niedziela, 8 grudnia 2013

Część 120 - Prezent dla przyszłej żony




Aleksander (Samuel) 

Wróciłem do domu około czternastej. Wielkim zaskoczeniem było dla mnie to, co ujrzałem.
– Boże, jak się tu zmieniło – powiedziałem z podziwem, gdy wkroczyłem do salonu.
– Zdejmij buty – usłyszałem głos Amandy. – Myłam podłogi – dodała.
– Oj, w takim razie przepraszam królewnę, ale to przez zapomnienie – wyjaśniłem i oddaliłem się do korytarza. Ułożyłem buty pod mosiężną ławeczką. – Jezu, ty naprawdę dokonałaś tego w jeden dzień? – zapytałem z niedowierzaniem.
– Tak. Co w tym wielkiego, że kupiłam trochę ozdób na Allegro, zawiesiłam zasłonki, a wcześniej posprzątałam ten cały bałagan, jaki zostawiła firma remontowa.
– Ten dom wygląda jakoś inaczej teraz, naprawdę dużo się zmieniło. W takim razie zapraszam cię na obiad, z pewnością jesteś głodna – powiedziałem i wciąż nie mogłem oderwać wzroku od pokoju, z tego szaro–granatowego wnętrza powstało bardzo przyjemne pomieszczenie. Nie mogłem uwierzyć że stało się tak za pomocą turkusowych zasłonek i paru ozdób w tym kolorze, a jeszcze bardziej nie mogłem uwierzyć w to, że podłoga nie była już zakurzona i umazana.
– Nie dziw się, tak jest wszędzie, aha i Dominika do nas wpadła dziś i namalowała wszystkich z rodziny króla lwa na ścianie w pokoju dziecinnym – pochwaliła się Amanda uzdolnioną koleżanką.
– Zaraz pójdę zobaczyć i złożę w końcu te łóżeczka, tylko najpierw chodźmy na obiad – oznajmiłem.
– Po co mamy iść, skoro obiad jest? – zapytała.
– Jak to jest, miałaś czas coś ugotować? – zdziwiłem się jeszcze bardziej. – Przecież ty nie lubisz gotować.
– Będziesz moim mężem, więc pomyślałam, że zacznę się przyzwyczajać. Tylko sobie nie myśl, że tak będzie codziennie – uprzedziła mnie.
– Boże, dziewczyno, jesteś niesamowita. – Aż się zapałem za głowę z wrażenia i wtedy dopiero pojąłem słowa Amandy „będziesz moim mężem…”. Miała na swoim palcu pierścionek zaręczynowy. Nie mogłem wyjść z szoku.
– Chodź, nałożę ci. Jemy w kuchni czy jadalni? – zapytała.
– Gdzie wolisz? – w końcu wydusiłem z siebie cokolwiek.
– W jadalni, w kuchni jeszcze nie posprzątałam po gotowaniu, ale spokojnie, to się zrobi później.
– Ja to zrobię – zgłosiłem się na ochotnika i odebrałem od niej wazę z zupą pomidorową.
– Ja przyniosę resztę – powiedziała, ale i tak jej nie posłuchałem i przyniosłem jeszcze jakiś półmisek z mięsem oraz sztućce.
– Jak się czujesz? – zapytałem.
– W porządku, to dopiero trzeci miesiąc – odpowiedziała, a ja w tym czasie zalałem makaron, znajdujący się na talerzach.
– Aleks, nie musisz tego robić – wypaliła nagle siadają na krześle.
– Czego? Nakładać ci na talerz? – dopytywałem.
– Nie, ale nie musimy brać ślubu.
– A nie chcesz?
– Chcę, ale może najpierw upewnijmy się czy bliźniaki są twoimi dziećmi czy dziećmi… – widać było, że Amanda nie potrafi wypowiedzieć jego imienia. W tamtej chwili poczułem się jak zwykły śmieć, który wykorzystuje okazje jaka nadarzyła się przypadkiem.
– To są moje dzieci, już cię o tym zapewniałem. – Co innego mogłem jej powiedzieć?
– Nie masz takiej pewności! – wykrzyknęła.
– Spokojnie, kochanie – starałem się ją uspokoić. – Nie chodzi mi o geny, czy kod DNA. Te dzieci będą moje, bo to ja je wychowam. Sądzę, że taka odpowiedź powinna cię usatysfakcjonować.
– Olek, ale nie musisz brać na siebie odpowiedzialności, nawet ja nie wiem czy chcę brać odpowiedzialność za jego dzieci – przyznała to wreszcie. Wiedziałem o tym, ze tak myśli, ale dopóki tego nie słyszałem na głos to moje sumienie spało, a teraz… teraz się cholera musiało zbudzić.
– Czyli jeśli będą moje, to je pokochasz, a jeśli jego, to co wtedy? – zapytałem, a Amanda wyglądała na zszokowaną pytaniem. Ja natomiast bałem się odpowiedzi. Nie chciałem by te dzieci cierpiały z powodu braku miłości tylko dlatego, że ja chciałem dać ich matce porządną nauczkę.
– Naprawdę nie wiem, nie wiem czy będę mogła na nie patrzeć – przyznała sama przed sobą.
Przymknąłem oczy, powstrzymałem łzy. Spojrzałem na nią.
– Nie róbmy testów, nie sprawdzajmy ojcostwa. Ja tego nie wymagam – powiedziałem w pełni świadomy tego, co mówię. Wiedziałem, że prawdopodobieństwo kto jest ojcem, czy ja czy Hubert to pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.
– I co? Mamy całe życie być w niewiedzy? A jak będą do niego podobne? – zapytała, a w jej oczach dostrzegłem coś na miarę przerażenia. Sam byłem przerażony, ale nie jej reakcją, a tą całą sytuacją. Przeze mnie wyszedł ten cały galimatias.
