Część 46 - Utrzymanka i playboy to dobrzy i pomocni ludzie?
Damian (Adrian)
Wyszedłem, włóczyłem się, dotarłem pod bramę. Kamienicę w
której mieszkała Karolina, ale nie miałem dziś ochoty jej widzieć. Ruszyłem
więc dalej, tu dzielnica była troszkę lepsza, troszkę dalej miasta, ale też
taka slamsowa raczej. Ujrzałem nagle ją, jak wchodziła do klatki,
przyspieszyłem kroku, ostatnie dwa pobiegłem i dotknąłem jej ramienia.
– Damian? – jej zdziwienie było autentyczne.
– Amanda? – sparodiowałem jej ton.
– Co cię sprowadza? Skąd wiesz, gdzie mieszkam? –
zasypywała mnie pytaniami.
– Nie uwierzysz, ale to przypadek.
– Masz racje, nie uwierzę. – Stała opierając się tyłkiem o
brudną cegłę, z której zbudowany był cały budynek.
– Masz w domu jakiś alkohol? – zapytałem bezo grudek.
– Jakieś wino wytrawne, by się znalazło, może kilka piw, a
co masz ochotę się ze mną napić?
– Miałbym ochotę z tobą zjeść, ale nie chciałbym się
zapchać więc popitka…
– Właź, ale uprzedzam, że ja nie gotuje, bo nawet nie mam
pomysłu, a i ograniczenie lodówkowe – oznajmiła.
– To zamówimy, jakie jest twoje ulubione danie? –
zapytałem zmierzając za nią schodami do góry.
– Pizza – odparła, ale potem trzeba ją spalić. – Tym razem
celowała już kluczem do zamka, a ja trzymałem rękę nad jej ramieniem, ustami
dotykałem niemal jej szyi, czuła mój oddech. To jak na nią reagowałem ją
dowartościowywało, było to widać.
– Mogę ci pomóc z tym spalaniem…
– Przez ciebie to co najwyżej spalą mnie na stosie –
zażartowała. – Właź do środka – dodała i otworzyła przede mną drzwi.
– Nie, panie przodem.
– Ja jestem za równo uprawnieniem.
– Nigdy bym sobie tego nie wybaczył, gdybym wszedł przed
tobą. Choćbym miał w tym progu paść, to nie przejdę przed kobietą.
– Wkurwiasz mnie. – Tupnęła teatralnie nóżką, ale wlazła
pierwsza, więc ja zamknąłem drzwi.
Ten wystrój mieszkania podobał mi się o wiele bardziej.
Klimatyczny, ciemny przedpokój z latarnią na ścianie. Nie była to taka wisząca
latarnia, co to to nie, była stojąca i namalowana, nierealna, ale wyglądająca
tak rzeczywistnie.
– Dzieło Domki – rzuciła Amanda zdejmując jeden ze swoich
butów. – Rozbieraj się i zapraszam do… właściwie to tutaj, bo w gościnnym mam
bałagan.
– Masz dwa pokoje? – dopytywałem.
– Tak, ale maluśkie, zresztą rozejrzyj się jak chcesz, a
ja wstawie wodę na herbatkę, bo zmarzłam. Lubisz cynamonową?
– Może być! – odkrzyknąłem.
Rozejrzałem się, bo skoro pozwoliła to czemu by nie.
Rzeczywiście miała niemały bałagan w salonie. Na obydwóch kanapach leżały
poprzewieszane rzeczy, nie tylko damskie, nawet nie tylko męskie, ale i
dziecięce, raczej chłopięce. Kanapy były raczej skromne, niedrogie, ale ładne,
brązowe. Stały takie dwie bokiem do telewizora i naprzeciw siebie, między nimi
stół. Trochę przestrzeni było wolnej, ale zawalonej kartonami.
– To pociąg, robiłam z braćmi – oznajmiła, stając za moimi
plecami.
– Aha stąd te pudełka po butach i…
– Tak, to wagony – odpowiedziała zanim zdążyłem zadać
jakiekolwiek pytanie. – Chodźmy lepiej tam – zaproponowała i wskazała na drugie
drzwi były obok tych w których staliśmy.
– No tu jest znacznie czyściej – odparowałem, ale poczułem
się jednocześnie jakbym stał jedną nogą w burdelu.
Granatowe zasłony, czarna tapeta, granatowa farba na
ścianach, łóżko okryte niebieską satynową narzutą…
– Złoże, to kanapa – zaproponowała.
– Nie, nie ma potrzeby.
– Ja mówię, że jest – oponowała i podeszła do łóżka.
– Ale ja nie o tym, na pufie mogę usiąść. – Były takie
kostki, niebieskie, pikowane, z pluszowego materiału, a pomiędzy nimi mały
biały stoliczek, jakby dziecięcy do rysowania, ale był lakierowany i idealnie
pasował do reszty. Nawet do biało–czarnej nowoczesnej komody.
– Dobra, skoro tak wolisz, to nawet i lepiej, nigdy go nie
składam. Możesz jeszcze zobaczyć kuchnie, ale ostrzegam, że się ledwo kupy
trzyma. Lodówka, stare szafki, nic wielkiego.
