poniedziałek, 23 grudnia 2013

Część 169 - Amanda stara się pogodzić




Amanda (Magdalena)

Weszłam do domu i pierwsze co uczyniłam po zatrzaśnięciu drzwi było odwieszenie swetra. Co prawda był sierpień, ale pogoda była okropna. Wietrznie i zimno, bez słońca. Właściwie dziś najchętniej to bym nie wychodziła z domu, ale po sprzeczce z Olkiem uznałam, że lepszy spacer niż siedzenie z nim pod jednym dachem. Przy okazji wstąpiłam do tego małego, wiejskiego sklepiku po budyń. W drodze powrotnej naszła mnie myśl, że Aleks mógł mieć racje i teraz to nie dawało mi spokoju. Zdjęłam swoje wygodne, kobiece trampki i na bosaka skierowałam się do gabinetu przyszłego męża. Siedział tam zajęty jakimiś dokumentami. Zauważył, że weszłam, bo na chwilę zaprzestał pisać i po chwili spojrzał na mnie. Pokiwał głową na boki od niechcenia, jakby w niedowierzaniu i powrócił do pisania. Nie zwracał na mnie uwagi. Odsunęłam sobie krzesło przy biurku, naprzeciw niego i usiadłam.
– Nie zapraszałem cię. – Nie zabrzmiało to mile. Po chwili jednak Aleks się opanował. Spojrzał na mnie. – Coś ważnego?
– Nie, tylko… – zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć.
– Zatem wyjdź i daj mi pracować. – dopisał coś na samym dole kartki, po czym jego wzrok znów przeniósł się na mnie. Był nieustępliwy. Wyczekiwał mojego wyjścia stukając długopisem o biurko.
Wstałam i wyszłam bez słowa. Skoro zamierzał być chamem to jego wybór. Ja chciałam tylko z nim porozmawiać i wyjaśnić. Z drugiej strony uświadomiłam sobie ile razy ja w podobny sposób, albo nawet i gorszy potraktowałam jego.
Stanęłam w przestronnej kuchni, przed gazem i odlałam pół litra mleka do niewielkiego garnka. Dopiero potem przypomniałam sobie, że zapomniałam o pozostawieniu ćwierci szklanki do rozmącenia proszku budyniowego i cukru. Odlałam więc tę ćwierć z garnka. Mieszałam i mieszałam w tej szklance bez końca, byleby nie było grudek. Potem wlałam tą gęstą ciecz do gotującego się mleka i mieszałam dalej. w tej mojej i Aleksa sprzeczce był jeden pozytyw, gdy o niej pomyślałam to mieszałam intensywniej, a w efekcie tego nie było ani jednej grudki. Przelałam budyń o smaku śmietankowym do dwóch takich samych, szklanych miseczek z motywem granatowej róży na czarnym tle. Skierowałam się ponownie do gabinetu przyszłego męża. Tym razem przed wejściem odłożyłam jedną miseczkę na stoliczek i zapukałam choć drzwi nie były do końca domknięte.
– Nie wygłupiaj się – usłyszałam. Popchnęłam więc lekko drzwi nogą i wkroczyłam wyprostowana, pewna siebie.
– Nie wiedziałam, że mogę tu wchodzić bez zaproszenia – rzuciłam bez cienia uśmiechu, a dopiero potem spostrzegłam, że Olek rozmawia przez telefon. Pożegnał się prędko, odłożył komórkę na biurko i przejął ode mnie obydwie miski.
– Chcesz pogadać? – zapytał, odkładając je na niewielki stolik typu małej ławy, po boku której stały dwa niewielkie, skórzane fotele.
– Zamierzałam, ale jak nie masz czasu…
– Mam.
– Jeśli pracujesz to rozmowa może pocze…
– Amanda, mam czas – przerwał mi stanowczo i zajął powoli miejsce w fotelu. Uczyniłam więc to samo. Zapanowała niezręczna cisza, która była paradoksalnie bardzo głośna i przyprawiała mnie o ból głowy. Trwała kilka sekund, kilkadziesiąt sekund, dwie minuty.
– Tylko uprzedzam, że to nie będzie nasza najmilsza rozmowa. – Dzięki Bogu Olek postanowił przerwać tą niepisaną zmowę milczenia między nami. – I nawet tym budyniem, o moim ulubionym smaku się nie wkupisz.
– Nie wiedziałam, że to twój ulubiony smak – przyznałam.
– Trafiłaś, jak zazwyczaj. – Aleks sztucznie się uśmiechnął. Ten jego uśmiech mnie zmroził. Chwycił za łyżeczką i spróbował.
– Jesteś nadal bardzo zły? – Zrobiłam słodką minkę i takie najsmutniejsze oczka jakie tylko potrafiłam. Jego mina jednak nadal była surowa, wcale nie zmiękł. – Olek, ja naprawdę przepraszam. – Tym zdaniem chwyciłam się ostatniego koła ratunkowego. Nie było jeszcze mężczyzny, który nie nabrałby się na taki mój zbolały głosik. Powinien więc odpuścić.
– Jedz, bo stygnie, a ja w tym czasie przemyślę co ci powiedzieć. I jeszcze jak to powiedzieć, bo po twojej postawie i minkach to widzę jedną, wielką grę aktorską. I wiesz co? Gwiazdką Hollywoodu to ty nie zostaniesz.