– Jeśli będą do niego podobne z wyglądu, to nie będzie tak źle, nawet miałaś niezły gust – wypaliłem. – Przepraszam, głupi żart – dodałem.
– Aleks, ale co wtedy? – zapytała.
– Nic wtedy. Nieważne jest, jak będą wyglądać, czy do kogo będą podobne. Nikt nie wie o Hubercie i o tym, że bliźniaki mogą być jego, więc nie będą ich do niego porównywać, a my też nie będziemy tego robić – odpowiedziałem.
– Jesteś pewny, że tak potrafisz? – upewniała się.
– Dużo ważniejsze, jacy będą z zachowania i czy będą dobrymi ludźmi, a to zależy już tylko od nas i od tego jak je wychowamy, a nie od tego, kto jest ich biologicznym ojcem. I tak, jestem pewny, że tak potrafię, że je pokocham i że kocham ciebie. Pokocham je właśnie dlatego, że kocham ciebie.
– Aleks, ale ja nie mogę dać ci nic więcej. Nawet ze sobą nie sypiamy.
– Kochanie – powiedziałem i chwyciłem ją za dłoń pod stołem, gdzie miała ją schowaną. – Nie przejmuj się tym, kiedyś ci to minie. Ja obiecałem we Włoszech, że nie będę nalegał nigdy więcej i zamierzam dotrzymać słowa. Nie przejmuj się tym teraz i jedz, a potem ci coś pokażę – powiedziałem wyciągając jej dłoń spod stołu i zbliżyłem ją do swoich ust. Musnąłem delikatnie wargami.
– Co mi pokażesz? – zapytała i wyszarpnęła rękę z objęć moich palców, jakby mój dotyk ją palił, albo co najmniej uwierał.
– Najpierw zjedz.
Zjedliśmy rozmawiając o tym gdzie postawimy, które łóżeczko i w jakim kolorze kupimy komplety pościeli. Wyszło na to, że sześć i to z baldachimem. Amanda uznała, że trzeba z dwa komplety na zmianę, a że ich dwóch no to wszystkiego trzeba było liczyć podwójnie. Potem udaliśmy się przed dom, a ja rozwiązałem swój beżowy krawat w brązowe kwadraty.
– Zatrzymaj się i pozwól, że zawiąże ci oczy – powiedziałem ciepło i zawiązałem krawat na jej oczach. – Wezmę cię na ręce, dobra? Mogę? – upewniłem się.
– Pewnie – odpowiedziała bez przekonania, a ja uniosłem ją i skierowałem się w stronę garażu. Postawiłem Amandę na ziemi i powoli, delikatnie zacząłem ściągać swój krawat z jej oczu.
– Proszę, oto twój prezent – powiedziałem, a Amanda nie odrywała wzroku od białego peugeota 307 CC.
– Naprawdę jest mój? Za co? – dopytywała.
– Zdałaś wczoraj prawo jazdy, musisz jeździć, by nie wyjść z wprawy, a zawsze o takim marzyłaś. Aha, drzwi ma po tuningu, otwierają się jak w lamborghini, bo są labo–door. Trzymaj kluczyki – wyjaśniłem i podałem Amandzie małe, różowe pudełeczko z turkusową kokardką.
– Są w środku? – zapytała.
– Tak, razem z czymś jeszcze.
– A z czym? – dopytywała i zaczęła unosić wieko tekturowego pudełeczka ku górze. – Ja cię, krówka – uśmiechnęła się do mnie.
– No, w nagrodę – przywołałem wspomnienia tego dnia, gdy powiedziała mi, że jest gotowa ze mą być. – A teraz może byśmy się tak przejechali – zaproponowałem.
– Możemy bez dachu? – zapytała, gdy już wsiadła.
– Pewnie przecież już prawie maj, ty prowadzisz. Tylko nie szarżuj zbytnio.
– To dokąd jedziemy? – zapytała.
– Przed siebie, tylko zatrzymasz się na stacji, trzeba napełnić bak.
– Jejuś to automat – krzyknęła zachwycona.
– Nie do końca. Ma zmienną skrzynię biegów. Jeśli chcesz jeździć na automacie, to możesz, jeśli na manualnej skrzyni, to również możesz. Aha i mam nadzieję, że trafiłem z tapicerką w twój gust – powiedziałem, a Amanda zaczęła wyjeżdżać z garażu i otwierać dach.
– Tak. Jest piękna. Czarno–biała skóra, super. To auto musiało kosztować fortunę, naprawdę nie musiałeś – oznajmiła.
– Drobiazg, to żadna fortuna – odpowiedziałem. – Poza tym, mieszkamy jednak kawałek od miasta, a to tam masz znajomych, musisz czymś dojeżdżać. No i z dziećmi dostać się gdziekolwiek też będzie ci łatwiej samochodem niż mnie prosić, bym was zawiózł, bo ja nie zawsze mogę.
– To trzeba im kupić foteliki, tylko jakieś pod kolor, dobra? – zapytała.
– Jakie tylko wybierzesz. Całkiem nieźle sobie radzisz z tym prowadzeniem. Możesz przyspieszyć – powiedziałem.
– Nie, bo jak jadę szybciej, to mi wieje.
– To zamknij dach.
– Chyba oszalałeś, mam kabriolet i mam jeździć z dachem? Może kiedyś, ale teraz muszę się nim nacieszyć.
– To już jak uważasz – odpowiedziałem i rozłożyłem sobie siedzenie, bym się mógł położyć. Założyłem okulary przeciwsłoneczne na oczy, patrzyłem w niebo i delektowałem się tą chwilką radości, bo wiedziałem, że póki co radości to w naszym wspólnym nie będą za często gościć.

