Narracja (Samuel)
Wielki dom nie był pokryty
kolorowym tynkiem, cały był w klinkierze ładnego brązowomiodowego koloru. To
pani domu wybrała ten odcień, podobnie jak kolor dachówek, grysu na tarasie,
nawet wzór ogrodzenia wybierała sama. Ciepłe, domowe wnętrze również było jej
dziełem. Pan domu ograniczył się do wypłacania pieniędzy z konta i łożeniu ich
na jej zachcianki, ale tak właściwie to pragnął tego samego. Pragną domu,
którego nie miał od bardzo dawna. Wspominał jak przez mgłę czasy gdy dzielił
maleńki pokoik z trójką kolegów, było to w domu dziecka. Nie żałował czasów tam
spędzonych, choć nieraz pragnął żyć inaczej. Dzięki temu co go spotkało miał
prawdziwych przyjaciół. Wskazówka zegarka przypominającego rozłożystą, czarną
różę wskazała szóstą. Olek nie spał już od dawna i patrzył na tę czerwoną
ścianę, na której umiejscowiony był owy zegar. Widział dokładnie kiedy minęło
pół godziny i przygotował się na dźwięk budzika z telefonu komórkowego.
– Czy to już rano? – zapytała
piękna kobieta leżąca u jego boku.
– Tak śpiochu – odpowiedział
całując ją w czoło.
– Właśnie miałam powiedzieć, że
jeszcze pięć minut – wybełkotała niewyraźnie bo przygotowana na odsłonięcie
ciężkich, czarno-srebrnych zasłon już schowała twarz w poduszkę.
– Wezmę prysznic i wrócę do
ciebie za pięć minut – zapewnił ją.
Rozsunął wielkie lustro, a
właściwie to drzwi z lustrem i wszedł do sypialnianej łazienki. Rzucił jeszcze
okiem wstecz i zobaczył swoją przyszłą żonę. Dziewczyna była młoda, okryta po
łukosie satyną. Podziwiał krągłość jednego z jej pośladków, tego odkrytego.
Delikatne gładkie plecy, szczupłe, ale nie chude uda, łydki, oraz zadbane
stopy. Zaśmiał się na kolor jej paznokci kiedy odwracała się na bok. Była to
paleta barw zieleni. Od zgniłej i ciemnej, po jaskrawą limonkę czy seledyn na
małym palcu. Sam nie miał pewności co do nazwy tego koloru.
Zasunął za sobą drzwi i
odgrodził się jakby murem od ukochanej. Teraz widział jasne płytki, takie
kremowo-kawowe. Było też trochę złota na niektórych, taki element tworzący
drzewo na wolnej ścianie. Spojrzał na obraz z Aniołami, zawsze zapominał
nazwisko malarza, dzięki któremu mogła powstać ta kopia. Wanna miała złote
kurki do odkręcania wody i złoty kran, była w stylu tych z filmów, tych takich
starych, ale jednak większa niż ta na filmach. Spokojnie mogła pomieścić dwie
dorosłe osoby, była długa i szeroka, stała na samym środku, naprzeciw okna. Obok
wanny była kolumna z marmuru, na niej klękał na jednym kolanie anioł w tym
samym kolorze, ale jego skrzydła i łuk ze strzałą w jego dłoniach były z
mosiądzu.
– Cześć Erosie – powiedział
Aleks do Amorka i położył obok jego kolana telefon komórkowy.
Zdjął zielone spodnie od piżamy,
pozostawił je na ziemi. Uniósł stopę by wejść pod prysznic umiejscowiony w
rogu, prysznic wydawał się żywcem wyrwany z tego samego filmu co wanna, albo
przynajmniej z podobnego. Materialnie mężczyzna miał wiele, ale nie czuł się z
tego powodu lepszy od innych, nie czuł się nawet bogatszy, bo pieniądze to
tylko i wyłącznie materia. Dla niego ważne było doświadczenie życiowe, a
doświadczył w życiu wiele.
– Jesteś sierotą, nie masz
rodziców! – to tylko przykład kilku wyzwisk jakie zdarzyło się mu słyszeć.
– Nie masz starszego brata ani
ojca, nikt nie będzie cię bronił – to tylko kolejny przykład na to, że był sam.
Nauczył się więc bronić samodzielnie.
Teraz stojąc w luksusowym
wnętrzu, z pełnym wyposarzeniem poczuł pierwsze krople spadające na jego ciało.