– Olek! – zaskowyczałam pretensjonalnie. On jak gdyby nigdy nic nabrał dużo budyniu na łyżeczkę i włożył do ust.
– Naprawdę dobre, ale przesłodziłaś – powiedział zanim jeszcze w pełni przemielił i połknął. Wciągnął też przy tym znacząco powietrze, bo widocznie go lekko poparzyło. Wcale, ani trochę mi nie było go żal z tego powodu. Mógł się bardziej poparzyć. Może wtedy nie udzielałby uwag o mojej grze aktorskiej. Ja nawet nigdy nie planowałam kariery w tym kierunku. Chciałam umieć tylko czasami manipulować moim przyszłym mężem.
– Skoro mam gorzkie życie, to chyba nic dziwnego, że sobie je dosładzam. – Aleks zaśmiał się na te słowa.
– Naprawdę uważasz, że masz gorzkie życie? W sensie, że przy mnie czy w ogóle? – dopytywał, kiedy ja jadłam tą moją specjalność z papierka, wcale nie przesłodzoną.
– Dobra, nieważne. Praw to kazanie.
– Ale jakie kazanie? Nie zamierzam cię pouczać. Sama wiesz najlepiej co robisz. Pytanie tylko, czy wiesz jak krzywdzisz tym innych?
– Ja nikogo nie…
– Uważasz, że wiesz lepiej co ja czuje? – zapytał ostro i spojrzał na mnie tak przenikliwie. Takiego pytania, to się nawet nie spodziewałam, a ja nie lubiłam grać w karty, nie znając kart przeciwnika.
– A co czujesz? – Starałam się być twarda, nieporuszona.
– Czasami, że wychodzę za zupełnie obcą mi kobietę, która raz jest dojrzała i pozwala wspólnie nam podejmować decyzje. Innym razem jest singielką, która z nikim i z niczym się nie liczy.
– Przepraszam – rzekłam na odczepnego, bo miałam dość go takiego naburmuszonego.
– Ale ja nie chcę twoich przeprosin. – Odłożył pustą salaterkę na ławę. – Ani deklaracji, bo zwyczajnie mam dość kłamstw.
– A ty to taki niby szczery jesteś, co? – naskoczyłam na niego. Właściwie to niespodziewanie mi się to wymsknęło.
–  A co masz mi do zarzucenia?
– Nie, nic – odpowiedziałam i podparłam się by wstać.
– Uciekasz przed rozmową?
– Nie. Tylko przed twoimi nieuzasadnionymi pretensjami. – Zabrałam salaterki i skierowałam się do wyjścia.
– Jeśli nie chcesz tego ślubu, to po prostu powiedz. Możemy żyć na kocią łapkę.
– Ale ja chcę ślubu, Olek, tylko że bez intercyzy i tych różnych umów – powiedziałam stojąc już w drzwiach.
– Zastrzegłem sobie tylko prawo do połowy tego domu i do współdecydowania o dzieciach.
– Prawo do dzieci i tak byś miał, bo dasz im swoje nazwisko.
– Wybacz, że to powiem, ale nie ufam ci. – Też mi nowość. Ja tobie też nie. Oczywiście nie powiedziałam tego na głos, a tylko pomyślałam. – Wiem, że te dzieci mogą nie być moje, ale mam to w nosie. Ja je wychowam, będę kochał jak swoje. Jednak twoja emocjonalność, kochanie, mogłaby doprowadzić przy jakieś większej sprzeczce nas przed sąd. Nie chodziłoby tylko o rozwód. Mogłabyś w chwili złości co zasłania racjonalne myślenie chcieć pozbawić mnie praw, kierować się badaniami na ojcostwo, że to nie moje dzieci. Po to nam te umowy i intercyzy – wyjaśnił i wstał. Mnie te słowa zatrzymały. Poczułam się jak słup soli.
– Uważasz, że jestem zawistna, że byłabym do tego zdolna?
– Amanda, ty jesteś zdolna do wszystkiego. – Usiadł tym razem za biurkiem i powrócił do wypełniania dokumentów.
– Wypomnij mi jeszcze, że grałam na dwa fronty!
– Nie zamierzałem, ale to, że mojego kumpla przez ciebie napadnięto już tak, to zamierzałem. – Spojrzał na mnie tym wzrokiem pełnym wyrzutu i złości.
– Zasłużył sobie – odburknęłam i podeszłam do biurka.
– Nie jesteś Bogiem by o tym decydować.
– Ty też nie.
– Nie kłóćmy się o nich, to bez sensu. W tej sprawie i tak nigdy nie dojdziemy do porozumienia. Wypracujmy kompromis. Nie mieszaj się po prostu do nich, bo oni nie mieszają się do nas. – po tych słowach Aleksa, odłożyłam te przeklęte miseczki z impetem na jego biurko i podparłam się na pięściach.
– Mam spokojnie patrzeć na to jak twój przyjaciel okłada swoją żonę?
– To jego żona, co ci do tego? – zapytał i na moment przerwał pisanie. Postukiwał tym przeklętym długopisem o kant biurka.
– To moja koleżanka. Odpowiedz więc. Czy mam spokojnie patrzeć na to jak twój przyjaciel okłada moją koleżankę, a swoją żonę? – Postanowiłam nie ustępować i doczekać się szczerej odpowiedzi.

