Amanda (Magdalena)
Weszłam do domu i pierwsze co uczyniłam po zatrzaśnięciu
drzwi było odwieszenie swetra. Co prawda był sierpień, ale pogoda była okropna.
Wietrznie i zimno, bez słońca. Właściwie dziś najchętniej to bym nie wychodziła
z domu, ale po sprzeczce z Olkiem uznałam, że lepszy spacer niż siedzenie z nim
pod jednym dachem. Przy okazji wstąpiłam do tego małego, wiejskiego sklepiku po
budyń. W drodze powrotnej naszła mnie myśl, że Aleks mógł mieć racje i teraz to
nie dawało mi spokoju. Zdjęłam swoje wygodne, kobiece trampki i na bosaka
skierowałam się do gabinetu przyszłego męża. Siedział tam zajęty jakimiś
dokumentami. Zauważył, że weszłam, bo na chwilę zaprzestał pisać i po chwili
spojrzał na mnie. Pokiwał głową na boki od niechcenia, jakby w niedowierzaniu i
powrócił do pisania. Nie zwracał na mnie uwagi. Odsunęłam sobie krzesło przy
biurku, naprzeciw niego i usiadłam.
– Nie zapraszałem cię. – Nie zabrzmiało to mile. Po chwili
jednak Aleks się opanował. Spojrzał na mnie. – Coś ważnego?
– Nie, tylko… – zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć.
– Zatem wyjdź i daj mi pracować. – dopisał coś na samym
dole kartki, po czym jego wzrok znów przeniósł się na mnie. Był nieustępliwy.
Wyczekiwał mojego wyjścia stukając długopisem o biurko.
Wstałam i wyszłam bez słowa. Skoro zamierzał być chamem to
jego wybór. Ja chciałam tylko z nim porozmawiać i wyjaśnić. Z drugiej strony
uświadomiłam sobie ile razy ja w podobny sposób, albo nawet i gorszy
potraktowałam jego.
Stanęłam w przestronnej kuchni, przed gazem i odlałam pół
litra mleka do niewielkiego garnka. Dopiero potem przypomniałam sobie, że
zapomniałam o pozostawieniu ćwierci szklanki do rozmącenia proszku budyniowego
i cukru. Odlałam więc tę ćwierć z garnka. Mieszałam i mieszałam w tej szklance
bez końca, byleby nie było grudek. Potem wlałam tą gęstą ciecz do gotującego
się mleka i mieszałam dalej. w tej mojej i Aleksa sprzeczce był jeden pozytyw,
gdy o niej pomyślałam to mieszałam intensywniej, a w efekcie tego nie było ani
jednej grudki. Przelałam budyń o smaku śmietankowym do dwóch takich samych,
szklanych miseczek z motywem granatowej róży na czarnym tle. Skierowałam się
ponownie do gabinetu przyszłego męża. Tym razem przed wejściem odłożyłam jedną
miseczkę na stoliczek i zapukałam choć drzwi nie były do końca domknięte.
– Nie wygłupiaj się – usłyszałam. Popchnęłam więc lekko
drzwi nogą i wkroczyłam wyprostowana, pewna siebie.
– Nie wiedziałam, że mogę tu wchodzić bez zaproszenia –
rzuciłam bez cienia uśmiechu, a dopiero potem spostrzegłam, że Olek rozmawia
przez telefon. Pożegnał się prędko, odłożył komórkę na biurko i przejął ode
mnie obydwie miski.
– Chcesz pogadać? – zapytał, odkładając je na niewielki
stolik typu małej ławy, po boku której stały dwa niewielkie, skórzane fotele.
– Zamierzałam, ale jak nie masz czasu…
– Mam.
– Jeśli pracujesz to rozmowa może pocze…
– Amanda, mam czas – przerwał mi stanowczo i zajął powoli
miejsce w fotelu. Uczyniłam więc to samo. Zapanowała niezręczna cisza, która
była paradoksalnie bardzo głośna i przyprawiała mnie o ból głowy. Trwała kilka
sekund, kilkadziesiąt sekund, dwie minuty.
