Amanda (Magdalena)
Robiąc tosty w opiekaczu
spojrzałam na kalendarz . Lipiec – napis dumnie widniał na samym końcu. Panował upał jak cholera. Miałam na sobie
tylko przewiewną, białą sukienkę, a i tak czułam, że się roztapiam. Współczułam
Aleksowi, jak n w tej chwili wytrzymuje w pracy w kitlu lekarskim i to na długi
rękaw.
Zagryzłam czekoladowego flipsa i
skrzywiłam się zaraz po jego przełknięciu.
– Zesechł się – powiedziałam
sama do siebie i zrobiłam przy tym wiadomą minę. – A tyle razy mówiłam by
zapinać na klipsy opakowania, albo chociaż zwijać – marudziłam dalej.
Kiedy wreszcie dotoczyłam się do
kanapy z talerzem grzanek, słoikiem majonezu i jogurtem waniliowym poczułam się
zmęczona jakbym przebiegła co najmniej maraton.
Włączyłam telewizor, jakieś
programy super niani, chyba powtórka. Tam też były bliźniaki i jeden właśnie
wygrażał swojej matce pięścią i głosił dumnie tekst „jak cię zalaz tsepne”. Nie
powiem, że się nie uśmiechnęłam, bo cała scenka była tak nieprawdopodobna, że
aż zabawna. Stwierdziłam, że ci rodzice sami mają to na co zasłużyli. Jak
wychowali tak teraz mają wychowanych. Przełączyłam kanał i w tym czasie
trzasnęły drzwi. Aleks wbiegł do salonu, kiedy właśnie byłam w połowie jedzenia
grzanki.
– Kacper się urodził –
powiedział.
– Ale to za wcześnie –
wyszeptałam.
– Tak, o dwa miesiące. Ale
przeżył czterdzieści osiem godzin, będzie już dobrze. Chodź, zawiozę cię do
Dominiki, siedzi przy nim, bo Tyler musiał pojechać do pracy. Zobaczysz jaki
jest fajowy, jaki mały – ekscytował się Olek.
– Jak to czterdzieści osiem
godzin?
Stanął naprzeciw mnie,
wyprostował się jak struna, zrobił zafrasowaną minę.
– Nie chcieliśmy cię martwić, w
twoim stanie…
– Nie jestem chora, tylko w
ciąży – wywarczałam.
– To jedziesz do niego, czy nie?
– Jadę, oczywiście, że jadę.
Tylko pomóż mi założyć buty – powiedziałam z miną niewiniątka. – I nie waż się
śmiać – uprzedziłam.
– Dobrze. Ja cię nie chcę
martwić – mówił idąc po moje białe japonki sportowe. Jedyne w jakich dawałam
radę chodzić. – ale ty jesteś dopiero w szóstym miesiącu, wyobraź sobie co
będzie w dziewiątym – dokończył klękając przy mnie by wsunąć buty na moją
stopę.
– Ciesz się, że nie mogę sama
ich zdjąć i do nich sięgnąć bo dałabym ci tym butem przez łeb.
– W takim razie niezmiernie mnie
to cieszy, że z taką trudnością się nachylasz – rzucił z zacieszem.
– Idiota. – Klepnęłam go w
ramie.
Godzinę później stałam już przy
inkubatorze, w którym leżał Kacperek. Dominika siedziała przy nim i trzymała go
za rączkę.
– Chcą mnie wypisać, a jego
zostawić takiego samego tutaj.
– Będzie dobrze. Powiem Olkowi,
to załatwi ci tutaj nocleg. To prywatna klinika.
– Dzięki, ale on i tak wiele dla
nas robi. – Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
– A gdzie masz męża?
– W pracy, ktoś musi zarabiać.
– A co mówią lekarze? – zapytałam
przysuwając sobie krzesło i przysiadając przy niej.
– Że najwcześniej dopiero za dwa
tygodnie go wypiszą. Tyler wariował, gdy nie dawali mu szans. Zdemolował chyba
wszystkie ławki w parku ze wściekłości.
– Nie dziwie mu się, bo taka
jest ta Boska niesprawiedliwość. Kacper urodził się za wcześnie choć dbałaś o
siebie w ciąży, a alkoholiczki niemal zawsze rodzą nagrzane i zdrowe dzieci,
ale najważniejsze, że już dobrze.
– No, śliczny jest, prawda.
– Ma długie włosy –
skomentowałam.
