Narracja (Samuel)
Mężczyzna zmieniał koszule na modną
bluzkę ze szpicem przypominającym rozdarcie. Bluzka była w stonowanym
popielatym kolorze. Do tego wszystkiego zdecydował się na ciemne dżinsy i w
kroju sztywną, granatową marynarkę. Jego żona nawet pochwaliła jego wybór.
– Trochę szkoda, że nie masz
krawatu. – Oczywiście musiała coś skrytykować, bądź negatywnie skomentować.
Darka to ani trochę nie dziwiło. Julia po prostu taka była.
– Szkoda, że musimy tam iść –
powiedziała do męża kiedy już przechodzili próg w eleganckich, wizytowych, ale
nie koniecznie eleganckich strojach.
– Dlaczego szkoda? Sądziłem, że
lubisz wyjścia.
– Tak, ale do elitarnego
towarzystwa.
– Aleksander jest lekarzem, to
prawie elita naszej polskiej służby zdrowia.
– Wolę mimo wszystko celebrytów.
Julia była modelką. Uwielbiała
wystawne przyjęcia, na których bywały wszelkie media.
– Ale lubisz też prawnicze…
– Aleks to prostak. Skąd on w ogóle
pochodzi? – zapytała wsiadając do samochodu. Musiała sama sobie otworzyć drzwi,
bo jej mąż chyba po raz pierwszy postawił ją w takiej sytuacji.
– Z domu dziecka – odpowiedział
Darek bez zastanowienia.
– Ja sama nie rozumiem dlaczego ty
masz takich kolegów. To istna patologia. Kryspin z domu dziecka, jego brat
Fabian też z domu dziecka, teraz Aleks okazuje się że też jest z domu dziecka.
Uczęszczałeś do kościoła na jakieś kółko pomocy dzieciom z patologii czy gdzie
na nich wpadłeś?
– Nie obrażaj moich przyjaciół. Poza
tym z Fabianem…
– Spotykałam się z nim, nie
zaprzeczę. I jedno dobrego co z tego wyszło, to fakt, że już nie jesteś z nim w
tak bliskich i zażyłych relacjach.
– Cieszę się iż to, że straciłem
przyjaciela sprawia mojej żonie uciechę – rzucił cynicznie Dariusz i zamierzał wyjechać
z garażu.
– Stój. Muszę wrócić po torebkę!
Zatrzymał się natychmiast.
Odblokował drzwi, nie powiedział ani słowa. Kobieta wyszła z samochodu,
następnie pognała na górę wąskimi schodkami.
– Nie wytrzymam z nią ani roku
dłużej. Królewna na ziarnku grochu! – warknął mężczyzna sam do siebie. Uderzył
przy tym w kierownicę i uruchomił klakson. Na szczęście szybko się zorientował
i zdjął ręce z kierownicy. – Gdzie ta kobieta która piła mleko prosto z
kartonu, a zagryzała je płatkami prosto z pudełka? Gdzie ona kurwa jest? –
zapytał sam siebie w myślach.
Nagle uświadomił sobie, że jego
żona jeszcze nie tak dawno temu, zaledwie cztery, może trzy lata… ona nie
różniła się aż tak znacznie od Dominiki. Nigdy nie byłą pyzata na twarzy –
fakt. Jednak miała również odcień włosów blond, to potem przefarbowała się na
brąz. Dominiki włosy jednak były naturalne, a Julii… Ale śmiała się podobnie,
była pełna beztroski i umiała to okazać. Nie wywyższała się. Darek zastanawiał
się co aż tak bardzo zmieniło jego żonę. Nie długo jednak Julia dominowała w
jego głowie niezbyt długo, szybko ustąpiła miejsca Dominice.
