wtorek, 5 listopada 2013

Część 72 - Mogę, mogę? Proszę

Część 72 - Mogę, mogę? Proszę
Amanda (Magdalena)

Moje uda rozchylone,
moje piersi tak cię podniecają!
Moje usta rozpalone,
moje biodra już Ci spać nie dają!

Nie było nam źle starałeś się
nosiłeś smycz z diamentami!
Stało się tak, że na mój znak
zjawił się ktoś między nami!
(Doda – Diamond Bitch)

Olek odprowadził mnie do domu. Wyłgałam się bólem głowy, i że mam ochotę pobyć trochę sama, poczytać, odpocząć. Wyglądał bardzo niekorzystnie, gdy to usłyszał. Jak taki opuszczony szczeniaczek, ale cóż, o to przecież chodziło. Hubert zjawił się w moim domu przed jedenastą wieczorem. W sam raz na kolacje.

– Wolisz z pasztetem i pomidorem, czy szynką i pomidorem? – zapytałam kiedy przekroczył próg mojego domu. On już nawet nie pukał, ani nie dzwonił, po prostu otwierał drzwi.
– Wszystko mi jedno – odpowiedział.
– Nie w sosie dziś jesteś. Coś się dzieje?
– Poznałem dziewczynę – zdradził siadając. – Właściwie to dziewczynkę. Mógłbym być jej ojcem.
– Jeśli to sponsoring, to nie taki zły układ.
– Amanda, ja ją lubię tak naprawdę. Nie tylko ze względu na seks, a tak zwyczajnie. Dobrze się czuje w jej towarzystwie… – Hubert przerwał na chwilę i chwycił za kanapkę. Ugryzł, nie przemielił jeszcze całkiem, a już mówił dalej. – Wydaje mi się, że ona też mnie lubi, zgodziła się spędzić ze mną święta.
– To dobrze, zawsze chciałeś mieć córkę z tego co wiem.
– Amanda, ja chce z nią zostać na etapie przyjaźni, czy też koleżeństwa. Jeśli to pójdzie dalej to będzie… nie do przyjęcia.
– Niech czas to sam poukłada. Nie nastawiaj się na nic, a samo się jakoś rozwikła.
– I kto to mówi? Ko…
– Film taki był – wtrąciłam i posypałam solą i pieprzem moja kanapkę.
– Kobieta, która planuje każdy swój krok i chce sprowokować faceta by się na nim zemścić. Właśnie co ty z nim wymyśliłaś?
– Pobawię się jego kosztem, ale tak delikatnie, by się domyślał, ale nie mógł mi nic zarzucić. Pojutrze podjedziesz po mnie pod szkołę.
– Skąd pewność, że nas zobaczy, bo o to chodzi tak?
– Tak, on w poniedziałek pójdzie pogadać z wychowawczynią, by nie iść na wywiadówkę.
– Chyba nie rozumiem – powiedział zmieszany i napił się herbatki.
– Będziesz się śmiał, ale w mojej szkole uważają Olka za męża mojej matki…
– Haha, miałaś rację, będę się śmiał – wybełkotał między tymi wszystkimi hahami i hehami.
– Zostajesz też dziś na noc, to na wszelki wypadek jakby mnie obserwował, sprawdza, czy coś – zażądałam.
– Z przyjemnością, a mogę liczyć na…
– Wspólny prysznic?
– Na przykład na to – odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem na ustach i poluzował swój granatowy krawat.
– Nie mój mały, muszę się przyzwyczajać do bycia tylko dla jednego.
– Nie takiż znowu mały. Poważnie chcesz…
– Tak, doprowadzę go przed ołtarz, a potem zamienię jego życie w piekło jeśli to co mówiłeś okaże się prawdą.
– Jak to w piekło? – dopytywał.
– Wyobraź sobie mnie jako żonę. Taką kapryśną, zimną i… jeszcze coś wymyślę by mu dać popalić.
– Facetowi najbardziej daje popalić brak seksu, chociaż jeśli chodzi o Madzie, to ja wolę nie.
– Aby z nim nie uprawiać seksu musiałabym mieć dobry powód. Po pierwsze to byłaby katusza też dla mnie i cierpiałabym tak tylko, gdy naprawdę by to było konieczne. Po drugie aby wymigać się od seksu na długie miesiące musiałabym mieć dobrą wymówkę, nie da się sprawić by bolała mnie głowa choćby pół roku…
