niedziela, 3 listopada 2013

Część 38 - Trochę zabawy każdemu się przyda

Część 38 – Trochę zabawy każdemu się przyda
Dominika i Amanda (Magdalena)

Dominika:
No i… zdania nie należy zaczynać od „no i”, ale co mi tam. Tak czy inaczej wylądowałam w piwnicy, która miała dywany położone na ścianach i to różnorodne w kolorze. Na środku stała perkusja, pod ścianami jakieś hantle, oraz ławki do ćwiczeń, kilka naście butelek, trochę skrzynek.
– Nie mamy gdzie przeprowadzać prób – wyjaśnił Tyler i zaczął coś grzebać przy komputerze.

– Pokaż co potrafisz – zażądałam i usiadłam naprzeciw niego, założyłam nogę na nogę. Starałam się wyglądać jak najbardziej profesjonalnie. Niczym te panie z jury na tych wszystkich telewizyjnych konkursach.
Podziwiałam niezbyt wysokiego, czarnowłosego chłopaka, który ustawiał sobie mikrofon i przekładał pas od gitary przez ramię. Musiałam przyznać, był nawet przystojny. Odebrało mi mowę już pod czas pierwszego spotkania. Przypominałam sobie jak przez mgłę imprezę u Amandy i to jak jego kletę opinała koszulka z napisem „life is brutal”. Wtedy nie mówiłam zbyt wiele, nie chciałam wyjść na idiotkę, ale teraz… teraz byliśmy sami, a on sam był jak idiota, który potrzebuje mojej pomocy. To taka fajna zależność… wolałam by ktoś zależał ode mnie i moich decyzji, niż ja od kogoś. On chyba wolał jak ja, bo teraz był taki nie swój, jakby mniej pewny siebie. Jego koszula w popielato-czerwoną klatę wydawała mi się taka oldschoolowa. Nosił się inaczej niż większość chłopaków jakich znałam i dlatego był wyjątkowy. Inni to tylko bluza, albo bluzka, dżinsy, albo dresy i adidasy. Tyler miał na sobie popielate trampki, ale takie ocieplane, jakby zimowe. Pasowały mu do koszuli, a proste, zwyczajne, poobcierane dżinsy idealnie podkreślały jego męski tyłek.
– No graj! – poganiałam go.
– Nie mogę gdy się tak patrzysz – wystękał.
– Tam też będą ludzie i też się będą patrzyć – powiedziałam najbardziej oczywistą rzecz na świecie.
– No dobra, ale masz się nie śmiać – postawił swoje żądanie tym razem on i uruchomił kliknięciem myszki melodie, podbił ją swoją gitarą, a całość dopełnił swoim głosem.
Daj mi dłoń
pobiegniemy gdzieś, na koniec świata,
jeśli tylko chcesz.
Kochać się będziemy dzień i noc,
starym zgredom na złość.
Ptaki będą budzić nas,
a łąki ukołyszą nas do snu.
Było już kiedyś tak…
Było i będzie znów!

Nigdy nie wiem, o czym myślisz,
więc będę cię musiał
wreszcie zbić.
Widzę w tobie coś z modliszki,
z miłości chcesz pożreć,
jak tu żyć?
No sama powiedz jak!
(Universe – Daj mi wreszcie święty spokój)
– Wszystko pięknie – powiedziałam, bo w sumie nie było jakoś najgorzej. Wiele gorzej śpiewających ludzi zostaje gwiazdami, a za bilet na ich koncert płaci się kilka stów. – Tylko nie znasz dokładnie tekstu – dodałam po chwili i tym zmazałam uśmiech z jego twarzy.
– Nie no, tak leci tekst – protestował. Faceci to się jak dzieci, nienawidzą przyznawać do błędu.
– Zaśpiewałeś „zbić” ty idioto, zamiast „spić” – wyłożyłam jak ślepemu brajlem.
– To tam jest „spić”? – zapytał.
– No raczej, przecież żaden facet by nie powiedział kobiecie…
– Znam kilku co by tak powiedzieli. Wiesz, taka kobietka co myśli o czymś i chce by jej facet wiedział o czym ona myśli, a nie chce słowami powiedzieć to taka uciążliwa jest. Marudna wtedy też bywa, no i wtedy to tak po Bożemu… – tłumaczył się Tyler.
– Wierzymy chyba w innego Boga – stwierdziłam. – To jaki mamy repertuar? – zapytałam.
– Do ustalenia – padło z jego ust, a za moimi plecami pojawiły się odgłosy kroków i to nie jednych, a kilku par butów, w tym też na obcasie.
– Przyprowadziłem nam publiczność! – wykrzyknął entuzjastycznie Karol, a mój wzrok padł na Amandę i mężczyznę stojącego za jej plecami. Obejmował moją koleżankę w pół i to w taki sposób, że brodę trzymał idealnie na jednym z jej ramion.
Amanda:
Patrzyłam na Dominikę, stała naprzeciw Tylera. Byli niebezpiecznie blisko siebie, ale pomiędzy nimi był mikrofon.
– Cholera, zawsze jakieś mury – pomyślałam i przyglądałam się tym jak wyglądali. On na czarny, ona blondynka. On w koszuli w kratę, w kolorze czerwono-popielatym, a ona w czarnej kurtce ze skórki zapiętej pod samą szyje. Miała na sobie czerwone spodnie i to przez to wyglądali tak… wyjątkowo. On w popielatych trampkach, a ona w wysokich, czarnych butach.
– Hubert – powiedział mężczyzna obejmujący mnie i nagle uświadomiłam sobie brak jego rąk. Witał się ze wszystkimi.
– My się już znamy – wyznała Dominika, jak zwykle czyniąc to z przyzwoitym uśmiechem.
– Ja mam pytanie panie starszy – powiedział Tyler do Huberta i wyłożył dokładnie o co mu chodzi. – No to jakie słowo tam według ciebie pasuje.
– Czekaj, bo ja muszę sobie przypomnieć jak to leci. – Hubert zrobił inteligentną, zamyśloną minę, ale jego usta się ruszały jakby po cichu szeptał tekst.
– Hubert, proszę cię. Tylko nie przynieś mi wstydu. Musisz wiedzieć jak to tam jest. Każdy zna ta piosenkę, poza tym to oczywiste. – Wtrąciłam swoją opinię w tym temacie.
 – … o czym myślisz, więc będę cię musiał w końcu… nie! – krzyknął po chwili. – Będę cię musiał wreszcie zbić – poprawił się i dokończył tak, że sprawił tym Tylerowi taka radość, że to aż niewyobrażalne. Dosłownie jakby w totka wygrał.
– A nie mówiłem, że to tam pasuje bardziej niż to co jest! – krzyknął Tyler uradowany.
– Wiesz co Amanda? Faceci to jednak mają mniejsze mózgi. Oni nawet nie zdają sobie sprawy na co dzień, że istnieje synonim określenia „zajebać” – rzekła Dominika.
– No, ale zajebać tam wcale nie pasowało – wydedukował Karol i zasiadł na ławeczce do robienia brzuszków.
– No to dzieciaki grajcie, a my mamy robić za sztuczny weselny tłum, no to może… zatańczymy, co Amanda? – zapytał Hubert, ale widać było, że chce zmienić temat, by mu dużej moja koleżanka mężczyzn nie obrażała.
– Najpierw posłuchajmy czy nie fałszują – oznajmiłam i podeszłam do komputera, który stał na czymś podobnym do szkolnej ławki. Bez pytania czy mogę wybrałam piosenkę, w sumie to kliknęłam na pierwszą z brzegu. – No dalej, ty na perkusje, ty do gitary, a ty śpiewaj – wydałam wszystkim z osobna polecenia i zasiadłam Hubertowi na kolanach, bo on jak zwykle już się rozsiadł jak taki menel pod ścianą i na materacu. Oczywiście nie chodził mi o to, że zwykle był jak menel, ale zwykle się rozsiadał, nie należał do ludzi co lubią stać bezczynnie.
A gdy się zejdą, raz i drugi, – zaczął Tyler dość niepewnie słynne Czy te oczy mogą kłamać?, a potem to już jechali w duecie, tak długo dopóki ja nie pierdolłam śmiechem. Dosłownie… bo wyglądali przy tym dość zabawnie, bo tak sztywno.
kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością,
bardzo się męczą, męczą przez czas długi,
co zrobić, co zrobić z tą miłością.
– Jak umiesz lepiej to proszę bardzo – powiedział wkurzony Tyler i zatrzymał melodie. Słychać było jeszcze kilka uderzeń perkusji, a potem już cisza. Poczułam jak Hubert klepnął mnie w udo dość mocno.
– Teraz śpiewaj, śmiałaś się z nich to teraz pora by się z ciebie pośmiać – powiedział pewnie i spychał mnie ze swoich kolan.
– Ale ja nie chcę. Hubert ja nie mam głosu – zastękałam i chwyciłam się dłońmi jego szyi by uniemożliwić jemu pozbycie się mnie ze swoich ud.
– To sobie łyknij, od razu nabierzesz głosu – stwierdził i podał mi jakąś butelkę z tanim winem, która leżała przy nim. – Nawet jeszcze nie otwarte – dodał z uśmiechem takiego potwornego szczeniaka, co to sam wie wszystko najlepiej.
– Dobra, ale pierw powiem coś Tylerowi na ucho – zadecydowałam i tak też uczyniłam. Usiadłam sobie na tej szkolnej ławce obok tego komputera. Wzięłam od Dominiki mikrofon i starałam się sobie przypomnieć tekst, by chociaż w tym nie dać plamy, bo wyczuciem kiedy wejść na pewno spalę. Wiedziałam to, że źle wejdę, ale jednak się udało.
On już je widział, on zna te dziewczyny,
z poszarpanymi nerwami, co wracają nad ranem nie
same, on już słyszał o życiu złamanym.
I wtedy wydarzyło się to o co prosiłam. Tyler zagrał gitarową solówkę, by zrobić przerwę miedzy moim ostatnim wersem, a kolejnymi wersami, które już wiedziałam do kogo będą należeć. Tylerowi pomogła trochę perkusja, mikrofon wylądował na klacie Huberta. Tyler go tam rzucił na chwilę przerywając grać, a mina mojego przyjaciela była bezcenna.
– No dawaj Huber, teraz się z ciebie pośmiejemy – powiedziałam i wyczekiwałam aż wstanie, ale nawet to mu nie było dane. Zaczął już podczas podnoszenia się i okazało się, że jako jedyny z nas wczuł się w tekst na tyle, że dało się słuchać tych słów i tej melodii. Normalnie, zupełnie jakby miał talent.
Ona już wie, już zna te historie,
że żona go nie rozumie, że wcale ze sobą nie śpią,
ona na pamięć to umie.
Nagle znalazł się przy mnie, pochylił się, oparł dłoń gdzieś za moimi plecami. Patrzył mi w oczy i dokończył.
Jakże o tym zapomnieć, jak w pamięci to zatrzeć,
lepiej milczeć przytomnie i patrzeć.
Poczułam jego usta na swoich, a Tyler zabił brawo.
– Normalnie musical jest wam pisany. Zostaliście do tego stworzeni – skomentował, a melodia grała dalej, bez słów, no bo nikt nie śpiewał. Tyler się głupio patrzył, no bo przecież ostatnimi czasy widział mnie w towarzystwie Aleksa, na mojej imprezie, a teraz nagle pojawiłam się z Hubertem. Jednak zdawał się to jakby rozumieć, nie wnikać, nie zadawał pytań.
– To może teraz jednak wy – zaproponował Hubert i pociągnął mnie z powrotem na materac. Siedzieliśmy jak dawniej i patrzyliśmy na tych młodych, tak idealnych. Przez chwilę pomyślałam co by było, gdyby teraz tu był Aleks, zamiast Huberta. Stwierdziłam, ze chyba nawet tak bym wolała, ale przecież rzadko kiedy jest w życiu tak ja się woli, trzeba więc brać to co jest.
Tym razem patrzyłam na to jak Tyler odsuwa się od mikrofonu, chyba po dżentelmeńsku uznał, że kobiety mają pierwszeństwo. Miałam okazje posłuchać mojej koleżanki, która w sumie czuła się jak ryba w wodzie śpiewając. Od zawsze to uwielbiała. Jednak mimo wszystko ciężko było mi powstrzymać śmiech.
Myślisz że masz już wszystko i że wszystko można kupić
Dla Mnie ważne są czyny a dla Ciebie tylko słowa
(Alexandra – Na ile wyceniasz mnie?)
– Przepraszam no was, ale ja tak nie umiem. Pomyślcie, że się nie śmieje, a do was uśmiecham – wyjaśniłam po krótce.
– Nie przejmujcie się, będę ją zasłaniał – powiedział Hubert i już za moment poczułam, że moja głowa opiera się o cegły, a potem że moje plecy zsuwają się na materac.
Poczułam Huberta na sobie, jego ciepłą umięśnioną klatę na moim biuście. Jego usta na moich. Trochę było mi głupio, że nie krępuje się przy obcych, że nie pohamowuje się ani trochę. Co prawda, przy Domi było mi wszystko jedno, ale był tu też Karol i Tyler, ale oni zdawali się też tym nie przejmować. Nawet lepiej zaczęło im iść to całe granie. Widziałam jak mój sponsor robi łyk jakiegoś trunku, a potem mnie całuje, poczułam cierpki smak taniego wina na swoim języku i w przełyku. Uważałam by się nie zachłysnąć, by nie łykać tego, a tylko oplatać jego język swoim w głębinach tej wiśniowej cieczy.
To co masz dostałeś za nic chociaż jesteś jeszcze młody
Mówisz "Jestem górą tylko to się dzisiaj liczy"

Na ile wyceniasz Mnie?
Ile zapłacić chcesz?
Bym była tylko Twoja
Chociaż jeden krótki dzień

Nie będę nikogo udawać
Nie mamy już o czym rozmawiać
Na ile wyceniasz mnie?
I ile zapłacić chcesz?
(Alexandra – Na ile wyceniasz mnie?)


– Możesz się już od niej odkleić – powiedział Tyler, a Hubert zszedł ze mnie jak na rozkaz. Ja poprawiłam włosy, on wytarł brodę w rękaw marynarki, bo ściekło mu trochę wina. Oboje staraliśmy się unormować oddech. Potem Karol poszedł do domu, my też mieliśmy się zbierać, ale Tyler wyjął jakąś wódkę z przenośnej lodówki. Impreza zaczęła się rozkręcać, choć powstała w sumie z niczego. Zaczęliśmy tam tańczyć, bawić się i naprawdę czuć radość, takie chwilowe szczęście.
Siedzieliśmy na materacu. Jeden przy drugim. Ja miedzy Hubertem i Dominiką, podawaliśmy sobie butelkę wódki i korek od niej, który służył nam za kieliszek.
– Twoja kolej Domi – powiedział Tyler i Dominika przejęła już polany do korka trunek.
– To za co teraz piliśmy? – zapytała.
– Za tamte prywatki niezapomniane – odpowiedział Hubert bo ta piosenka właśnie leciała. Dominika wypiła do dna, popiła sokiem prosto z kartonu i wszystko toczyło się dalej.
– Ale kiedyś te piosenki to miały dusze, no nie? – zapytał Tyler. – Ja wcześniej sobie z tego nie zdawałem sprawy, ale teraz zdaje. Kiedyś tak zacząłem tego słuchać przez Eldo.
– Co z tą Polską? – wywnioskował Hubert, ale wypowiedział pytająco.
– No tak, ale przyjaciele i telefony są nawet lepsze – odpowiedział.
– Bajm teraz leci. Kto teraz pije? – zapytała Dominika, która już miała taki jakby swój świat.
– No za ten zespół to wypada wypić. Mają spora dyskografie i jakby dostosowanie się do czasów wsyskich możliwych – wybełkotał Hubert, który miał już przymknięte oczy.
– Podaj wódkę! – Warknął Tyler na Huberta i trącił go nad moją głową swoją ręką.
– A co, skoncyła się? – zapytał nieogarniając niczego, ale kiedy odnalazł dłonią kolejną zimną butelkę zdawał się jakby odrobinkę wytrzeźwieć. Nawet stwierdził, że jest zimno.
– Ale kidyś lepsi byli, no ten zespół – powiedział Tyler uderzając butelkę pod spodem i odkręcając ją. – Taki rockowy, a nie potem popka z tego jebnęła ta Kozidrak – skomentował Tyler i podał mi ten pseudo kieliszek, wstał i przełączył na stare utwory tego zespołu.
– Ej ja to znam! – powiedziałam podekscytowana i zaczęłam nucić.
Uspokój się mamo, uspokój się
Nic nie jest tak ważne, jak spokój ten,
Bo nic się nie stało, mam dużo pieniędzy
Musiałam to robić, bo żyłabym w nędzy

Okej, okej, nic nie wiem, nic nie wiem
Okej, okej, nic nie wiem, nic nie wiem

On chciał się ożenić i kochał mnie bardzo
Lecz w mig się dowiedział, dlaczego mną gardzą
I białą sukienkę sprzedałam w komisie
Mam czego żałować na całe życie
(Bajm – Uspokój się mamo)