Darek (Piotr)
Retrospekcje
Październik 2011 roku:
Obudziłem się wcześniej niż zwykle,
jakby wyrzuty sumienia zakłóciły mój spokojny sen. Te wyrzuty pojawiły się
nagle, ścisnęły za gardło i wywołały w głowie takie echo, że nie dało się tego
przezwyciężyć. Spojrzałem na Julkę. Moja żona spała spokojnie, jak aniołek, nic
dziwnego, bo przecież takie jak ona nie mają nic na sumieniu. Takie jak ona są
dobrymi żonami, w przyszłości idealnymi matkami, świetnie prowadzą dom. Ja też
miałem być idealny. Miałem zarabiać na dom i rodzinę, tak, by nigdy nie musieć
się martwić o jutro. Chciałem w soboty chodzić z dzieckiem na basen, albo na
boisko, a w niedziele z żoną do kina lub teatru, ale moja żona nie obdarzyła
mnie dzieciątkiem i nie miała takiego zamiaru. To dlatego szukałem przygód –
tłumaczyłem sam sobie. Usłyszałem dźwięk smsa. Sięgnąłem po telefon na stolik
nocny, widniało na nim „Robert”, ale w rzeczywistości znaczyło to tyle samo, co
„Dominika”. Na Boga, jeszcze nie zdradziłem, a już ukrywałem wszystko, jak
zdrajca. Odpisałem tej młodej damie, że spotkanie aktualne i zabrałem się do
rozpoczęcia dnia. Szybki prysznic, wyprasowana koszula, bokserki pod kolor
krawatu… codzienność.
Moja codzienność minęła po ośmiu
godzinach pracy z przerwą na obiad. Zaczął się wyścig sumienia i przyzwoitości
z ochotą i prawem do szczęścia. Zaczęła się obiadokolacja z moją żoną i moja
wymówka – tenis.
– Spakuje cię – zaproponowała, ale
ja nie chciałem, by to robiła. Przez to całe jej pakowanie czułem się z tym
wszystkim jeszcze gorzej.
Moje kłótliwe jedno ja, z drugim ja
ucichło, gdy zajechałem pod klub. Ładna młoda dama w legginsach i rażącej
tunice zrobiła na mnie super wrażenie.
– Zdejmij kurtkę – zaproponowałem,
gdy wsiadła do mojego samochodu. Specjalnie załączyłem ogrzewanie, by czasem
nie zmarzła. – Dżinsowe kurtki mają to do siebie, że są niewygodne, bo sztywne.
– Pragnąłem zacząć z nią jakoś temat.
– Sądziłam, że nie będziesz w
garniturze, skoro byliśmy umówieni na dwudziestą. – Kobiety, zawsze mają jakieś
ale. Ta to ale miała już na samym początku znajomości i to od razu do mojego
ubioru.
– Mogę się przebrać. W torbie, z
tyłu mam dresowe spodenki i koszulkę.
– Będzie ci zimno – stwierdziła.
– Dla twojego dobrego samopoczucia
zdzierżę to, że zmarznę – zapewniłem ją i mrugnąłem powieką w jej kierunku.
– Nie puszczaj do mnie oczek, bo to
jest tak, jakbyś chciał mnie wyrwać na jeden raz.
– Gdybym chciał cię wyrwać na
jednorazowy seks, zaproponowałbym hotel już wczoraj. Dziś proponuję to, co ty
proponujesz.
– Pozostawiasz wybór kobiecie? –
zdziwiła się. Faktycznie, rzadkością było, że pozostawiałem kobiecie ostatnie
zdanie, ale tym razem mogłem zrobić wyjątek. Dla niej czułem, że warto.
– Ale ja nie wiem, gdzie moglibyśmy
jechać wspólnie.
– Jeśli się nie zdecydujesz, to
będę tak krążył po mieście – zagroziłem. – Pojedźmy tam, gdzie ty masz ochotę.
Czego dawno nie robiłaś, a co chętnie być zrobiła? – zapytałem i uśmiechnąłem
się do niej.
Była speszona, sztywna, ale to
przez jej niewinność, a te zaczerwienione policzki podobały mi się, jak
cholera. Chciałem, by się ze mną nie nudziła, by czuła się dobrze.
– Dawno nie tańczyłam –
odpowiedziała jakoś tak ciszej.
– To już coś wiemy. Jaki klub?
– Nie wiem, ty wybierz.
– Mogę cię zabrać do miejsca, gdzie
sam się bawiłem jako gówniarz, ale nie wiem czy ci się spodoba.
– Na koncert filharmonii? –
zapytała z uśmiechem.
– Jesteś złośliwa. Wyglądam na aż
tak sztywnego?
– Nawet bardziej, niż na aż tak.
– Znów jesteś złośliwa –
powiedziałem ostrzej.
– I co z tego?
– Zdenerwuję się – powiedziałem
niepewnie.
– Na mnie?
– Nawet na tak ładne, małe,
niewinne i urocze paskudztwo można się zdenerwować. Udowodnić ci to? – rzuciłem
jej wyzwanie.