Kacperek autentycznie miał długie
jak na noworodka włosy. Ciemne, czarne, gęste. Grzywka to aż wchodziła mu na
oczy. Miał je zasłonięte i robił fajne miny przez sen.
– Tylko mam wrażenie, że jest
podobny do Tylera.
– Ja też mam takie wrażenie, ale
to przecież dobrze. Nie bym tobie coś ujmowała, ale Tyler jest przystojny.
– No w sumie.
– Nie podoba mi się jego pępek.
– Kogo, Tylera? – zapytała Domi.
– Nie, twojego syna. Jak sobie
pomyśle, że te moje się z takimi urodzą, to będzie straszne.
– Jakoś przebolejesz.
– Może im szybko odpadną –
gdybałam.
– Chcesz go dotknąć? – zapytała
Dominika.
– Pewnie.
Włożyłam rękę do inkubatora,
włożyłam swój palec w maleńką dłoń Kacperka, nie miał jeszcze siły by go
uścisnąć, ale znów zrobił minę.
– Byleby nie zaczął płakać, bo
to znaczy, że mnie nie polubił.
– Polubi cię, będziesz jego
ciocią.
– A no w sumie. Cześć mały,
zapakowali cię widzę do takiego niby kwadratowego słoika, przejebane, nie? Ja
wiem, że wolałbyś leżeć w swoim łóżeczku, w domku, ale spokojnie, co się
odwlecze to nie ucieknie.
– Chyba się uśmiechnął –
powiedziała Dominika.
– Może zrozumiał. Kiedy
planujecie chrzściny?
– Jak najwcześniej. Póki jeszcze
jest ciepło. Mamy już białą poduszkę, ładne body takie satynowe, białe i beżowe
spodnie.
– Takie małe?
– Tak, na rozmiar pięćdziesiąt
sześć. Sądzę, że w sierpniu, jakoś pod koniec. Tyler się dziś dowie księdza.
– Nie przeszkadza, że macie
tylko cywilny?
– Nie, raczej nie. Wiesz jak co
łaska będzie większa, to im nic nie przeszkadza.
– A to akurat racja.
– Podtrzymujesz zgodę, że
będziesz chrzestną? – zapytała Domi.
– Pewnie, że tak, a kto będzie
chrzestnym?
– Darek.
– O cholera – załamałam się.
– No co? On jest naprawdę
sympatyczny. Strasznie się ucieszył, że zostanie ojcem chrzestnym. A ty już
podtrzymałaś więc nie możesz się wycofać.
– Idę tam dla dziecka, nie dla Dariusza
Przybylskiego. Boże w co ja się ubiorę. Na chrzcinach Kacpra będę jeszcze w
ciąży.
– A wy swoich planujecie kiedy
wyświęcić?
– Wyświęcić, fajnie brzmi. Nie
myśleliśmy o tym. Ślub mamy pierwszego grudnia, kościelny, znaczy ten konkordatowy.
Chrzest może jak będą więksi, może na
wakacje. Nie wiem, przed roczkiem na pewno.
– Kacper będzie miał takich
dwóch kuzynów.
– Dwóch identycznych, będzie się
mylił, nie wiem czy to tak fajnie.
– Wolałabyś jedno, nie? –
zapytała Domi.
– Nie wiem, teraz jak już są i
wiem, ze jest ich dwóch to… to nie mogę tak myśleć po prostu, ale z jednym
zawsze łatwiej.
– Aleks ci pomoże.
– Ja myślę o szkole, o tym co
potem, a nie tylko o tych początkach. Do żłobka chyba pójdą.
– Oddasz dzieci do żłobka? Obcym
osobą?
– Pewnie, przecież nie na
zawsze, a na kilka godzin dziennie i to nie obce osoby, a wykwalifikowany
personel – broniłam swojego zdania.
– Ja wiem, że te panie w
żłobkach to się tymi dziećmi nieraz nie zajmują, czasami wsadzą do łóżeczka i
niech sobie ryczy, albo chodzi z osranym pampersem. Ja bym tak nie mogła.
Przedszkole, tak, ale to dziecko już mówi.
– Domi, ale ja nie mam wyjścia.
Nie mam w planach zostać matką Polką, to twoja fucha, nie będę ci jej odbierać.
– Nie naśmiewaj się.
