wtorek, 10 grudnia 2013

Część 131 - To nie była wpadka!




Narracja (Magdalena)
Dominika wraz z Tylerem jechali na parapetówkę. Tyl zobowiązał się nawet nie pić, z racji tego, że prowadzi także w drodze powrotnej.
– Nie mogę się doczekać jak skończysz osiemnaście lat i…
– I się od ciebie wyprowadzę? – dokończyła dziewczyna z lekkim uśmiechem.
– Nie, tego bym nigdy nie chciał – odpowiedział Tyler. – Ze względu na dziecko, oczywiście – dodał pośpiesznie.
– No to ze względu na dziecko się nie wyprowadzę. Pasuje?
– Jak najbardziej. Tylko nie mogę się doczekać aż zdasz prawko i to ty będziesz wtedy abstynentem.
– W sumie szkoda, że w Polsce nie wolno prowadzić od piętnastego roku życia. Ja jestem w ciąży to i tak nie pije, więc mogłabym…
– Od zawsze wiedziałem, że masz dobre serduszko.
– Nie przesadzaj. Co to za pomysł z tym ślubem?
– Boje się, że twoi rodzice nie pozwolą ci być samotną matką. Będziemy musieli wyznaczyć opiekuna. Masz…
– Opiekuna dla kogo?
– Dla naszego dziecka. Moim zdaniem to bezsensu. Lepiej się pobrać i mieć z głowy. Maleństwu też będzie łatwiej jak będziemy mieli takie samo nazwisko wszyscy. Nie sądzisz?
– Może i masz racje, ale moi rodzice…
– Tomek powiedział, że lepiej zaakceptują dziecko, gdy będziemy po ślubie, tak?
– No właściwie to tak.
– Chcę by moja córka lub syn mieli choć jednych dziadków. Wiec, że moi są zbyt zapracowani by choć raz poświęcić wnukowi pięć minut. Własnym dzieciom tego czasu nie poświęcali. Majka… sama wiesz, że moja matka zostawiła ją z jej ojcem. A Julia? Ona zajęła się byciem modelką od chyba dwunastego roku życia, ojciec ułatwił jej wszystko w tym kierunku, jej matka ograniczyła się do bicia braw i tyle, teraz ona prawie ich nie widuje. Ma już męża.
– Nigdy mi nie mówiłeś o swojej rodzicie. Ta Julia gdzie mieszka?
– Niedaleko, zaledwie miasto obok. Dzieli nas jakieś trzydzieści kilometrów od nich.
– Ma fajnego męża? – zapytała Dominika. Tyler pokiwał głową na boki.
– Powiedz lepiej dlaczego tyś się zgodziła zostać matką mojego dziecka? – Uśmiechnął się do dziewczyny i zwolnił by wziąć ostry zakręt w sposób jak najbardziej bezpieczny.
– To było wtedy gdy… nie, nie wtedy. To było wtedy gdy wyszłam ze szkoły, a ty na mnie czekałeś. Pamiętasz? Początki zimy to były.
– Zaczynam sobie przypominać. – Tyler uśmiechnął się w rozmarzeniu.