– Pół roku? – zapytał Hubert z szeroko otwartymi oczami.
– No może rok. Poczekamy na jego ruch. Ja idę tym czasem spać, ty sprzątasz po kolacji, bo ja ją robiłam.
– Jak sobie królewna życzy. Śpimy razem, tak? – zapytał jakby dla upewnienie podczas zbierania talerzy.
– Tak, ale… łapki z dala – ostrzegłam.
Spędziliśmy więc z Hubertem noc w jednym łóżku. Ja spałam, a on czytał jakiś podręcznik do ekonomii. Co jakiś czas się odzywał, ale nie zwracałam na to uwagi, bo i po co? Mnie ekonomia ani trochę nie interesowała.
W niedziele zaryzykowałam i Hubert podwiózł mnie pod samą bramę Aleksa i reszty. W mieszkaniu znajdował się jednak tylko Patryk. Otworzył mi drzwi, zaprosił do środka.
– Akurat gotuje. Pójdziesz do Aleksa, do salonu, czy dotrzymasz mi towarzystwa? – zapytał z tym swoim uśmieszkiem. Patryk uśmiechał się zawsze tak jakby wiedział o człowieku wszystko, tak jakby kpił, przejrzał na wylot. Nie lubiłam ani jego uśmiechu, ani jego spojrzenia. To z kolei było ciepłe, pełne naiwności i całkowicie nie pasowało do jego postawy. Kiedy się złościł to tęczówki mu ciemniały, wtedy wyglądał jak… wtedy sprawiał wrażenie… przestraszał.
– Pomogę ci nawet, co tam robisz? – zapytałam, zdejmując płaszcz. On przejął go ode mnie i odwiesił na wieszak, wcześniej wycierając dłonie w ścierkę i przewieszając ją przez swoje ramie. Dopiero teraz zauważyłam, że jest bez koszulki. Musiałam przyznać, że to dopiero robi wrażenie. Był szczuplejszy od Aleksa, mniejszy w barkach, ale przez to wydawał się bardziej proporcjonalny. Natomiast od Huberta był grubszy. Patryk miał świetnie wyrzeźbiony kaloryfer, nie musiał się napinać by można było go dostrzec.
–  To za czym Aleks nie przepada. Gotuje rosół, to za tym nie przepada. Na drugie kotlety z ziemniakami i surówką. Surówka kupna. No i dla Majki placuszki z cukinii, bo ona nie jada mięsa.
– To w czym ci pomóc?
– Rosół już jest, ziemniaki dochodzą, kotlety panieruje i smażę, potem tylko podgrzeje. – Patryk mówił mieszając coś w garnkach i na patelni. – Możesz więc wyłowić warzywa z rosołu i pokroić na sałatkę. Tylko musisz podzielić na dwie, jedną z mięsem, drugą bez. Będzie na kolacje – wyjaśnił.
– Ok, nie ma sprawy. – Podeszłam do szafki w celu wyjęcia noża.
– Na nim pisze „wróć do mnie” – oznajmił Patryk z cynicznym uśmieszkiem w moją stronę, a potem wrzucał opanierowane kotlety na patelnie.
– Nie schowam go do torebki, bez obawy.
– A te buty, to gdzie ty zmieściłaś? – dopytywał.
– Kamil widzę ma długi język. Do torebki właśnie. Jeszcze mnie ochroniarz wrócił, bo coś zostawiłam na sklepie.
– Ja cię powinienem aresztować, wiesz? – zapytał kiedy kroiłam marchewkę. Stanął nade mną, dłoń oparł o stół, tuż przy desce do krojenia. Był pochylony, czułam jego oddech w moich włosach. Działał na mnie, jak przystojny facet powinien działać na prawdziwą kobiet. Zrozumiałam wic dlaczego Majka z nim jest.
– Aresztowuj sobie Maję, w sypialni – rzekłam i kroiłam dalej, a on powrócił do smażenia.
– A ty wiesz, że to nie taki najgorszy pomysł?
– Wiem, wiem. Jak pożyczysz nam kajdanki to tez wypróbujemy z Olkiem. – Po tych moich słowach Patryk tylko pokiwał na boki głową i się tak ciepło uśmiechnął, tak z niedowierzaniem.
Wrócili Majka, potem Aleks, zjedliśmy wspólnie. Nie rozumiałam jak można nie lubić mięsa. Majki wegetariaństwo nie było spowodowane walką z hodowlami, które przeznaczają zwierzęta na rzeź. Ona po prostu nie lubiła smaku mięsa, podobnie jak ja nie lubiłam bananów. Tylko ja nie lubiłam jednego z owoców, a nie wszystkich, to było normalniejsze niż jej nielubienie.