Usłyszał jak te krople odbijają się od brodzika, poczuł parę jaka wypełnia
kabinę i powrócił do wspomnień.
Boisko szkolne jakich wiele.
Ogrodzone starym ogrodzeniem w niebieskim kolorze, schodziła ta farba, a brama
pokrywała się rdzą. To tutaj mały rudy chłopczyk o intensywnie zielonych oczach
wyładowywał złość na świat, na boga, na los. Nie znał winnych, nie chciał nawet
myśleć, że ktoś jest winny. Po prostu prościej było darzyć nienawiścią nieznaną
siłę, coś wyimaginowanego, coś co jest tylko kwestią wiary, a nie materią
złożoną z kości, ciała, krwi i rozumu.
– Teraz ty kopiesz! – krzyknął
do niego jeden z kolegów, z którymi dzielił pokój.
Ten był blondynkiem, wyglądał
jak aniołek, miał nawet loczki. Jego imię dla mężczyzny z pod prysznica rozmyło
się w pamięci jak ta para w powietrzu, która go otaczała. Jakub? Jacek? Julian?
Na pewno na J, ale jak? Skąd wiedział, że na J zapyta wielu. Odpowiedź jest
banalniejsza niż sądzą. Olek do dziś trzymał w garażu deskę z wyrytymi rysunkami
i inicjałami swoich starych, ale tak małych wtedy przyjaciół. Chłopiec na J
tylko z wyglądu przypominał aniołka, wtedy na tym boisku ustawiał jeden z
paneli, opierał go o niewysoki murek. Rudy chłopczyk wymierzał mocny cios nogą,
a panel przełamywał się na pół z charakterystycznym trzaskiem. Dzieci rosły,
młodych wojowników przybywało. Panele zaczęli wymieniać na deski, dechy, a
nawet cegły czy kamienie. Dużymi
kamieniami, albo kostką brukową rzucali o ten niewielki murek, a one pękały,
odłamywały się poszczególne kawałki. Niejeden raz oberwali takim odłamkiem, ale
jakoś nie martwili się bólem, siniakami, otarciami. Co dzień budziło ich
pukanie do pokoju, pukał jeden z wychowawców. Co rano jedli śniadanie przy tym
samym stole i właściwie często to samo. Szli do szkoły odprowadzani przez
starszych kolegów, którzy całą drogę się z nich wyśmiewali, podkładali nogi i
popychali. Znosili upokorzenia siedząc w tej samej ławce. Mieli przejebane, ale
i tak najgorzej mieli ci, którzy byli nowi. Pojawiło się pewnego dnia takich
dwóch nowych. Jeden nieco większy, drugi nieco niższy, ale byli do siebie
podobni.
– Może bracia? – powiedział
pytająco do rudego chłopca ten na J.
– Może.
– Ciekawe jak mają na imiona –
zastanawiał się blondasek o ciemnych jak kamienie onyksu oczach.
Kilka dni później przekonali
się, że jeden z chłopców to Kryspin. Malec wtedy miał nie więcej niż osiem lat
i trafił do szpitala na ostre zapalenie płuc. Poinformowała o tym dzieci
dyrektorka domu dziecka. Później wyszło na jaw, że znęcali się nad nim ci
starsi, ci którzy już wychodzili z podstawówki, albo byli w ostatnich klasach.
Co noc wybudzali malucha i wkładali pod prysznic, puszczali lodowatą wodę i
kazali mu stać na baczność dopóki nie pozwolą mu wyjść.
Mężczyzna wycierając się teraz
ręcznikiem przypomniał sobie momenty kiedy sam ociekał lodowatą wodą, a z oczu
płynęły mu łzy. Widział wtedy śmiech tych starszych i zaciskał piąstki do krwi
zarzekając się w myślach, że kiedyś się zemści. Dziś kiedy miałby ten komfort
zemsty, nie pamiętał nawet ich nazwisk. Wspominał jak wtedy się wyłączał, jak
starał się nie myśleć o niczym – to pomagało przetrwać te złe chwilę, chwilę
bólu, zimna, upokorzenia.
Powrócił jednak wspomnieniami do
Kryspina i jego brata – Fabiana. Ten miał wtedy już dziesięć lat. Fabian był
inny niż brat i inny niż Olek, nie kręciła go przemoc, ani prezentowanie swojej
siły przed innymi, dużo czytał, rysował, lepił z masy solnej, albo plasteliny.
Tego chłopca odznaczała jednak wielka odwaga. Nigdy się nie ugiął przed nikim.