– A uderzył ją kiedyś przy tobie?

8 komentarzy:

  1. A myślałam że się pogodzą w tej części, ciężko im będzie wypracować kompromis, bo jak chcą tp robić muszą chyba starać się to wprowadzić w każdej sferże swego życia. E

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja uważam,że jakby Julka chciała odejść od Darka to by odeszła jednak gdybym miała koleżankę w takiej sytuacji pewnie też chciałabym jej jakoś pomóc.Amanda przegięła ale pomysł miała dobry trzeba jej przyznać.W moim odczuciu to Olek już dawno stracił panowanie nad tym co ona robi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech Olek się strzeże, bo jeszcze Amanda na niego wynajmie jakiś ludzi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, zabawne, doprawdy zabawne. Sądzisz, że by była do tego zdolna?

      Usuń
    2. Kto ją tam wie, myślę że raczej nie. Chociaż jakby Aleks wyrządził jej krzywdę i byłaby na świeżo po tym i jeszcze przypomniał się jej ten pomysł z bandziorami. Mało prawdopodobne, ale wszystko się może zdarzyć.

      Usuń
  4. Nikomu nie da się pomóc na siłę, Amanda przesadza...

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie powinna tak się wtrącać, jakby Julia chciała to by poprosiła kogoś o pomoc albo sama odeszła, pewnie zgodziła sie na taki związek, wiec jej to odpowiada, a Amanda snuje tylko domysły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważam.Julia nie poprosiła Amandy o pomoc więc Amanda nie powinna na siłę jej uszczęśliwiać.Gdyby Juli było,aż tak źle z pewnością szukałaby pomocy.

      Usuń