– A ja tej piosenki jakoś nie lubię – wyznał Hubert i tym przerwał cisze i wyrwał wszystkich z rozmyślań. Wstał i podszedł do komputera, klikał coś i klikał, aż w końcu z uśmiechem powrócił. – To jest idealny reptuar, Amando dla ciebie. Taki o twojej przyszłości.
– Nie możesz znać mojej przyszłości – stwierdziłam.
– Uwierz, że jestem czarodziejem.
– Chyba raczej złym czarownikiem – sprostowałam. – A teraz się zamknij bo słucham o mojej przyszłości – dodałam i usłyszałam jak Tyler przełyka kolejny łyk wódki. Ujrzałam też jak Hubertowi podaje butelkę.
– Wyzeruj – polecił, bo w butelce było na dnie, a potem już była błoga cisza i tylko dźwięk tej mojej hubertowej przyszłości.
Mówisz do mnie "mój kwiatuszku"
Co dzień jem śniadanie w łóżku
A gdy słówka szepczesz czule
Ja nie słucham cię w ogóle

Jesteś taki sympatyczny
Wiersze piszesz mi liryczne
Dajesz mi czerwone róże
Ja nie zniosę tego dłużej

Wiem, że kiedyś cię lubiłam
Jednak szybko się znudziłam
Teraz mam wstręt do wszystkiego
Jestem zła i dlatego...

Ref. Nie lubię nikogo, zawsze chodzę własną drogą - nie lubię nikogo
Ja nie lubię nikogo, zawsze chodzę własną drogą - nie lubię nikogo x3

Spełniasz wszystkie me zachcianki
Robisz miłe niespodzianki
A gdy czeki wypisujesz
Ja z kochankiem swym baluję

Gdy o piękną suknię proszę
Mija chwila, już ją noszę
Ty kupujesz drogie stroje
Mój kochanek robi swoje

Wiem, że kiedyś cię lubiłam
Jednak szybko się znudziłam
Teraz mam wstręt do wszystkiego
Jestem zła i dlatego...

Ref. Nie lubię nikogo, zawsze chodzę własną drogą - nie lubię nikogo
Ja nie lubię nikogo, zawsze chodzę własną drogą - nie lubię nikogo x3

I choć jest to dla mnie męka
Możesz nosić mnie na rękach
Bo za jakiś czas, jak sądzę
Odziedziczę twe pieniądze

Ref. Nie lubię nikogo, zawsze chodzę własną drogą - nie lubię nikogo
Ja nie lubię nikogo, zawsze chodzę własną drogą - nie lubię nikogo x3
(Łzy – Ja nie lubię nikogo)

– Nie taka zła ta moja przyszłość – powiedziałam na glos z uśmiechem i wyciągnęłam dłoń po kieliszek. Podniosłam się czując na swoim lewym ramieniu ciężar mojej przyjaciółki. Przez chwilę myślałam, że śpi, ale jednak tylko miała zamknięte, zmęczone oczy.
– No twoja przyszłość nie taka zła – stwierdził Tyler i otworzył trzecią połówkę. – Jednak, że ty – tu zwrócił się do Huberta, – aż tak czarno widzisz swoją przyszłość u jej boku – dodał.
– Ale ja nie widzę przyszłości u jej boku – wymówił się Hubert.
– To wy nie? – zapytał Tyler tak niepewnie i zrobiło mu się trochę głupio.
– Nie – potwierdziła Dominika, a Hubert dodał:
– My z Amandą się tylko przyjaźnimy. I tak jeszcze dwa lata, po dwóch zrywamy tą serpentynę kontaktu.
– Masz obrączkę – zauważył Tyler nagle i nie powstrzymał tych słów.
– Mam też żonę, niestety – wyznał czytając smsa, po schowaniu telefonu do kieszeni marynarki wyrwał mi „kieliszek” z rąk i sam go wypił. Wstał, otrzepał się. – Będę już leciał, zamówię taksówkę, rano do ciebie wpadnę – powiedział do wszystkich wszystko, a ostatnie słowa do mnie.
– Jasne. Jajecznicę ci zrobić, jak zazwyczaj? – zapytałam.
– Tak, jakbyś mogła.
– Jak przywieziesz ze sobą jajka, olej i bekon to mogę, bo się skończyły.
– Aha, bo ty jadasz te swoje tosty z majonezem zazwyczaj do kawy, zapomniałem. Przywiozę, kawę ze stacji też – odrzekł i zaczął podawać dłoń Tylerowi. – To do zobaczenia, do kiedyś tam.
Potem dał buziaka w policzek Dominice, a mnie pocałował zaborczo, zachłannie, przeszedł nawet na szyje, ale przerwał. Zatrzymał się pochylony nade mną, oparty dłonią o ścianę.
– Dysk ci wypadł – zażartowałam bezczelnie i poczułam wibracje telefonu w mojej kieszeni.
– Bardzo śmieszne, zachwianie równowagi tylko mam – wytłumaczył się i wyprostował po czym odszedł chwiejnym krokiem w stronę wyjścia z piwnicy.
Tyler odprowadził mnie i Dominikę do mnie. Moja przyjaciółka od razu padła na łóżko, pozbywając się jedynie kurtki. Ja postanowiłam pozbyć się nie tylko wierzchniej odzieży, ale też dżinsów, bo w nich się jakoś nie wygodnie śpi. Noc była spokojna, ale rano zaczęły się same komplikacje. Budzik nie zadzwonił na czas, ale pomyślałam, ze Aleks załatwi mi zwolnienie z tego dnia. Dominiki nie było w łóżku obok mnie. Miała kaca i nie zamierzała wyjść z toalety, bo co wstawała z kolan robiło się jej niedobrze. Ja nie tracąc czasu na ubranie spodni postanowiłam nastawić pranie, bo już zaczynało brakować mi ubrań. Przetarłam zmęczone oczy i odnalazłam swój telefon komórkowy.
„Trzy kawy kup – Domi jest u mnie, ona też lubi jajecznicę, jak i ty” – napisałam sms’a, wysłałam go, a tu nagle dzwonek. Spodziewałam się tylko Huberta, ale za drzwiami stał Aleks. Na szczęście nie otworzyłam tylko zobaczyłam go przez wizjer.
– Domi, musisz mi pomóc – powiedziałam do dziewczyny i wpadłam jej do toalety bez pukania.
– Ale teraz, tak z rana? – dopytywała siedząc na moim metalowym koszu na pranie.
– Teraz, Aleks przyszedł.
– Miał przyjść Hubert, chyba oni już ci się mylą – wybełkotała zaspanym głosem i odpaliła papierosa.
– Nie, oni mi się nie mylą. To im się myli pora odwiedzin – wyjaśniłam jej, a tu znowu dzwonek do drzwi.
– Już otwieram! Tylko szukam kluczy! – krzyknęłam w stronę przedpokoju.
– Plan jest taki. Siedzisz w toalecie, ja otwieram, wyciągam Aleksa stąd. Ty czekasz na Huberta i powiesz, że wezwała mnie pilnie szkoła – poleciłam Dominice i na szybko przejrzałam się w lustrze. Hubert widział mnie w różnym stanie, ale przed Aleksem chciałam wyglądać ładnie.
– Nie czesz ich – powiedziała Domi, gdy moja dłoń powędrowała w stronę grzebienia. – I tak nie uczeszesz, prostowanie za długo trwa. Weź lakier i poczochraj, będzie tak rockowo – dodała.
– Dobra, masz racje. Pożyczę twoją kurtkę – oznajmiłam i szybko wleciałam do pokoju by założyć jej skórę na moje wczorajsze ubranie.

4 komentarze:

  1. Sprytna ta Amanda ale szczęście miała,że Aleks nie przyszedł trochę później.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przepadam za Hubertem nie żebym coś do niego miała ale jakoś tak facet zdradzający żonę nie kojarzy się najlepiej, ale w tej części Hubert bardzo mi się podoba jest taki prawdziwy nikogo nie udaje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Robi się niebezpiecznie.Tak to jest jak się przysłowiowo ciągnie dwie sroki za ogon.Tym razem Amanda była cwana i udało jej się wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.Marta

    OdpowiedzUsuń
  4. A to wtopa, niedużo brakowało, a panowie by się spotkali, pan-praca i pan-związek. Na szyi Amandy powoli zaciska się pętla. Tym razem dzięki niesamowitemu szczęściu i nie oszukujmy się przebiegłości udało jej się wybrnąć z tej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń