Amanda (Magdalena)
Życie to pasmo udręk i niepowodzeń.
Polega na tym by je po prostu przejść. Przeżyć i odejść, nie w spokoju, a
właśnie po ten odpoczynek. Ja chciałam by moje życie wyglądało inaczej.
Zaplanowałam je. Wydawało się, że pan jest na tyle przejrzysty, że nie można go
popsuć. Miałam racje, nic nie mogło go zepsuć, tylko ja sama miałam taką
władzę, tę moc.
– O czym tak rozmyślasz? – zapytał mój
mąż. Był właśnie bardzo zajęty, zapinaniem rozporka przy dżinsach.
– O niczym – odpowiedziałam.
– Przecież widzę. – Wydawał się
zmartwiony. Dla niego to co wydarzyło się kilka dni temu nie miało już
znaczenia, a to, że się powtórzyło tym bardziej wymazał ze swojej pamięci,
usprawiedliwił się jakoś sam przed sobą i żył z tym dalej.
Aleks przysiadł na brzegu łóżka, tuż
przy mnie. W oczekiwaniu złożył ręce i położył na jednym ze swoich ud. Na tym
należącym do nogi, którą podkulił i przycisnął drugą.
– To nic takiego. Koniec wczasów daje
mi się we znaki – skłamałam, ale on zdawał się tego nie widzieć. Złożył
pocałunek na moim czole. Zawsze wydawało mi się to takie ojcowskie, a różnica
wieku istniejąca miedzy nami jeszcze potęgowała to odczucie. Nie lubiłam gdy
tak robił. Patryk zaczął płakać, jak zwykle, to on był tym co pierwszy się
budził, dłużej usypiał, potrzebował więcej uwagi.
– Ja do niego pójdę – powiedział i znów
pocałował tak jak nie lubię.
Wydawało się, że gorzej być już nie
może. W końcu co jeszcze mogło mnie spotkać? Wyszłam za człowieka o dwóch
twarzach. Usiadłam i wyjęłam z torebki małe lusterko. Pod moim okiem, jak i na
poliku nadal widniał siniec, choć stracił trochę na intensywności swojej barwy.
– Do wesela się zagoi – zabrzmiał głos
mojego męża. Zerknęłam w kierunku z którego pochodził. Stał w drzwiach do tego
pokoiku hotelowego, z naszym trzymiesięcznym synkiem na rękach.
– Nie zamierzam się rozwodzić, więc i
drugiego ślubu nie zaliczę, a tym samym też ominie mnie szerokim łukiem drugie
wesele. – Olek podszedł i położył na łóżku Patryczka zawiniętego w czerwony
becik.
– Musimy się spakować i czas ruszać w
drogę. Ubiorę Kamila, a ty w tym czasie…
– Nie, Olek, proszę nie – zaoponowałam,
a on spojrzał na mnie. Zdawał się nie domyślać o co mi chodzi. – Nie rządź, nie
mów co i kiedy mam robić – dokończyłam.
– Jak sobie życzysz. – Poszedł do
drugiego pokoju.
Zaciągnęłam na siebie ocieplane
legginsy i wyszłam na balkon. Stąd podziwialiśmy fajerwerki kilka dni temu.
Byliśmy raczej w grobowych nastrojach. No, przynajmniej ja w takim byłam.
– Zimno jest na dworze, zmarzniesz –
odezwał się stojąc za moimi plecami. – Wejdź do środka bo się jeszcze
przeziębisz. Na dodatek przeciąg robisz, a dzieci… – poczułam jego wielką dłoń
na moim ramieniu i postanowiłam uczynić o co prosił. Bez słowa weszłam do
środka. Zdjęłam koszulkę w której spałam jeszcze zanim zamknął drzwi balkonowe,
bo poczułam zimne powietrze na moich plecach. Chociaż może to obecność mojego
męża przy mnie napawała takim chłodem?
Zastanawiałam się kiedy ostatnio byłam
w takiej sytuacji. Kiedy dłuższy czas milczałam, odpowiadałam zdawkowo? Kilka
lat temu, coś ponad trzy. Tylko wtedy to nie moje ciało zdobiły siniaki.