– Nie naśmiewam, mamy tylko inne
podejście do macierzyństwa. – Uśmiechnęłam się do niej. – Ale synek naprawdę
śliczny. A właśnie, mam coś dla niego.
Sięgnęłam do torebki by wyjąć
drobny, złoty łańcuszek z medalikiem z motywem matki boskiej i czerwoną
kokardką.
– To tak żeby go nikt nie
zauroczył. Moja matka miała na tym tle obsesje. Niby w to nie wierzę, ale
lepiej dmuchać na zimne.
– Jasne, dzięki w imieniu
Kacperka.
Domi dała mi buziaka w policzek
i zaraz zajęła się przywiązywaniem ozdoby. Potem pojawił się Tyler z jakimś
niewielkim pluszakiem – słonikiem.
– Na szczęście, Mistrzu –
powiedział do syna i włożył mu zabawkę do inkubatora.
– Jak tak dalej pójdzie to na
niego nie będzie tam miejsca, ciągle mu ktoś coś przynosi i tam wkłada.
Pielęgniarki już mają pretensje – powiedziała Dominika.
– Przyniosę im pudełko
czekoladek i przestaną mieć pretensje – stwierdził Tyler i przytulił Dominikę
od tyłu. Swoją brodę włożył w zagłębienie na jej ramieniu.
– Zostawię was samych, znajdę
Olka, bo już chyba jest po dyżurze i zatoczę się do domu.
– Chyba sam cię znalazł –
rzuciła Dominika.
Odwróciłam się za siebie i
zobaczyłam mojego przyszłego męża. Podszedł do nas wolnym krokiem.
– Cześć Kacper, jak się dziś
trzymasz? – zapytał w stronę chłopczyka nie mającego więcej niż około
pięćdziesięciu centymetrów i dwóch kilo wagi.
Mały przeciągnął się delikatnie,
położył jedną rękę na swoim brzuchu i spał dalej.
– Chyba chciał nam przekazać, że
jest najedzony – zażartował Aleks.
Tyler się zaśmiał, Dominika też
uśmiechnęła.
– Ludzie, ile was tu jest.
Zamęczycie to dziecko, on nie ma kiedy odpocząć – nawoływała pielęgniarka. Byłą
starsza, grubsza, ale sympatyczna z twarzy.
– Ale on właśnie śpi. Widać lubi
towarzystwo – stwierdził Olek.
– I pan lekarz to popiera?
Karygodne, dosłownie karygodne.
– Oj, pani Zosiu, już
wychodzimy. Rodzice tylko z nim zostaną – wyjaśnił Aleks, chwycił mnie w pół,
pożegnał się z obecnymi i wyszliśmy z oddziału. Skierowaliśmy się windą w dół
do kliniki neurologicznej i kardiologicznej dla dzieci, a potem już do
samochodu.
– Nie mogę się doczekać aż te
nasze będą na świecie. Ile już ważą? – zapytał wyjeżdżając z parkingu.
– Jeden ma około kilo siedemset,
a drugi dwa.
– Ze trzy będą mieli do października.
– Na szczęście będę miała
cesarkę – wypaliłam otwijając gumę do żucia.
– Cesarka też boli, blizna boli.
– Ale poród nie boli. Chcę mieć
z moimi dziećmi miłe wspomnienia, a nie jakieś pszenie, pękanie, nacinanie.
– Rozumiem.
– A bliznę można laserowo
usunąć, albo tatuażem zakryć.
– Planujesz zrobić tatuaż?
– Jeszcze nie wiem, ale nie
planuje naturalnego porodu.
– Bo tchórz jesteś – wytknął mi
Olek.
– Być może, ale się tego nie
wstydzę. Wolę pozostać nienaruszona, no wiesz…
– Wiem, wiem, satysfakcja
seksualna niezmienna. Dziękuje ci że o mnie myślisz.
– Myślę akurat o sobie. Patrz na
drogę, a nie na mnie.
– Patrzę przecież.
– Nie patrzysz.
– Mam podzielną uwagę.
– Akurat – powątpiewałam na
głos.
– Jesteś bardzo marudna w tym
ostatnim trymestrze. Taka zrzędliwa.
– Dziękuje za komplement,
kochanie.
Nie podoba mi się to zdjęcie, jest w czarno białej ramce z datą, jakby ten chłopczyk umarł.
OdpowiedzUsuńZa to ta część bardzo mi się podoba. Trzymam kciuki za Dominikę i Tylera, żeby im się układało.
