelę. Stała przy kontuarze z talerzem kanapek, wydawała mi się lekko zagubiona, więc i ją zamierzałam pokierować – Te kanapki to może odłóż na bok, na pewno zaraz znów będą chcieli jeść – powiedziałam z miłym uśmiechem i ponownie podniosłam kubek do ust.
– Ja jeszcze jem potem będę wstawać do blatu zabierać kanapkę i znów wracać i tak w koło Macieja? – spytała robiąc tą swoją wojowniczą minę. Postanowiłam nie reagować na minę, ale zaczepki nie zamierzałam jej odpuścić. Hubert postanowił nie wtrącać się w nasze sprzeczki. Zaczął wyjmować potrzebne mu rzeczy i zabrał się do robienia ciasta. Byłam mu za to wdzięczna. Sama z młodą miałam duże szanse na wygranie tej potyczki.
– Pospiesz się, nie widzisz, że mamy dużo roboty? – odpowiedziałam jej jednocześnie gromiąc ją wzrokiem – Przecież to wszystko samo się nie zrobi – oparłam się ponownie wygodnie o szafki stojące za mną i zamierzałam dalej cieszyć się kawą.
– Może odłóż tę kawę i weź się do roboty? – usłyszałam szybko głos małolaty i nie dużo brakowało abym zachłysnęła się ciemnym aromatycznym płynem.
Spojrzałam na naszych partnerów licząc na pomoc z ich strony, niestety wydawali się pochłonięci robieniem ciasta. Hubert stał z rękoma w misce, Patryk pomagał mu wsypując do niej kolejne składniki. Zacisnęłam zęby ze złością, miałam ochotę krzyczeć, ale za nic nie przyznałabym się głośno do tego, że potrzebuję pomocy z takim dzieciakiem.
– Muszę poczekać aż wy się tu obrobicie – powiedziałam z pozorowanym spokojem patrząc na dziewczynę złym wzrokiem – Co mam wałkować jak jeszcze nie ma ciasta?
– A co ja mam robić jak jeszcze nie ma ciasta? – odpowiedziała mi momentalnie. Przez chwilę milczałam, nawet nie po to, aby zastanowić się nad tym, co mam jej powiedzieć, chciałam się uspokoić.
– Miałaś posprzątać – przypomniałam złośliwie – Nie czekać i wziąć się za to jak będziesz przeszkadzać.
– To może ty posprzątaj. Ja nie lubię – smarkula widziała moją złość. Im ja byłam bardziej zirytowana tym ona miała lepszy humor. To znowu powodowało moją coraz większą złość.
– A po czym wnosisz, że ja lubię? – podniosłam rękę i pokazałam jej paznokcie, nad którymi pracowałam dość długo – Ja nie chcę sobie manicure zniszczyć, a ty pewnie nawet nie wiesz, co to jest. – Dodałam zadowolona z tej jawnej złośliwości.
– Ogarnijcie to we dwie – zaproponował Hubert z uśmiechem odwracając do nas głowę. Zmarszczyłam brwi. Nie takiej pomocy oczekiwałam – I tak nic nie robicie, a tak się uwiniecie i ty wypijesz kawę, a ty dalej będziesz wcinać te kanapki i mnie jedną z nich karmić.
Uśmiechnęłam się chytrze, odstawiłam kubek i szybko zaczęłam zbierać naczynia i wstawiać je do zlewu.
– Już Ci przygotowałam naczynia do mycia – powiedziałam ze szczerym uśmiechem.
Usłyszałam śmiech Huberta, co potwierdziło moje przypuszczenia, że słuchają tego, co mówimy tylko wolą się nie mieszać. Spojrzałam na mojego mężczyznę ze złością akurat w momencie, gdy ten zrezygnowany kiwał głową. Naprawdę nie rozumiem – myślałam – czemu on nie może pogodzić się z tym, że ja osobiście nie nadaję się do prac w kuchni. Ponownie spojrzałam na Angelę. Siedziała wpatrzona we mnie, ale zdecydowanie nie podobało mi się to jak to robi. Miałam wrażenie, że uważa mnie za głupią.
– No chodź młoda – ponagliłam ją – A jak będziesz chciała to wieczorem paznokcie ci zrobię – zaproponowałam, jako gałązkę oliwną. Spojrzała na mnie jak na największego wroga jednak to Hubert odezwał się pierwszy.
– Majka ja cię nie chcę rozczarowywać, ale ona nie pozmywa – powiedział spokojnie, ale miałam wrażenie, że słyszę w jego głosie pewną rezygnację – Wszystko, ale nie pozmywa, jestem tego pewien.
