Amanda (Magdalena)
Siedząc w szkolnej ławce i udając pilną uczennicę,
rozmyślałam o tym, jak postąpić. Myślałam szczególnie o ostatnich wydarzeniach,
które miały miejsce w moim domu, ale też o tym, co powiedział mi Aleks.
Rozmyślałam o tym już piątą lekcję i postanowiłam dać Olkowi szansę. Nie, to
złe określenie, postanowiłam dać szansę sobie. Lubiłam go, za szczerość. Nie krył się z tym jaki jest, z tym że ma zasady, że bywa ostry. Był prawdziwym mężczyzną, tak jak wtedy gdy zaniósł mnie na szycie ręki. Bywał też misiakiem takim słodkim, sympatycznym. Umówiłam się z nim tam, gdzie
zazwyczaj umawiałam się z mężczyznami. W kawiarni w pobliżu szkoły. Spóźnił się
dokładnie trzynaście minut, a ja stwierdziłam, że to zła wróżba. Ubrany był jak
zwykle, a jednak elegancko, czyli dżinsy i koszula. Oczywiście kurtkę też miał,
ale odwiesił ją na oparcie krzesła.
– Przepraszam, że musiałaś na mnie czekać, to było
niezaplanowane – powiedział, całując mnie w policzek i siadając naprzeciwko.
– Nic nie szkodzi – odpowiedziałam z uśmiechem i
pociągnęłam łyk z małej filiżanki.
– Szkodzi, gdy ty się spóźniłaś, to srogo za to
zapłaciłaś, a teraz sam uczyniłem to samo. Czuję się winny – powiedział i
spojrzał na mnie tymi swoimi zielonymi oczami. – Ciacho ci wynagrodzi ten
drobny poślizg? – zapytał.
– Jestem na diecie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Z kości na ości, rozumiem. Niech będzie – powiedział
całkiem normalnym tonem, jakby wydarzenia z tamtego dnia albo nie miały
znaczenia, albo jakby ich w ogóle nie było. – Zielona herbata dla mnie –
zwrócił się do kelnera.
– To w takim razie pomilczmy te trzynaście minut, skoro
tak bardzo chcesz być fair – zaproponowałam.
– Może być – odpowiedział i tym mnie zaskoczył. Był inny
niż wszyscy, nie uważał się za pana i nie traktował mnie jak rzecz, a teraz
wykazał się jeszcze sprawiedliwością, nawet gdy chodziło o niego samego.
– To ty sobie poczekaj, a ja poprawię makijaż –
powiedziałam i udałam się do łazienki. Kiedy wróciłam, siedział tak jak
wcześniej, nie wydawał się być zamyślony ani też zdenerwowany. Był taki jak na
co dzień, zwyczajny.
– Postanowiłam… – zaczęłam, a on pokazał obiema dłońmi
znak znaczący „czas”. – Nie wygłupiaj się już. Trzynaście minut czy dziesięć,
co za różnica? – zapytałam.
– Zasadniczo to różnica trzech minut – odpowiedział z
lekkim uśmiechem.
– Zastanawiałam się nad tym, mi co wtedy powiedziałeś.
Masz trochę racji, zaczęłam się staczać, choć nigdy wcześniej mi się to nie
zdarzało. Wcześniej radziłam sobie sama ze wszystkim, ale też i ze sobą. Byłam
dobra w samokontroli i w samoogarnianiu – mówiłam, patrząc mu niekiedy w oczy,
a niekiedy na jego dłonie.
– Nadal jesteś, trochę się tylko wszystko skomplikowało i
to też z mojej winy – powiedział.
– Tu nie ma twojej winy, czasami szybciej robię niż myślę,
choć zawsze staram się planować każdy ruch – chciałam dokończyć, ale mi
przerwał.
– I ruch przeciwnika także – powiedział właśnie to, co ja
miałam zamiar powiedzieć.