To zmienimy zdjęcie, tak z powodu sympatii do ciebie, okay? powiedz czy teraz ci się podoba :)
UsuńTeraz jest dużo lepiej :)
UsuńDzięki
Proszę bardzo, drobiazg :)
UsuńTo ja wracam do odnajdywania części, wypełniania luk i publikowania.
Fajny ten mały Kacperek dobrze,że nic mu się nie stało.
OdpowiedzUsuńŁadne imię dla chłopczyka. :)
OdpowiedzUsuńA szczerze to nam się nie podoba. Znaczy mnie jest obojętne, tylko zbyt popularne ostatnio, Magdzie się nie podobało, ale Kamil i Patryk też nam nie przypadły zbytnio do gustu.
UsuńKamil fajne, Patryk źle mi się kojarzy...
UsuńPodoba mi się bardzo imię Gabriel, mam dwóch znajomych o takim imieniu. Jeden - jak anioł, z wyglądu (blondyn, fajnie zbudowany) i o zajebistym charakterze - dżentelmen, drugi, z wyglądu też fajny, z charakteru imię raczej mu nie trafiło, bo istnie piekielny. Wieczne bójki, ale za to świetny rozmówca, który wygrywa większość dyskusji, bo cholernie wygadany i inteligentny. Ale ogólnie własnie przez nich zyskałam do tego imienia sentyment. :)
Podoba mi się też Krzysztof i Wojciech.
Ani Krzysztof ani Wojciech, ja jestem raczej za nowoczesnością, ale mój przyjaciel ma dwóch synów i córkę - Gabriel, Samuel, Aniela. Zawsze uważałem, że tak dopasowanie jak na rodzeństwo, bo znam też przykład Wojciech i Nicolas - kompletnie niepasujące do siebie.
UsuńImię Gabriel akurat też mi się podoba, ale raczej jestem za nowoczesnymi, czyli Krzyś, Antoś, Franek, Halinka, Helenka, Madzia mnie nie zachwycą. U mnie akurat są bliźniaki - Alex i Ivan.
A Patryk każdemu się prawie źle kojarzy, bo to bardzo popularne imię było, jak mnie wołano na korytarzu szkolnym "Patryk" to prawie połowa chłopaków ze szkoły się odwracała bo myślała, że to ich wołają :)
Ja uważam jednak, że imię ma się podobać rodzicom, bo to oni nadają. Jesteśmy różni i każdemu się podoba coś innego. I dobrze, że tak jest, bo inaczej byłoby nudno :)
Jakie cudowne, nowe życie już przyszło, to teraz czekamy na tych dwóch aniołków (miejmy nadzieję:) . E.
OdpowiedzUsuńjakieś duże te dzieci :)
OdpowiedzUsuńJa urodzilam sie miesiac wczesniej i wazyłam ledwo 1,5 kg :) a tu w 6 miesiacu 2 kg...:P
W 7 się urodził. Nawet nieco więcej niż w 7, bo urodził 28 lipca 2012 roku, a miał 18 września 2012 roku - tak policzyliśmy.
UsuńJa się urodziłem w 8 miesiącu i nawet w inkubatorze nie byłem, a ważyłem 3 kg.
Moi synowie, bo ich jest dwóch mieli ponad 2 kilo, a też się urodzili za wcześnie, ale z bliźniakami to zazwyczaj tak jest że za wcześnie :)
A córeczka mojej siostry urodziła się o tydzień później niż powinna i ważyła 4200 :)
Więc chyba nie ma zależności... to zależy od dziecka. Niektóre rodzą się w terminie i mają 1800 gram :)
w sumie racja, :) teraz to wiekszosc dzieci rodzi sie i maja ponad 3kg :) no ja niestety mialam tylko 1,5 kg i miesiac przelezalam w inkubatorze, mimo ze mialam 10 punktów.. ale w sumie urodzilam sie mala i dalej taka jestem :)
Usuńgratuluje bliźniaków :)
Poradzą sobie,oboje dla tego dziecka są w stanie poświęcić wszystko
OdpowiedzUsuńSzkoda ze urodził się za wcześnie ale na szczęście zdrowy. nie mogę się doczekać aż Amanda urodzi :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się,że poradzą sobie z rodzicielstwem.Jeszcze jak Kacperek był w brzuszku oboje oszaleli na jego punkcie:)
OdpowiedzUsuń