Nigdy z pokorą nie przyjął rozkazu starszych dzieciaków i nie spełniał ich
żądań. Nie dał się poniżyć bez walki.
Oczami wspomnień Aleks widział
jadalnie, nóż trzymany w dłoniach Fabiana. Nóż, którym ugodził jednego ze
starszych chłopaków w udo. Wspominał wychowawcę z długą brodą, chyba Andrzej na
niego mawiali. Ten wychowawca doskoczył do chłopca uderzając go z całej siły w
twarz i wyrwał mu z dłoni ostre narzędzie kiedy ten już upadł na ziemie. To
wtedy Olek postanowił przystać do Fabiana, stać się jego kumplem. Miał
szczęście bo chłopak wtedy miał tylko brata, nie miał jeszcze przyjaciół więc
chętnie uścisnął dłoń swojego nowego towarzysza i brata tej samej niedoli.
Stało się to w chwili gdy pomógł mu podnieść się z tych zimnych płytek
położonych w jadalni. Chłopcy wielokrotnie przysięgali sobie, że oni będą inni,
że nie przesiąkną agresją i przemocą jak ich starsi koledzy, ale nie mogli
przewidzieć przyszłości.
Pewnego dnia ten blondynek na
literkę J opuścił szare i zimne mury domu dziecka. Miał szczęście, jego malutka
siostrzyczka przyszła na świat i została oddana do adopcji zaraz w szpitalu.
Trafiła na dobrych ludzi i oni zapragnęli połączyć ją z bratem. Postanowili
zaadoptować i jego. Olek poczuł łzy na swoich policzkach, wspominał pożegnanie
z przyjacielem, którego znał kilka lat. To Fabian go wtedy pocieszał, dzielił
się czekoladą z paczki, grał z nim w chińczyka.
– Pięć minut już dawno minęło, a
ty jeszcze bierzesz ten prysznic? – zapytała Amanda stając w drzwiach.
Za moment podbiegła do nagiego
mężczyzny okrytego tylko ręcznikiem w pasie, stojącego na środku łazienki.
– Boże co się stało, czemu
płaczesz? – zasypywała go pytaniami.
– Nie płaczę, wyjdź stąd –
warknął na nią i nie pozwolił się jej objąć.
– Nie wyjdę, będziesz moim
mężem, chcę wiedzieć co cię gryzie.
– Nie chcesz – odrzekł chłodno
mijając ją.
Wkroczył do sypialni pewnym
krokiem, stanął przed garderobą. Wszedł do jej wnętrza i zaciągnął na nagi,
nieco wilgotny tors obcisłą koszulkę na krótki rękaw.
– Olek nie zachowuj się tak,
proszę. Powiedz o co chodzi – nalegała kobieta stojąca za nim. Kobieta, której
ciężko było odmówić czegokolwiek, zwłaszcza gdy była w samej bieliźnie.
– Sądzisz, że do tej popielatej
koszulki co mam na sobie pasują spodenki, czy bardziej śliskie dresy? – starał
się zmienić temat.
– Dresy, te srebrnawe, szarawe
takie, trochę jaśniejsze są niż ta koszulka. Ona ma granatowy napis, a one
granatowe paski, wyglądają więc jakby były z nią w komplecie, a do nich masz
też bluzę. Weź ją lepiej bo dziś ma padać – odpowiedziała dokładnie i
konkretnie.
Poczekała cierpliwe aż mężczyzna
się ubierze. On był zadowolony, że temat umarł, został pominięty bez większych
wysiłków z jego strony. Przy śniadaniu jednak temat powrócił, a on nie miał już
siły uciekać od przeszłości.
Jedli w kuchni, przy malutkim
stole z dwoma krzesłami. Amanda zaserwowała tosty z serem, szynką i pomidorem.
– Podać ci ketchup? – zapytała
bo milczenie wydawało się, że jej ciąży. Miała smutne oczy, choć w ładnym
błękitnym kolorze.
– Dzięki, ale nie jadam
ketchupu, wolę majonez.
– Jest w lodówce, podam –
zaproponowała.
Stawiając go na stół tuż przy
dłoni mężczyzny powrócił do niej obraz jej przyszłego męża stojącego w łazience
ze łzami w oczach i kilkoma kroplami na policzkach.
– Olek o czym myślałeś wtedy,
dziś rano? – zapytała siadając.
– Dom dziecka do mnie powrócił.