Wspomnienia przeniosły mnie z luksusowego apartamentu do dwupokojowego
mieszkania w starej kamienicy. Miałam 15 lat i smażyłam jajecznice z cebulą.
– Amanda, będziesz… – usłyszałam głos
mojej matki we wspomnieniach.
– Już wychodzę – odpowiedziałam jej
wtedy, przełożyłam zawartość patelni na talerz i udałam się do pokoju.
– Amanda. – Głos Olka przywrócił mnie
do rzeczywistości. – My już jesteśmy gotowi, a ty? – Spojrzałam na niego. Był
ubrany w czarny płaszcz. – Zniosłem już walizki, zapakowałem do bagażnika.
Zostały tylko te dwie, małe, sportowe torby z rzeczami dzieciaczków, weźmiesz?
Ja wtedy od razu wziąłbym chłopców. – Niby pytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi.
Zrobił jak uważał za słuszne.
Bez słowa, założyłam na swoje ciało
czerwoną, wełnianą sukienkę, coś ala tunikę. Potem czerwony, zimowy sweter i
wzięłam te sportowe torby. Olek stał przy recepcji, patrzył na mnie tak
dziwnie, ale chwycił za rączki gondoli i poszedł za mną. Przypiął wszystko tak
jak należy, po czym zasiadł na miejscu kierowcy, ja już zajęłam miejsce
pasażera i to nie tylko w samochodzie, a w naszym wspólnym, rodzinnym, idealnym
życiu.
– Długo taka będziesz? – zapytał
poprawiając lusterka i ruszając.
– Jeszcze nie wiem. – rozpięłam guziki
swetra, bo momentalnie zrobiło mi się gorąco. Aleksowi chyba także, bo zdjął
czapkę, typu smerfetkę. Przypomniało mi się, że zawsze lubiłam go w potarganych
włosach, takich jak teraz.
– Nie uważasz, że znacznie prościej
byłoby porozmawiać, a nie…
– Nie, nie uważam – przerwałam mu i
zapięłam pasy, bo wjeżdżaliśmy na główną drogę.
– Aż tak cię to… a z resztą, nieważne.
– Olek najwyraźniej zrezygnował z rozmowy i skoncentrował całą swoją uwagę na
prowadzeniu pojazdu.
Ja patrzyłam w szybę. Oczywiście w
boczną, by mój wzrok czasami nie dojechał na niego. Zaczynało padać gdy byliśmy
w połowie drogi. Zatrzymaliśmy się by coś zjeść. Właściwie mój mąż sam o tym
postanowił. Wyjął stelaż od wózka, zamontował na nim gondole z chłopcami w
środku. Dostrzegłam w bocznym lusterku, że już skończy i czeka tylko na mnie,
wysiadłam. Weszliśmy do baru, przypominającego karczmę. Aleks zatrzymał się
przy jednym ze stolików, odsunął mi krzesło, usiadłam. Czułam się jak kukła,
która spełnia jego oczekiwania, zanim on głośno o nich powie. Zjawiła się
kelnerka.
– Co dla państwa? – zapytała z tym
uśmiechem takim typowym dla kelnerek. Przypomniało mi się, że moja matka kiedyś
była kelnerką.
– Co dla ciebie kochanie? – pytanie do
mnie skierował mój mąż.
– Co zamówisz, to będzie – odburknęłam
i zaczęłam zdejmować sweter nie wstając z miejsca.
– Nie wiem na co masz ochotę –
wyjaśnił. Spojrzał na mnie tak, że dało się wyczytać z tego jego spojrzenia
dokładnie to co w tym momencie myślał. Kelnerka natomiast wydawała się
niecierpliwiona. Już miałam odpowiedzieć, że najbardziej to mam ochotę cofnąć
czas, by nigdy w życiu go nie poznać nie spotkać, nie wiązać swojego życia z
jego życiem. Odczuwałam jednak nadal ból pośladków, co okazało się skuteczną
zachętą do zachowania pozorów.
– Frytki z… shormą, jeśli macie.
– Jest tylko zwykły kebab.
– Może być, byleby dużo surówki było –
odpowiedziałam, przybierając wyuczony uśmiech na usta. Spojrzałam na nią.
Wcześniej miałam wzrok wpatrzony w moje paznokcie. Teraz to ona miała wzrok
wpatrzony w mojego siniaka. Za moment jej spojrzenie padło na Aleksa. Czy go
podejrzewała? W myślach potępiała? Stracił przez to na uroku osobistym?
– Dla mnie to samo. – Jego głos kiedyś
mnie podniecał. To połączenie delikatnej płynności i lekkiej naturalnej chrypy.
Teraz już na mnie tak nie działał, bo tego nie chciałam. Nie mogłam pozwolić na
to by cokolwiek w moim życiu działo się wbrew mojej woli. Za bardzo już
wypuściłam lejce z rąk.
– Za kilkanaście minutek powinnam
wrócić z zamówieniem. – Odeszła, trzymając w dłoniach notesik z listą zamówień.
– Będziesz tak milczeć? – zapytał.
– Możemy rozmawiać jeśli masz takie
życzenie. – Nie wiadomo czemu spojrzał na mnie z politowaniem. Uśmiechnął się i
odsunął. Teraz już nie dotykał łokciami stołu. Opierał się wygodnie i zwinął
ręce na piersi. Musiałam przyznać, że miał imponującą klatę, taką umięśnioną i
wyćwiczoną do perfekcji.
– Oczekujesz, że cię przeproszę?
– Niczego od ciebie nie oczekuje. –
Wstałam by zdjąć kocyki z nóżek moich synów. W pomieszczeniu było gorąco, nie
chciałam by się spocili.
– Rozumiem, naprawdę rozumiem. Czułaś
się poniżona, upokorzona, może nawet potraktowana niesprawiedliwie. To
zrozumiałe. Twoje wcześniejsze wybryki i niektóre z zachowań bywały znacznie
gorsze, a nigdy cię za to nie spotkała kara. Tym razem było inaczej i jest
dons, mam racje?
– Zapewne masz, jak zazwyczaj, kochanie
– odpowiedziałam przywołując na usta sztuczny uśmiech. Aleks głośno westchnął,
jakby z rezygnacją.
– W moim mniemaniu twój dons powinien
się już zakończyć. Ból mógł go spowodować, ale policzek otrzymałaś, i tu nie
zaprzeczysz, słusznie. Nie pozwolę się zdradzać, nawet pocałunkiem. A z kolei
ból pośladków. Chyba już nie bolą prawda? Więc teraz powinna przyjść refleksja.
Powinnaś sama sobie odpowiedzieć na pytanie dlaczego dostałaś i czy ja miałem w
tym wszystkim słuszność.
– Mąż ma zawsze słuszność. – To
brzmiało tak słusznie, że bardziej już się nie dało.
– Możesz skończyć się zgrywać?
Uprzedzałem niejednokrotnie, że prędzej cię przełożę przez kolano niż dam sobie
wejść na głowę. – Przy tych słowach minę miał naprawdę straszną, taką
nieustępliwą. Przyprawiała mnie o zimny dreszcz biegnący po plecach. To taki
dziwny rodzaj strachu. Nie bać się człowieka, a bać się jego zachowania w danym
momencie. Teraźniejsza postawa Aleksa wysyłała mi informacje, że balansuje na
cienkiej linie, która za moment się zerwie. Bałam się przekroczyć granice, ale
uczucia porażki z powodu poddania się, bałam się bardziej. Wolałam być
rozliczona przez ciężką rękę mojego męża niżeli przez własne sumienie i
intelekt.
– Czy uczyniłam coś nie tak mężu? Jeśli
tak to przepraszam. Naprawdę wprost wyrazić nie umiem jak bardzo żałuje.
– My w domu sobie porozmawiamy.
Gwarantuje ci, że dokończymy tą rozmowę. A teraz skończ się zgrywać, proszę. Do
niczego dobrego cię ten teatrzyk nie doprowadzi. – Brzmiało jak groźba. Z
pewnością nią było.
– Nie spodobały się mojemu mężusiowi
przeprosiny? Nie lubisz ze mną rozmawiać? Zatem pomilczmy.
– Amanda, przestań! – lekko uniósł
głos.
– Bo co? Uderzysz mnie? – zapytałam i
dopiero zauważyłam kelnerkę. Położyła przed nami talerze i sztućce. Aleks
pokiwał głową na boki, jak by dawał mi do zrozumienia „nie wierzę w to co
wyczyniasz”.
– Dziękujemy – powiedziałam w stronę
tej młodej dziewczyny.
– Jeszcze coś do picia – wtrącił się
Olek. Wstał by zdjąć płaszcz. Z pewnością zaimponował tej blondynie budową;
mocnymi, niemal kamiennymi mięśniami i szerokimi barkami, które wcześniej czerń
płaszcza skutecznie kamuflowała.
– Co państwo sobie życzą?
– Ja fante. – Złożył zamówienie i
czekał na mnie.
– Ja stolniczną – rzekłam pewnie.
– Chce pani wódkę? – zapytała
zdziwiona. Aleks także był zaskoczony.
– Podwójną i sok do przepitki, może być
jabłkowy.
– Zamierzasz pić w dzień? – Miał głos
pełen pretensji. Kelnerki już nie było przy nas, a przez to poczułam się mniej
pewnie.
– Muszę się znieczulić przed tym co
mnie zapowiedziałeś w domu. – Mój ton był nieprzyjemny. Kelnerka postawiła
przed nami zamówione napoje i tą nieszczęsną wódkę.
– Jeszcze ci nic nie zapowiedziałem.
Przechyliłam kieliszek o pojemności 100
ml, popiłam sokiemi odwróciłam się w stronę baru.
– Drugi raz to samo poproszę –
zwróciłam się do kelnerki.
– Cudownie tak szybować na rautach, ale
za moment przeciągniesz strunę.
– Nie wyglądasz na muzyka, znasz się na
gitarach? – Udałam, że nie zrozumiałam przenośni. Przede mną pojawił się
kieliszek.
– Więcej proszę już żonie nie polewać.
Po prostu ignorować jej zamówienia tego typu – polecił mój troskliwy mąż tej
młodej kelnerce.
– Więcej nie zamierzałam pić kochanie.
Bardzo nie chciałabym cię denerwować. – Wiedziałam dobrze, że działam mu takim
gadaniem na nerwy i to sprawiało, że nie miałam ochoty przestawać. Mobilizowało
by grać dalej rolę cierpiętnicy i idealnej żony damskiego boksera.
– Smacznego. – Olek tym słowem przerwał
teram, a tym samym nie dał mi pola do popisu. Zaczął jeść, więc i ja uczyniłam
to samo. Spojrzeliśmy na siebie tak dziwnie, to było jakby wypowiedzeniem
wojny. Potem zerkaliśmy od czasu do czasu.
Niekoniecznie czas na rozwód.Oni powinni zacząć rozmawiać o tym co się między nimi dzieję,bo wiele się zmieniło od ślubu.Ja się zastanawiam za co on jej tym razem przylał?
OdpowiedzUsuńNie, uwazam że to może być chwilowy kryzys , jest szansa żeby uratować to małżeństwo . Również jestem ciekawa co znowu zrobiła Amanda .
OdpowiedzUsuńNie, uwazam że to może być chwilowy kryzys , jest szansa żeby uratować to małżeństwo . Również jestem ciekawa co znowu zrobiła Amanda . Nadia
OdpowiedzUsuńAmanda chyba lubi jeszcze podkręcać atmosferę. A Olek z kolei najpierw jej wleje, a potem dopiero chce rozmawiać. To wszystko się kupy nie trzyma. Wczasy im nie pomogły, terapia małżeńska jest raczej nie dla nich ( nie dość że są świeżo po ślubie, to jeszcze mają bardzo bujną przeszłość związku).W sumie to praktycznie zostaje im tylko rozwód, chyba że się oboje zmobilizują i spróbują się dogadać. Amanda powinna zacząć panować nad swoimi fochami i postawić na wierność Olkowi, za to on powinien w końcu zacząć panować nad sobą i nie grozić jej na każdym kroku. Może powtórzę to co pisały poprzedniczki, ale też się zastanawiam co znowu zrobiła Amanda.
OdpowiedzUsuń