sobota, 16 listopada 2013

Część 95 - Stępelki

Część 95 - Stępelki
Aleksander (Samuel)

Tej nocy to nawet nie mieliśmy siły uprawiać seksu. Ja byłem wykończony zabawami z chłopakami, a Amanda była padnięta bo odrabiała zadania domowe na jutrzejszy dzień i była ich cała masa.
– Dziękuje, że jesteś tu za mną – rzekła nagle Amanda i przytuliła się mocniej do mnie.
– Skąd u ciebie taka nagła wylewność? – dopytywałem. Dałem jej całusa w czubek głowy.
– Po prostu ci dziękuje, co w tym dziwnego?
– Wierz mi, w twoim przypadku to dziwne.
– Chcesz się kłócić.
– Nie, nie chcę. Tylko, Amanda, czy ty naprawdę nie chcesz tego wszystkiego?

– Czego? Rodziny?
– Tak – odpowiedziałem.
– Może kiedyś. Jedno, córeczkę, ale to po trzydziestce. Nie mogę skończyć jak moja matka.
– Ale przecież przy mnie nie skończyłabyś jak…
– Skończyłabym, Aleks.
– Skąd taka pewność?
– Dobranoc.
– Unikasz tematu – zarzuciłem jej.
– Nie, po prostu chce spać.
– W takim razie dobranoc.
I to był ten moment, w który miałem ochotę ją udusić. Przecież rozmowy po coś są, nie można ich zbywać. Amanda niestety tego nie rozumiała, a ja byłem zbyt zmęczony by jej to wyjaśnić.
Rano ja smarowałem kanapki, a Amanda kroiła wędlinę. Właściwie to byliśmy całkiem zorganizowani. Nawet wspólnie przygotowywaliśmy chłopakom drugie śniadanie do szkoły. Ja zamieniłem się dyżurami, by te trzy dni mieć wolne i by Amanda mogła chodzić do szkoły.
– Panowie dochodzi za piętnaście ósma. Znowu się spóźnicie – powiedziała do chłopców.
– I co z tego? – zapytał Paweł.
– Będziesz miał obniżone sprawowanie.
– Mama nam zawsze usprawiedliwia – stwierdził chłopiec. Nie wyglądał na przejętego, a już z pewnością się nie spieszył.
– Ja nie jestem mamą.
– To Aleks nas zawiezie, będzie szybciej – zawołał uradowany Piotrek.
– Nie! – krzyknęła Amanda.
– Ale ja mogę… – zacząłem. Właściwie nie robiło mi to żadnych problemów by ich zawieźć, skoro mieliby się spóźnić.
– Powiedziałam nie! To nie może być tak, że wstają przed ósmą, potem szukają zeszytów, kredek, a potem ty ich odwozisz, albo matka usprawiedliwia. Francuskie pieski. Muszą się w końcu nauczyć odpowiedzialności.
– Amanda. Oni mają po sześć lat.
– Za dwie minuty was widzę gotowych do wyjścia! – warknęła.
– Ale… – zaczął Piotr.
– Nie dyskutuj ze mną. Proszę śniadanie i wynocha. Szkoła jest za rogiem – powiedziała do Piotra. – Ty też trzymaj śniadanie, tylko nie zapomnij, bo będziesz głodny, a Aleks nie będzie ci dowoził, uprzedzam. – Tym razem słowa skierowała do Pawła.
– A co ty jesteś na nich taka cięta.
– Walczę z terrorem, muszę być twarda. Igor, jedz siedząc, a nie chodząc, bo ci za moment w dupę strzelę.
– Może łatwiej by go było tak nakarmić? – zapytałem.
– On ma prawie dwa lata, umie trafiać łyżeczką do buzi, zapewniam ja ciebie.
– Starczy mi samo zapewnienie, bylebyś nie krzyczała.
– A co boisz się? – zapytała z uśmiechem i usiadła mi na kolanach, podczas gdy chłopcy wpakowywali opakowania na śniadanie do plecaków.
– Ciebie, takiej władczej, muszę przyznać, że nieco onieśmielasz.
Amanda musnęła mnie w czoło, potargała po włosach.
– Jak oni wyjdą, to będziemy mieli jeszcze całe osiem i pół minuty dla siebie – wyszeptała mi do ucha.
– Sprawie, że to będzie najlepsze osiem minut w twoim życiu – zapewniłem ją. – Chłopaki, no szybciej! – krzyknąłem na Piotra i Pawła, bo w sumie to było mi na rękę, gdyby się szybciej uwinęli.
– Piotrek weź czapkę. Paweł nie zapomnij szalika – przypominała im Amanda.