Dominika (Magdalena)
Retrospekcje
Listopad 2011 roku:
Dzwonek zadzwonił, a ja nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zobaczyłam Tylera, stał przed szkołą, tak po prostu i palił papierosa.
– Cześć, co ty tu robisz? – zapytałam podchodząc do niego.
– Pilnuje cię byś nie zmarzła, a więc zapinamy guziczki, wiążemy szaliczek – mówił i wykonywał za mnie te czynności, wcześniej musiał zdjąć rękawiczki.
– Myślałam dziś o tobie – wypaliłam nagle i po chwili już tego pożałowałam.
– Co o mnie myślałaś? – zapytał i wskazał mi kierunek w stronę mojego domu.
– A nic takiego – łgałam.
– Proszę, szczerze.
– Nie bałeś się, że wpadniemy? – zapytałam.
– Przecież do niczego nie doszło – odpowiedział.
– A jakby doszło? – zapytałam.
– Byłoby co miałoby być. Dostałem jednak liścia na otrzeźwienie, nie ma o czym gadać, nie ma co do tego wracać – odrzekł z takim przyjemnym uśmiechem. Postanowiłam więc spełnić jego prośbę.
– Nie jesteś zły za ten policzek?
– Nie, słuszny był. Chciałem postawić ci w nagrodę za odwagę i też tak bardziej za przeprosiny, czekoladę na gorąco. W mieście mają najlepszą pijalnie, jest po drodze.
– To jedyna pijalnia – wymądrzyłam się przewracając oczami.
– Sorry, okay?
– Okay, okay – odrzekłam i trąciłam jego czapkę. Miał taką smerfetkę, naciągnęłam mu ją aż na oczy, a potem zaczęłam uciekać. Gonił mnie, zatrzymał się by ulepić śnieżkę i znowu mnie gonił.
– Siet, nie trafiłem! – Dobiegł moich uszu jego krzyk, ale nie przejmowałam się nim, bo ja trafiłam. Potem on trafił we mnie, ludzie nas mijali, wszystko mieliśmy w dupie, trwała chwila.
– O nie, przegięłaś – warknął Tyler, kiedy kolejna śnieżka trafiła w jego dżinsy, w sam środek… no w rozporek. Dogonił mnie, pochwycił w pół, przycisnął do latarni i pocałował. To było takie spontaniczne, zwykłe, krótkie, niezaplanowane, a jednak doskonałe i wyjątkowe w tej swojej niedoskonałości, która dla mnie była idealna.
– Pamiętasz Wojtuś, też tacy kiedyś byliśmy – powiedziała jakaś pani, do starszego pana, byli gdzieś po siedemdziesiątce.
– Piękne nie? – zapytał Tyler, który już zdążył się ode mnie odsunąć na trzy kroki i patrzył w niebo jak śnieg pada.
– Chodzi ci o płatki, każdy jest inny… – zaczęłam, bo dałabym sobie rękę uciąć, że mówi właśnie o tym.
– Nie… – No proszę i straciłabym rękę, dobrze, że nie stawiałam głowy. – Mówiłem o tej parze. To piękne, że po tylu latach chodzą razem na spacer, że potrafią się śmiać do siebie i innych, że nie są ani przepracowani, ani zgorzchniali od życia.
– Przeciwieństwo moich starych – stwierdziłam.
– Nie tylko twoich – oznajmił.
– To co, kto pierwszy do pijalni? – zapytałam.
– Nie, daj no rękę, nie masz rękawic, są zimne od śniegu, ugrzeje ci je – powiedział, a po chwili staliśmy znów, a on trzymał moje dłonie w swoich i pocierał. – Załóż, zanim dojdziemy to ci się odmrożą – dodał po chwili, a moim oczom ukazała się para rękawiczek, ale nie jego, wyciągnął je z plecaka, były zapakowane.
– Co? Skąd? Jak?
– Spodziewałem się, że nie będziesz miała rękawiczek, po prostu, kupiłem zapobiegawczo. Mam nadzieje, że trafiłem w gust, lubię klasykę – odpowiedział.
– Słodkie są, takie wełniane i bez palcy…
– Bez palców – poprawił mnie, a ja postanowiłam na to nie zwracać uwagi. – Oj nie przesadzaj, na kciuk mają oddzielną przegródkę. Zawsze będziesz mogła mi pokazać okay – dodał żartobliwie, a ja znów naciągnęłam mu ta jego czapkę na oczy.
– Kiedy ci się znudzi, co?
– Nigdy – odpowiedziałam z takim złośliwym uśmieszkiem, ale radosnym, bo zasłużył na niego. Wniósł odrobinę radości do mojego życia swoim zachowaniem, uwagami, samym sobą…
Koniec retrospekcji