– Życie nauczyło mnie, że w każdym, nawet najdrobniejszym
ruchu, tkwi cel, skutek, sens, zysk i strata – powiedziałam.
– Pytasz o to, co zyskasz, a co stracisz? Dobrze rozumiem
twoją logikę czy niekoniecznie? – zapytał.
– Niekoniecznie, chodzi mi raczej o twoje zyski i straty,
cele, skutki i sens – powiedziałam zgodnie z prawdą.
– I to pytanie dotyczy tej sprawy, związanej z tobą, tak?
– upewnił się.
– Tak.
– To widzę nie do końca myśmy się zrozumieli, tak jak
powinniśmy. Nie chcę cię odzierać z godności jeszcze bardziej, chociaż nieważne
jak bardzo by cię ktoś z niej nie odarł, ty zawsze ją będziesz posiadała i
możesz się nią na powrót owinąć, jednak po co iść tą drogą, jak można od razu
prosto i stabilnie – mówił, a ja go słuchałam, co było dziwne, bo najczęściej,
gdy byłam z nim, to ja nawijałam jak opętana, a on mnie słuchał. – Nie chcę być
twoim sponsorem ani nie chcę cię zmuszać, byś była ze mną. Proponuję jedynie
godną pracę na weekendy, dobry zarobek i bezinteresowną pomoc w razie problemów
czy jakichkolwiek kłopotów. Jeśli masz stanąć na nogi, rób to, gdy ktoś wyciąga
w twoją stronę rękę, a nie wspinaj się po jego ramionach, korzystając ze
słabości – dokończył.
– Znowu mnie obrażasz – skomentowałam zgodnie z tym, co
poczułam.
– Nie ciebie, a tych mężczyzn. Ty natomiast obrażasz tylko
ich żony i dzieci i tym samym tylko oni mają prawo obrażać ciebie – to co
powiedział zabrzmiało dziwnie. Przyznaję, myślałam o tym wielokrotnie, ale
nigdy tego nie usłyszałam w tak dobitny i trafny sposób.
– Jaka to praca? – zapytałam, chcąc zakończyć tamten temat.
– Sprzątaczki, chodzi o sprzątanie biur i gabinetów, gdy
wszyscy już skończą pracę. Póki nie masz matury, nic lepszego nie jestem w
stanie ci załatwić – oznajmił, a nie wiedzieć czemu, to we mnie uderzyło, że
miałabym po kimś sprzątać.
– W jakie dni? – ciągnęłam temat głównie z grzeczności, bo
tak naprawdę nigdy nie zamierzałam przyjąć tej oferty.
– Pozwoliłem sobie sprawdzić twój plan zajęć szkolnych. W
czwartki idziesz na jedenastą, tak więc w środy po szkole, od siedemnastej do
dwudziestej. Później w piątki tak samo. W soboty od piętnastej, do której się
wyrobisz, no i niedziela również od piętnastej, do której się wyrobisz –
przedstawił to w sposób suchy i rzeczowy, tak, że już bardziej się nie dało.
– Jaka stawka? – zapytałam.
– Tysiąc dwieście pięćdziesiąt polskich złotych. Wiem, że
rewelacji nie ma, jednak to tylko cztery dni w tygodniu, po kilka godzin. Zastanów
się dobrze, co jest dla ciebie lepsze – powiedział w pełni spokojny i napił się
herbaty. – Amanda, nie licz tego tylko pod względem finansowym. Rany, jakie
masz na psychice bądź też na duszy, nie są wartę żadnych pieniędzy i nie
zmażesz ich ani swojej przeszłości tak łatwo – dodał.
– Mylisz się, nie mam wyrzutów sumienia ani żadnych ran –
odpowiedziałam wściekła.
– Jeszcze nie. Pozwól, że podam przykład. Masz córkę,
która robi to samo, co ty teraz, co jej mówisz? – zapytał.
– Nie wiem, nie mam córki – odpowiedziałam, znając dobrze
odpowiedź na to pytanie.
