piątek, 27 grudnia 2013

Część 197 - Wnętrze i klimat




Hubert (Iwan)

Retrospekcje
Grudzień 2011 roku:

Spacery jak to spacery, bywają długie i krótkie. Nasz był według mnie taki w sam raz, ale według Majki był stanowczo za długi, a Angela chciała jeszcze kolejny kościółek zobaczyć.
– Myślałem, że ty nie jesteś zbyt religijna – powiedziałem do niej.
– Bo nie jestem, ale one są fajne, takie stare, drewniane. Oddają ducha świąt bożego narodzenia – wyjaśniła.
– Ty, ona ma racje, bo przecież Jezus to się w szopie rodził…
– W stajni – poprawiła Patryka Majka.
– W szopie leży, któż powierzy kolędować małemu… – wypowiedział Patryk słowa znanej kolędy, byleby racja znalazła się po jego stronie. Majka niemal natychmiast schyliła się po śnieg i wrzuciła mu za kołnierz. Patryś już nie zdążył dokończyć nic więcej, pobiegł za nią uciekającą, która tak szybko drybiła na tych swoich butkach na koturnie, że aż ją podziwiałem. Ciekawe czy na szczudłach potrafiła też chadzać?
– O czym myślisz? – zapytała Angela.
– O tobie. Chodź za mną, pokaże ci coś – zaproponowałem i pociągnąłem ją za rękę na tyły kościółka.
– Przecież jest stary, opuszczony i zamknięty – paplała jak najęta. Chyba jej się to od tej Rudej zaraziło.
– Wiem, ale jest wejście – wyjawiłem i wskazałem na małe okienko.
– Ja przejdę, ale ty na bank utkniesz.
– W Legii nie takie były zadania, dam radę.
Oczywiście radę dałem i już za moment znaleźliśmy się w piwniczce opuszczonego kościółka. Poświeciłem latarką, którą miałem w zapalniczce i wskazałem na schody. Później powoli otworzyłem ciężkie, stare, drewniane drzwi i…
– Skąd wiedziałeś, że tu można wejść? – zapytała Angela świecąc sobie telefonem i dotykając opuszkami palców starych ław, które były rzeźbione z drewna, były nierówne, takie naturalne.
– Wiesz – zacząłem i usiadłem na ołtarzu. – Przyjeżdżałem tu na święta co roku, czasami też na wakacje. Fajnie było, ale jak się dziewczynę poderwało to nie było gdzie co… teraz lasy puste, ale kiedyś to dzieciaki ganiały po nich, rodziny na spacery chodziły, nie było pusto jak za twoich czasów.
– Moje czasy, twoje czasy, co za różnica?
– Kilkunastu lat – odpowiedziałem. – W tamtych czasach ten kościółek funkcjonował, ale na noce się zamykał, nikt go nie pilnował. Uciekałem niespostrzeżony oknem, przychodziłem tu ze starymi kumplami i piłem, balowałem, tańczyliśmy. Mieliśmy nagrywator, taki stary kaseciak. Piękne czasy.
– Piłeś w kościele? – Angela zdawała się niedowierzać. Podeszła do mnie. Ja rozkraczyłem uda i znalazła się miedzy nimi, ale ołtarz był wysoki, by ją pocałować musiałem się bardzo pochylić. Wolałem ból kręgosłupa potem przez pół nocy, niżeli przepuścić taką okazje.
Nasze wargi złączyły się, ale już po chwili, po delikatnym dotknięciu ust do ust oprzytomniałem. To nie była Amanda, nie miała grubej skóry, nie chciała ni kochanka, ani sponsora, na dodatek niedoświadczona. Delikatnie, powoli, wręcz z bólem i trudem oderwałem się od jej warg.
– Robiłem gorsze rzeczy w tym kościele – wyznałem nadal będąc pochylony. Czułem jej oddech na mojej brodzie i…
– Co to było? – zapytała Angela przerażona i wpadła na mnie tak, że jej łokieć nieprzyjemnie, intensywnie naciskał na mojego penisa. Niekomfortowe to było, ale jednak ten dotyk mnie podniecał. Krótko mówiąc pala mi stała jak należy.
– To pewnie myszy, albo koty, albo myszy i koty – wyjaśniłem zeskakując z ołtarza. Potem znalazłem się przed nią, pchnąłem ją na niego by się oparła i zacząłem całować. Tym razem już nad sobą nie panowałem. Moje wargi zachłannie dotykały jej szyi, latarka zgasła, jej telefon też. Ja całowałem już jej dekolt, bardziej dziewczęcy wiekiem, choć rozmiarem już typowo kobiecy. W myślach już widziałem jakie będą jej piersi za kilka lat skoro już teraz mają taki rozmiar. Będą idealne, przecież wciąż jeszcze rosły. Poczułem jej usta na mojej szyi, jej zęby gdy przyszczypnęły kawałek mojej skóry i pociągnęły, potem ssały i…
– Bo mi malinkę zrobisz – powiedziałem skarżąco.
– Ej! Gdzie wy jesteście! – nawoływał Patryk.
– Wołają nas – zauważyła Angelika.
– Wiem.
– Ale szkoda.
– No – przyznałem jej racje. – Panie przodem. – Po dżentelmeńsku przepuściłem Angelikę w drzwiach i przez to małe okienko, cały czas oświetlając jej drogę.
– Co wyście tam robili? – zapytał Patryk ze zdziwieniem.
– To ona…
– To on…
– Chcieliśmy poczuć wnętrze i klimat – odpowiedziałem, klepiąc kumpla po ramieniu i ruszyłem w stronę ten Rudej co się już bardzo niecierpliwiła.
– Tego się domyślam, tylko jakie ty wnętrze chciałeś stary poczuć, a ty młoda jaki klimat, co? – dopytywał Patryk ze złością.
– Stary wrzuć na luz, nic nie było, o wnętrzu i klimatu kościoła mówiłem.

– Klimacie – poprawiła mnie Majka.

2 komentarze:

  1. Mroczna część :O Nie spodziewałam się takiego zachowania ze strony Huberta, ani w tym momencie ani w przeszłości. E.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i Majka z Patrykiem przerwali im w takim momencie ale o picie w kościele to bym Huberta nie podejrzewała.

    OdpowiedzUsuń