– To aż takie złe wspomnienia?
Brakowało ci rodziców? – dopytywała.
– Brak rodziców to najmniejszy
problem, do tego można przywyknąć, ale są rzeczy do których nie da się
przyzwyczaić choć bardzo się chce.
– Na przykład?
– Do mierzenia korytarzu zapałką
bo ktoś starszy i silniejszy ma taki kaprys. Do sprzątania po kimś kiedy ten
ktoś sam zrobił bałagan by patrzyć jak myjesz mu podłogę na kolanach. I do
tysiąca innych rzeczy – odpowiedział mężczyzna, ale jego wzrok wbity był w
ścianę tuż nad głową ukochanej. Nie patrzył jej podczas tej rozmowy w oczy, być
może wstydził się słabości z dawnych lat, albo nie chciał widzieć współczucia w
jej zasmuconych oczach.
– Tam jest aż tak źle? –
dopytywała podczas kiedy on moczył tost w majonezie, który znajdował się na
talerzu. Przemielił go na spokojnie, popił herbatą i odpowiedział szczerze.
– Jak postoisz kiedyś pół nocy z
rękoma na karku to zobaczysz co dzieci stamtąd przeżywają co drugą-trzecią noc.
– To wychowawcy wymyślają takie
kary?
– Nie, to starsi wychowankowie
mają takie pomysły, ale wychowawcy nie są lepsi. Kiedy jest hałas to podchodzą,
trzasną każdego w pysk i tyle. Za mało im płacą by kochali obce dzieci –
odpowiedział.
– Wszyscy tacy są?
– Nie, zdarzają się też ci z
powołania. To ci co czytają bajki maluchom, co lulają i przewijają niemowlaki,
ale są też ci co mogą słuchać godzinami jak dziecko płacze w sąsiednim pokoju,
jak jakiś dwunastolatek się nad nim znęca i nie ruszą dupy bo wolą pić kawkę i
czytać gazetkę – użył zdrobnień, ale wypowiedział je przez zęby co idealnie
odzwierciedlało jego złość. – Są też tacy co bronią tych młodszych, a potem
sami za to obrywają bo niszczą niepotrzebnie hierarchię z góry ustanowioną. Są
też dziewczyny co zajmu się tymi młodszymi przy zabawie w dom, albo tak z nudów
– dokończył.
– Przykro mi, że…
– Nie, to mi może być przykro bo
ja to przeżyłem. Tobie co najwyżej może być smutno bo sobie to wyobraziłaś.
Kończmy temat, śpieszę się – powiedział wstawiając swój talerz i kubek do zmywarki.
– Dokąd tak wcześnie wychodzisz?
– Umówiłem się z Fabianem i
Darkiem na kosza na boisku przy pływalni.
– Będziecie grać w trzech w
kosza? – dopytywała ze zdziwieniem blondynka.
– Nie, Kamil, Patryk, Karol i
Tyler też wpadną, a Fabian weźmie synka to będzie po czterech. Zjadłaś? –
zapytał.
– Tak – odpowiedziała, i jej
zastawa wylądowała w zmywarce, co było jego zasługą.
– Umiesz to włączyć? – zapytała
po chwili.
– Pewnie – odpowiedział z
ciepłym uśmiechem na ustach.
– Pytam bo nigdy nie widziałam
byś ty to uruchamiał – stwierdziła.
Kobieta miała racje, mężczyzna
zawsze ograniczał się do wkładania naczyń do zmywarki, ale nigdy nie wprawiał
urządzenia w ruch. Teraz jednak chciał czymś zająć drżące dłonie, pragnął
zapomnieć o poprzedniej rozmowie, otrząsnąć się z goryczy najgorszych
wspomnień. Przyznał jednak sam przed sobą, że w jego sercu wyryte są też inne
blizny, a w jego wspomnieniach kryją się te bardziej gorzkie niż wcześniej
wspominane.
***
Gra w kosza przeciągnęła się do
późnego popołudnia, to był jeden z tych dni, gdy wszyscy mieli wolne, gdy żaden
z nich się nigdzie nie spieszył. Oczywiście w międzyczasie zgłodnieli, ale
budka z zapiekankami stojąca w pobliżu była świetnym rozwiązaniem i zaradziła
burczeniu w brzuchach, zaspokoiła głód.