– Tylko uprzedzam, że to nie będzie nasza najmilsza
rozmowa. – Dzięki Bogu Olek postanowił przerwać tą niepisaną zmowę milczenia
między nami. – I nawet tym budyniem, o moim ulubionym smaku się nie wkupisz.
– Nie wiedziałam, że to twój ulubiony smak – przyznałam.
– Trafiłaś, jak zazwyczaj. – Aleks sztucznie się
uśmiechnął. Ten jego uśmiech mnie zmroził. Chwycił za łyżeczką i spróbował.
– Jesteś nadal bardzo zły? – Zrobiłam słodką minkę i takie
najsmutniejsze oczka jakie tylko potrafiłam. Jego mina jednak nadal była
surowa, wcale nie zmiękł. – Olek, ja naprawdę przepraszam. – Tym zdaniem
chwyciłam się ostatniego koła ratunkowego. Nie było jeszcze mężczyzny, który
nie nabrałby się na taki mój zbolały głosik. Powinien więc odpuścić.
– Jedz, bo stygnie, a ja w tym czasie przemyślę co ci
powiedzieć. I jeszcze jak to powiedzieć, bo po twojej postawie i minkach to
widzę jedną, wielką grę aktorską. I wiesz co? Gwiazdką Hollywoodu to ty nie
zostaniesz.
– Olek! – zaskowyczałam pretensjonalnie. On jak gdyby
nigdy nic nabrał dużo budyniu na łyżeczkę i włożył do ust.
– Naprawdę dobre, ale przesłodziłaś – powiedział zanim
jeszcze w pełni przemielił i połknął. Wciągnął też przy tym znacząco powietrze,
bo widocznie go lekko poparzyło. Wcale, ani trochę mi nie było go żal z tego
powodu. Mógł się bardziej poparzyć. Może wtedy nie udzielałby uwag o mojej grze
aktorskiej. Ja nawet nigdy nie planowałam kariery w tym kierunku. Chciałam
umieć tylko czasami manipulować moim przyszłym mężem.
– Skoro mam gorzkie życie, to chyba nic dziwnego, że sobie
je dosładzam. – Aleks zaśmiał się na te słowa.
– Naprawdę uważasz, że masz gorzkie życie? W sensie, że
przy mnie czy w ogóle? – dopytywał, kiedy ja jadłam tą moją specjalność z
papierka, wcale nie przesłodzoną.
– Dobra, nieważne. Praw to kazanie.
– Ale jakie kazanie? Nie zamierzam cię pouczać. Sama wiesz
najlepiej co robisz. Pytanie tylko, czy wiesz jak krzywdzisz tym innych?
– Ja nikogo nie…
– Uważasz, że wiesz lepiej co ja czuje? – zapytał ostro i
spojrzał na mnie tak przenikliwie. Takiego pytania, to się nawet nie
spodziewałam, a ja nie lubiłam grać w karty, nie znając kart przeciwnika.
– A co czujesz? – Starałam się być twarda, nieporuszona.
– Czasami, że wychodzę za zupełnie obcą mi kobietę, która
raz jest dojrzała i pozwala wspólnie nam podejmować decyzje. Innym razem jest
singielką, która z nikim i z niczym się nie liczy.
– Przepraszam – rzekłam na odczepnego, bo miałam dość go
takiego naburmuszonego.
– Ale ja nie chcę twoich przeprosin. – Odłożył pustą
salaterkę na ławę. – Ani deklaracji, bo zwyczajnie mam dość kłamstw.
– A ty to taki niby szczery jesteś, co? – naskoczyłam na
niego. Właściwie to niespodziewanie mi się to wymsknęło.
– A co masz mi do
zarzucenia?
– Nie, nic – odpowiedziałam i podparłam się by wstać.
– Uciekasz przed rozmową?
– Nie. Tylko przed twoimi nieuzasadnionymi pretensjami. –
Zabrałam salaterki i skierowałam się do wyjścia.
– Jeśli nie chcesz tego ślubu, to po prostu powiedz.
Możemy żyć na kocią łapkę.
– Ale ja chcę ślubu, Olek, tylko że bez intercyzy i tych
różnych umów – powiedziałam stojąc już w drzwiach.
– Zastrzegłem sobie tylko prawo do połowy tego domu i do
współdecydowania o dzieciach.
