Amanda (Magdalena)
Wciąż lawirowałam między snem, a
pobudką. Zamykałam oczy by choć jeszcze na pięć minut żyć bez zmartwień i
problemów. Ktoś jednak skutecznie zburzył mój spokój rozsuwając drzwi.
Poruszyłam się niespokojnie, po czym otworzyłam oczy. W progu stał Aleks z
drewnianą tacą i smutnym uśmiechem.
– Dzień dobry księżniczko. – T
było wypowiedziane przyjemnie. Tak zwyczajnie, a jednak pięknie.
Spostrzegłam że jeszcze się nie
ubrał. Miał na sobie białą koszulkę, która już zszarzała od setnego prania i
popielate spodnie dresowe, w których nawykł sypiać.
Usiadłam na łóżku, przecierając
zmęczone oczy, które po wczoraj były jeszcze opuchnięte od łez. Płakałam
przecież do późnej nocy. Olek położył tace na pustym miejscu obok mnie, a potem
przysiadł na brzegu.
– Chciałem przeprosić, nie lubię
się z tobą sprzeczać.
– To jedno co mamy z sobą
wspólnego – odburknęłam.
– To i tosty z majonezem. –
Aleksa twarz rozpromienił delikatny uśmiech. Przypomniało mi się jak za takim
nim tęskniłam i postanowiłam nie psuć piękna tej chwili.
Spojrzałam na tace. Z dwóch
kubków unosiła się para, a wraz z nią aromat mojej ulubionej herbaty, która
rzekomo ma działanie uspokajające. Obok na sporym talerzu były ułożone tosty
przekrojone po skosie i posmarowane na zewnątrz majonezem. Nie były smarowane
tak zwyczajnie, a wzorzyście, tak ładnie. Musiałam przyznać, że wyglądały
apetycznie.
– Postarałeś się – pochwaliłam i
chwyciłam za jeden z tostów. Były w środku z pieczarkami, serem i kurczakiem.
– Mam dla kogo się starać. Amanda,
ja wiem, że ostano między nami nie było najlepiej, ale już dość tych gorszych
chwil. Co ty na to
– Jeśli codziennie powitasz mnie
takim śniadaniem, to czemu nie.
–Codziennie aż do porodu, albo
niech stracę. Codziennie aż do jedenastego listopada.
– Zamierzasz przestać być
podległy w dniu niepodległości? – zapytałam i skierowałam kanapkę w jego
stronę.
Ugryzł mały kęs, przemielił i
pocałował mnie w czoło, a potem dopiero połknął to co miał w buzi. Zawsze mnie
to w nim denerwowało, ale cóż z takimi drobnymi mankamentami przyjdzie mi się
pogodzić.
Olek wziął tosta z talerza, a ja
w tym czasie skrzywiłam się z bólu.
– Stało się coś? – zapytał
zmartwiony i już stał nade mną.
– Nie, możesz usiąść. To tylko
kopnięcie.
– Może któryś, albo któraś
zostanie piłkarzem. – Uśmiechnął się i usiadł.
– Wolałabym nie, to bardzo… ała
– Poczułam kolejne kopnięcie.
– Jemu się chyba nie podoba to
co mówisz. Lepiej przestań ją, czy tam jego denerwować.
– Ich – poprawiłam go.
– Bliźniacy są często różni.
Jeśli jeden chce być piłkarzem, o drugi zapewne będzie mózgowcem.
– Wezmę mózgowca na siebie ty
wychowuj piłkarza. – Nie wiadomo czemu Aleks się zaśmiał na dźwięk tych słów.
Pomyślałam, że dawno nie
widziałam u niego takiego szczerego uśmiechu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy
jak bardzo tego mi brakowało. Zrobiłam łyk herbaty i podniosłam się z łóżka.
– Już wstajesz? – zapytał
zmartwiony.
– Tylko na chwilę. Zaraz wrócę.
Skierowałam się do toalety, a
wychodząc z niej w międzyczasie zerknęłam w lustro na jeden z moich pośladków.
Siniak był całkiem sporawy i taki lekko bordowo-fioletowy. Musiałam przyznać,
że Aleks miał siłę, w końcu to były tylko dwa klepnięcia.
Powróciłam do łóżka, znów
okryłam się kołdrą, to był taki mój azyl, tu czułam się bezpiecznie. Pomimo
tego wszystkiego złego co mnie tutaj spotkało. Zerknęłam na Olka i musiałam
przyznać sama przed sobą, że nie ważne co złego by mi nie uczynił, ja zawsze w
myślach będę starała się go usprawiedliwić.
– Jemy? – zapytałam,, gdy dostrzegłam
wlepione we mnie te jego szmaragdy.
– Tak, ale obiecaj, że
przestaniesz się wtrącać.
– Nie mam wyboru – wyznałam.
– Obiecujesz? – Aleks nalegał na
jednoznaczną odpowiedź.
– Obiecuje – rzekłam bez
przekonania.
– Zjemy razem kolacje? –
zapytał.
– Uhu – odburknęłam z uśmiechem
na twarzy. – Tak – dodałam pewnie i znów poczułam jego wargi na moim czole.
– Kocham cię – wyszeptał.
W takich chwilach nigdy nie wiedziałam jak się zachować. Te banalne dwa
słowa nie od dziś wprawiały mnie w zakłopotanie.
– To co będzie na tę kolacje? – zapytałam
dla zmiany tematu.