– A jak zamierzasz mi to udowodnić?
– zapytała i widać było, że już zyskała śmiałość i pewność siebie.
– Wjedziemy do lasu, usiądę
wygodniej i przełożę przez kolano. Mam prawo z racji tego, że jestem starszy –
powiedziałem z uśmiechem, wiedząc, że nie byłbym w stanie tego zrobić tak
uroczej istotce.
– Jako zawodnik prawny wiesz, że to
karalne.
– Prawny co? – zapytałem z
niedowierzaniem.
– Nie nabijaj się, tylko powiedz,
dokąd jedziemy?
– Na potańcówkę, jesteśmy już
właściwie na miejscu. – Zatrzymałem się na parkingu, a z oddali słychać było
już discopolową nutę.
– Chcesz tam wejść w marynarce? –
zapytała z niedowierzaniem.
– Nie. Założę na głowę czapeczkę –
odpowiedziałem i nachyliłem się do schowka, dotykając jej kolan. Wyjąłem
czapkę, popielatą smerfetkę brata i chwilę zatrzymałem swoją dłoń na udach
Dominiki, pogłaskałem je. – Nie stresuj się tak, nie spinaj. To nie seks,
jeszcze – powiedziałem do niej z uśmiechem i założyłem czapkę na głowę.
– Teraz wystarczy tylko, że
pozbędziesz się marynarki – stwierdziła.
– Jestem większym hardkorem. Rozepnę
jeszcze koszulę i poluzuję krawat.
– Dla mnie bomba, zobaczymy, jaką
masz klatę.
– Mam kaloryfer. Jak już wylądujemy
pijani w toalecie będziesz mogła policzyć, ilu drabinkowy, oczywiście ustami.
Później wsiądziemy w takim stanie do wozu i będziemy zmierzać do lasu na
upragniony stosunek seksualny, ale rozbijemy się na pierwszym drzewie.
– Dla mnie bomba, wchodzisz w to? –
zapytała, patrząc mi pewnie w oczy. Mierzyliśmy się wzrokiem dłuższą chwilę, bo
starałem się wyczytać z jej źrenic, czy naprawdę myśli poważnie.
– Nie jestem samobójcą –
odpowiedziałem w końcu.
– Mówisz o tym drzewie?
– Nie, myślę, że seks z nieletnią
mógłby mnie przyprawić o zawał, to już nie te lata, sama rozumiesz –
odpowiedziałem żartobliwie i wysiadłem z samochodu, by otworzyć przed nią
drzwi.
Tańczyliśmy, piliśmy, ja oczywiście
ograniczyłem się do coli, ze względu na to, że ktoś musiał prowadzić, ale i tak
zabawa była pierwszej klasy. Nagle sobie skojarzyłem, że nigdy nie bawiłem się
tak z Julią. Ona nienawidziła klubów, dyskotek, jeśli już do jakiś szła, to do
elitarnych, by się tam pokazać komu trzeba i liczyła na dobry kontrakt, który
gdy w końcu nadchodził, to ja nie godziłem się, by go podpisała. Mnie z kolei
męczyło towarzystwo aktorów i aktorek, modelek i modeli, reżyserów,
projektantów mody. Na dobrą sprawę, to nawet grono prawników i sędziów mnie
męczyło. Jedno z tych towarzystw było przesadnie sztywne, a drugie wywyższające
się na każdym kroku. Podczas prawniczych bankietów czułem się, jak dzieciak u
babci na imieninach, a podczas imprez w Julii stylu czułem się, jak licealista
na urodzinach znienawidzonej koleżanki. Przy Dominice czułem się po prostu
sobą, nie musiałem spełniać niczyich oczekiwań, być tym, kogo chcą widzieć…
Nie pomyślałem, że zaprosi mnie do
domu, ale stwierdziła, że ojciec jest na nocce, a brat pewnie przy komputerze,
i że ona nie chce sama spędzać reszty wieczoru. Pierwsza wskazówka jaką
otrzymałem to, że w ich rodzinie nie dzieje się najlepiej. Kiedy córka mówi o
tacie ojciec, to nigdy nie znaczy niczego dobrego. Skorzystałem jednak z jej
propozycji. Usiadłem w staromodnej kuchni, która od mojej różniła się o sto
mil. Nagle dotarło do mnie, że mnie pieniądze nie dały prawie nic. Dały wygodne
łóżko i materac w zestawie do niego, z niczego innego w tym domu swoim nie
korzystałem. Nawet telewizor był włączony dla zabicia ciszy w niedziele, bo po
prostu nie miałem tematów do rozmowy z własną żoną. Jeszcze samochód mi dały pieniądze, ale ja
nawet nie czułem radości, gdy go wybierałem. Dla mnie ważne, by to miało cztery
kółka i jeździło, a nie karoseria, tapicerka i moc silnika.