– Jak na twój wiek to i tak sporo – stwierdziłem siadając
na pufie, a ona usiadła na łóżku, tak bokiem, by oprzeć się o ścianę. – To co
zamówić? – zapytałem wyjmując telefon.
– Pizzę, masz numer, czy dać jakiś? – dopytywała.
– Jakiś tam mam, znajdziesz to wino i kieliszki?
– Pewnie. – ruszyła tyłek do komody, otworzyła ją i
kieliszki znalazły się na stoliczku, a wino wyjęła zza łóżka.
– Masz tam całą bimbrownie? – zażartowałem.
– Nie, tylko jakieś osiem butelek – odrzekła.
– Alkoholiczka?
– Nie, nigdy nie pijam sama wina, to byłby szczyt
alkoholizmu i autentyczna pogarda moja kobiecością.
– Zawsze masz partnera? – zapytałem kiedy podawała mi
butelkę i korkociąg, który wisiał na gwoździu, na ścianie.
– Otwórz lepiej i nalej.
– Nie potępiam cię – wyznałem miękko.
– Wiem, lubisz salami?
– Lubię, to z salami?
– Ser, pieczarki, salami, mogą być inne dodatki też.
– To już zamawiam – odpowiedziałem i wyjąłem z kieszeni
telefon, wykonałem połączenie. Trwało to chwilę, aż w końcu usłyszałem:
– Do godzinki będziemy.
– Elitarne liceum? – zapytałem bo w moje oczy rzucił się
jej niebieski mundurek szkolny.
– Wysokie ambicje. Koszulka z fakiem, też ładnie,
pierdolisz świat, politykę, system, czy wszystkich?
– Tylko tych co sobie zasłużą.
– Zbuntowany chłoptaś, którego każdy centymetr krzyczy,
nie zbliżajcie się do mnie bo mogę pogryźć – oceniła moją skromną osobę, po
czym wyminęła mnie i załączyła muzykę z laptopa, który był podłączony pod
głośniki by dać lepszy efekt dźwięku. I dawał zajebisty efekt, bo głośników
było kilka.
– Coś ty taki dzisiaj przygaszony? – zapytała, a piosenka Kombi – Pokolenie
panowała w całym pokoju, ale nie na tyle głośno bym nie słyszał co mówi.
– Zawsze taki jestem.
– Racja, przebojowy, ale powolny, to takie kłócące się z
sobą – wypaliła oparta o komodę.
– Stateczna, zdolna uczennica, ale taka nakręcona, to też
nie idzie w parze.
– Ja akurat jestem pełna sprzeczności – przyznała. –
Jednak ciebie coś dziś trapi, co to takiego?
– Nie znasz mnie, aż tak dobrze, by wiedzieć, że coś mnie
trapi! – krzyknąłem.
– A jednak wiem, ale jak nie chcesz to nie mów – wypaliła
i przełączyła utwór. – Nie lubię Kombi – stwierdziła z grymasem na twarzy.
– Ty też jesteś dziś inna, dlaczego? – zapytałem.
– Jak jestem za miła, to zawsze mogę to zmienić –
odpowiedziała.
– Lepiej nie, może zatańczmy – zaproponowałem.
– Jeśli chcesz, znasz to?
– Kojarzę – odpowiedziałem i wstałem by złapać jej dłonie w
swoje. Zaczęło się Tu i teraz Dawida
Podsiadło i Tatiany Okupnik.
Widzę Cię pierwszy raz,
a jakbym znał już Twoją twarz.
Tyle ludzi tutaj jest,
ja tylko Ciebie widzę.
Nawet nie spodziewałem się, że Amanda zna tekst, ale jak
zaczęła słowami:
– Prawie wszystko różni nas,
a tak się dobrze spędza czas.
Nie ma co tłumaczyć się,
co nam się dzieje każdy wie.
Postanowiłem więc pójść jej śladem:
– Żałuję, że to nie ja będę z Tobą budzić się
Niedobrze dobrali nas, ale tu i teraz potrzebuję Ciebie,
tylko Ciebie chcę.
Trudno zrozumieć, że właśnie Ty
poprzewracałaś w głowie mi.
– Spóźniony Ty, za szybka ja,
komuś na górze nie wyszedł plan.
Żałuję, że to nie ja będę z Tobą budzić się
Niedobrze dobrali nas, ale tu i teraz potrzebuję Ciebie,
tylko Ciebie chcę. – wyśpiewała Amanda.
– Nie mogę uwierzyć, że
tak ciągle za mało Cię.
Razem:
Nie mogę uwierzyć, że tak bardzo mocno..
potrzebuję Ciebie.
Potrzebuję Cię. – dokończyliśmy już razem.
– Właśnie, ciekawe kto nas tak dobrał i czyja to sprawka?
– zastanawiała się na głos Amanda kiedy ja napełniałem kieliszki, bo wcześniej
tą czynność przerwałem by tańczyć.
– Nie wiem – wyznałem.
– Może ci na górze.
– Ojciec mawiał, że ten na górze jest jeden – powiedziałem
tak jakoś samoistnie. Wyrwało mi się po prostu.
