niedziela, 29 grudnia 2013

Część 215 - Rób co mówię




Amanda (Magdalena)

Siedziałam w tym pokoju dłuższą chwilę. To była naprawdę długa chwila. Aleks nie pukał, dzieci spały. Wyszłam. Wzięłam z sobą ciężką lampkę z białej porcelany, która stała w przedpokoju. Aleks miał ją naprawić, bo kabel się przetarł, ale nigdy nie miał na to czasu. Dom był pusty. Oczywiście nie sprawdziłam wszystkich pomieszczeń, ale był pusty, bo tak mi się wydawało. Wyszłam na zewnątrz. Obeszłam dom dookoła i wtedy usłyszałam krzyk.
– Co tu do cholery robisz!?
Odwróciłam się, bo głos był z pewnością mojego męża i dochodził zza moich pleców. Dostrzegłam jak Olek idzie do mnie mocnym, pewnym, szybkim krokiem. Chwycił mnie za ramie i nie dał mi wypowiedzieć ani słowa. Zdenerwowałam się, ale milczałam, by nie rozjuszyć go jeszcze bardziej. Szarpnął mnie w stronę domu. Chwycił za klamkę.
– Zamknięte – powiedział. Wydawał się być w wielkim szoku. – Ty zamykałaś drzwi? – zapytał.
– Nie – odpowiedziałam.
Szarpnął za klamkę jeszcze kilka razy, po czym na mnie spojrzał. Takiego jego spojrzenia jeszcze widziałam. Było lodowate, to o dużo za mało powiedziane.
– Idziesz za mną, robisz co mówię i bez żadnych samodzielnych pomysłów! – warknął i szarpnął mnie za ramie. – I zostaw tą lampkę – dodał i wyrwał mi z rąk moją jedyną broń.
– A spróbuj tylko zrobić coś inaczej niż powiem – zagroził i szedł przy ścianie.
Zajrzał do naszego salonu przez okno. Następnie doszedł do drzwi tarasu, były uchylone bo wietrzyłam. Próbował wsunąć rękę i je otworzyć, ale zdawało się to na nic.
– Może…
– Milcz! – warknął.
Milczałam więc, po prostu go odepchnęłam i wsunęłam z wielkim trudem moją rękę przez ten lufcik. Dosięgnęłam klamki, przekręciłam ją na tyle na ile mogła. Mogliśmy otworzyć drzwi. Aleks tak zrobił. Trzymały się tylko na jednym zawiasie, bałam się by nie wypadły.
Weszliśmy do domu i skierowaliśmy się do pokoju chłopców. Po drodze mijaliśmy łazienkę. Wtedy Aleks się zatrzymał. Otworzył do niej drzwi. Dokładnie sprawdził czy nikogo nie ma.
– Właź – polecił. – I zamknij drzwi.
– Ale… – zaczęłam.
Poczułam mocny uścisk na ramieniu.
– Wpierdolę ci dzisiaj normalnie do krwi. Rób raz to co mówię.
Zabrzmiało nie tylko groźnie, ale i prawdopodobnie. Olek dosłownie wrzucił mnie do tego długiego i wąskiego pomieszczenia. Zamknęłam drzwi i oddaliłam się od nich na kilka kroków.
Po kilkunastu minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Podskoczyłam w przestrachu.
– To ja, otwórz. – To był głos Olka, otworzyłam więc drzwi.
– Sprawdź czy masz kluczę i czy nic nie zginęło. – Wydawał polecenia jak we wojsku, na dodatek co chwilę mną poszturchiwał. Teraz też złapał mnie za ramie i dosłownie wyciągnął z tej łazienki. – Rusz, że się – krzyknął.
Poszłam do przedpokoju. W komodzie leżały klucze od garażu i składziku. Nic nie zginęło, oprócz zdjęcia.
– Nie ma fotografii – powiedziałam do Aleksa. Miał telefon przy uchu.
– Nie wiem Fabian. Monitoring. Już biorę laptopa i zobaczę co się nagrało.
Aleks przesunął mnie delikatnie i podążył do sypialni. Odpalił swojego nowiutkiego laptopa, miał zaledwie kilka dni.
– Jak mam w to wejść? – pytał do telefonu. – No, no, już mam. Znaczy nic nie mam. Ktoś potraktował pianką do golenia, albo czymś takim kamery. Był w kapturze. Na pewno mężczyzna. Nie, nie dzieciak. Postawny facet, niski, ale przypakowany… Nie, nie, Amanda mówi, że zginęła tylko fotografia. Jaka? Ne wiem. Amanda jaka to była fotografia? – zwrócił się do mnie.
– Chłopców. Zdjęcie z dnia kiedy wychodzili ze szpitala – powiedziałam.
– Zdjęcie bliźniaków. Nie… nic się im nie stało, ale znalazłem kartkę w ich pokoju. Nie, nie ma tam groźby. Tylko napis „mogę być pod twoim łóżkiem zanim zaśniesz”. Fabian, nawet tak nie żartuj. Oczywiście, że sprawdzałem pod łóżkiem. Przyprowadź Kryspina, niech założy taki mniej widoczny monitoring. I mam prośbę, zajmiesz się z Sabą bliźniakami kilka dni? Tak, chcę z Amandą pobyć jakiś czas sam, z daleka od domu.
– Po co? – zapytałam.
– Aby cię dyscypliny nauczyć! – warknął. – Nie, Fabian, to nie było do ciebie.
Aleks zakończył rozmowę. Zamknął pokrowiec od telefonu i odłożył na stolik nocny. Komputer przełożył na komodę i skierował swoje kroki w moja stronę.
– O co ci chodzi? – zapytałam.
– Chodź – polecił i chwycił mnie za nadgarstek. Przyciągnął do siebie. – Nauczysz się robić to co mówię – dodał przez zęby i wtedy zapaliła mi się czerwona kontrolka w głowie. Czułam, że Olek chce mnie sprać, więc kopnęłam go w piszczel i mu się wyrwałam.
Widocznie kopnęłam za słabo, bo niemal natychmiast pochwycił mnie z powrotem. Dosłownie uniósł w powietrze. Jedną jego rękę czułam pod kolanem, a drugą pod ramieniem. Rzucił mną na łóżko. Niemal natychmiast chciałam wstać i uciec, ale po raz kolejny wylądowałam na łóżku.
– Jestem silniejszy, do cholery! – warknął.
Nie dotarły do mnie jego słowa, dopóki przy kolejnej próbie ucieczki nie poczułam silnego uderzenia pod jednym z pośladków. Tak mocnego klapsa nie otrzymałam nigdy w życiu. Olek znów pchnął mnie na łóżko.
– Kładź się – polecił.
Patrzyłam na niego jak oniemiała.
– Kładź się, powiedziałem.
Byłam w szoku. Nigdy nie widziałam go w takiej pozie, ani nie słyszałam u niego takiego tonu, wręcz wojskowego tonu.
– Nie rozumiesz co mówię? – zapytał i dostrzegłam, że brew mu drga.
Miałam w głowie masę pytań, setki pytań, ale nie miałam czas by je zadać. Poczułam jak znów zaciska swoją dłoń na moim ramieniu, jak przewraca mnie na brzuch. Znajdowałam się brzuchem na brzegu łóżka.
– Jeden – usłyszałam głos Olka i poczułam kolejne uderzenie tego dnia. Tym razem trafił już w pośladek, ale bolało nie mniej niż tamto.
– Dwa. – Czyli zamierzał liczyć.
Liczył powoli, bił powoli. Starałam się nie płakać, nie chciałam dać mu tej satysfakcji, ale przy czwartym tak mocnym uderzeniu nie dałam rady. Poczułam jak łza toczy się po moim policzku.
Przy ósmym klapsie się zatrzęsłam, a z moich ust wyrwało się ciche „proszę”. Aleksander nic nie odpowiedział. Bił dalej. Nie wiem ile to trwało, przestałam liczyć. Dosłownie błagałam by przestał. Poniżałam się przed nim byleby już nie bolało.
– Nie tym razem – usłyszałam. – Mogłaś zginać, bo nie robisz tego co mówię – dodał i przypieprzył, dosłownie to przypierdolił chyba z całej siły.
Podniósł mnie za ramie, przycisnął do siebie. Po prostu przytulił. Płakałam w jego nagi tors, bo nadal nie miał nic zarzuconego na górę. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że jest zima, a on tak chodził z nożem w ręku naokoło domu. Olkowi drżała szczęka, czułam to, ale już z pewnością nie z zimna.

– Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś ci się stało – wyszeptał.

9 komentarzy:

  1. Tak myślę,że czasy kiedy Amanda robiła co jej się podoba właśnie dobiegły końca.Jego żona jest raczej nieodporna na ból a siły mu nie brakuje.Konsekwentny Aleks no kto by pomyślał ciekawe jak długo potrwa ta jego konsekwencjia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja rozumiem ze martwiła sie o Aleksa, ale jak można zostawić dzieci same w domu wiedząc ze ktoś sie kreci nie wiadomo gdzie? Ktoś był w ich pokoju skoro zostawił kartkę, wiec równie dobrze mógł im cos zrobić..Mam nadzieje ze Aleks będzie konsekwentny.. przez Amande mogło coś się stać bliźniakom..
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie Amanda zachowała się bardzo nieodpowiedzialnie więc rozumiem Aleksa . Przez nią mogły zginąć ich dzieci . Nadia

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja ją rozumiem. Nie popieram, ale rozumiem. Ciągłe tajemnice, sekrety, niepokojące i niezrozumiałe sytuacje, niejednego odpowiedzialnego wygoniły by z tego pokoju. Dodatkowo, mam wrażenie, że ta osoba, która podkladała kartkę musiała być już w domu zanim Amanda wyszła od chłopców z pokoju. Nie wiadomo kim była, nie wiadomo jakby się to skończyło jeśli "podkładacz" zastałby ją w ich pokoju.
    Sama na miejscu Amandy postąpiłabym dokładnie tak samo.
    Emila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podkłądacz nie wszedłby do pokoju gdyby Amanda tam była, bo wtedy drzwi byłyby zamknięte.

      Usuń
  5. Zachowanie Amandy fakt było głupie i lekkomyślne może dlatego że niezna prawdy nie wie z jakimi Aleks ludźmi ma doczynienia i nie wie że naprawdę mogło się to skoczyć źle

    OdpowiedzUsuń
  6. To, że Amanda wyszła, zostawiając dzieci, a wiedziała, że dzieje się coś złego jest skrajną nieodpowiedzialnością i głupotą. Powinna siedzieć przy nich i ewentualnie nasłuchiwać albo przez okno patrzeć, żeby móc wezwać pomoc przez telefon. A ona sobie wyszła i nawet domu nie zamknęła. I co z niej za matka, że nawet po całej akcji do dzieciaków nie zajrzała, tylko słuchała rozmowy męża przez telefon?
    Ale Aleks też w porządku nie jest. Zamiast ją z mety bić, powinien jasno powiedzieć, na co naraziła dzieci, jak skrajnie durna była i co mogło się stać. Powinien już wiedzieć, że jej nie wytresuje strachem przed bólem i zacząć do niej mówić. On tymczasem wcale z nią nie rozmawia. Gadają i dupie Maryni. Myślę, że też jest jej winien prawdę o sobie. Na pewno łatwiej byłoby jej się dostosować, gdyby o pewnych zagrożeniach wiedziała od niego, a nie wtedy, kiedy zdecyduje tak ktoś inny. Maja

    OdpowiedzUsuń
  7. To było pewne że Amanda wyjdzie w końcu z tego pokoju, ale moze teraz nauczy sie troche słuchac męża w takich sytuacjach.

    OdpowiedzUsuń
  8. Obawiam się, że dobre czasy dla Amandy się skończyły że teraz przyszedł czas na konsekwencje.
    Głupio postąpiła, że zostawiła dzieci same, powinna poczekać na Olka, on nie kazał jej siedzieć w pokoju, bo miał taki kaprys, tylko dlatego, żeby chronić ją i dzieci.
    Nie pochwalam też zachowania Aleksa po wszystkim, zamiast pocieszyć żonę i wytłumaczyć, że głupio zrobiła, bo naraziła i siebie i dzieci, to on ją leje. A przecież to wszystko to konsekwencja jego ciemnych sprawek.

    OdpowiedzUsuń