– Powiesz jej, że dobrze robi? Że ma rację, bo w życiu
trzeba sobie radzić? Że nigdy jej nikt nie zrani i nic ją nie zaboli ze strony
tych mężczyzn ani ze strony nikogo innego z tego, a nie innego powodu? –
zapytał i trafił w samo sedno.
Nawet nie zauważyłam, kiedy w moich oczach nagromadziły
się łzy. On jednak to zauważył. Wyciągnął w moją stronę dłoń z paczką
chusteczek higienicznych.
– Nie płacz, nie chcę byś płakała. Nie chciałem tego –
powiedział ciepłym i miękkim tonem.
– Nie płaczę – odpowiedziałam, wycierając delikatnie łzy z
oczu, by nie rozmazać makijażu. – Moja córka nigdy nie będzie tego musiała
robić – odpowiedziałam na jego wcześniejsze pytanie.
– Ty też nie musisz, to tyle w tym temacie. Chodźmy na
lody. A nie, ty się odchudzasz, to ty na sałatkę jakąś dietetyczną, a ja na
lody. Może być McDonald? – zapytał, zmieniając kompletnie temat.
– Kiedy mam dać odpowiedz? – zapytałam.
– Co do McDonalda, to najlepiej by było teraz, a co do
wcześniejszego tematu, masz siedem dni – odpowiedział. – Twój plecak? –
zapytał, zapinając zamek swojej kurtki i chwycił za gumową rączkę czerwonego
plecaka Pumy.
– Tak, mój – odpowiedziałam, nie wiedząc kompletnie, o co
mu chodzi.
– Ja poniosę – powiedział ze szczerym uśmiechem na ustach
i poluzował ramiączko, a potem wziął plecak na jedno ramię.
Fragmenty komentarzy ze strony "Historia pięciu par":
żyj.modą.
5 marca 2012 22:34
świetna z nich byłaby para :)
Kama :)
10 maja 2012 19:28
Uff! W końcu będę czytać na bieżąco :) notka świetna(…)
Hella
11 maja 2012 06:46
Tata znalazł córeczce dobrze płatną pracę (za 1250 zl! - w
1. akapicie zapowiada kokosy) i zmarnowane weekendy. Reakcja dziewczyny mnie
nie dziwi, przed nią dość odpychająca i upokarzająca perspektywa. Specjalnie
tak? Pan doktor nie mógł załatwić nawet sklepu? Przy drugim czytaniu Samuel
robi się coraz bardziej odpychający. A tak Was lubiłam. Amanda zostaw go w 2.
części!
Odp.:
Tychon
17 maja 2012 01:37
1250 zł za sprzątanie biur w weekendy i te kilka godzinek po
szkole to kokosy, bo w polsce dozorcy za całą posesje gdzie jest z 5 klatek po
3 piętra każda mają płacone maks 1000 zł na rękę, a ci co sprzątają biura około
5 zł - 7 zł za godzinę. Sklep to jednak po 8 godzin dziennie, a Amanda ma
jeszcze szkołę, na samych weekendach by na czynsz nie zarobiła. Aleks znalazł
więc najlepsze rozwiązanie, najprostrzą z opcji.
Hella
11 maja 2012 21:48
Oczywiście chodziło mi o A l e k s a - bohatera. Samuel -
autor jest zapewne nieodmiennie miłym człowiekiem:)
Ostatnie rozdziały dają troche do myślenia...
OdpowiedzUsuńPostawa Aleksa...
Zachowanie Amandy...
Trudno to ocenić, w opowiadaniu to jest mega ciekawe i świetne, ale gdyby to przenieść tak, do życia.. Współczułabym właściwie obojgu.
Świetne części.
Właśnie tylko takie części innych postaci staramy się publikować. Takie, które coś wyjaśniają w związku z głównymi postaciami i dają do myślenia.
UsuńAleks miał dobre intencje a czy Amanda się zgodzi na tą pracę to już jej decyzja.
OdpowiedzUsuń