– A mój mawiał, że Bogiem jest pieniądz – rzekła smutno i
przyciszyła, nie siebie, a muzykę.
– Nie kochasz go? – dopytywałem i usiadłem na łóżku z
kieliszkiem wina.
– Nie, czekam aż zdechnie by nie iść nawet na jego
pogrzeb. Gdybym wiedziała, że to się nie wyda, że mnie nie złapią, nie wpadną
na pomysł że to ja to bym gnoja zabiła sama – odpowiedziała, a mnie to
zaskoczyło, ja myślałem, że nie kocham swojego ojca, ale w życiu bym się nie
posunął do zabicia go. Może jego śmierć by mnie nie obeszła, ale bez przesady.
– Aż tak źle?
– To skurwiel, jak chce sobie poprawić humor to wyobrażam
go sobie w jakieś piwnicy, przywiązanego do krzesła, a siebie z nożem i się nad
nim znęcam – odrzekła z uśmiechem, a mnie to naprawdę przeraziło.
– Musisz być naprawdę zła, nie miałabyś sumienia?
– Nie, jeśli chodzi o niego nie. Prędzej bym uniewinniła
Bin Ladena, niżeli jego nie zabiła jeśli miałabym możliwość.
– Ciekawe, czy czas kiedyś te twoje słowa zweryfikuje, ale
jeśli nie, to życzę ci by twoje marzenia się spełniły i być nie poszła przez
ich spełnienie do ciupy. – Powiedziałem i pognałem otworzyć drzwi, bo pewnie
pizza już dotarła.
Jak się okazało miałem racje. Położyła kartonik na łóżku,
otworzyła, zapytała czy chcę widelec, nóż, talerzyk. Ale chciałem tylko
ketchup, majonez i coś do smarowania.
– A twoje najbardziej mroczne marzenie? – zapytała.
– Chyba takiego nie mam, ale mam jedno dobre. Chciałbym
nauczyć się kochać – odpowiedziałem szczerze i czekałem tylko na to aż mnie
wyśmieje, ale nic takiego nie nastąpiło.
– A nie kochasz? – zapytała.
– Czuje jakieś przyzwyczajenie, chęć ułatwienia pewnej
osobie życia, ale to moja matka. Nie kocha tak nikogo na zabój, tak, że dla
tego kogoś poświęciłbym wiele, prawie wszystko.
– Jeśli chcesz tak kochać to naprawdę mroczne marzenie,
chcesz sobie odebrać prawo wolności i do decydowania nie zważając na tą drugą
osobę, a to utrudnia egzystencje – mówiła między gryzami. – Naprawdę dobre, co
to za pizzeria?
– Planeta – odpowiedziałem.
– Właśnie też tak coś czułam. Wracając do tej twojej
miłości, to tego się nie da nauczyć, to jest różne, nie kocha się tak samo
nigdy.
– To cos jak w tej piosence, kochać to nie znaczy, zawsze
to samo? – rzuciłem luźnym pytaniem.
– Tak, bo tak jest, dlatego nie ma definicji miłości.
Istnieje miłość pożądliwa, pełna namiętności, seksualnych uniesień. Istnieje
miłość z przyzwyczajenia, ale bez tej namiętności. Jest też możliwe takie coś
co zwie się zauroczeniem, spada jak grom z nieba. Miłość z rozsądku też jest.
– A gdzie tu sens, gdzie ta jedna, jedyna? – zapytałem.
– W moim przypadku, to ten jeden, jedyny, ale nie wiem czy
w to wierzę, bo chyba to nie jest tak, że ktoś jest nam przeznaczony. Wystarczy
chyba na kogoś trafić, na tego z którym nas łączy coś więcej niż seks, na kogoś
z kim potrafimy się rozumieć bez słów, choć nie zawsze, bo zawsze to takie coś
nie jest możliwe, a potem należy pielęgnować to uczucie. Miłość, a przede
wszystkim małżeństwo wymaga zaangażowania, chęci od jednej i drugiej strony,
sam ty to za mało by wiecznie kochać. – Zakończyła swoją przemowę, a mnie
wydała się piękna, taka wyjątkowa. Nie ona, a jej słowa.
– Ale ty mówiłaś, że kochałaś, że tylko raz, że nie
możliwe, by po raz drugi.
– Tak, tak jak jego już nikogo nie pokocham. To było
dziwne uczucie, takie coś jak twoje do matki, ale jeszcze przesiąknięte
erotyzmem. Kochałam go jak ojca, bo mi go zastępował, ale z drugiej strony
wiedziałam, że moim ojcem nie jest, a był przystojny. Oceniałam go więc jak
faceta, damskim, choć jeszcze dziewczęcym okiem, a kiedy matka zaczęła się
staczać, ja zajmowałam się domem, zaczął więc we mnie widzieć kobietę, a nie
dziecko… zresztą po co o tym mówimy.
– Mów dalej, wysłucham.
– Był wyjątkowy, ale to trzeba było zakończyć nim się rozpędzi.
– Był z twoją matką?
– Był, właściwie to nadal jest jej mężem, ojcem moich
braci – odpowiedziała.
– O kurwa. Przepraszam, ale…
– Rozumiem, nie mów tego nikomu, proszę.
– Nie powiem, nigdy – zapewniłem i wypiłem ze swojego
kieliszka do dna, bo to wymagało przepicia. – A seks?
– Co seks? Nie uprawiałam z nim seksu, ale…
– Ale…? Chciałaś? – dopytywałem.
– Nie wiem, byłam młoda.
– Ile miałaś lat?
– Jak się pojawił w naszym życiu miałam dziewięć. Nosił
mnie na rękach, kupował ładne sukienki, robił warkocze.
– Musiałaś uroczo wyglądać w warkoczykach.
– On nie mieszkał z nami, miał dziewczynę, potem ją
rzucił, miał schorowanego ojca, mieszkał więc z matką i jej pomagał, ale
przyjeżdżał. Zawsze całowałam go na przywitanie, leciałam pierwsza, by ubiec
matkę.
– Coś jak żona męża, gdy wraca z pracy – podsumowałem.
– No, coś w ten deseń, ale to było wtedy instynktowne, nie
miałem pojęcia co się dzieje.
– Potem z nami zamieszkał, matka była w ciąży. Ja miałam…
– zamyśliła się, chyba liczyła. – Jedenaście lat miałam. Matka wyszła na
prostą, ale ledwo wiązaliśmy koniec z końcem.
– Nie dziwię się, to jednak troje ludzi i jedna pensja.
– Tym bardziej, że on na budowie, ale zdolny był. Zawsze
mi opowiadał, że zmarnował swoje życie, bo bardziej ciągnęło ko na ulicę i wina
niżeli do nauki, ale miał dobrą pamięć, nie musiał się uczyć by pamiętać.
– Zaszczepił w tobie ambicję?
– Więcej, pokazał mi, że warto, nauczył mieć chęci…
– To da się mieć chęci do nauki? – zapytałem.
– Da, z pewnością da. Opowiedział mi niezwykłą historie
pewnej kobiety, ale nie wiem o kim mówił.
– Jaka to historia?
– Kiedy był gówniarzem i jechał kradzionym, ojca
samochodem…
– Znaczy ojciec ukradł samochód, a on prowadził? –
przerwałem jej tymi słowami.
– Nie, ojca to był samochód, a on zajebał bo jako nieletni
chciał sobie pośmigać po wioskach.
– Ze wsi był?
– Z miasta, nie przerywaj.
– Już milczę – odrzekłem na jej naganę i wsłuchałem się w
opowieść.
– Jechał tym samochodem, było zimno, choć zima już się skończyła.
Mówił, że to było w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym trzecim roku.
Zapamiętałam, bo to rok przed moimi narodzinami. Nie pamiętam, czy kwiecień,
czy maj, czy marzec, on chyba sam tego nie pamiętał gdy mi opowiadał, ale tak
czy inaczej wiosną, po zimie, ale zimno było. Stały tirówki, jedna go
zaskoczyła, była młoda, za ładna, za mało zniszczona by tam stać. Zatrzymał
się, choć nie miał na nią kasy. Nie chciał jej wykorzystać.
– Ale zrobił to?
– Za jej pozwoleniem. Dziewczyna tam jeszcze nie
pracowała, ale spisywała numery rejestracyjne, gdy jakaś jej koleżanka
odjeżdżała z klientem, tak dla rzekomego bezpieczeństwa. Było zimno, więc ją
zaprosił do środka, chciał odpocząć, poczęstował ją setką, na pół, więcej nie
miał. Dziewczyna mu opowiadała, że straciła pracę, że zastanawia się czy nie
podjąć takiego fachu i się nie puszczać. Miała ambicje, chciała skończyć studia,
dobrze się uczyła.
– Jak skończyła? – zapytałem kiedy na moment przerwała.
– Wiesz, on wierzył, że każdy może osiągnąć wszystko. Że
biedak ze slumsów w Rio de Janeiro, może po kilkunastu latach jeździć
najdroższym samochodem. Że tylko trzeba chcieć, mieć siłę, motywacje i pomysł
na siebie, ale czasami by coś osiągnąć trzeba poświęcić znacznie więcej niż
warte jest owe osiągnięcie.
– To taka puenta?
– Nie wiem, być może. On życzył tej kobiecie by skończyła jak
najlepiej, chciał by została prawnikiem, czy prokuratorem, tak jak marzyła, ale
w głębi duszy czuł, że jej marzenie się nie ziści, widział to w jej oczach, tą
rezygnacje, chęć by ktoś ułożył jej życie za nią, by ona wygrała, ale ją tam…
nie wiem jak to wyjaśnić. Powiem jak on wtedy… Chciała biec w maratonie i
wygrać maraton, ale być niesioną przez kogoś na barana. Wtedy stwierdził, że ja
mam nigdy nie polegać na nikim, najwięcej na sobie mam polegać. Mam po prostu
sama wszystko zdobyć, nie zważając na los, przeciwności, facetów, męża, dzieci,
czy wszystko inne co się po drodze pojawi.
– A co z tą kobietą?
– Nie powiedział, pytałam, ale stwierdził tylko, że życie
zweryfikowało jej plany do całkowitego minimum, dlatego, że zaufała, a ufać nie
należy nikomu, nigdy, bo nawet siebie nie możemy być sto procent pewni, a co
dopiero kogoś.
– Patrz jak to wiele można się dowiedzieć od tirówki, nie?
– zażartowałem.
– Zabawne, że to też nawiązuje się do wcześniejszego
twojego pytania. Ta tirówka, nauczyła go kochać. Takiej bezinteresownej
miłości.
– Ale niespełnionej? – dopytywałem.
– Zapewne tak, wątpię by kiedykolwiek ją jeszcze spotkał.
– A życzysz mu by spotkał, by był z nią szczęśliwy?
– Nie wiem, ja z nim nie będę, to ojciec moich braci.
Zawszę będę w jakiś sposób za nim tęsknić, czuć do niego to takie dziwne coś,
taką przynależność, ale życzę mu szczęścia. Jeśli z nią miałby być szczęśliwy
to niech będzie z nią, niech ją spotka i to poukłada.
– To takie zakończenie pełne nadziei, wierzysz w takie
spotkania po latach?
– Nie wiem, Damian, ale to byłoby piękne, gdyby im się
udało.
– Mówisz, że to był wartościowy gość, nie wolałabyś by był
z twoją matką, skoro a z nią dzieci?
– Nie, ona nie jest tego warta, nie zasługuje na niego –
rzekła pewnie, marszcząc przy tym nosek.
– Coś mi się wydaje, że przemawia przez ciebie zazdrość.
– Nie, Damianie, to nie tak. Ona go zdradziła, gdy trafił
na dłużej za kratki, zrobiła sobie Igora z gówniarzem, z chłopakiem, który jest
ode mnie starszy, jakieś, nie wiem, pięć lat.
– Może to tylko taki błąd, chwila, chciała dziecka, albo
nie wiem, nie chciała być sama. Moja matka często nie chce być sama, spotykała
się różnymi pomyłkami życiowymi. Sypiała z niektórymi, z innymi zamieszkiwała,
ale nie mam jej za dziwkę.
– Bo nie miała dwóch na raz – weszła mi w słowo.
– No nie, ale Amanda, ty wydajesz osąd tymi słowami sama
sobie, wiesz o tym? Tak szczerze nie dogryzając ci?
– Hubert, to tylko układ – odpowiedziała.
– Ja tam chcesz, twoje zdanie, twój wybór, bo twoje życie.
Pamiętaj tylko, że osiągnięty cel, nie zawsze uświęca środki. Czasami to co
poświęcamy by ten cel zdobyć nie jest warte samego celu – przytoczyłem jej
wcześniejsze słowa, które jeszcze wcześniej należały do jej ojczyma.
– Jeśli nie spróbuje to się nie dowiem.
– Właśnie, miałaś dużo mężczyzn, ilu konkretnie?
– A ty ile miałeś kobiet, od momentu nas?
– Ciebie i Anie tylko – odpowiedziałem szczerze i już
prawie leżałem na tym jej łóżku, podpierając się na łokciu, a ona siedziała
sztywno na tej pufie.
– Ja miałam siedmiu seksualnych, kilku więcej, od takich
zabaw… wiesz takie niby początki, chwile zapomnienia. Czemu o to pytasz?
– Który byłem?
– Siódmy.
– O jak miło, ten szczęśliwy.
– Nie wierzę w numerologię.
– Ponoć liczby mają znaczenie w naszym życiu.
Interesowałem się tym kiedyś. Podobnie jak horoskopem – rzekłem.
– To połącz mi związek wodnika z wodnikiem – zaproponowała.
– Powiedzieć coś o nim?
– Echeś.
– Jesteś wodniczką? – zapytał.
– Nieważne, mów i to już – odrzekła z takim uśmieszkiem na
ustkach co się udzieliło także mnie. Lubiłem ją, ale nie kochałem. Teraz nawet
nie pociągała mnie tak jak za pierwszym razem. Była ładna, zgrabna, ale
niepodpita, nie w klubie. Teraz była po prostu bardziej moją przyjaciółką, taką
osobą do pogadania, a nie obiektem seksualnym. Była taką odskocznią od reszty
świata, takim chwilowym azylem.
– W tym wypadku najlepiej zacząć od przyjaźni, bo wodniki
cenią właśnie przyjaźń ponad wszystko. Lubią ludzi, gwar, są takimi duszami
towarzystwa, a pozbawione tego marnieją. Wodniki to takie niebieskie ptaszki,
wolne ptaki, nawet po tym całym etapie przyjaźni zawsze będą uważani jako para
za takich cudaków trochę. Będą pełni niezwykłości. Taki związek ma też swoje
plusy, macie podobne cele, idee dla których warto żyć. Możecie robić wiele
rzeczy wspólnie, tworzyć zgrany zespół. Jeśli nie będziecie wojować o to kto ma
racje, to macie szansę na długotrwały związek.
– A jakby tak wodniczkę ze skorpionem? – zapytała.