– Głodny? – zapytała nagle i
przestawiła jakiś zeszyt z blatu na stół.
– Nie, raczej nie – odpowiedziałem.
– To raczej, czy nie? – dopytywała.
– Nie. – Zacząłem bawić się
zeszytem, przekładać go z ręki do ręki i przyglądać się motocyklowi. Jako
dziecko marzyłem o motocyklu, rozwaliłem bratu skuter, a ojciec… to złe
wspomnienia, lepiej nie wspominać.
– Ja mam na coś ochotę, tylko nie
wiem na co – mówiła schowana do połowy za drzwiami lodówki. – Wiem, placki
ziemniaczane, ale nie lubię trzeć.
– Daj, zetrę – zaproponowałem.
– To chyba nie wypada, jesteś moim
gościem.
– Nie przejmuj się – stwierdziłem i
wstałem. – Gdzie masz to takie z ostrzami?
– W szafce na dole. Miskę masz do
góry.
– Dzięki. – Mój wzrok spotkał się z
jej i to była jak magia, taka chwilowa iskra.
– Zdejmij tę kretyńska czapkę –
zadecydowała i nie czekała aż wykonam jej polecenie, po prostu podeszła i mi ją
zabrała z głowy.
– Dzięki niej wyglądałem młodziej.
Nie boisz się, że ojciec wcześniej wróci, albo brat zareaguje na to, że
sprowadzasz do domu kogoś takiego jak ja?
– A co znaczy kogoś takiego jak ty?
– zapytała, siadając naprzeciw mnie z nożem w ręce i siatką na obierki
rozłożoną na stole.
– Kogoś, kto wiekowo mógłby być
twoim ojcem.
– Wątpię, że wiek ma dla nich aż
tak duże znaczenie. Im to wisi, a ty się nie przejmuj. Proszę – rzekła, podając
mi jednego obranego ziemniaka.
– Dziękuje. Mam ścierać na grubych,
czy drobnych oczkach?
– Na drobnych.
Później wyszło, że ja te placki
doprawiałem, że ja je smażyłem i nawet nie czułem się tym zgorszony,
zniewieściały. W tamtym momencie było to dla mnie naturalne, normalne, a nawet
chciałem to wykonywać. Zjedliśmy, zaoferowałem się do zmywania, a ona odrzekła:
– A proszę cię bardzo, jeśli
chcesz.
– Patrz, co kobieta potrafi zrobić
z mężczyzną.
– Ej, to nie moja wina, przecież
cię nie zmuszam.
– Wiem, sam chcę – powiedziałem,
przybliżając się do niej. Położyłem rękę na stole tuż za nią. Dominika teraz
znajdowała się między mną, a stołem i wcale nie czuła się tym zakłopotana.
Starałem się wyczytać coś z jej oczu, znaleźć w jej źrenicach pozwolenie na ten
pocałunek, ale nie doszukałem się niczego. Ona mnie uprzedziła, pierwsza
dotknęła moich włosów swoimi rękoma i moich warg swoimi ustami. Całowałem się z
małolatą w małej, skromnej kuchni i czułem, że bardziej pasuje tutaj, niż do
luksusowego domku w środku miasta. Nagle zapragnąłem cofnąć czas, nigdy nie
brać ślubu, nie skończyć prawa, nie iść do liceum. To wszystko prysło, gdy
przypomniałem sobie twarz Julki, a Dominika w tym czasie zaczęła rozpinać mój
pasek od spodni. Odskoczyłem od niej, jak oparzony.
– Przepraszam jeśli cię… myślałam,
że lubisz ostre pocałunki – zaczęła tłumaczyć się, zmieszana.
– Bo lubię, ale… Nie mówiłem ci
czegoś, a ty nie pytałaś.
– Czego? O co ci chodzi? –
dopytywała z przerażeniem.
– Mam żonę – powiedziałem to jej
prosto w oczy, była za dobra, bym grał na dwa fronty, zasługiwała na prawdę.