Narracja (Magdalena)
– A pamiętasz jak zaproponowałem ci byś została matką mojego dziecka?
– Tego Tyler nie da się zapomnieć. Myślałam, że będziesz się oświadczał, a potem że gdzieś jest ukryta kamera.
– Do dziś jestem w szoku, że się zgodziłaś.
– Do dziś myślę, że mi odbiło.
– Żałujesz? – zapytał nagle. Mina mu posmutniała gdy spojrzał w kierunku nastolatki z lekko uwypukleniem nad biodrami.
Dominika położyła rękę na brzuchu. Poczuła delikatny ruch. Coraz częściej go odczuwała, ale pierwszy raz odważyła się na coś zupełnie innego. Spojrzała na drogę, znajdowali się na prostej. Chwyciła więc Tylera za prawy nadgarstek i zdjęła jego dłoń z kierownicy.
– Chcesz je poczuć? – zapytała.
– Jasne – odpowiedział z błyskiem w oczach.
– Rozłóż palce.
Tyler posłusznie wyprostował dłoń, a Dominika przyłożyła ją do swojego brzucha. Tyler uśmiechnął się powoli, potem przybrał poważną minę, jakby zszokowaną by za moment znów się śmiać. Tym razem przez chwilę śmiał się na głos.
– Cudowne uczucie.
– Ja czuje to bardziej – pochwaliła się Dominika.
– Szczęściara z ciebie. Całą noc będę trzymał rękę na twoim brzuchu, a teraz niestety muszę prowadzić – rzekł dziewiętnastolatek i ściągnął swoją dłoń z brzucha Dominiki by położyć ją na gałce od skrzyni biegów i zrobić redukcje.
Dominika w tym czasie włączyła odtwarzacz. Wnętrze pojazdu wypełniły rytmy reagge:
Pamiętaj o tym kto Ci życie dał i pamiętaj abyś o te życie dbał
Szczerą miłością za ten dar swoich rodziców pokochał, ej ja mówię Ci

Życie tylko raz zostało Ci dane
Przez dwojga ludzi jak w księdze zapisane
Jest najpiękniejszym jaki mogłeś dostać darem
Zatem kochaj swojego tatę, kochaj mamę
Życie tylko raz zostało Ci dane
Przez dwojga ludzi jak w księdze zapisane
Jest najpiękniejszym jaki mogłeś dostać darem
Zatem kochaj swojego tatę, kochaj mamę
(Mesajah - Tylko raz dane)


Dominika (Magdalena)
Retrospekcje
Listopad 2011 roku:
Siedziałam przed telewizorem, malowałam sobie paznokcie, wszystko było niemalże idealnie. Kolor lakieru mi odpowiadał, na moich dłuższych, naturalnych paznokciach prezentował się znakomicie. Ten film w telewizji też nie był taki najgorszy, jakaś komedia, nawet się trochę uśmiałam. Jednak stare przysłowie głosi, że ideały nie istnieją, a co za tym idzie, idealne dni też nie miały prawa bytu w tym chorym świecie.
– Czy ciebie popierdoliło do reszt! – darł się Tomasz i jak zwykle w chwilach furii zgubił jedną z ostatnich liter w wypowiedzi. Czasami też gdy krzyczał mówił bardzo niewyraźnie.
– Jestem twoim ojcem, wymagałbym szacunku. – Oczywiście ten stary pierdziel jak zawsze musiał wyrazić swoją opinie, która  powinien sobie już dawno w dupę wsadzić, wysrać i przestać sobą wszystkich zadręczać.
– Tobie? Weź człowieku nie łaź za mną bo cię rozpierdolę normalnie!
No i tak chodzili, Tomek przed siebie, a ojciec za Tomkiem i głosił swoją słynną frazę, którą zawsze potrafił udobruchać matkę:
– Moglibyście mi wybaczyć? – No, ale Tomek to nie matka. Przywarł więc ojca do ściany, trzepnął z pięści trzy razy w mordę, a ja w tym czasie dokończyłam malowanie moich paznokci.
Na domiar złego zadzwonił Tyler, ale nie dało się rozmawiać. Przez awanturę tych dwojga, zupełnie nie słyszałam co on do mnie mówi.
– Co tam tak głośno? – padło pytanie. To usłyszałam, bo zniknęłam w łazience, a tych dwoje zostawiłam tarzających się po podłodze i sprzedających sobie nawzajem ciosy. Przez chwile Tylerowi nie odpowiadałam, bo zafrasowała mnie myśl, który wygra, który z panów jest silniejszy, mój ojciec, czy mój brat. Szczerze liczyłam na tego drugiego. – Dominika, żyjesz!? – krzyknął Tyler, a mnie aż zadzwoniło w uszach na taki tembr jego głosu.
– Żyje, żyje, ojciec mi się tylko z bratem zabijają – odpowiedziałam szczerze.
– Na pe–esie, czy x–boxsie? – zapytał.
– Na dywanie – odpowiedziałam szczerze.
– No to nie za ciekawie. Wyrwij się z tego harmidru, nie bądź obserwatorem, bo z obserwatorium łatwo do uczestnictwa trafić – skomentował swoje racje.
– A co proponujesz?
– Walk – odpowiedział, a ja kompletnie nie wiedziałam co to znaczy.
– Ładnie brzmi, nie powiem, że nie, ale czy mógłbyś tak…
– Spacer – dokończył jakby czytając mi w myślach, co chciałam przekazać tą przerwaną wypowiedzią.
– Bardzo chętnie, za ile?
– Za chwilę, jestem już pod twoją blogie… blo
– Blokiem – pomogłam tym razem ja jemu.
– Tak, właśnie blokiem, zawsze mnie się to myli – przyznał, a po głosie było widać, że jest lekko zawstydzony.
– Nie przejmuj się, mnie też się dużo rzeczy myli. Już schodzę, ubieram właśnie czapkę – wyznałam i autentycznie robiłam to co mówiłam do słuchawki. – Tylko się nie pozabijajcie – rzuciłam na odchodne w stronę dużego pokoju, kiedy już miałam na sobie buty, kurtkę i nawet rękawiczki. Nikt mi jednak nie odpowiedział, dalej na siebie wrzeszczeli.
– Cześć Blondi – przywitał mnie Tyler z takim szerokim uśmiechem, nawet dał mi przy tym buziaka w policzek. Nie powiem, to było nawet przyjemne, miła taki lekki zarost, prawie niewidoczny, bo i ledwo wyczuwalny.
– Widzę po tych twoich wesołych ognikach, w tych dwóch czarnych węgielkach, że masz coś do mnie, albo chcesz coś powiedzieć, albo jakiś pomysł…
– Bo mam. Dominika długo o tym myślałem, ale nie chcę byś przez to skreślała naszą znajomość, nawet jeśli się nie zgodzisz. Tylko bądź szczera, nie musisz odpowiadać od razu. Przemyśl sobie wszystko, dokładnie, dogłębnie…
Cholera, to brzmi jak oświadczyny, a przynajmniej wstęp do nich – pomyślałam. Szybko jednak odsunęłam od siebie te myśl, tłumacząc samej sobie, że Tyler to anglik, a nie cygan i oni nie planują swojego dorosłego życia w tak młodym wieku.
– Muszę jednak pierw wiedzieć, czy jesteś odważna? – dopytywał.
– Chyba jestem.
– Szalona? – pytał dalej.
– Odrobinkę.
– Czujesz się kochana, i że kochasz?
– Tyler, całowaliśmy się tylko raz…
– No, no, no – zaczął po angielsku. – Nie pytam o nas. Tak ogólnie, czy czujesz się kochana, chciana, potrzebna i czy masz też kogoś kochanego, kcianego…
– Chcianego – przerwałam mu tą poprawką.
– Choler! Chcianego i potrzebnego – dokończył z przekleństwem.
– Nie wiem, Tyler.
– Nie musisz odpowiadać od razu, przejdźmy się, zastanów się w ciszy. Tylko pamiętaj twoja odpowiedź jest dla mnie bardzo ważna.
No i tak doszliśmy w ciszy do centrum miasta, przeszliśmy dwie główne ulice, później zawróciliśmy i szliśmy z powrotem. Łapy mnie już kostniały, pomimo rękawiczek i wciskania ich do kieszeni, a Tyler to palił jawnie, jemu chyba nie było aż tak zimno, bo nawet rozpięty był. Kto wie, może gorączkował się z powodu tej niewiedzy jaka odpowiedź padnie na jego pytanie.
– Nie i nie – oto odpowiedzi.
– Co nie i nie? – dopytywał.
– Nie czuje się kochana, ani nie mam nikogo kogo kocham. Nie czuje się potrzebna, ani nie mam nikogo kogo bym potrzebowała, niby są przyjaciele, ale sam wiesz jak…
– Wiem, dlatego mam propozycje.
– Jaką? – zapytałam, bo teraz to już kompletnie nie wiedziałam co jemu może chodzić po tym usa–ejskim łbie.
– Zaplanujmy go – wypalił na chwile przystając. Patrzył przy tym w moje oczy.
– Kogo?
– Tego kto nas pokocha, i którego my obdarzymy miłością. Tego, którego my potrzebujemy i co będzie potrzebował nas.  Jego będziemy zawsze chcieli, zawsze chciani dla niego będziemy…
– Brzmi jak cytat z biblii – wtrąciłam swoje trzy grosze.
– Mówię z serca. Zapanujmy go, albo nią.
– Jego, albo ją, jak już, ale o czym ty mówisz? – dopytywałam.
– Dominika, zostań matką mojego dziecka – usłyszałam. Te słowa odbiły się jak echem w mojej głowie i w pierwszej chwili myślałam, że to jakiś okrutny kawał. Nawet rozejrzałam się dookoła czy nigdzie nie ma ukrytej kamery. On jednak był śmiertelnie poważny, nawet trochę zawiedziony moją reakcją. Ta jego powaga napawała mnie przerażeniem, lękiem, bo sygnalizowała, że on nie żartuje.

Tyler (Kevin)
Retrospekcje
Listopad 2011 roku:
– Może wejdziesz? – zapytała Domi gdy już staliśmy pod jej blog…blokiem.
– Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. Sama mówiłaś, że się dzisiaj awanturują.
– Tyler, bez różnicy. Tych dwoje to nic nigdy nie krępowało i już raczej krępować nie będzie. Właź, ale już. Musimy wszystko uzgodnić.
Weszliśmy do przedpokoju, zdjąłem buty, by nie nabłocić, Domi uczyniła tak samo. Skierowaliśmy się do malutkiego pokoiku, gdzie stały dwa tapczany, rozkładane, ale jeden był tylko złożony.
– Sory, miałem odespać nockę – powiedział chłopak siedzący na łóżku.
– To mu pójdziemy do kuchni, śpij sobie. Gdzie ojciec? – zapytała się go Dominika.
– A kolegi nie przedstawisz. Tomasz jestem – wręczył Domkę i podał mi dłoń. Uścisnąłem ją niepewnie.
– Tyler.
– Niepolsko brzmi – stwierdził.
– Pewnie, że nie bo Tyler to nie Polak. Pytałam, gdzie ojciec?
– W połowie Polakiem jednak jestem – wszedłem im w słowo i zdjąłem swój full cap.
– To miło, że chociaż w połowie – zwrócił się do mnie ten ciemnowłosy, szczupły chłopak. – Ojciec, nie wiem, wyjebałem go za drzwi, wróci pijany to nie wpuszczę. Nie będę patrzył jak mnie własny rodziciel okrada. Pożyczyłem kasę od szefa, wieczorem mam mieć na koncie, musimy opłacić zaległości, matce podać moje konto – tłumaczył siostrze.
– Jeśli potrzebujecie, to ja mogę wam…
– Nie, dzięki obcokrajewski, ale nie. Damy radę, jakby co to się Domka zgłosi – odpowiedział, a ja uznałem, że obcokrajewski zawsze brzmi lepiej niż obcy.
Przeszliśmy z Dominiką do kuchni. Była w starym stylu, taka nienowoczesna, ale herbata w niej mi wyjątkowo smakowała.
– To co ustalamy? – zapytała. – Mów śmiało, rozmawiamy za zamkniętymi drzwiami – zachęcała mnie.
– Tydzień ze mną, tydzień z tobą, albo nie, bo ja będę pracował. Postaram się popołudniami. Więc od rana ze mną od popołudnia z tobą. Podzielimy to w danym miesiącu na równe godziny, zrobimy grafik.
– Dla mnie bomba. Małego wpisuje na moje nazwisko, tak?
– Tak, będziesz miała pomoc jako samotna matka, resztę pieniędzy ja dam. Damy radę, ważne, że ono będzie. Bo może będzie mała.
– Dobra, ale nocki też są twoje, powiedzmy że dwie twoje, dwie moje, na zmianę – zaczęła.
– Nie ma problemu, chętnie. Razem chodzimy na spacery, wybieramy akcesoria, jak mamy inne zdanie to decyduje rzut monetą. Raz ty rzucasz, innym razem ja – zaproponowałem.
– Pasuje, a imiona? – zaczęła.
– Jeśli chłopiec to ja wybiorę, jeśli dziewczynka to ty.
– Ja chcę Gretę.
– Ja Kacpra – odrzekłem.
– Pasuje. Jak masz na drugie? – zapytała.
– Justin.
– Więc jak dziewczynka to na drugie Justyna.
– Jak chłopiec to na drugie Dominik – powiedziałem pewnie.
– Dziękuje za ten zaszczyt.
– Proszę bardzo. Tylko pamiętaj, że pomimo że ta umowa między nami jest niepisana, dla mnie ma znaczenie – zaznaczyłem.
– Dla mnie też. Co z naszymi partnerami przyszłościowymi?
– Nie zamierzam mieć nikogo na stałe, przez powiedzmy siedem, nawet jedenaście lat. Ono będzie najważniejsze – odpowiedziałem pewnie.
– Dla mnie też. Jak się z kimś zwiążemy to będzie ciocia, wujek, ale oni nie mają prawa rządzić się naszym dzieckiem.
– Dokładnie tak, ono będzie nasze i tylko nasze – zapewniłem ją. – Przejdźmy jednak do tworzenia. Kiedy miałaś pierwszy dzień ostatniej miesiączki?
– Czemu o to pytasz?
– Chciałbym trafić w owulację – wyjaśniłem.
– Ja się na tym nie znam. W tel mam zapisane ostatnie kilka miesięcy. Proszę – odparła i dala mi w dłonie swój telefonik.
– Nie masz regularnych? Czy zapominasz zapisać?
– Tam raz zapomniałam, ale regularne to nie jest, więc jak?
– Improwizorka, seks co dwa–trzy dni bez zabezpieczenia – odpowiedziałem.
– Zgoda, ale ty znajdujesz lokum.
– Nie ma problemu, jednak wybacz, ale teraz musze już lecieć. – Autentycznie powinienem był już być w domu, z powodu innych, mniej ważnych spraw.
– To leć, ale ja to Tyler biorę na serio, nie zrób mnie w chuja.
– Nie zrobię, obiecuje, Blondi – odrzekłem i cmoknąłem ja w czoło, a potem pognałem do przedpokoju i założyłem buty. Znalazła się przy mnie, pocałowała mnie w usta, mocno, namiętliwie, potem zamknęła za mną drzwi.
Konic retrospekcji

Narracja (Magdalena):
– Otwórz schowek – polecił Tyler Dominice. Ta usłuchała niemal od razu.
– Ale ślicznusie! – zawołała, gdy w jej dłoni znalazły się dwa małe trampki niemowlęce. – Będzie ślicznie w tym wyglądał.
– Albo wyglądała – rzekł Tyler i wziął ostatni zakręt. Potem już była tylko prosta aż do domu Amandy i Aleksa.
– Albo wyglądała. Mnie będzie wszystko jedno czy to chłopiec czy dziewczynka.
– Mnie także – poparł ją Tyl.
– Będzie jedynakiem.
– Tak, z pewnością.
– Skąd wziąłeś te buciki.
– Z Tesco. Gdy byłem wczoraj po pieczarki, akurat mijałem, były w przecenie, są uniwersalne, to się nadadzą.
– Pewnie, że tak. Naprawdę śliczne. Już się nie mogę doczekać aż ja jego albo ją przytulę – wyznała Domi.
– A wiesz czego ja się nie mogę doczekać? – zapytał Tyler.
– No czego?
– Aż ja je przytulę – odpowiedział i cmoknął Dominikę niespodziewanie w policzek.
Przez chwilę trwał śmiech, radość, brak trosk i nagle znaleźli się na podjeździe do domu, do którego zmierzali. Tyler momentalnie pobladł. Potem przyjrzał się uważniej i pobladł jeszcze bardziej.
– Jesteś pewna, że to jest ten dom? – zapytał Dominikę.
– Tak, Amanda podała właśnie ten adres.
– Aha – odrzekł z wielkim zrezygnowaniem Tyl.


7 komentarzy:

  1. Czyżby zobaczył samochód szwagra? :) Trochę chyba zbyt pochopna decyzja z ty dzieckiem. Oni teraz to raczej nic nie czują do siebie,ale to się chyba zmieni jak już będzie dziecko. Takie mam przeczucia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyler zobaczył dom pod który wtedy podjechali z Witkiem. Aleks Witolda wtedy szył, pamiętasz?

      Usuń
    2. Pamiętam:) ale pewnie też szoku dozna jak zobaczy tam Darka i Julke

      Usuń
  2. Zgadzam się , jak dla mnie to też zbyt pochopna decyzja , ona jeszcze nawet nie skończyła gimnazjum. Wydaje mi że już coś do siebie czują . Nadia

    OdpowiedzUsuń
  3. Może jednak coś do siebie czują.To ich planowanie wcale nie jest takoe złe.Tyler chyba tam wtedy nie wchodził jak Witek oberwał prawda?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie to była bardzo spontaniczna decyzja o rodzicielstwie.Mogli poczekać,aż Dominika szkołę skończy.

    OdpowiedzUsuń