– Czyżbyś myślała o mnie? Oj nie, ty nie znasz mojego
znaku zodiaku. Więc, ktoś inny wchodzi w grę, ale to takie klasyczne
niedobranie, uprzedzam.
– Jak to klasyczne niedobranie? – Wydawała się
zaciekawiona, a może i nawet trochę zmartwiona.
– Bo jest to para uparciuchów. Skorpion jest zaborczy, a
Wodniczka ma niekonwencjonalne podejście do związków. Wodniczki są
racjonalistkami i strasznie idealizować chcą związek, a to irytować będzie
takiego Skorpionka, bo on sobie będzie rościł do niej prawo własności, coś
jakby była jego własnością, zdobyczą. Wodniczka jednak scen zazdrości tak
spokojnie to nie zniesie. Wodniczka zawsze zechce odejść od skorpiona do mniej
napastliwego partnera. Jednak Skorpion ma swoje sposoby i może podstępem omotać
Wodniczkę, a ta pewnego razu obudzi się związana, bez możliwości wyjścia z
domu. Takim związaniem mogą być dzieci, tajemnica, ślub, albo jakiś wspólny
interes. To przykre, ale skorpiony to bardzo przebiegli są, interesowni,
wyrachowani. Wodniczka swoich rozmówców
traktuje raczej chłodno, bezosobowo, to nawet po tobie Amanda widać, ale
Skorpion tego nie pojmie, może to wziąć za przejaw zdrady i urządzić o to scenę
zazdrości, a nawet coś gorszego wykombinować.
– Są jakieś plusy takiego związku, do cholery!? –
krzyknęła z przejęcia.
– Są seks. Zarówno Wodniczka jak i Skorpion lubią eksperymenty
w seksie i brak tabu, przekraczanie granic. Ich życie erotyczne jest bardzo
udane, pełne wrażeń. Chyba żadne inne połączenie znaków, tak nie ma. Tego
magnetyzmu takiego. Dzięki temu wzajemnemu przyciąganiu, życie takich dwojga
może być naprawdę udane, ale pod kilkoma warunkami. Musieliby się nawzajem
szanować, nauczyć akceptować swoje wady, tolerować inność w zdaniu, oraz starać
się rozumieć i rozmawiać. Wodniczka musiałaby przy nim wyzbywać się tego chłodu
i dystansu, a on przy niej spuścić trochę z zaborczości, bo Wodniczki nie da
się „posiadać”, za bardzo ceni sobie niezależność – dokończyłem.
– Bardzo ciekawe te horoskopy, niezwykłą prawdę mówią.
Poleciłbyś Wodniczce pana Wodnika, czy pana Skorpiona?
– Pana to żadnego bym jej nie polecał, bo ona nie znosi
jak ktoś nad nią choć z dobrej woli, choć przez chwileńkę chce panować. Jednak
wiesz, z Wodnikiem by się dogadywała, są podobni w celach dążeniach,
zrozumieniu. Jednak to by szło bardzo wolno, stopniowo, a i życie erotyczne nie
takie. Natomiast ze Skorpionem nie mogłaby się nudzić ani dnia, on bardziej ją
przyciąga. Jeśli więc w jej życiu jest Wodnik, z którym wiąże nadzieje, to ona
te nadzieje porzuci w chwili gdy pojawi się Skorpion, który połączy z nią
nadzieje.
– Dlaczego jego nadzieje będą dla mnie ważniejsze niż moje
własne?
– Źle zrozumiałaś. Skorpion jest zaborczy, nie odpuszcza,
jeśli pokocha, to całym sobą, będzie ze względu na wszystko, pomimo wszystko.
On nie pozwoli Wodniczce odejść bez echa, jeśli szczerze kocha. Tylko jego
miłość z góry jest skazana na powodzenie, bo on znajdzie sposób by z tą
Wodniczką być, by coś ich połączyło, by nie mogła od niego odejść.
– A Wodnik tak po prostu odpuści?
– Wodnik to racjonalista, ceniący wolność, nie lubi walki
o kogoś, nie jest zazdrosny, dlatego Skorpiona nawet może nie zauważyć. Za to
Skorpion na sto procent zauważy rywala i nie odpuści.
– Któremu bardziej zależy? Który jest w stanie więcej
wybaczyć? Zawsze walczyć? Zwyciężyć?
– Skorpion, bo ma mniej skrupułów, większe zrozumienie,
choć tego po nim nie widać. Wybacz, że to powiem, ale już wiemy że chodzi o
ciebie. Skorpion nie potępiłby cichodajki, ale zapewnił jej możliwości by nie
musieć się nią dzielić. Jeśli Wodniczka nauczy go, że jej nie można „posiadać”,
to daliby radę. Z pewnością nie zapragnęła by szukać wrażeń przy nim, a przy
Wodniku to bardzo możliwe.
– Zabawne, bo pomogłeś mi podjąć decyzje.
– Kogo wybrałaś? – zapytałem.
– Skorpiona, ale Wodnika muszę jeszcze trochę utrzymać w
niewiedzy. Sam powiedziałeś, że Wodnik się nie domyśli, że Skorpion jest w moim
życiu.