Spodziewałem się wszystkiego:
krzyków, policzka, pretensji, łez w jej oczach, ale zamiast tego dobiegł moich
uszu śmiech. Dominika wręcz zanosiła się od śmiechu, opierając się o stół.
– Co cię tak rozbawiło? – zapytałem
z niedowierzaniem.
– Powiedz mi, czy ja mam coś
napisane na czole? – zapytała po chwili, a ja nie rozumiałem kompletnie tego
pytania. Przyjrzałem się jednak jej twarzy.
– Nie, nic nie masz napisanego,
nigdzie. Dominika, o co chodzi?
– Po prostu ostatnimi czasy
przyciągam samych żonatych i nie wiem, czemu kleją się akurat do mnie.
– Ilu ich było? – zapytałem z
uśmiechem na twarzy.
– Jesteś czwarty. Pierwszy to
kolega był, później wyszedł jeden pocałunek, gdy wypiliśmy. Kolejny długo nie
zdradził mi, że ma żonę. Następny między czasem spędzanym ze mną, a pracą
zajmował się sprawami małżeńskimi, a teraz jesteś ty.
– Ja byłem szczery, zanim się
wkręciłaś. Poza tym wiedziałaś. w jakim klubie się spotkaliśmy i…
– Nie szukam sponsora – wypaliła
nagle.
– Nie szukam kochanki –
stwierdziłem, patrząc jej na powrót w oczy.
– Szukasz, ale boisz się, że to
zburzy twoją poprawność. Nie chcesz gruzować buldożerami tego, co tyle czasu
budowałeś i sam wypracowałeś. Nie widzisz w tym związku wkładu żony, dlatego
szukasz przygód.
– Nie czytaj we mnie, nie udawajmy,
że się dobrze znamy! – warknąłem i odwróciłem się do niej plecami, zabierając
się do zmywania, bo bardzo chciałem czymś zająć ręce. Miałem taką potrzebę po
prostu.
– Ale ja cię znam – powiedziała
pewnie i położyła delikatnie swoją dłoń na moim ramieniu.
– Nie znasz. Nie da się poznać
człowieka w kilka godzin. Widzisz mnie drugi raz na oczy.
– Nie jesteś tym, kim chcesz by
widzieli cię inni, i to mi wystarcza.
– Dominika, nie baw się w mojego
psychologa, proszę. – Odwróciłem się do niej, wycierając jeden z talerzy suchą
ścierką.
– Ale ja nie chce się z tobą w nic
bawić, mogę ci być przyjaciółką, ale to nie będzie zabawa – zapewniła mnie.
– Może lepiej przyjacielem, nie
będzie mnie kusiło, by cię rozbierać.
– Mam ubierać się po męsku na nasze
spotkania? – zapytała z uśmiechem.
– Kobiety… – rzekłem i zabrałem się
na powrót do zmywania.
– Daj, ja wytrę – zaproponowała,
zabierając już lekko wilgotną ścierkę z mojego barku.
Zbierałem się do wyjścia od
dłuższego czasu, oczywiście w myślach, bo w realnym życiu cały czas siedziałem
przy kuchennym stole. Wspominałem smak tych placków ziemniaczanych, które
jadłem przed godziną. Dominika przypomniała mi smaki młodości. Dania, jakie sam
gotowałem, gdy mieszkałem z kumplem w czynszowym mieszkaniu, znajdującym się w
starej kamienicy. Zatęskniłem za tamtymi czasami, za tamtą normalnością. Jednak
kiedy żyłem w tamtych czasach. to tęskniłem do tego, co mam teraz. Czy ja
naprawdę jestem aż tak trudnym człowiekiem, że nie da mi się dogodzić? Julia –
moja żona, przecież też gotowała, ale ona tworzyła te swoje wyszukane dania o
dziwnych, trudnych do zapamiętania nazwach i zmuszała mnie swoim spojrzeniem
bym się nad nimi rozczulał.
– Chyba już pójdę – rzekłem nagle
do Dominiki.
– Co taki zapatrzony w tę okładkę?
– zapytała, spoglądając wymownie na zeszyt.
– A tak jakoś…. Marzyłem kiedyś o
takim motocyklu. Nie wiedziałem, że kobiety mają zeszyty z okładkami gatunku
motoryzacji, zawsze sądziłem, że to dla chłopaków.