– A co będzie na obiad? – zapytał jedne z tych klonów. Teraz to już nie wiedziałem, który jest który bo podczas ubierania odzieży wierzchniej się tak jakby wymieszali.
–  Nie wiem, bo ja mam szkołę do siedemnastej. Olek zostaje w domu.
– Frytki ze schabowym pasują? – zapytałem.
– Wolę piersi z kurczaka – oznajmił jeden.
– No to będą – zapewniłem, wiedząc, że takie małe dzieci i tak nie odróżniają schabowego w panierce, od piersi kurczaka w panierce.
– Tylko musisz iść na zakupy, wiesz o tym? – zapytała Amanda. – Bo jest wszystko, tylko nie ma frytek.
– Domyślam się, po fakcie niestety – odrzekłem.
– Tylko o Igorze nie zapomnij i umyj go przed wyjściem, tylko nie całego, bo się zaziębi. Buzie i ręce. I ubierz go ciepło.
– Amanda, poradzę sobie – zapewniłem. – Oni wyszli – dodałem, gdy usłyszałem trzaśnięcie drzwi.
Zbliżyłem swoje usta do jej. Usiadła na mnie okrakiem i przez chwilę oddaliśmy się tej chwili namiętności zapominając całkowicie o Igorze, który niespodziewanie zjawił się przy nas.
– Stępluje! – zawołał z radością i dotknął Amandy białej bluzki. Zostawił na niej plamę w kształcie swojej rączki.
Rozejrzałem się po kuchni i pokoju i byłem w wielkim szoku. W jaki sposób on to dokonał w tak, krótkim czasie? Nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Wiedziałem jednak, że ścieranie tych stempelków ze ścian i mebli zajmie mi więcej niż godzinkę.
– Igor, coś ty do cholery narobił!? – krzyknęła na niego Amanda.
Niespełna dwuletni chłopiec zrobił zafrasowaną, lekko oburzoną minę. Zapewne było mu przykro, że nikt nie podziwia jego dzieła sztuki. Amanda chwyciła go za ramie ciągle siedząc mi na kolanach i podniosła drugą rękę ku górze. Pochwyciłem jej dłoń za nadgarstek, zanim zdążyła opaść na pośladki Igora.
– No… – zaczęła.
– Nawet nie próbuj. To dziecko, i tak nie zrozumie. Idź to spierz, wysusz suszarką do włosów. Ja to potem posprzątam wszystko.
– Ale…
– Żadnego, ale. Już. Nikt nie będzie bił tak słodkiego dziecka na moich oczach.
– Twój ulubieniec, co? – zapytała schodząc z moich kolan i idąc w kierunku łazienki.
– Pewnie, że tak. W końcu całą noc królewicza nosiłem na rękach.
– Nie spał?
– Nie. To bardzo towarzyskie dziecko jest – oznajmiłem i wziąłem małego na kolana.
– Igor, twoja siostra pójdzie, a my to będziemy wycierać.
– Dywan? – zapytał i dotknął moich polików tymi swoimi brudnymi rękoma.
Zamknąłem oczy i powstrzymałem złość. Właściwie to nie była złość, a takie osłabienie niemal całkowite.
– Tak, dywan też. Wszędzie gdzie są twoje rączki.
– Moje stępejki? – dopytywał.
– Tak.
– Aje fajnie! – zawołał uradowany i klasnął w dłonie. Potem dotknął mojej brody, co Amanda skwitowała słowami:
– Ale jesteś kolorowy.
– Zostaw tylko klucze i leć już bo tak na nich wrzeszczałaś, a za moment sama się spóźnisz.

– Chętnie wyjdę z tego domu wariatów – oznajmiła. Dała mi całusa w policzek. Igorowi także. – Powodzenia chłopaki – dodała.

4 komentarze:

  1. Amnda nieźle sobie poradziła z bliźniakami.Widzę,że Igorek ma nowego obrońcę;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Igor pokazał swoje talenty artystyczne ;) Lubie Aleksa w towarzystwie całej trójki tych brzdąców.

    OdpowiedzUsuń
  3. Igorek i stempelki. Amanda nadawałby się na matke dobrze się zajmuje braćmi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Amanda broni się, przed myślą, ze mogłaby by mieć rodzinę, dzieci. Ale tak naprawdę, to ona tego chce. Świetnie sobie radzi w opiece nad braćmi, nie można tez zapominać o tym , ze Olek jej pomaga, stworzyli niezły duet.

    OdpowiedzUsuń