– Mówiłem też, że Skorpion się domyśli, że Wodnik jest w
twoim życiu, że nie jest tym jedynym, a Skorpiony gdy naprawdę pokochają, to z
miłości są w stanie zbić, zabić, zemścić się.
– Na mnie czy na tym drugim?
– Nie wiem, nie kochałem naprawdę, ale chyba i na nim i na
tobie, tak sądzę.
– Zabawne, on też mówi, że zdradę by wyczuł. Sprawdzę czy
ten twój horoskop nie kłamie.
– Amando, to igranie z ogniem, taniec nad przepaścią,
bycie na muszce, na ostrzu noża, czy jak tam wolisz.
– Bycie na szachu, ale mnie uda się uniknąć mata – wyznała
pewnie. – A ty czemu pytałeś mnie o partnerów seksualnych? Chciałeś się zapytać
jakim byłeś? Nie było najgorzej, ale nie najlepiej. Byłeś prawiczkiem, jesteś
młody, ale mesz predyspozycje, może tak czuje, bo jesteś skorpionem.
– Chciałem zapytać czy jest różnica? Czy to prawda, że
można się kochać i uprawiać seks?
– Prawda, ale można się jeszcze pierdolić.
– W czym tkwi różnica?
– Wbrew pozorom nie w tempie. Można się kochać jak
maszyny, a uprawiać seks czy pierdolić do najwolniejszego kawałka Metaliki.
– To w czym tu sens?
– Pierdolisz się bez szacunku. Nie szanujesz tego z kim to
robisz, ani on nie szanuje ciebie. Czasami wystarczy, że ten ktoś nie szanuje
ciebie, ty jego możesz nawet kochać, ale to i tak pierdolenie. To wtedy z jego
strony czysty egoizm, nie wkłada w to uczuć tylko fiuta. Wiem wulgarne, ale
prawdziwe.
– Nie martw się, nie zraża mnie twoja plugawa mowa. Co z
uprawianiem seksu?
– To jak sport. To taki swojego rodzaju trening. Dajesz z
siebie wszystko, ale też wszystko pragniesz brać. Taka transakcja za obopólnym
porozumieniem, obustronna, z korzyścią dla ciebie i tej drugiej osoby, ale i z
poniesionymi stratami, zarówno twoimi co jak i tej drugiej osoby.
– A kochanie się?
– Nie wiem, ale myślę, ze jak bym kogoś naprawdę kochała i
chciała się z nim kochać to nie patrzyłabym na swoją przyjemność, nie czerpała
nic z tego, a przynajmniej nie chciała czerpać z tego żadnych korzyści, ani
materialnych, ani duchowych, ani seksualnych. Chciałabym dać przyjemność jemu i
tylko jemu, a wtedy i ja bym czuła, że mi dobrze, to wtedy chyba byłoby kochanie.
– Musiałoby być piękne. Takie dawanie, a nie branie, a i
tak chęć większego dawania, siebie. Takiego bycia nagim przed tą drugą osobą
bardziej, choć bardziej już się nie da, bo się wszystko zdjęło.
– Tak, Damianie, o to chodzi. I to takie zaskoczenie, mrowienie
w podbrzuszu, że ma się orgazm od samego dawania orgazmu tej drugiej osobie.
– Coś jakby na zawołanie? – zapytałem.
– Nie, myślę, że to coś jakby przynależenie. Jemu dobrze
to i mnie, jemu źle, to muszę się starać bo nie będzie mi dobrze jeśli jemu nie
będzie, nawet jeśli on zrobi wszystko by było mi dobrze.
– Nawet jeśli byś miała orgazm, ale jego czuła że
zawodzisz, to ten orgazm by cię nie cieszył?
– Właśnie tak – odpowiedziała. – A teraz leć, bo podjęłam
bardzo ważną decyzję i muszę się zdrzemnąć.
Już miałem wyjść po tych jej słowach, ale mnie zatrzymała.
– No chyba, że nie chciałbyś wracać, jeśli masz jakiś
problem, wolisz zostać, albo coś… Jedną noc możesz, mam ją wolną, a poza tym
sen mi chyba nie pomoże. Włączymy jakiś film, zrobię parówki w cieście na
kolacje. Pościelę ci w salonie, albo możesz spać obok, ale wiesz, że między
nami już nigdy nie…
– Wiem, dzięki, jeśli mogę to pomogę ci przy tych
parówkach, zgodzę się na film jaki chcesz… – Przerwałem jej tymi słowami.
– Dlaczego nie chcesz wracać? – Tym razem przerwała ona
mnie.
– Matka jest w ciąży, nie wiem co będzie dalej – wyznałem
i usiadłem załamany na pufie, przetarłem oczy dłonią, by tylko nie pokazać jej
swoich łez, by ich ta nie było gdy już spojrzę w jej turkusowe oczy.
– Jak dowiedziałam się o Igorze, to tez myślałam, że to
będzie tragedia, ale nie było tak źle. Nieraz żałuje, że ich zostawiłam z
alkoholiczką.
– Ilu masz braci?