– Mogę, mogę? – zapytałam Aleksa kiedy już znajdowaliśmy się w jego pokoju.
– Ale co możesz? – Wyglądał jakby nie wiedział o co chodzi. W sumie miał nie wiedzieć, to miało wyjść tak żartem i być moją prywatną zemstą za to lanie, które mi wtedy sprawił.
– No, no, no, tak się uderzyć – wybełkotałam w końcu z uśmieszkiem.
– Sprawiłoby ci to przyjemność? – zapytał siedząc na łóżku.
– No, nie wiem, chyba tak. To mogę?
– Ale mnie by to bolało – wyjaśnił oczywistość.
– No wiem, czyli sprawiłoby mi przyjemność. No mogę?
– Nie.
– No proszę, tylko jeden raz – nalegałam.
– Amanda, ale…
– Boisz się? Taki duży jesteś i jednego ciosu mojej małej rączki się boisz? – podpuszczałam go.
– Dobrze, wal – oznajmił i zamknął oczy wystawiając prawy policzek na mój cios.
Olek spodziewał się, że dam mu z liścia, ale skądże. Ja miałam inny pomysł. Co taki liść znaczyłby dla tak potężnego faceta? Nic, nawet by go zapewne nie odczuł. Zdjęłam więc pierścionek z serdecznego palca mojej prawej dłoni. Zwinęłam ją w pięć. Zamachnęłam się na odlew i przywaliłam tak, że aż mnie zabolało. Poczułam jak kosteczki mojej rączki przejechały się po jego zębach okrytych tylko cienką skórą policzka.
– Cholera! – warknął i opadł na łóżko łapiąc się za twarz obiema dłońmi.
– Nie przesadzaj – rzekłam siadając na pufie, poczęłam rozcierać obolałe miejsce. – Mógłbyś mi tak lodu przynieść, bardzo boli – poleciłam.
– Tobie lodu? – dopytywał.
– No jasne, że mnie, a komu by innemu. Tobie nic nie jest – powiedziałam pewnie i zerknęłam na niego. Na brodzie miał trochę krwi.
– Wargę sobie aż z wrażenia przygryzłem, nie spodziewałem się, że to zrobisz, że aż tak mocno. Zęby byś mi idiotko wybiła.
– Tylko nie idiotko, bo ci poprawie – ostrzegłam.
– Poprawisz? Mnie? – dopytywał i chwycił mnie za ramiona. Pociągnął do siebie. Leżałam na nim, byłam go po klacie, delikatnie, krzyczałam by puścił. Jednak kiedy jego wargi złączyły się z moimi, zapragnęłam by nigdy nie wypuszczał mnie ze swoich objęć.
Odwiązałam arafatkę z mojej szyi i zawiązałam ją mocno na szyję Aleksa.
– Chcesz mnie udusić? – zapytał.
– Nie, sprawdzam tylko jakbyś wyglądał z obrożą.
– Z czym? – spytał zdziwiony.
– Sądzę, że w diamentowej byłoby ci znacznie lepiej.
– Wolę szmaragdy.
– Ja też, szmaragdy, albo onyksy. – W tym akurat byłam zmuszona mu przyznać racje.
– Bardziej niż brylanty?
– Szmaragdowe brylanty też się zdarzają – odrzekłam i przycisnęłam swoje wargi do jego.

6 komentarzy:

  1. Ciekawy sposób sobie wymyśliła na tą swoją prywatną zemstę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Za to, że mu Amanda w tej części przywaliła to jej się należy złoty medal! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale jak to sobie fajnie rozegrała:)

    OdpowiedzUsuń
  4. haha aż się zaśmiałam jak mu przywaliła :) pomysłowa dziewczyna :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zemsta jest słodka. Uśmiałam się z tego jak go podpuszczała "Boisz się? Taki duży jesteś i jednego ciosu mojej małej rączki się boisz?". Wie jak go podejść.

    OdpowiedzUsuń
  6. Amanda stopniowo wprowadza swoją zemstę w życie.Uwielbiam ją :) Mało tego,że przywaliła Aleksowi to jeszcze lodu sobie zażyczyła :) Marta

    OdpowiedzUsuń