sobota, 28 grudnia 2013

Część 212 - Nie lubiłam Aleksa zanim go poznałam




Klara (Aneta)

Od początki mi w nim coś nie grało, nie pasowało. Nie chodziło o wygląd. Tutaj nie rokował najgorzej. Nawet nie miałam do niego uprzedzeń przez nasze pierwsze spotkanie twarzą w twarz. Nie lubiłam go wcześniej. Tak naprawdę to nie lubiłam Aleksa zanim go poznałam.
Przed oczami stanęły mi wydarzenie sprzed roku. Moja córka wbiegająca do mieszkania niczym po ogień, a przecież już z nami nie mieszkała. On czekał na zewnątrz, przy samochodzie, albo w samochodzie. Amanda miała zapłakane oczy, ale ukrywała przede mną łzy. Wmawiała mi wtedy, że to uczulenie, ale ja nie dałam się zwieść. Wiedziałam, że nie łzawią jej od pyłków, przecież ją wychowywałam tyle lat. Odpuściłam jednak. Liczyłam na to, że jest na tyle inteligentna i pewna siebie, że zerwie z nim gdy tylko się na nim tak naprawdę pozna. Ja poznałam się na Aleksie zanim go tak naprawdę poznałam.
Paweł i Piotr mówili o nim wiele, po jego wizytach w naszym domu buzia im się nie zamykała. Był dla nich wzorem do naśladowania, autorytetem, niemal ideałem. To mi nie grało, bo przecież nie ma ludzi idealnych. Zanim Aleksander Górski został mi przedstawiony wiedziałam już, że jest katolikiem, lekarzem, trzydziestolatkiem, że ma podejście do dzieci i niezwykły dar. Darem był fakt, że potrafił zatrzymać moją córkę na dłużej przy sobie niż wszyscy poprzedni. Wiedziałam więc, że Aleksander ma pieniądze, ambicje, plany na przyszłość, aparycje, dobrą kondycje, szlachetne gesty, niebanalne pomysły, klasę, bo tylko taki ktoś mógł zaimponować Amandzie.
Wiedziałam o nim to wszystko, a potem pojawił się w moim domu brutal, awanturnik, pozorant, dobry aktor. I wtedy pomyślałam „dziecko, gdzie ty miałaś oczy?”. Obudziłam się po fakcie, było już za późno na interwencje, moja córka była już w ciąży, to Aleks był ojcem jej dzieci, bo to on okazał jej zainteresowanie jakie powinni okazywać jej rodzice, czyli ja z Michałem. Pewnie to ją w nim ujęło. Zatroszczył się, zbałamucił ją i przywiązał złotą obrączką na palcu serdecznym lewej dłoni.
Potem pojawili się już wspólnie, przez zrządzenie losu. Wkroczył do mojego mieszkania, sama przepuściłam go w progu. Wniósł jedno z dzieci, nie pamiętam które. Wydawał się być miły, nawet serdecznie się uśmiechał, jednocześnie wyglądał na zmieszanego. Później okazał się pomocny, wręcz szarmancki, gdy głosił, że nie pozwoli by kobieta w jego towarzystwie dźwigała ciężary. Przejął na siebie obowiązek wniesienia węgla i dokładania do pieca. Każda patrząc na niego w tamtym momencie myślałaby „wymarzony zięć”. Ja tak nie myślałam. Wtedy nie myślałam nic tylko patrzyłam na moje dziecko i starałam się odgadnąć co z nią się stało. Widziałam Amandę w różnych stanach – zakłamaną, nerwową, agresywną, arogancką, załamaną, płaczącą, ale nigdy aż tak zobojętniałą i przygaszoną. W tamtym momencie czułam się jakbym zobaczyła samą siebie sprzed lat. Też byłam kiedyś młoda, związałam się z dużo starszym od siebie mężczyzną, on podobnie jak Aleks sprawiał pozory ideału, ale wtedy nic nie byłoby wstanie zapalić w mojej głowie czerwonej kontrolki sygnalizującej niebezpieczeństwo. A już z pewnością nie przejrzałabym na oczy przez fakt, że jest za dobrze, że jest zbyt dobry, za bardzo szlachetny. Widocznie moja córka nabrała się na podobny trik, tylko tym razem to nie mój były – Michał, a jej mąż – Aleksander wyciągał talie asów z rękawa.
Dostrzegałam siniec pod okiem mojego dziecka, ale nic nie mogłam na to poradzić. Jednakże jeśli dałoby się inaczej, jeśli ktoś wymyśliłby wehikuł czasu, to wsiadłabym do niego, cofnęła czas i stanęła między nią a Aleksem, oberwała za nią. Nie było jednak takiej możliwości, poza tym nawet nie wiedziałabym w jakiej sytuacji mam się znaleźć, bo moja córka milczała w tym temacie, zbywała mnie i kłamała, nie starając się nawet by te kłamstwa brzmiały wiarygodnie.
Kłócili się nawet wiedząc, że jestem za ścianą. Nie dosłyszałam o co choć stałam pod drzwiami dobre kilkanaście minut zanim zapukałam i weszłam do pokoju. Oczywiście znów mnie zbyto. Amanda zrobiła to w bardzo nieuprzejmy sposób, ale często tak robiła gdy miała problem i nie chciała pokazywać nikomu swojej słabości. Aleksander postąpił zupełnie inaczej, uśmiechnął się, podziękował za herbatę i ciasto, to tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że przed moimi oczami stoi gwiazda kina roku dwa tysiące trzynaście.
Kilka dni później pojawiłam się w ich domu, ale była tylko opiekunka do dzieci i chłopcy. Powiedziała, że nie może mnie wpuścić, bo mnie nie zna, a szef-Aleksander zabronił na czas jego nieobecności wpuszczania nieznajomych. Zastanawiałam się dlaczego mój zięć zrobił z domu taki bastion. Rozejrzałam się naokoło domu i po posiadłości. Wszędzie były kamery, co kawałek stali jacyś dziwni ludzie, wszyscy byli od Aleksa. Jeden pilnował koni, drugi stawiał wyższy płot, kolejni cieli drzewa, bo zasłaniały widoki z okna.
– Przepraszam jeszcze na moment – rzekłam do tej opiekunki, gdy ponownie otworzyła mi drzwi.
– Słucham panią – odrzekła uprzejmie.
– To ode mnie dla chłopców. – Podałam dziewczynie dwie grzechotki-piszczałki. – Wiesz może kiedy wróci moja córka?
– Za kilka dni, wyjechała na jakiś czas z koleżankami.
– A mój zięć?
– Dziś ma dyżur, będzie dopiero jutro.
– Opiekuj się dobrze moimi wnukami. – Odwróciłam się teatralnie udając, że chcę już opuścić rezydencje państwa Górskich, ale w ostatniej chwili jakbym sobie coś przypomniała. – Mój zięć ma jakoś niedługo urodziny, prawda? – dopytywałam.
– Nie, już miał, w listopadzie.
– O cholera, skorpion, a nie ryby? Musiało mi się coś pomylić. Jednak skoro zamówiłam już prezent to zostawię sobie na przyszły rok, tylko chyba będę musiała poprosić o zmianę jednej cyferki. Teraz kończył trzydzieści pięć prawda? – zapytałam.
– Chyba trzydzieści, coś koło tego. Nie wydaje mi się by miał trzydzieści pięć.
– Dobrze, zapytam córkę, tak będzie najlepiej. – Uśmiechnęłam się przyjaźnie.
– Tak, tak będzie najlepiej. Do widzenia.
– Pa. – Pomachałam jej nawet na pożegnanie.
Może i byłam alkoholiczką i miewałam zatracenie rzeczywistości, ale nie byłam idiotką i umiałam liczyć. Trzydzieści lat i takie mieszkanie, dwa samochody na utrzymaniu, żona, dwoje dzieci, stadnina, markowe ubrania, tyle hektarów ziemi. To nie był dorobek trzydziestoletniego lekarza bez nazwiska i odpowiedniego startu w życie. Mój zięć nie był bogaty z domu, bo pochodził z domu dziecka, tyle wiedziałam od moich synów. „Dlatego te kamery i ludzie naokoło domu. Czego się boisz?” – zapytałam samą siebie w myślach, a za moment pojawiła się inna refleksja „moje dziecko, za kogoś ty wyszła?”.
Minęło kilka dni, a ja znów pojawiłam się przed ich domem. Nie było ich. Znowu otworzyła mi opiekunka. Już miałam oddalić się na przystanek autobusowy kiedy zauważyłam nadjeżdżający samochód. Schowałam się za mały, drewniany domek, który został zakupiony chyba dla dzieci na przyszłość, albo składzik na rowery, czy kosiarkę. Obserwowałam z oddali jak zachowuje się mój zięć i córka gdy myślą, że nikt ich nie widzi. W końcu wysiadł, był w granatowej marynarce, modny krój. Trzasnął drzwiami samochodowymi z taką siłą, że aż podskoczyłam z przestrachu. Moja córka wysiadła za nim, powiedziała coś, a on chwycił ją za ramie, szarpnął. Chciałam czekać jeszcze chwilę, ale nie mogłam się opanować. Poczułam, że muszę wkroczyć i ją wybronić. Odciągnąć jego łapy od mojego dziecka. Wyszłam więc zza domku, stanęłam za nimi i przywitałam się. Olek zmienił się nie do poznania. Nagle znów był tym uprzejmym i przemiłym gościem z uśmiechem lekarskim z reklam o środkach farmaceutycznych.
Zaprosili mnie, więc przekroczyłam próg ich domu. Wystrój był luksusowy, ale nieprzesadzony. Na bogato, ale skromnie za razem. Barwy w przedpokoju były stonowanym kremem i kawą z mlekiem. W salonie panował smutny popiel i kontrastujący z nim granat, gdyby nie niebieskie i turkusowe dodatki i bibeloty to czułabym się tam jak w lochu. Usiadłam na czarnej kanapie, bo takie miejsce wskazał mi dłonią mój zięć. Dostrzegłam, że po lewej stronie, przy dużych oknach i wyjściu na taras znajduje się stół na kilkanaście miejsc, tam wydawało się być jaśniej.
– Kawy, herbaty, soku, czegoś zimnego? – zapytał się Olek.
– Kawy, rozpuszczalnej jeśli można.
– A można z ekspresu? – zapytał i już zaczął ustawiać urządzenie.
– Wolałabym nie – odpowiedziałam. Chciałam by się czymś zajął, bym miała chwilę na rozmowę z moją córką.
Właśnie! Moja córka! Gdzie ona się podziała? Rozglądałam się za nią nerwowo, niemal w panice.
– Zapłaciła Paulinie. Pewnie poszła do chłopaków – rzekł mój zięć. Czyli zauważył jak mój wzrok szukał Amandy.
Bez słowa wstałam i skierowałam się do schodów.
– Klara, na górze jest nasza sypialnia. Pokój bliźniaków jest tym wąskim korytarzem, do końca, naprzeciw mojego gabinetu.
Czyli Aleksander miał w domu nawet gabinet. Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać z tego powodu. Michał miał gabinet nawet wtedy gdy mieszkaliśmy w dwóch pokojach. Nie potrafił sobie tego odmówić. Nie zastanawiałam się dłużej nad tym i skierowałam swoje kroki do pokoju wnuków.
Weszłam nie pukając. Kamil leżał na kocu, rozłożonym na dywanie i patrzył na kolorowe światełka, które ktoś ustawił nad jego głową. Moja córka właśnie zmieniała pampersa drugiemu z synów. Brudnego wrzuciła do kosza i już chciała pośpiesznie ubrać małego, ale zaczął płakać, dosłownie wyć jakby go zabijali. Pocałowała go po stopach, zaprzestał płakać, lecz gdy chciała go ubrać to koncert zaczął się na nowo.
– Też nie lubiłaś jak cię ubierano, gdy byłaś mała – powiedziałam stając obok niej.
Chwyciłam małego Patrysia za rączkę. Malec wydawał się zadowolony z życia. Moja córka mniej.
– Zostaw go. Płacze na pokaz – stwierdziła.
Ubrała go nie zważając na akompaniament jego protestów, a potem wzięła go na ręce, przytulając do siebie i odwróciła się w moim kierunku. Dopiero wtedy zobaczyłam co zdobi jej twarz. Rozdziawiłam aż usta ze zdziwienia.
– No co? – zapytała jakby była w niewiedzy.
– On ci to zrobił? – zapytałam.
– Nie, samo tak wyszło.
– Żyje na tym świecie trzydzieści pięć lat i w życiu nie byłam świadkiem by komuś same siniaki wychodziły na twarzy. Pryszcze, krosty, nierówności, jak najbardziej tak, ale nie siniaki.
– A mnie wychodzą siniaki i już. Temat skończony.
Amanda odłożyła małego do łóżeczka, było na kołyskach, bujała nim delikatnie.
– Jesteś zmęczony, idź spać. Nie bądź marudny.
– Marudny jak mamusia – zagrzmiał baryton mojego zięcia za naszymi plecami.
Aleksander podszedł do łóżeczka, okrył Patryczka jeszcze szczelniej i pocałował w skroń moją córkę. Patrzyłam na tę scenę i niedowierzałam. Ona nawet nie protestowała, po tym wszystkim co jej zrobił. Na moich oczach chwycił jej podbródek i przyjrzał się zasinieniu.
– Okropnie to wygląda – stwierdził jak gdyby nigdy nic. Nawet lekko się skrzywił.
– Wiem, mamy w domu lustra – odrzekła moja córka.
– Mówiła ci Amanda co się stało? – zaczął jej mąż. – Cholerny przypadek, chyba całe życie sobie tego nie wybaczę.
Amanda spojrzała na niego zaskoczona. Było to ledwie zauważalne, ale mi nie umknęło.
– Wiązała buty, a ja wchodziłem do domu. Nie pomyślałem, że jest tak blisko drzwi. Śpieszyłem się i… – Aleks opowiadał obejmując moją córkę w tali, stojąc tuż za nią. Patryk zasypiał, a ja poczułam się jakbym oglądała serie czwartkowych filmów TVNu o dramatach rodzinnych.
– To był niefortunny wypadek – dodała moja córka i odwróciła się do męża. Zarzuciła mu ręce na szyje i utonęli w tym pocałunku sztucznym jak wieńce z kwiatów na święto zmarłych.
Później zasiedliśmy w salonie, zaserwowano kawy i ciasteczka. Wszystkim tym zajmował się Olek. Michał też tak robił gdy mieliśmy gości. Wtedy nagle zajmował się dzieckiem i domem, a gdy oni znikali za progiem, to zwyczajnie czar pryskał i zajmował się już tylko sobą.
– Śliczne zdjęcie – zaczęłam, a oboje rozejrzeli się po komodach. – To nad kominkiem.
– Ślubne – skwitował Aleks.
– Wyglądacie na szczęśliwych na nim.
– A teraz nie wyglądamy na szczęśliwych? – dopytywał mój zięć mieszając cukier w swojej kawie. – Jesteśmy przecież szczęśliwi. Czegóż nam więcej trzeba? Mamy zdrowe dzieci, dach nad głową, co jeść, prace, aspiracje, cele. Myślę, że nie możemy narzekać na brak szczęścia.
– Czym się zajmują twoi rodzice, Olek?
– Boże – zadrwiła Amanda. – Teraz cię to interesuje?
– Wiem, że nie byłam fair, że…
– Niczym. Nie wiem czym. Nie obchodzą mnie oni – wszedł mi w słowo.
– Moi synowie wspominali, że wychowałeś się w domu dziecka…
– Prawda, nie mówmy o tym. Jest wiele ciekawszych tematów niż moje dzieciństwo.
– Twój zawód chociażby. Nie wiem czy nie pęknąć z dumy, moja córka wyszła za lekarza. Co teraz pewnie porzucisz plany o studiowaniu? – zapytałam Amandę.
– Nie – odpowiedziała.
– To się jeszcze zobaczy, może zrobi przerwę. Wolałbym by odchowała trochę bliźniaków – wtrącił się Aleksander.
– Idę na studia – powiedziała pewna swego Amanda i spojrzała na męża z wyrzutem.
– Tak dokładnie jeszcze tego nie omówiliśmy – starał się zakończyć temat Olek.
– Bo nie ma co omawiać – trwała przy swoim moja córka.
– Nie kłóćcie się. Zadałam tylko pytanie – przerwałam im tą wymianę zdań.
Olek rozsiadł się wygodnie, założył rękę na oparcie za plecami Amandy.