– Pizza w naszej ulubionej
pizzerii.
–Numer osiem?
– Ehe, teraz to już chyba
hawajska – odrzekł z uśmiechem małego chłopca.
– Ciekawe kiedy dojdziemy do tej
z mandarynkami, albo z lodami.
– Musimy tam częściej bywać, to
wtedy nie zajmie nam to za wiele czasu.
– Chciałabym aby już minęły te
miesiące i by już wyszli – zawodziłam, a potem szybko spałaszowałam kolejnego
tosta.
– W roli ścisłości to oni nie
wyjdą tylko zostaną wyjęci. Cesarkę masz zamówioną na dwudziestego pierwszego
października, ale dla bezpieczeństwa już wcześniej położysz się w szpitalu.
– Ile wcześniej? – postanowiłam
zapytać, bo wcześniej o tym nic nie słyszałam.
– Jakieś dwa, może trzy
tygodnie.
– To prawie miesiąc, oszalałeś!?
– wykrzyknęłam.
– To dla twojego, dla waszego
dobra.
– Niech będzie, byleby już byli
poza mną – stwierdziłam z oburzeniem.
– A co nie możesz się doczekać
aż ich zobaczysz? – Olek odgarnął mi włosy z czoła i schował za uchem.
– Nie, chociaż to chyba też, ale
nie mogę się doczekać aż wreszcie będę mogła zacząć się odchudzać.
Nie wiadomo czemu ale Aleks się
zaśmiał z niedowierzaniem, a potem chwycił swój czarny kubek z herbatą.
– Będziesz wspaniałą matką.
– Zapytasz o to ich za
kilkanaście lat, zapewniam, że zaprzeczą.
– Zapytam ich za dwadzieścia
parę, wtedy podzielą moje zdanie. Musimy wybrać się na zakupy, mamy mało
ubranek, a ich będzie dwoje.
– Pochodzę w wolnych chwilach po
jakieś odzieży używanej i outletach, tam można spotkać markowe rzeczy za
grosze, a nie opłaca się wydawać masy pieniędzy, bo te dzieciaki będą to miały
kilka razy na sobie i już będzie za małe.
– Ale dziś wejdziemy do smyka,
po jakieś dwa komplety w których wrócą ze szpitala, śpiworki by się przydały,
bo przyjdą na zimę, może jakieś kombinezony…
– Nie ma mowy, nigdy mi się to
nie podobało. Skoro my zimą możemy chodzić w spodniach, to dziecko też. Nie
będziemy kupowali żadnych kombinezonów.
– Wanienka, albo raczej dwie,
wolę by każdy miał swoją.
– Z tym się zgodzę, to może się
przydać. Nie mamy jeszcze przewijaków na łóżeczka i pościeli, ale to przyjdzie
bo zamówiłam. Tych akcesoriów nam brakuje: butelek, opakowania na butelki,
opakowania na chusteczki, nożyczek do paznokci, gruszek, oliwki, szczotki do
włosów, smoczków.
– Czyli drobiazgi – skwitował
Aleks.
– Czyli kolejna stówa, albo
nawet i z dwie. Dzieci to studnia bez dna już od poczęcia. Zaczyna się od wizyt
u ginekologa, płatnego 3D, później niezbędne rzeczy i tysiące zbędnych.
– Co kupiliśmy zbędnego?
– My właśnie nic, ale wyobraź
sobie, że Kacper od Domi i Tylera ma trzy czy cztery leżaczki.
– Kochają go.
– To, że ja nie zamierzam marnować
pieniędzy na coś co posłuży góra rok znaczy, że nie kocham moich dzieci?
– Nie, znaczy tylko, że kochasz
rozsądniej – odpowiedział.
PS. Trochę za późno wstałem więc na Dorkwood będziecie musieli poczekać tak do 12.00. Bardzo za to przepraszam, nie spodziewałem się, że budzik mnie nie dobudzi ;)
Amanda będzie dobrą matką, tak mi się zdaje. Ona ogólnie do czego się nie zabierze robi to dobrze.
OdpowiedzUsuńOby jak najdłużej między nimi trwała ta zgoda, może aż do porodu.
Zdecydowanie Amanda będzie dobrą matką, taką rozsądną, która będzie równoważyła szalonego, cudownego ojca, jakim mam nadzieję będzie Aleks. E
OdpowiedzUsuńAmanda według mnie także będzie dobrą matką.Aleks po prostu nie lubi się z nią kłócić pozatym ona już próbowała wyciągnąć rękę na zgodę.
OdpowiedzUsuńMam nadziej ze zgoda będzie u nich trwała długo ... I też mi się wydaje ze Amanda będzie dobrą matką . Nadia
OdpowiedzUsuńCos mi się zdaję,że u nich to ta zgoda tylko na chwilę:) Olek już może miał dość ciągłych kłótni i pretensji i dlatego postanowił się pogodzić
OdpowiedzUsuńBędzie dobrą matką, dla braci jest kochana a dla dzieci tym bardziej. Będą oboje wspaniałymi rodzicami
OdpowiedzUsuńAmanda będzie rozsądną matką.
OdpowiedzUsuńAmanda będzie dobrą mamą.Nie wydaje mi się aby na długo zapanowała u nich zgoda.Oboje mają trudne charakterki.
OdpowiedzUsuńBudzik to zło! Wyrzuć go!
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału, to nie chciałabym być matką dzieci Amandy i Aleksa(pomijając to, że nie lubię dzieci)