Do Aleksa powróciły inne
wspomnienia, czasy kiedy już wyszedł z domu dziecka, czasy młodości. Mieszkał w
małej kawalerce, otrzymał ją gdy opuścił mury swojego poprzedniego „domu”,
stało się to wraz z pełnoletnością. Wszystko z początku wydawało się cudowne,
kumple, piwo, ale pieniądze szybko znikały, a było ich niewiele. Pojawiły się
też nieopłacone rachunki, brak pracy, szkoła, którą niemal zawalił przez
dorywcze roboty wykończeniowe. Pojawiły się dni gdy był głodny, a w lodówce nie
było nic, albo było tylko jakieś smarowidło i chleb w szafce. Wspominał obiady,
które jadł na miejskiej stołówce w otoczeniu pijaków i bezdomnych, oraz innych
takich jak on. Wspominał te czasy kiedy oddałby wszystko co posiadał za smak
takiej zapiekanki. Banalne nie? Ale często spotykane u ludzi, którzy z góry są
skazani na gorszą pozycje, którzy z góry mają być przegrani. Pół roku po nim
mury domu dziecka opuścił Fabian, ten szybko znalazł pracę, szybko dorobił się
używanej mazdy. Oczywiście Fabian dopomógł przyjacielowi, którego traktował jak
brata. Lojalność, braterstwo i przyjaźń były bowiem cechami, które rodzą się,
wykształcają i kiełkują właśnie w takich miejscach jak to z którego pochodzili.
To w tej nowej pracy Aleksander poczuł władzę, dotknął zła. Nielegalna agencja
towarzyska nie była szczytem jego marzeń, udowodnił to zdając maturę i dostając
się na studia. Pracował jednak tam nadal bo musiał zarabiać by te studia
skończyć i to niemało zarabiać, studia medyczne jednak sporo kosztują. To w tej
agencji ujrzał pierwszą śmierć na własne oczy, ten wzrok kiedy pojawia się w
głowie umierającego światło. Ten wyraz pustych i martwych już oczu gdy światło
gaśnie bo zostało przekroczone. Spojrzał na swojego przyjaciela, na Fabiana,
który kilka tygodni po tej śmierci siedział za jakieś drobne machloje, albo za
narkotyki – nie pamiętał dobrze za co. Po chwili spojrzał na Darka, na swojego
drugiego z przyjaciół. Dariusz to zupełnie inna historia, uczęszczał z nim do
tej samej klasy jeszcze w podstawówce, bywał klientem w agencji, ale potem tak
się w to wkręcił, że szef go polubił i już tam został. Olek nigdy nie rozumiał
sensu jaki ma ta praca dla jego przyjaciela. Miał przecież wszystko, był bogaty
z domu, nie musiał więc wyszukiwać idealnej partnerki dla klienta, nie musiał
znęcać się nad tymi kobietami, które dopuściły się kradzieży czy też odmowy
jakieś zachcianki obcemu facetowi, który za nie zapłacił. Wtedy niespełna
dwudziestoletni Darek był jednak do tego chętny.
Oczywiście praca w agencji miała
też swoje dobre strony. Ostry seks po godzinach pracy, albo i w jej czasie.
Seks bez uczuć, ale to tam nabył praktyki tego aspektu dorosłości. To dzięki
tym kobietom odkrył swoje najbardziej czułe miejsca erogenne, dowiedział się
też jak zadowolić je do tego stopnia by wykrzykiwały jego imię między
spazmatycznymi wdechami, bo przechodziły orgazm, który zabierał im oddech i
ograniczał dopływ powietrza.
Zakończyli grę w kosza
utrzymując remis. Dwa pierwsze mecze wygrali ci ubrani na ciemno, kolejny ci
ubrani na jaskrawo. Później jeden ci na ciemno, a dwa ostatnie ci jaskrawi.
Olek odrzucił brązową, twardą i ciężką piłkę w stronę Damiana, który stał już
przy samochodzie swojego ojca.
– Jesteś jakiś inny cały dzień –
rzekł Fabian zadyszanym głosem i poklepał przyjaciela po ramieniu. Z Fabiego
lał się pot ciurkiem, a jego popielata, zwykła podkoszulka na ramiączkach
przykleiła się do ciała i miała plamę potu na plecach i klatce piersiowej.
– Wiem, nachodzą mnie
wspomnienia częściej niż zwykle – odpowiedział Aleks odkręcając wodę smakową i
wypijając całą, małą butelkę jednym duszkiem.
– Złe wspomnienia? – dopytywał
przyjaciel z dzieciństwa.