– Gdyby wszystkie pary kłóciły się tyle co my, to na świecie byłyby same udane małżeństwa.
– Bo ludzie szybko się od siebie odstraszali i ci co kłócą się tyle co wy nigdy by nie składali sobie przysięgi małżeńskiej, tak, to chciałeś powiedzieć?
– Niekoniecznie, ale już wiem po kim moja żona ma taki cięty języczek. Jesteście po…
– Nie waż się tego wymówić na głos – uprzedziła go Amanda.
– Okay, już milczę.
– Zajmujesz się tylko medycyną?
– Nie, nie tylko, ale czy ja jestem na przesłuchaniu – odpowiedział, a jego mina w sekund pięć przybrała inny wyraz.
– Nie, skądże. Tak tylko zapytałam. Będę już lecieć, bo za pić minut mam autobus.
– Olek – zaczęła Amanda.
– A tak, odprowadzę cię – powiedział z tym samym uśmiechem co zwykle. Powinien poćwiczyć kilka innych, bo jego gra aktorska zaczynała umierać.
– Może cię zawiozę? – dopytywał kiedy już staliśmy na zewnątrz.
– Dam sobie radę, bez obaw. Możesz już przestać udawać.
– A co udaje? – zapytał idąc przy moim ramieniu w kierunku przystanku autokarowego.
– Przesadnie miłego.
– Zawsze jestem miły.
– Widziałam jak ją szarpnąłeś.
– Kiedy? Może w żartach – robił dalej te swoje głupkowate uniki.
– To nie były żarty. Szarpnąłeś, krzyknąłeś…
– Tak, szarpnąłem, krzyknąłem, skatowałem, co jeszcze wymyślisz? Dałaby mama spokój już z tymi domysłami.
W tamtej chwili położyłam mu palec nieco po lewo i powyżej klatki piersiowej. Postukałam nim w jego napięte mięśnie.
– Nie pozwolę ci jej popychać i szarpać, zrozumiałeś?
Aleks głupkowato się uśmiechnął, nawet szerzej niż zazwyczaj.
– Autobus ci ucieknie, właśnie nadjeżdża.
– My dokończymy tę rozmowę – uprzedziłam.
– Bez wątpienia. Będę na to czekał w dużej niecierpliwości.
I się doczekał. Następnego dnia zjawiłam się w jego gabinecie. Powiedziałam co o nim myślę. Wyrzuciłam z siebie wszystko niczym z broni maszynowej. Nawet mu zagroziłam. Zaśmiał się. Niedowierzał w moje groźby, nawet pomimo tego, że wymierzyłam mu policzek. A następnego dnia, wieczorem zjawił się przed moimi drzwiami. Kiedy go zobaczyłam niedowierzałam, że to on. Był niestandardowo ubrany – czerwone spodnie, biała koszula, czarne szelki, czarny beret, ale nie strój był najbardziej zaskakującym elementem. Gwoździem programy nie był też fakt, że mamy zimę, a on nie miał na sobie kurtki, ani nawet bluzy. Olek był pobity. Miał rozciętą wargę i ze dwa większe siniaki na twarzy. Nadal krwawił nieznacznie. Jego koszula także była brudna od krwi, piasku i mokra, nie wiem czy od potu, czy śniegu.

– Mogę wejść? – zapytał ostro i nie czekał na odpowiedz. Po prostu wmaszerował do mojego mieszkania, pokonał przedpokój, kuchnie i znalazł się w pokoju. Nie usiadł, stał przy oknie i patrzył w przestrzeń.

3 komentarze:

  1. Wow tego bym się nie spodziewała Olek pobity? Może Klara ma podobne pomysły do Amandy.Aleks wprew pozorom nie jest taki sam jak Michał jednak Klara zawsze będzie ich porównywać.

    OdpowiedzUsuń
  2. No ładnie.. ale skoro Klara kazała do pobić, to dlaczego przyszedł do niej a nie do Amandy? Albo chociaż do któregoś ze swoich kolegów..?

    Klara.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe.czy to rzeczywiscie Klara,ale w sumie byla zdziwiona jak go pobitego zobaczyla. Mnie jednak bardziej zastanawia fakt,dlaczego przyszedl przyszedl do Klary

    OdpowiedzUsuń