– Właśnie, a paznokcie to prędzej Patrykowi zrobisz niż mi – ucieszyła się z pomocy Huberta a ja ze złości zazgrzytałam zębami. Paskudny dzieciak myślałam.
– Ja jestem za pomysłem Mai – ponownie odezwał się Hubert. Poparł mnie, ucieszyłam się, więc punkt dla mnie.
– Angela ja pozbierałam wszystko teraz nie masz wyjścia – powiedziałam poważnie. To, że ona nie zmyje wcale nie oznaczało, że ja mam to zrobić.
– No to będzie syf – usłyszałam w odpowiedzi, ale nie poddawałam się
– Zostało to tylko opłukać, no chyba, że się wody boisz? – prowokowałam. Szukałam czegokolwiek, co zmusiłoby ją do ustania przy zlewie.
– Ty chyba też nie? – ciągnęła a mnie to naprawdę irytowało. Miałam ochotę tupać ze złości a jednocześnie z całych sił starałam się tego po sobie nie pokazywać, nie dać jej takiej satysfakcji.
– Ja to pozmywam – zaproponował się Hubert i zaczął czyścić ręce – Ty to dokończ. – Powiedział klepiąc Patryka po przyjacielsku w ramię i spojrzał na dziewczynę z udawaną złością – a ty ogarnij resztę syfu.
– Jak dla mnie bomba – ucieszyłam się szczerze. Wygrałam, nie będę musiała zmywać. Podniosłam kubek do ust i spojrzałam z satysfakcją na Angelę.
Wstała i zaczęła zbierać z blatu resztki po robieniu kanapek, co ucieszyło mnie jeszcze bardziej. Długo nie cieszyłam się ta chwilą, bo poczułam na sobie wzrok Patryka, a zaraz potem usłyszałam jego słowa:
– A ty, co będziesz robić, Mysza? – spytał patrząc się na mnie uważnie.
Patrzyłam jak młoda bierze śmietnik i podstawia go pod blat a następnie zgarnia z niego część resztek, które chwilę wcześniej zbierała, to samo zrobiła ze stołem.
– Ja przypilnuję, aby młoda się przykładała – posłałam mu jedną z moich dobrze wyćwiczonych min niewiniątka i uśmiechnęłam się czarująca. On tylko zmarszczył brwi. Nie zdążył nic powiedzieć, młoda go ubiegła.
– No chyba cię... – nie dane jej jednak było dokończyć, przerwał jej Hubert odwracając się do niej z surową miną.
– Cię, co? – spytał wyjątkowo poważnie
– Pogrzało – dokończyła lekko zawstydzona. Spodobało mi się to jak uważa, aby jego nie rozgniewać za bardzo. Nawet podziwiałam jak sprawnie balansuje na krawędzi.
– Majka ty się uspokój – ponownie usłyszałam głos Patryka i spojrzałam na niego nadal się uśmiechając – Nie wydawaj poleceń, co najwyżej możesz poprosić – mówił spokojnie a jednak widziałam emocje, jakie chciał ukryć – Przypominam, że to ty wymyśliłaś te całe pierniczki.
– No właśnie – od razu ten dzieciak musiał się z nim zgodzić i jeszcze miała czelność uśmiechać się do mnie triumfująco.
Popatrzyłam na nią ze złością, ona w tym czasie spokojnie odstawiła kosz na miejsce. Co ja jej zrobiłam, zastanawiałam się, czemu tak się mnie czepia, czy nie może znaleźć sobie kogoś innego? Hubert w tym czasie skończył zmywać i stanął za nią, lekko ją objął i usiadł na stołku. Angela znalazła się między jego nogami. Widziałam, jaką przyjemność mu to sprawia, jej również takie gesty nie były obojętne. Ponownie myślami wróciłam do chwili, kiedy ten zarzekał się, że nic ich nie łączy. No na pewno, pomyślałam. Puścił ja chyba tylko po to, aby przyniosła dla nich kanapki. Doskonale wiedziała, że i on ma ochotę, zanotowałam w pamięci, muszą spędzać sporo czasu ze sobą.  Ponownie spojrzałam na Patryka, odwrócony do mnie tyłem zajmował się nadal ciastem. Pokazałam mu język i nachyliłam się do miski, aby popatrzeć.
– Jeszcze trochę musisz to wyrabiać, grudki są – powiedziałam dość uszczypliwym tonem.
