Część 35 - Najlepsze lekarstwo to seks
Narracja (Kevin)
Nawet Jezus pił wino
Więc się napij z dziewczyną
A po kłótni najlepszy jest seks
Aleksander
do wczesnego rana siedział nad książką. Jakieś nowinki medyczne, lubił zgłębiać
temat. Zaczytał się i spać poszedł dopiero w chwili gdy za oknem zaczynało
świtać. Żałował, że odwołał wcześniejsze spotkanie z Amandą, ale naprawdę
trudno mu było z nią rozmawiać, była inna niż wszystkie. Według niego kobiety
były proste, a ta blondyna była niezwykle skomplikowana. Dziewczyna, o której myślał była piękna, wydawała się jemu aniołem piękności, a
może z tej niewiasty był demon. Seksualny z pewnością, ale jaka była jej dusza
– czysta, jak u niemowlęcia, czy czarna, jak u tego rudawego blondyna.
Mężczyzna obudził się w południe, popędził do kuchni i uznał, że to powinien
być dobry dzień, taki który pozwoli mu zapomnieć o wspomnieniach, które odżyły.
Udał się więc pod prysznic, lubił kiedy ciepłe krople odbijały się o jego
mięśnie i spływały powoli po jego ciele. Lubił, gdy wpadały mu do jego oczu o
szmaragdowym kolorze. Umył włosy korzystając z jakiegoś szamponu, który
niedawno kupił – polecenie Amandy. Sam nie wiedział, czemu jej słuchał, ale być
może coś do niej czuł i było to, być może coś więcej, niż taki zwyczajny pociąg
do seksu. Założył na nagie pośladki seledynowe bokserki, wiedział, że lubi ten
kolor, być może i tym chciał jej podświadomie sprawić przyjemność. Właściwie,
to ten facet chyba liczył na kolejną noc z nią, bo tylko podczas kochania się,
nie kłócili się ze sobą. To było straszne, ale jeszcze straszniejsza jest wizja
tych dwoje na zawsze przy sobie. Oboje to wiedzieli, zarówno ten rudawy
blondyn, jak i ta młoda kobietka w blond pasemkach. Dlaczego więc oboje
ciągnęli do ciebie niczym dwa magnesy? Oboje, przecież dostrzegali w tym
porażkę…
Minęła godzina od momentu, jak brał prysznic.
Wiedział, że ona już skończyła lekcje. Wstąpił do winiarni, po dobre, markowe
wino. Wiedział, że Amanda nie toleruje kiczu w niektórych przypadkach, a marka
wina należała do jednego z takich przypadków, podobnie, jak złoto – tolerowała
tylko białe i czasami czerwone. Kobieta bowiem była materialistką i nie kryła tego. Była też
piękna i zgrabna, tego także nie zamierzała ukrywać. Ona postępowała wręcz
przeciwnie, podkreślała jeszcze swoje atuty, takie jak kształtny tyłek, wypukłe
biodra, oraz idealny biust.
– Witam – powiedział, stając jeszcze za
progiem jej mieszkania.
– Cześć, Misiek – powiedziała i objęła jego
szyje, musnęła delikatnie jego wargi, ale on nie rozchylił ich w geście
pocałunku.
– Dlaczego ty jesteś w piżamie? – zapytał,
wchodząc do środka. Dopiero dostrzegł, że ta piżamka jest całkiem, całkiem.
Czerwona bluzeczka na ramiączka, w dotyku jak satyna, sięgała do połowy łydek.
– Nie byłam dziś w szkole, nie byłam w stanie
iść, od dwóch dni coś mnie łamie – wyznała ze smutną i zbolałą minką. – Podam
ci kieliszki, wino z pewnością mnie rozgrzeje – poleciła i pognała do komody,
by wyciągnąć z szuflady dwa kieliszki do wina. Normalne miała w kredensie, ale
te były wyjątkowe, takie jakby były z kryształu. Mężczyzna w tym czasie
odnalazł otwieracz w kuchni, wiedział już gdzie leży. Otworzył wino sprawnie,
jak zwykle. Już miał napełnić jej kieliszek, kierując się zasadą, że to
mężczyzna nalewa kobiecie, ale zatrzymał się na chwilę.
– Zażyłaś jakieś leki? – zapytał i rzucił jej
czujne spojrzenie.
– To jakiś lekarski nawyk? – dopytywała, ale
widząc jego ostrą minę postanowiła ten raz nie podejmować dyskusji, z której
mógłby wyniknąć konflikt. Tego dnia nie miała siły na sprzeczki słowne. – Nie,
nie brałam. Nienawidzę leków. Nigdy nie lubiłam, są gorzkie, wiesz? – zapytała
ironicznie i patrzyła na czerwoną, słodkawą jak krew ciecz, która spływała po
ściance jej kieliszka i zataczała taki ładny okrąg gdy wpływała na dno.
– Jeśli się źle czujesz, nie powinnaś pić. – Poinformował
ją.
– Daj spokój, sam mi nalałeś – rzuciła
lekceważąco i zrobiła łyk.
Podobał się jej jego strój. Zielony sweter,
rozpinany na szyi po boku, nie taki staromodny, ale też nie jak dla nastolatka.
Najbardziej nienawidziła młodzieżowego męskiego stylu, był według niej jak dla
gejów. Zmierzyła wzrokiem również jego buty – nie adidasy, a to już duży plus.
Kolejnym spojrzeniem oplotła jego włosy, były uczesane, zapewne nałożył gumę,
ale nie były postawione młodzieżowo na żel. Przyjrzała się też jego odzieży
wierzchniej, ale ciekawiło ją, dlaczego pierw otworzył wino, czemu nawet nie
pofatygował się zdjąć płaszcza.
– Sweter pasuje ci do oczu, a właściwie
dopiero będzie pasował. Zawsze one tobie ciemnieją po alkoholu – poinformowała
mężczyznę o tym, czego on sam wcześniej nie zauważył, a przecież patrzył na
siebie, w odbiciu lustra miliony razy. Aleks jednak nie patrzył w oczy, nie
potrafił, bał się tego, co w nich zobaczy. Spodziewał się, że będzie to
spojrzenie samego diabła przez to, czego dopuścił się tamtej letniej nocy z
przyjaciółmi, ale także przez to, czego dokonywał przez lata.
– Nawet tego nie zauważyłem – przyznał się
szczerze.
– Pewnie, bo wy, mężczyźni w ogóle nie
zwracacie uwagi na szczegóły. – Zarzuciła jemu tę drobną winę, nie spodziewając
się nawet, jaki może być powód jego niewiedzy.
Dziewczyna nadal siedziała na krześle,
opierała się plecami o ścianę, a lewy bok asekurowała oparciem owego krzesła,
po prawej zaś miała stół. Była tak drobna, że stopy mogła spokojnie położyć na
siedzeniu, co zresztą uczyniła.
– Dlaczego nie zdjąłeś płaszczu? – zapytała.
– Bo jestem przygotowany na to, że mnie
wywalisz – powiedział, ale bez wyrzutu, a z codziennym uśmiechem.
– O co ci chodzi? – zapytała, bo kompletnie
nie wiedziała, co on ma na myśli.
– Nie było chyba jeszcze takiego naszego
spotkania w historii wszystkich naszych spotkań, w którym nie byłoby choć
namiastki walki słowami – wyjaśnił.
– Postanowiłeś uciec zaraz po tym, gdy ta
walka się zacznie? – Zaczynała być dociekliwa i ciągle popijała wino, podczas
kiedy on stał z kieliszkiem tyłem do blatu kuchennego i opierał się o niego
łokciami.
– Echeś – odpowiedział.
– No to po prostu nie zaczynaj tej walki,
wtedy nie będziesz musiał wychodzić. – Zaproponowała takie rozwiązanie.
– Ja zaczynam, ja? To tobie wiecznie coś nie
pasuje – wytknął jej.
– A co mi niby nie pasuje!? – krzyknęła i
wstała energicznie z miejsca, odkładając kieliszek na stół z takim impetem, że
ułamała się mu nóżka, ale ona jakby tego nie zauważyła i jej dłoń z kielichem
wciąż podążała ku dołowi. Kielich także zarył o stół, prysnął w jej dłoni i
poleciała krew.
Mężczyzna w sekundę znalazł się przy
kobiecie, złapał za jej nadgarstek.
– Pokaż – rzekł delikatnie, ale jej dłoń
zacisnęła się niemal natychmiast w pięść i została wyrwana z jego uścisku.
Przycisnęła ją do brzucha i odwróciła się do niego plecami.
– Zostaw, sama sobie poradzę – odburknęła,
ale jednocześnie z jej oczu popłynęły łzy, bo poczuła mocne ukłucie. Dopiero
teraz zdała sobie sprawę, że wyrywając swoją dłoń z jego uścisku i zamykając ją
przed jego wzrokiem, zacisnęła w niej spory odłamek.
– Amanda, pokaż. Przestań się wygłupiać! –
warknął i odwrócił ją do siebie szarpiąc za jedno ramię. – Pokaż rękę – rzekł
rozkazującym tonem.
– Sama sobie poradzę – odpowiedziała tymi
samymi słowami, które słyszał przed chwilą.
– Jestem lekarzem, mogę chyba…
– Nie jestem twoją pacjentką, zostaw! –
krzyknęła i znów usiłowała się odwrócić do tyłu, ale bezskutecznie, mężczyzna
był bowiem silniejszy.
– Dlaczego nie chcesz przyjąć od nikogo
pomocy? – zapytał, ale odpowiedź nie padła. Widział jak zaciska jedną dłonią
drugą, jak krew kapie sporymi kroplami na podłogę i postanowił, że lepiej,
jeśli będzie miała go za skurwiela, za którego zresztą sam siebie uważał,
niżeli miałaby się jej stać krzywda.
Aleks martwił się o tę małą, pragnął się o
nią troszczyć, opiekować. Chciał dla niej jak najlepiej, wymagał sam od siebie,
by zapewnić jej bezpieczeństwo i ilekroć to do niego docierało robiło mu się
przykro z powodu przeszłości i różnicy wieku, jaka ich dzieliła – on był
trzydziestoletnim neurologiem, a ona siedemnastoletnią uczennicą renomowanego
liceum, które opłacała za pomocą sponsora, podobnie jak utrzymywała się z
pomocą tego samego mężczyzny, a może było ich kilku? Tego Aleks już nie
wiedział.
– Pokazuj, ale już! – rzekł stanowczo, a ona
widziała jego twarz rozmazaną, czuła się jakby zaraz miała omdleć. Mężczyzna
posadził ją na krześle, po czym zdjął stanowczo jej dłoń z ręki, by już jej nie
osłaniała. – Pss – syknął i odwrócił na moment twarz choć był przyzwyczajony do
krwi.
– Daj spokój, obandażuje i będzie ok –
stwierdziła, ale dobrze wiedziała, że on jej na to nie pozwoli. Uważała, że
każdy samiec od małego chłopczyka do starego dziadka uwielbia być bohaterem,
ratownikiem, kimś kogo w danym momencie nie można nikim zastąpić. Nienawidziła,
kiedy faceci czuli się tak pewnie, tak wyniośle…
– Wyjmę ci szkło, potem obmyjemy ranę, zobaczymy, jak to wygląda. Może
trzeba będzie szyć. – Na słowo „szyć” dziewczyna znów zacisnęła piąstkę i
próbowała wyrwać dłoń. On jednak pomimo, że kucał i czuł się chwiejnie po
lampce wina przytrzymał jej rękę bez ruchu, ale padł przy tym na kolana. –
Amanda jeśli będę się musiał z tobą szarpać, to uwierz lub nie, ale trzasnę cię
w twarz, ogłuszę i i tak zrobię swoje – zagroził. Na pozór wydawało jej się, że
nie byłby do tego zdolny, ale coś w jego oczach głosiło, że nie zawaha się w
tym momencie, dlatego ustąpiła. Potem był już tylko jej płacz i to jawny i
głośny, za co siebie nienawidziła. Nie lubiła siebie słabej, nie znosiła
okazywania tej swojej słabizny. Mimo tego, jednak łkała zarówno podczas
wyciągania szkła, jak i podczas przemywania rany. Potem mężczyzna podał jej
czysty, niewielki ręczniczek z łazienki i polecił by przycisnęła do rozciętej
ręki. Miał jej krew na spodniach, ale nie przejmował się tym, wykonywał
telefon. Odebrał jeden z jego kolegów, a Amandy dobiegło tylko słowo „szyć” i
wtedy rozpoczęła się prawdziwa histeria. Natychmiast wbiegła do łazienki i zamknęła
za sobą drzwi – nienawidziła igieł, nie na trzeźwo, nie tak głęboko, tatuaże,
to zupełnie co innego, a i wykonywane były w innym stanie i w ogóle było
inaczej – tak sobie to tłumaczyła. Mężczyzna wykonywał telefon w korytarzu i
nie zdążył jej zatrzymać, miał opóźniony refleks, bo i z jego podzielnością
uwagi bywało różnie z powodu przemęczenia.
– Co jest? – zapytał, stojąc pod drzwiami.
– Wyjdź! – powiedziała, i upewniła się, czy
przekręciła klucz w zamku.
– Amanda, nie wygłupiaj się. Zamówiłem już
taksówkę, podjedziemy na pogotowie. Raz, dwa i będzie po sprawie – zapewniał ją
spokojnym głosem, przykładając ucho do drzwi w oczekiwaniu na jej odpowiedź.
– Obędzie się bez szycia, już mi lepiej –
skłamała, bo czuła jak ręcznik coraz bardziej nasiąka krwią.
– Mam tego, kurwa, dość! – krzyknął. – Ile ty
masz lat, co? Prawie osiemnaście, czy osiem, do cholery!? – Tym razem jego
pięść uderzyła w drzwi. – Otwierasz natychmiast, czy nie? – zapytał gotowy na
wszystko.
– Nie – odpowiedziała głośno i pewnie.
– Odsuń się od drzwi – polecił, bo już
wiedział o swoim zamiarze.
Mężczyzna bez ceregieli uderzył łokciem
osłoniętym grubym swetrem i płaszczem w szybę od drzwi, było to takie małe
okienko u samej góry. Za pierwszym razem tylko lekko się potłukła, a za drugim
poleciała do środka. Przesunął komodę pod drzwi, stanął na niej by móc włożył
rękę do środka. Przekręcił klucz, po czym zabrał go z zamka. Dziewczyna
patrzyła na całą scenę z przerażeniem.
– Gdzie masz klucze do mieszkania? – zapytał,
ale nie doczekał się odpowiedzi. Zauważył je na taborecie stojącym między
kuchnią, a przed pokojem.
Sprawnym ruchem przerzucił sobie dziewczynę
przez ramię, a potem wyniósł z mieszkania, w tym samym skąpym stroju, w jakim
zastał ją na początku. Wyniósł ją na klatkę schodową i dopiero na parterze
postawił na ziemi. Szczerze żałował, że przed zamknięciem drzwi nie zauważył,
że jest boso, ale teraz było już za późno na powrót na górę. Zdjął swój płaszcz
i otulił nim dziewczynę., spojrzał w oczy i powiedział przez zęby:
– Milcz. – Nie było to zwykle polecenie, było
bardziej ostre, wręcz jak rozkaz, którego nikt nie ma prawa nie wykonać.
Taksówka już na nich czekała, doniósł ją do
niej przerzuconą przez ramię, jak poprzednio. Po czym bezceremonialnie rzucił
na tylnie siedzenie.
– Przepraszam ze niecodzienny strój… – Aleks
zawahał się przez moment, zastanawiał się nad odpowiednim słowem. – Narzeczonej
– w końcu się zdecydował, a Amanda wydała z siebie przedziwny odgłos znaczący
mniej więcej to samo, co słowa „nigdy w życiu”. – Na pogotowie proszę.
– Ale coś się stało? – dopytywał mężczyzna,
ustawiając taksometr i ruszając. Nie omieszkał również zerknąć na zgrabną
kobietkę siedzącą z tyłu, która pod płaszczem miała tylko cienką, czerwoną i
lekko erotyczną piżamkę.
– Tak, skaleczyła się szkłem.
– I nie było czasu się ubrać? – dopytywał
mężczyzna, a Aleks szczerze się zaśmiał.
– Gdyby miała jeszcze więcej czasu, to by się
już całkowicie zabarykadowała, tak, że bym jej nigdy z tej łazienki nie
wydostał. Moja przyszła żona śmiertelnie boi się igieł, a dłoń trzeba będzie
szyć – rzekł uprzejmym tonem i spojrzał na Amandę, która tym razem przy
„narzeczonej” darowała sobie mruknięcie, ale pokazała mężczyźnie w zielonym
swetrze środkowy palec wyciągnięty ku górze.
– Spokój, powiedziałem. I bez fochów, do
jasnej cholery, bo mnie za moment popamiętasz i to nie będzie sympatyczne
doświadczenie – zagroził Olek, co spotkało się ze wzrokiem taksówkarza, pełnym
dezaprobaty.
– Spokojnie, proszę pana, to tylko kobieta.
– I właśnie dlatego, że to kobieta, tak
trzeba. Spróbuj panie z nią inaczej, a nic pozytywnego nie osiągniesz. Ten typ
tak ma – wyjaśnił i spojrzał w szybę. Cała trójka nie odezwała się ani słowem
przez całą drogę.
