niedziela, 24 listopada 2013

Część 110 - Zwyczajnie




Aleksander (Samuel)

Siedziałem z Amandą w pokoju hotelowym. Stwierdziłem, że będzie jej łatwiej w obcym miejscu niż w miejscu gdzie Hubert ją skrzywdził... w miejscu gdzie ja pozwoliłem ją skrzywdzić. Ja również nie miałem ochoty spać w tym samym łóżku, w którym oni to z sobą robili za moimi plecami. Wystarczająco długo już to znosiłem.
– Mam nadzieję, że do następnej niedzieli damy radę się tam wprowadzić, powinni już wyrobić się z jednym pokojem i kuchnią, a resztę to mogą tworzyć jak już tam będziemy – wyjaśniłem.
– Nie ma sprawy. Dostałam wiadomość od Majki, Weronika, nasza koleżanka od wagarów ma dziś ten wernisaż. Całkiem o tym zapomniałam – powiedziała, patrząc w ekran telefonu komórkowego.
– Pójdziemy? – zapytałem.
– Jakoś nie mam ochoty.
– Na kilka chwil chociaż, będzie jej miło – powiedziałem delikatnym tonem.
– Dobra, tylko się przebiorę, a ty założysz marynarkę. Powinnam też zrobić paznokcie, ale nie wiem czy zdążę.
– Wpadniemy do Majki, ona robi kurs, ma wszystkie potrzebne materiały, a ja i tak muszę wpaść po brązową marynarkę, bo ty pewnie idziesz w tej złotobrązowej sukience tak?
– Tak, lubię ją. Zrobię tylko makijaż i trochę podkręcę włosy i możemy jechać do Majki. Zadzwonisz do Patryka w tym czasie albo do niej i jej powiesz? – zapytała.
– Tak, zadzwonię do kogoś jeszcze.
– Do kogo? – dopytywała.
– Do Kamila, powinien tam być, bo i Dominika będzie. Wydaje mi się, że on nadal coś do niej czuje, choć nigdy się do tego nie przyzna.
– Jeśli dasz radę go przekonać, to byłoby cudownie – powiedziała i pocałowała mnie w policzek z entuzjazmem.
– Łał, robimy postępy – stwierdziłem. – Pójdziemy jutro na pizzę? Teraz już numer osiem chyba.
– Nie, nie osiem, a siedem dopiero – poprawiła mnie. – Aleks… – zaczęła.
– Co, mała? – zapytałem i przybliżyłem się do niej.
– Jesteś naprawdę kochany, wiesz. Jednak ja…
– Spokojnie, mała, mogę cię przytulić? – zapytałem, by mieć pewność, że nie wróci do niej przez to wspomnienie Huberta.
– Tak, ty możesz – powiedziała i wtuliła się we mnie.
– Posłuchaj mnie teraz. Wszystko się na pewno ułoży. Tylko mi zaufaj. Nie musisz wszystkiego od razu, daj mi zdobyć twoje zaufanie.
– Ja twojego nigdy nie zdobędę, prawda?
– Nie ma czegoś takiego jak nigdy. Kiedyś mówiono, że ludzie nigdy nie będą latać i co? I mamy samoloty, balony, helikoptery. Nie wiem więc jak będzie, ale nigdy nie mów nigdy i nigdy nie mów nie uda się, bo to czy się uda zależy tylko od nas.
– Ok, pójdę się już szykować.
Reszta już poszła sprawnie. Pojechaliśmy do Majki i Patryka, bo teraz mieszkanie było ich. Kamil tam praktycznie nie bywał, a większość swoich rzeczy zabrał do pracy i domu. Oboje byli gotowi, Majka poświęciła jeszcze godzinkę na zrobienie Amandzie paznokci, a ja z Patrykiem wypiliśmy po drinku – whisky z coca–colą.
– Dobra, skąd masz? – zapytałem.
– Od teścia. Pogodziłem go z jego córką, dostałem w prezencie. Poczęstowałbym cię większą ilością, ale jeszcze musimy dojechać na ten wernisaż – odpowiedział Patryk, który w różowej koszuli wcale nie przypominał tego chłopaka, którego znałem.
– Załóż marynarkę! – poleciła Majka tak głośno, że usłyszeliśmy ją pomimo, że była w salonie, a my w pokoju. – Tylko tę popielatą! – dodała.
– Widzisz ,jak się kobieta rządzi – powiedział i podszedł do szafy w celu wyciągnięcia marynarki.
– Nie mów Amandzie o tym, że wypiliśmy ten łyk alkoholu. Głupio by było, bo prawiłem jej kazanie na temat prowadzenia po alkoholu, a wychodzi na to, że teraz sam będę tak prowadził.
– Ona prowadziła jeszcze bez prawa jazdy, z tego co słyszałem – przypomniał mi Patryk.
– A no tak, chwaliła się? – zapytałem.
– Pewnie – powiedział z uśmiechem. – Co z nią ostatnio nie tak? Kłócicie się?
– Ma problemy w szkole i w domu – wymyśliłem na miejscu.
– A jak budowa, prawie skończona, widziałem. Przejeżdżałem ostatnio – powiedział ze szczerym uśmiechem.
– Tak, na następną niedzielę powinno dać się tam wprowadzić.
– Amandę bierzesz z sobą? – zapytał.
– Pewnie, że tak – odparłem.
– A co ze stajniami i tym takim stajennym albo gospodarzem? – zapytał.
– Mieszkają już w tym małym domku. Stajnie są, ale koni jeszcze nie ma.
– Spełniasz swoje marzenia – oznajmił. – Mam nadzieję, że mnie kiedyś zaprosisz na wspólną jazdę, jako dziecko ojciec mnie zmuszał, bym chodził na jazdę konną, chętnie sprawdzę czy jeszcze potrafię.
– Nie ma najmniejszego problemu. Myślałem też o otworzeniu szkółki jeździeckiej, córka sąsiada kiedyś uczyła, a druga chętnie by pomogła.
– Takiej szkółki dla dzieci? – dopytywał się Patryk.
– Tak, może uda mi się kiedyś własne dzieci zarazić taką pasją.
– Chcesz mieć dzieci?
– Za około pięć lat najwcześniej, póki co nie planuję – przyznałem szczerze.
– Obiecuję, że jak otworzysz tę szkółkę, to będę tam podsyłał moje własne dzieci, kiedy już wreszcie namówię Majkę, by odrzuciła antykoncepcje. Bo wiesz, skoro ja musiałem umieć jeździć konno, to czemu oni mają mieć lepiej – powiedział z ironicznym uśmiechem.
– W sumie racja, może im się kiedyś taka umiejętność przyda. Podobnie jak szkoła tańca, gry na instrumencie czy jakieś zajęcia plastyczne. Tylko według mnie dziecko powinno się rozwijać w tym kierunku, w którym idzie mu najlepiej. Chodzi o to, by robiło to chętnie, a nie było przymuszane.
– Boże, jakie dojrzałe stwierdzenie.
– Idziemy już? – zapytała Majka. – Mężczyźni pośpieszcie się! – dodała.
– Już, już idziemy – odpowiedział Patryk.
– Lepiej ci w tym kolorze – stwierdziłem, gdy dostrzegłem Majkę w różowej sukience i nowej fryzurze. – Przepraszam, ale naprawdę dopiero dostrzegłem zmianę – przyznałem szczerze.
– Dziękuję. Patrykowi się nie podoba, wolał mnie w rudych i nawet tego nie ukrywał – poskarżyła się.
– Nie powiedziałem, że lepiej ci w rudych, czy nawet, że wolałem cię w rudych, a tylko tyle, że do tamtej twojej fryzury się już zdążyłem przyzwyczaić i że ciężko mi teraz będzie się odzwyczaić i przestawić na tę, a zanim to zrobię, ty pewnie jeszcze z kilka razy fryzurę zmienisz, więc nawet nie zdążę się przyzwyczaić. Tylko tyle powiedziałem, więc proszę nie przeinaczać moich słów.
– Człowieku, ale się rozgadałeś. Monolog po prostu. Ludzie referaty krótsze piszą – stwierdziłem.
– Skąd wiesz?
– Mamy praktykantów w klinice.
– Możemy już iść? – zapytała Majka i demonstracyjnie tupnęła nogą na wysokich obcasach, a Patryk pochwycił ją bo o mało nie upadła przez to na płytki.
– Uważaj – powiedział ostrzej do dziewczyny.
– No bo wy za dużo gadacie, jak takie dwie baby na targu. – No to nas kobietka nieźle porównała.
– Zgadzam się, mężczyźni dużo więcej plotkują i dużo częściej obgadują innych niż kobiety – poparła ją Amanda.

– Dobra, lepiej już chodźmy, bo jesteśmy już spóźnieni – powiedział Patryk, chwycił Majkę pod bok i wyprowadził za drzwi mieszkania, po czym wrócił się po zapomniane klucze.

2 komentarze:

  1. Aleks chciał ją mieć na własność.Amanda go nie zostawiła,bo go pokochała mimo,że niw chcę tego przyznać.Gdyby go nie zdradzała pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej.Nie wydaje mi się żeby miała do niego żal.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aleks porównał kiedyś Amandę do luksusowego auta, którym nie chce się dzielić z innymi.Nie chciał się dzielić swoją kobietą, a wiedział że go zdradza i postanowił dać jej nauczkę. A ona nie ujawnia, że zna prawdę, w pewnym sensie ma chyba żal do siebie i myśli, że gdyby nie zdradzała to by tak z nią nie postąpił. Z drugiej strony nie ujawnia, że o wszystkim wie, bo chce mieć kartą przetargową i kiedyś w razie potrzeby wykorzystać to przeciwko Olkowi.

    OdpowiedzUsuń