– Jesteś pewna, że on da radę to zrobić? – spytała uszczypliwie tym razem jego. Ucieszyło mnie to, że choć raz nie na mnie ostrzy sobie pazurki.
– Dam młoda, dam – odpowiedział jej odwracając się i mierząc ich wzrokiem – Nawet więcej dam – dodał ciszej i spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie. Nie wiedziałam czy jest poważny czy żartuje – Jak się Majka nie uspokoisz to w końcu Cię uduszę – zapowiedział – Już miałam mu odpowiedzieć, co o tym myślę jednak ubiegła mnie Angela.
–Uduszenie jest oklepane. Bądź oryginalny i coś wymyśl lepszego – uśmiechnęła się do niego a oczy błyszczały jej zawadiacko.
– Co byś chciała usłyszeć? – spytał spoglądając na nią, uśmiechnął się – Mam ją przez kolano przełożyć?
Odwrócił się wyjątkowo szybo do mnie i spróbował złapać tak, aby móc mnie przełożyć tak jak przed chwilą mówił. Nie spodobało mi się to wcale, od razu zobaczyłam ślady jego brudnych łap na swojej bluzce. Zaczęłam się szarpać, bo jednak mnie trzymał jednak efekt był mizerny. Zawstydzona spojrzałam na dwójkę siedzącą razem z nami w kuchni. Zawstydziłam się jednak pociechą dla mnie było to, że Młoda nie zwracała na nas uwagi. Udało mi się w końcu spojrzeć na Huberta. Ten patrzył się na nas otwarcie. Miałam wrażenie, że całe jego ciało mówi „o serio?”, Jak by wierzył, że Patryk naprawdę za chwilę mi wleje, jednak nie usłyszałam słowa. Czułam jak rumieniec wstydu wpływa na moje policzki. Nie dawał mi szans na uwolnienie się, nadal próbował wykręcić tak, aby móc dotknąć pośladków. Miałam dość i w końcu zaczęłam krzyczeć.
– Neandertalczyk! Czy ty myślisz w ogóle? Zostaw!
W końcu udało mi się wyrwać, uderzyłam go ze złością w ramię i zgromiłam wzrokiem. Już miałam zająć się ciastem i na nim wylać całą swoją frustrację, kiedy usłyszałam głos tego… dzieciaka.
– Hubert, dolej im kisiel!
Wszystko się we mnie zagotowało, miałam ochotę krzyczeć. Spojrzałam na nią, siedziała bardzo z siebie zadowolona, spokojna. Poczułam się dotknięta. Odwróciłam się do stołu, na którym miałam zamiar wałkować ciasto, gdy kątem oka zobaczyłam jak Hubert nachyla się nad nią i coś mówi. Spojrzałam na nich. To było dziwne, takie szeptanie w towarzystwie nie pasowało mi do niego. Postanowiłam to zignorować. Wyjęłam ciasto z miski i zaczęłam je energicznie wałkować, wycinać choinki i gwiazdki, układać na blasze, chciałam pozbyć się wszystkich tych negatywnych emocji i pobyć trochę bez ich komentarzy i docinków.  Miałam dość ich wszystkich. Wkładałam blachę do piekarnika, gdy poczułam oddech na karku, wiedziałam, że to Patryk, pewnie chciał mi pomóc, ale nie miałam na to ochoty.
– Odsuń się, mało ci jeszcze? – warknęłam na niego.
– Księżniczka się nie umie bawić? – od razu odezwała się ta smarkula. Nawet nie spojrzałam na nich.
– Ty, Młoda – zobaczyłam kontem oka jak Hubert ją maże mąką po czole – A ty umiesz?
– Nooo umiem – odpowiedziała mu dokładnie tym samym. Uśmiechali się, dobrze bawili a mnie zalewała krew.
Głośno odłożyłam wałek i spojrzałam na nich ze złością.
– Ja nie umiem? – krzyknęłam – Tak? To ja się staram, planuję, a wy, co najwyżej się ze mnie naśmiewacie – zdjęłam fartuch, który dopiero, co nałożyłam na siebie – Skoro was to bawi to proszę, bawcie się beze mnie!
Wyszłam i bardzo żałowałam, że nie mam, czym trzaskać. A to miały być fajne, miłe święta. Mruczałam pod nosem.