– Mam przed oczami tę kobietę,
którą zakatował twój brat z Darkiem.
– Tę co szef ją kazał zabić? –
zapytał Fabian.
– Tak, tę. Masz jeszcze ten
film?
– A co chcesz obejrzeć? Kręcą
cię tak ostre klimaty? – zażartował Fabian, ale jego uśmiech nie był szczery,
był to uśmiech smutku, a nawet złości. Jego oczy zbladły i walczyły z łzami.
– Nie, ale…
– Ale co?
– Darek powinien to zobaczyć.
Powinien mieć wyrzuty sumienia – wysyczał przez zęby Olek.
– I ma, wiem o tym, że ma.
Byliśmy dzieciakami, robiliśmy co nam kazano. To były czasy, gdy
zdecydowalibyśmy się na trzy miesiące życia w luksusie nawet jeśli to groziłoby
naszą śmiercią po tych trzech miesiącach.
– Dlatego my to robiliśmy, ale
dlaczego Darek?
– On… On też nie miał lekko.
Pieniądze mieli jego rodzice nie on. Według jego ojca i matki dzieci to gorszy
gatunek. Są po to by zajmować się domem, by prać, sprzątać na błysk, by gotować
i dobrze się uczyć. Według nich dzieci nie potrzebują czasu dla siebie. Oni
zapewniają im pieniądze i wyżywienie, a te dzieci to taka siła robocza zamiast
sprzątaczki i opiekunki dla młodszych. Wiesz o tym, wiesz jak miał, bywałeś tam
– przypomniał mu Fabian.
– Dobra, leć bo syn się
niecierpliwi – tutaj Aleks wskazał ruchem głowy na kozłującego blond
chłopczyka. – Ja może zdążę przed Amandą, zrobię jej jakąś kolacje przy
świeczkach, albo coś – dokończył po chwili kiedy wzrok Fabiana na powrót
przeniósł się na niego.
– A gdzie ta piękność się teraz
podziewa?
– Poszła z braćmi na basen.
– Bez ciebie? – zapytał Fabi.
– Tak, jak widzisz. Poszła z Dominiką, i jakąś koleżanką z liceum. Tamta ma dwie siostry młodsze. Wiesz taka nagroda za świadectwo, będzie z czerwonym.
– Gratulacje. Proponuje byś ją czymś
zaskoczył – wymądrzał się Fabian.
– Ciężko trafić w jej gust co do
dań, wszystko wydaje jej się mdłe.
– Pojedź na ostro. Coś z chili,
może chińszczyzna, albo jakaś ostra potrawka z warzywami i makaronem lub ryżem.
Sabina często tak eksperymentuje i mi to przypodobało się ci powiem. Fajnie to
wykręca ryj, ale wystarczy łyk wody i przechodzi, nie wiem jakich ona przypraw
używa.
– Chętnie pojechałbym na ostro,
ale w innym tego słowa znaczeniu – wyznał Olek, a potem zacisnął usta i
przygryzł je zębami.
– Nadal ma uraz?
– Tak.
– Przykro mi, może jakiś
psycholog by pomógł, albo zrób to w miejscu gdzie czuje się bezpiecznie, może
wystarczy zapalić światło – doradzał najstarszy z Maciejewskich.
– Nie, Fabian to się nie
sprawdza. Próbowałem już wszystkiego. Kiedy ja jestem na górze, kiedy czuje się
choć troszeńkę zdominowana to albo sztywnieje do granic możliwości, albo
zaciska oczy i widzę łzy na jej policzkach, albo krzyczy i prosi, wręcz błaga
bym ją zostawił. Raz nawet nazwała mnie jego imieniem.
– Bądź cierpliwy. Nic innego ci
nie doradzę. Zawsze jej ustępuj w tej sferze, bo przecież jej nie zmusisz do
niczego.
– Nie mam zamiaru jej zmuszać.
Leć już, ja też odjeżdżam – rzekł z przekonaniem i wsiadł do Mercedesa.
Rozsunął jeszcze szybę bocznych drzwi i zrobił sztamę z najlepszym
przyjacielem, potem odjechał.
Wspomnienia wracają, naznaczyły już go na całe życie . E.
OdpowiedzUsuńChyba było warto zapłacić taką cenę.Wychowawcy w domach dziecka po prostu mają gdzieś co się z tymi dziećmi dzieję może nie lubią swojej roboty ale innej po prostu nie mają.
OdpowiedzUsuńMamy po prostu taki do dupy system.
Usuń