– Trzech. I skłamałam, matka nie jest alkoholiczką, ona
sprowadza alkoholików, lubi się bawić, w ten sposób zapomina.
– Przez to zapomniała o was? – zapytałem.
– Tak, pewnie tak, chociaż mnie chyba nigdy zbytnio nie
lubiła.
– Moja matka mnie kochała, wychowała mnie, kocha nadal,
nadal się stara.
– To jej pomóż. Komuś takiemu warto pomóc, mojej matce
nie. Ja pomagałam ze względu na maluchów, bo to niewinne istoty, ale ty masz
też inny powód.
– Amanda, ale to bez sensu, ona ma umowę zlecenie, zwolnią
ją jak trafi do szpitala…
– To wykonaj zlecenie za nią, co nie dasz rady? Koliguje
to ze szkołą? Z zajęciami? Poproś przyjaciół, pomogą ci.
– A ty być pomogła?
– Tak, co to za praca? – zapytała.
– Sprzątałabyś?
– Chyba właśnie zamierzam to robić, to chyba lepsze niż
puszczać się. Pomóż jej potem przy małym, załatw żłobek, opieka wam pomoże,
dopłacicie marne grosze do tego, ona będzie chodzić do pracy, ty się ucz. Mały,
albo mała potem pójdzie d przedszkola, szybko zleci. Damian, ej no, młody –
mówiła i podeszła do mnie, stanęła za moimi plecami. – Nie poddawaj się, nie
pokazuj jej, że się poddajesz. Ona jest kobietą, ty jesteś mężczyzną,
powinieneś być silny, dacie radę, macie siebie. To ważniejsze niż wszystko
inne, taka więź, a to słychać jak o niej mówisz. Wesprzecie się nawzajem, ona
cię zawsze wspierała, prawda?
– Prawda, w najgłupszym pomyśle nawet – odpowiedziałem z
uśmiechem.
– Daj mi jej telefon, zadzwonię, powiem by się uspokoiła,
że tobie mija. Nie chcę by się o ciebie martwiła. Wrócisz jutro rano, tak?
– Dobra, ale sam zadzwonię.
– Lepiej nie, jesteś jeszcze w emocjach, ona pewnie też.
Proszę, daj sobie pomóc, chociaż w tak błahej sprawie, okay?
– Dobra, masz – odrzekłem i wręczyłem jej telefon w dłoń,
którą wyciągnęła w moim kierunku.
Czas u Amandy należał do udanych i mile spędzonych.
Poukładała za mnie moje niektóre problemy, moje życie choć w niewielkiej
części. Powiedziałem mamie, ze jej pomogę, obiecałem jej to. Nawet lubiłem
dzieci, więc… jakoś to będzie, tak jak Amanda mówiła. Dochodziła dziewiąta, od
dwóch godzin byłem już w domu, zaskoczył mnie dzwonek do drzwi, a jeszcze
bardziej jej wizyta.
– Az tak za mną tęskniłaś? – zapytałem z przekąsem, tak
żartobliwie.
– Nie aż tak, ale mam coś dla was. Dzień dobry –
odpowiedziała, a to przywitanie to do mojej matki, bo stanęła właśnie za mną.
– Ale jak to dla nas? – zapytała moja matka.
– No nie dla was, a dla dziecka. Zostało jedno łóżeczko po
bliźniakach, bo jednego używa Igor, mój brat. Zresztą nieważne. Kamil! –
krzyknęła na klatkę. – Możesz wnosić.
No i pojawił się facet, taki koło dwudziestki, może nieco
więcej. Blondynem był.
– To Kamil, mój brat z wyboru – przedstawiła. Kamil się
przywitał i zaczął ładować nam do pokoju jakieś łóżeczko na biegunach, worki
ubrań dla niemowlaka.
– Przepraszam, że to tak niezbyt zapakowane, ale nie
posiadam w domu reklamówek. Kamil zresztą też nie, a ubrania po moim rodzeństwie
i jego synach pozostały.
– Dziękujemy, naprawdę, ale jak my się wam odwdzięczymy? –
dopytywała moja matka.
– Kawą – wypalił Kamil niespodziewanie i z takim radosnym
uśmiechem. – Ta jędza obudziła mnie nad ranem i kazała wszystko szykować, po wszystko
jechać, potem jechała ze mną. Masakra, istna, tak więc kawka mnie wszystko
wynagrodzi i postawi na nogi – dodał.
– To ja też się napije, ale herbaty, bo zdrowsza jest –
stwierdziła Amanda.
Jej wizyta poprawiła mi humor, matce też. To dziwne, ale
utrzymanka i ten playboy, dali mojej matce nadzieje w świat i w to, że na tym
świecie istnieją jeszcze dobrzy ludzie. Uznałem więc, że bardzo dziwne pojęcie
jest tych „porządnych, pomocnych i dobrych ludzi”.
Ta część wiele wyjaśnia na temat Amandy.Kto by pomyślał,że razem z Kamilem pomogą Damianowi.
OdpowiedzUsuńA jednak Amanda ma dobre serce, pomaga Damianowi i jeszcze Kamila zwerbowała.
OdpowiedzUsuń