Wyszłam na zewnątrz, aby ochłonąć, od razu poczułam zimno. Krajobraz może i był uspakajający, ale ta temperatura…. Marudziłam pod nosem. Już miałam wrócić do środka, gdy usłyszałam, że ktoś idzie za mną. Nie trzeba było być Szerlokiem, aby wiedzieć, że to Patryk. Przymknęłam drzwi i nasłuchiwałam kroków. Nie był rozgniewany, gdy był zły inaczej chodził, wtedy słyszałam złości w każdym kroku. Zaczęłam się trząść z zimna i utyskiwać samej sobie. Głupia – myślałam, tak samej, dobrowolnie wyjść na taki ziąb. Poczułam powiew ciepłego powietrza i zobaczyłam za sobą Patryka. Objął mnie ramionami. Był taki ciepły, kochany. Przytuliłam się do niego i przez chwilę chłonęłam od niego ciepło i spokój. Odwrócił mnie przodem do siebie. Podniosłam głowę, aby na niego spojrzeć. Uśmiechał się ciepło. Dotknęłam delikatnie jego policzka, uśmiechnęłam się nieśmiało. Pochylił się lekko, złapał mnie za włosy i przyciągnął mocno do siebie. Czułam jego oddech tuż przy własnych ustach, zaczęłam wyczekiwać chwili, kiedy je dotknie, zawładnie nimi jednak nie wykonał najmniejszego ruchu. Chciałam przejąć inicjatywę, próbowałam dotknąć jego ust jednak nie pozwolił mi na to. Położyłam ręce na jego pośladkach, wtuliłam się w niego tak, że doskonale czuł każdą krągłość mojego ciała a jednak nadal stał jak skamieniały. Czułam pożądanie, chciałam poczuć jego usta, język, całego jego a on nie zrobił nić! Mocno przydepnęłam jego stopę i warknęłam:
– Patryk!
Roześmiał się i wymierzył mi klapsa. Poczułam tylko delikatne szczypanie, to było jak pieszczota. Może średnio wyszukana, ale jednak. Uśmiechnęłam się, poruszyłam delikatnie tak, aby poczuł ucisk piersi na swojej klacie i wyszeptałam:
– Chcę Cię. Teraz! – ponownie się roześmiał, delikatnie musnął moje usta i zaraz się cofnął.
– Nie zasłużyłaś – wyszeptał cicho, z uśmiechem.
– A ty? Czy byłeś grzecznym chłopcem? – kusiłam oblizując usta – Może ty zasłużyłeś na nagrodę – uśmiechałam się delikatnie, dłońmi zaczęłam błądzić po jego biodrach, kierować je z przodu jego spodni. Nie zatrzymał ich, więc czułam się coraz pewniej.
Już miałam się dobrać do jego rozporka, gdy zatrzymały mnie jego słowa.
– Nie zaczynaj, bo wylądujesz na śniegu – nachylił się delikatnie, wziął do ręki śnieg z barierki i natarł mi nim szyję. Pisnąłem zaskoczona a gdy zobaczyłam, że ponownie sięga po to okropieństwo wyrwałam się mu i roześmiana wbiegłam do domu. Wszedł tuż za mną. Złapał mnie od tyłu i przyciągnął do siebie. Nachylił się nad moim uchem i szepnął:

– Przeszły Ci już te humorki złośnico? – Zaraz potem poczułam jak zaczyna je całować. Mruknęłam zadowolona a w odpowiedzi poczułam delikatne ugryzienie. Wypuścił mnie z rąk i delikatnie popchnął do przodu. – Do pracy Kobieto! – powiedział z uśmiechem – Pora skończyć ten bałagan. – opierałam się, było mi dobrze tu i teraz, więc poco to zmieniać, myślałam – Im szybciej skończymy tym szybciej będziemy mogli wracać do tego tu – powiedział i ponownie mnie popchnął. Nie opierałam się. Teraz zrobiłabym wszystko, aby wrócić do tego tu. Ochoczo poszłam do kuchni a on zaraz za mną.

4 komentarze:

  1. Angela i Majka chyba się nie polubią. E.

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż Majka i Angel nie przypadły sobie do gustu.Kto by pomyślał,że Majka zapropnuje robienie ciasteczek przecież tak nie lubiła gotować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nudna ta część jest. Nic nie wnosi, właściwie niewiele się tu dzieje, długie, irytujące, bez dynamizmu. Nie bawi, nie zaciekawia, męczy. Do tego sama Majka jest tak irytująca, że przestałam ją lubić. Jak ten Patryk z nią wytrzymuje? Chociaż we wcześniejszych częściach taka nie była. No cóż... Znielubiłam moą imienniczkę. Bardzo się o to postarała. Maja

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyny nie polubiły się.

    OdpowiedzUsuń