– Może jeszcze powiedz, że kobiety
gorzej prowadzą? – zapytała z wyczuwalną pretensją w głosie.
– Najczęściej tak właśnie jest, ale
zdarzają się wyjątki. Znam kilku facetów, co prowadzą, jak blondynki…
– Ej! – zwróciła mi uwagę, a ja
dopiero teraz skojarzyłem, że Dominika ma przecież włosy w blond kolorze.
– Przepraszam, ale daj mi
dokończyć. Znam też kilka blondynek, co prowadzą lepiej ode mnie. A przykładem
kobiety, co świetnie jeździ jest Martyna Wojciechowska, na przykład.
– Szowinista, ale z dozą równowagi.
– O mnie mówisz?
– Nie, o takim świętym w czerwonej
czapeczce. Jak chcesz, to sobie weź ten zeszyt, nie jest mój, mojego brata też
nie, bo widać od razu, że to jakiś brudnopis. Tam jest jakieś opowiadanko,
nawet dopisałam do niego kilka zdań, ale sądzę, że to nic ważnego.
– Dajesz mi prezent? – zdziwiłem
się.
– Prędzej coś, co i tak bym musiała
wywalić, tak więc mnie wyręczysz i sam się tego pozbędziesz, w sekrecie przed
żoną.
– Naprawdę jesteś złośliwa, ale za
prezent dziękuję. Biorę go zanim się rozmyślisz i lecę do siebie, muszę
odespać, rano wcześnie wstaję – powiedziałem, zerkając jednocześnie na zegarek,
dochodziła godzina druga w nocy. Przez chwilę zastanawiałem się, co powiem
Julii, ale wymówkę miałem już gotową. Brzmiała: Zasiedziałem się z kumplami w
barze przy słabym drinku. Ona nigdy nic nie mówiła, nie histeryzowała, nie
urządzała scen zazdrości. Zaczęła do mnie dochodzić myśl, że Julia była moją
żoną, ale tak naprawdę nigdy nie była o mnie zazdrosna, a czy istnieje miłość
bez zazdrości?
Konic retrospekcji
Narracja (Samuel)
– Już, wiesz, że leżała na
komodzie przy drzwiach, a ja jej szukałam w całej sypialni?
– Teraz już wiem, kochanie. Bądź
miła na miejscu, proszę – rzekł mężczyzna, pocałował żonę w policzek i wyjechał
z garażu.
– Zawsze staram się być miła,
nie wypada przecież inaczej, nawet w styczności z ludźmi pochodzenia znikąd.
Darek westchnął głośno, był
zrezygnowany, nie podobało mu się podejście żony do jego przyjaciela, ale także
do innych. Najbardziej godziło w jego serce i dusze jednak to, że Julia mówiąc tak
o ludziach krytykuje też samą Dominikę, do której najwyraźniej coś poczuł.
Napewno mają szansę być razem szczęśliwi ale muszą więcej czasu spędzać razem.Zakochali się w sobie,bo byli młodzi i wtedy ich znajomości była bardziej taka beztroska.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Darka , chciałabym żeby on jednak był z Dominikom , wydaje mi siebie że byli by ze sobą szczęśliwi ... Daria
OdpowiedzUsuńJulka rzeczywiście tu się strasznie wywyższa. Na tej imprezie to powinna się wyluzować,napić i pokazać Darkowi,że też potrafi się beztrosko bawić. Szkoda mi ich obojga,Julka się boi Darka i mam wrażenie,że zachowuję się z taką wyższością bo jej się wydaje,że takie zachowanie pasuje do jego otoczenia,towarzystwa natomiast on też ją tak zamyka w złotej klatce,zabiera pasję i to ich prowadzi w kozi róg.
OdpowiedzUsuńTa czwórka zrobiła się bardzo poplątana. Mam nadzieję, że jakoś się poukładają. Rzeczywiście Julia tutaj jest okropna, strasznie się wywyższa. Sam Darek wspomina, że kiedyś taka nie była. Ciekawe co się z nią stało.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko nie chciałabym, żeby Darek był z Domi.
Na początku chyba jest jakaś pomyłka: ,,– Szkoda, że musimy tam iść – powiedziała do męża kiedy już przechodzili próg w eleganckich, wizytowych, ale nie koniecznie eleganckich strojach.'' Eleganckie,wizytowe, ale nie eleganckie?