– Prawo do dzieci i tak byś miał, bo dasz im swoje
nazwisko.
– Wybacz, że to powiem, ale nie ufam ci. – Też mi nowość.
Ja tobie też nie. Oczywiście nie powiedziałam tego na głos, a tylko pomyślałam.
– Wiem, że te dzieci mogą nie być moje, ale mam to w nosie. Ja je wychowam,
będę kochał jak swoje. Jednak twoja emocjonalność, kochanie, mogłaby
doprowadzić przy jakieś większej sprzeczce nas przed sąd. Nie chodziłoby tylko
o rozwód. Mogłabyś w chwili złości co zasłania racjonalne myślenie chcieć
pozbawić mnie praw, kierować się badaniami na ojcostwo, że to nie moje dzieci.
Po to nam te umowy i intercyzy – wyjaśnił i wstał. Mnie te słowa zatrzymały.
Poczułam się jak słup soli.
– Uważasz, że jestem zawistna, że byłabym do tego zdolna?
– Amanda, ty jesteś zdolna do wszystkiego. – Usiadł tym
razem za biurkiem i powrócił do wypełniania dokumentów.
– Wypomnij mi jeszcze, że grałam na dwa fronty!
– Nie zamierzałem, ale to, że mojego kumpla przez ciebie
napadnięto już tak, to zamierzałem. – Spojrzał na mnie tym wzrokiem pełnym
wyrzutu i złości.
– Zasłużył sobie – odburknęłam i podeszłam do biurka.
– Nie jesteś Bogiem by o tym decydować.
– Ty też nie.
– Nie kłóćmy się o nich, to bez sensu. W tej sprawie i tak
nigdy nie dojdziemy do porozumienia. Wypracujmy kompromis. Nie mieszaj się po
prostu do nich, bo oni nie mieszają się do nas. – po tych słowach Aleksa,
odłożyłam te przeklęte miseczki z impetem na jego biurko i podparłam się na
pięściach.
– Mam spokojnie patrzeć na to jak twój przyjaciel okłada
swoją żonę?
– To jego żona, co ci do tego? – zapytał i na moment
przerwał pisanie. Postukiwał tym przeklętym długopisem o kant biurka.
– To moja koleżanka. Odpowiedz więc. Czy mam spokojnie
patrzeć na to jak twój przyjaciel okłada moją koleżankę, a swoją żonę? –
Postanowiłam nie ustępować i doczekać się szczerej odpowiedzi.
– A uderzył ją kiedyś przy tobie?
A myślałam że się pogodzą w tej części, ciężko im będzie wypracować kompromis, bo jak chcą tp robić muszą chyba starać się to wprowadzić w każdej sferże swego życia. E
OdpowiedzUsuńJa uważam,że jakby Julka chciała odejść od Darka to by odeszła jednak gdybym miała koleżankę w takiej sytuacji pewnie też chciałabym jej jakoś pomóc.Amanda przegięła ale pomysł miała dobry trzeba jej przyznać.W moim odczuciu to Olek już dawno stracił panowanie nad tym co ona robi.
OdpowiedzUsuńNiech Olek się strzeże, bo jeszcze Amanda na niego wynajmie jakiś ludzi :D
OdpowiedzUsuńhaha, zabawne, doprawdy zabawne. Sądzisz, że by była do tego zdolna?
UsuńKto ją tam wie, myślę że raczej nie. Chociaż jakby Aleks wyrządził jej krzywdę i byłaby na świeżo po tym i jeszcze przypomniał się jej ten pomysł z bandziorami. Mało prawdopodobne, ale wszystko się może zdarzyć.
UsuńNikomu nie da się pomóc na siłę, Amanda przesadza...
OdpowiedzUsuńNie powinna tak się wtrącać, jakby Julia chciała to by poprosiła kogoś o pomoc albo sama odeszła, pewnie zgodziła sie na taki związek, wiec jej to odpowiada, a Amanda snuje tylko domysły.
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam.Julia nie poprosiła Amandy o pomoc więc Amanda nie powinna na siłę jej uszczęśliwiać.Gdyby Juli było,aż tak źle z pewnością szukałaby pomocy.
Usuń