14 komentarzy:

  1. Miły gest.Amanda sprzątająca i gotująca ,może przez jakiś czas taka będzie ale myślę,że w końcu pójdzie do pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do szkoły. Pierw do szkoły, ona się uczy w liceum jeszcze przecież.

      Karolina.

      Usuń
  2. Dostała taki samochód, a dla Olka to tylko drobiazg. Wydaje mi się, że u niego to jest zagłuszanie sumienia, chociaż po tym co jej zrobił zastanawiałam się czy on w ogóle ma sumienie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, ja tez uwazam, że on chce troche odkupic swoje winy

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie Aleks ma wyrzuty sumienia i nie dziwię się że kupuje jej wszystko co tylko chce , wątpię że na dłuższą metę to się sprawdzi ... Nadia .

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę podobnie jak księżniczka, że to jego sposób na zagłuszenie sumienia,że w ten sposób chce jej wszystko wynagrodzić, ale w końcu drogie prezenty nie będą wystarczać.
    Ps:Przepraszam , że tyle razy dodałam i skasowałam , ale zawiesił mi się internet i próbowałam dodać jeszcze raz a potem jak już się odwiesił to wskoczyło kilka razy.
    Pozdrawiam Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak dla mnie to Olek nie do końca wierzy w to że Amanda go kocha i trochę tak jakby drogimi prezentami chciał kupić to uczucie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Aleks ma gest., kupić dziewczynie taki samochód i skwitować to "drobiazg".
    Amanda cieszy się jak dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę. Ale ja nie wiem czy na dłuższą metę, takie zachowanie Olka zda egzamin. Amanda lubi czuć się królewną, a kupowanie jej takich drogich prezentów tylko utwierdza ją w przekonaniu, że wszystko jej się należy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Aleks jest niezależny finansowo więc dla niego taki prezent to drobiazg.Zaskoczyli się wzajemnie :) Amanda uporządkowaniem domu i ugotowaniem pysznego obiadu,Aleks prezentem w postaci auta.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zawsze można były sprawić jej fajne sztućce do serwowania potraw https://duka.com/pl/jedzenie-i-serwowanie-potraw/sztucce/sztucce-do-serwowania-potraw i myślę, że taki prezent na pewno będzie praktyczny. Tym bardziej, że tego typu rzeczy zazwyczaj kupujemy raz na jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń