Amanda (Magdalena)
Była niedziela. W niedzielę zawsze rano odwiedzał mnie
Hubert. Tego dnia również nie było inaczej. Dzień wcześniej zapobiegawczo
powiedziałam Aleksowi, że śpię u koleżanki, by czasem nie wpadło mu do głowy odwiedzenie
mnie z samego rana.
– Prezent z delegacji?
– Tak, proszę. – Wręczył mi sporej wielkości czerwone
pudełeczko.
– Nie jestem pewna czy mogę to przyjąć – wyznałam, nie
otwierając go.
– To onyksy, nie brylanty, więc śmiało możesz – odparł z
niebanalnym, szczerym, wręcz przyjacielskim uśmiechem.
– No to w takim razie dziękuję – powiedziałam i otworzyłam
pudełko, a moim oczom ukazał się cały komplet biżuterii. Kolczyki, pierścionek,
bransoletka i kolia. Wszystko zawierało w sobie kamienie onyksu. – To srebro? –
zapytałam jakby rutynowo.
– Nie, wiem jak bardzo kochasz białe złoto, więc nie
ośmieliłbym się dać ci srebra – powiedział, całując mnie po szyi i zabrał mi
mój prezent z dłoni po to, by odłożyć go na blat.
– Hubert, nie całuj chwilę. Muszę ci coś powiedzieć –
zaczęłam i wbiłam wzrok w jego bladopomarańczową koszulę, która kompletnie na
nim nie leżała, kolor wyjątkowo do niego nie pasował. – Nie możesz już tu
wpadać, nie zapowiedziawszy się wcześniej.
– Dlaczego mam nie całować kobiety, która prezentuje się
przede mną w samej skąpej bieliźnie? Zaczekaj, co ty tam mówiłaś dalej, że mam
nie wpadać bez zapowiedzi, czemu?
– Bo chcę mieć też swoje prywatne życie i sobie je ułożyć.
Tak jak wcześniej, godzę się na pięć spotkań w miesiącu, wszystko jest tak jak
wcześniej, ale wcześniej musimy się umawiać telefonicznie lub smsem.
– Coś dużo tego wcześniej. Masz kogoś? – zapytał.
– Tak, ale to tylko chłopak. Nie sypiam z nim, jeśli o to
pytasz – skłamałam w żywe oczy.
– Chłopak i nie sypiasz? – zdziwił się.
– Warunkiem postawionym z twojej strony było to, bym była
tylko i wyłącznie twoja, dlatego mówię zakochanemu głupkowi, jaka to jestem
pobożna i że zamierzam poczekać ze swoim wianuszkiem do ślubu.
– Przebiegła bestyjka. Bogaty chociaż?
– Lekarz.
– Specjalizacja?
– Neurolog.
– Dobry zawód, chwytaj się go, ale pamiętaj, jeszcze dwa
lata należysz do mnie, taka była między nami umowa.
– Ustna umowa – sprostowałam.
– Zawierzyłem w twój honor i w to, że mnie nie okłamiesz w
żywe oczy.
– Nie kłamię, jeszcze dwa lata będę tylko twoja, a teraz
chodźmy do sypialni, bo czas nagli.
– Dokąd ci się tak spieszy? Jest piąta rano – stwierdził,
podczas gdy ja rozpinałam jego koszulę.
– Później idę do pracy – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Jakiej?
– Legalnej i przyzwoitej, nie zadawaj tyle pytań, tylko
chodźmy już do mety.
Fragmenty komentarzy ze strony "Historia pięciu par":
Fragmenty komentarzy ze strony "Historia pięciu par":
Arletta
15 marca 2012 22:36
Ech, a sądziłam, że Aleks jednak coś jej wytłumaczył teraz trzeba tylko czekać jak się dowie i ją spierze, bo w sumie to jej się należy
Odp.:
Samuel
15 marca 2012 22:44
I uważasz, że Aleks by tak potrafił sprać kobietę?
Iwan
16 marca 2012 00:42
Ja uważam, że by potrafił. Jednak to tylko moje prywatne odczucie. Według mnie każdy zdradzany mężczyzna potrafiłby uderzyć kobietę i nikt nie ma prawda go za to źle oceniać, bo wtedy wszystko jest jej winą.
Anonimowy
17 marca 2012 15:16
Zdrada jest jej winą, ale to, że on nad sobą nie panuje już nie. W takim układzie można powiedzieć, że jakby ją zabił, to też z jej winy. Ciekawe czy jak on by zdradził, to jej dawalibyście takie samo prawo? Zdrada to zdrada.
Tychon
17 marca 2012 15:50
Iwan napisał nie zabił, czy zbił, a uderzył. Uderzenie to nie to samo co zabicie, i nie było mowy o utracie panowania nad sobą.
Fragmenty komentarzy ze strony "Historia kilku par":
Little Selkie
21 czerwca 2012 09:35
Hmmm... czy Amanda nie wie, że ludźmi nie wolno się bawić?
To się nie może dobrze skończyć...
Hubert potrafi świetnie udawać,że nic nie wie o jej zdradach.
OdpowiedzUsuńAmanda powiedziała Hubertowi,że mają się spotykać po wcześniejszej zapowiedzi telefonicznej w sumie tylko po to aby Aleks się nie dowiedział.Marta
OdpowiedzUsuńHubert tak bardzo pragnie młodego ciała swojej utrzymanki, że woli udawać, że nie wie o innych. No przynajmniej do momentu, do którego nie spotyka się z rywalem twarzą w twarz.
OdpowiedzUsuń