Później wszystko potoczyło się szybko. Wąski,
długi korytarz, chciała iść nim sama, ale Aleks był akurat prawdziwym
mężczyzną, a tacy jak on, w życiu nie pozwolili by na taki wyczyn chorej
kobiecie z bosymi stopami, a tym bardziej na dodatek kobiecie osłabionej z
powodu utraty sporej ilości krwi. Zaniósł więc ją do gabinetu, usiadł pewnie z
rozstawionymi szeroko nogami, potem posadził ją między swoimi kolanami i mocno
przytrzymał w pasie, dociskając jedną z jej rąk do jej brzucha. To była ta
zdrowa ręka.
– Co ty wyprawiasz? – zapytała Amanda.
– Nie chcę cię znowu ganiać, niszczyć żadnych
drzwi i wybijać jakiś szyb – odpowiedział ze sztucznym uśmiechem, który był
pełny szczerej złości. – Nie wierć się, niewygodnie mi – dodał, a jego
przyjaciel, który akurat miał dyżur na pogotowiu uśmiechnął się przyjaźnie,
wchodząc do gabinetu.
– Nie przejmuj się, stary, nic jej nie
będzie. Nie musisz jej tak ściskać, nie stracimy jej – zażartował mężczyzna w
białym kitlu lekarskim.
– Ja ją ściskam, Michale, byśmy to ciebie nie
stracili. Waleczna z niej sztuka – zażartował Aleks, ale był przy tym śmiertelnie
poważny.
– Ej, ja nie mówię o was, przy was, w osobach
trzecich, a wy mnie traktujecie jak…
– Już spokojnie, Michał zaczyna szyć. Zamknij
Amanda oczy i się nie wierć, proszę – polecił i jedną ze swoich dłoni
przytrzymał jej nagi nadgarstek, bo jego płaszcz już został przez Michała
podwinięty, aż za jej łokieć.
– Mam ci dać naklejkę dzielnego pacjenta? –
zażartował Michał, a Amanda wytarła łezki w chusteczkę, którą ofiarował jej
Olek.
– Stary, jeśli ma wymiar tak metr na metr, to
uratujesz mi życie – rzucił Aleksander żartobliwie, bo właśnie przypomniał
sobie o wybitej szybie w drzwiach łazienkowych, w domu dziewczyny.
– Nie, takich dużych nie posiadam. –
Uśmiechnął się do mężczyzny i kobiety, którzy opuszczali jego gabinet.
– Zaniosę cię – zaproponował przyjemnym
głosem Aleks.
– Sama dam sobie radę.
– I nabawisz się zapalenia płuc? – zapytał. –
Nie ma mowy – sam sobie odpowiedział na jej pytanie, po czym wziął ją na ręce,
ale już nie przerzucił przez bark niczym worek kartofli, a pochwycił ją dłońmi
pod pośladkami, a ona oplotła jego biodra swoimi nogami, a ręce zaplotła na
jego szyi.
– Dziękuje – powiedziała cichutko i dała mu
buzi w policzek.
– Podziękujesz w domu – stwierdził szeptem.
– A
jak? – zapytała i przygryzła płatek jego ucha
– Ostro, wręcz nieprzyzwoicie, pikantnie, ale
na tyle, bym chciał się znów poparzyć, dobra? – zapytał, a ona poczuła jak się
uśmiecha, wiedziała to.
– Dobra, masz to jak w banku – zapewniła
trzydziestolatka, że spełni jego prośbę, a potem… potem, to dotarli do domu i wszystko
było idealnie, tak jak to oboje zaplanowali, z tym, że kieliszki już sobie
darowali… pili prosto z butelki.
Fajny jest Aleks w tej części może trochę brutalny ale taki opiekuńczy i wgl.
OdpowiedzUsuńNie będę się zbytnio rozpisywać co do tego rozdziału bo podobał mi się cały - bardzo. Bez jakichkolwiek zastrzeżeń. .
OdpowiedzUsuńI nareszcie coś długiego - w co można się wczuć. :)
No faktycznie Aleks wyszedł tu na despotę, ale inaczej Amanda urządziła by jeszcze większą histerię. A tak wszystko dobrze się skończyło . Wyobrażam sobie minę kierowcy taksówki, to musiało komicznie wyglądać jak Aleks przyniósł Amandę jak worek kartofli i wrzucił do samochodu no i trzeba zaznaczyć , że Amanda miała na sobie trochę niewyjściowy strój.
OdpowiedzUsuńAleks się martwił o Amandę dlatego tak gwałtownie zareagował na jej histerię.Marta
OdpowiedzUsuń