Część
38 – Trochę zabawy każdemu się przyda
Dominika
i Amanda (Magdalena)
Dominika:
No
i… zdania nie należy zaczynać od „no i”, ale co mi tam. Tak czy inaczej
wylądowałam w piwnicy, która miała dywany położone na ścianach i to różnorodne
w kolorze. Na środku stała perkusja, pod ścianami jakieś hantle, oraz ławki do
ćwiczeń, kilka naście butelek, trochę skrzynek.
–
Nie mamy gdzie przeprowadzać prób – wyjaśnił Tyler i zaczął coś grzebać przy
komputerze.
–
Pokaż co potrafisz – zażądałam i usiadłam naprzeciw niego, założyłam nogę na
nogę. Starałam się wyglądać jak najbardziej profesjonalnie. Niczym te panie z
jury na tych wszystkich telewizyjnych konkursach.
Podziwiałam
niezbyt wysokiego, czarnowłosego chłopaka, który ustawiał sobie mikrofon i
przekładał pas od gitary przez ramię. Musiałam przyznać, był nawet przystojny.
Odebrało mi mowę już pod czas pierwszego spotkania. Przypominałam sobie jak
przez mgłę imprezę u Amandy i to jak jego kletę opinała koszulka z napisem „life
is brutal”. Wtedy nie mówiłam zbyt wiele, nie chciałam wyjść na idiotkę, ale
teraz… teraz byliśmy sami, a on sam był jak idiota, który potrzebuje mojej
pomocy. To taka fajna zależność… wolałam by ktoś zależał ode mnie i moich
decyzji, niż ja od kogoś. On chyba wolał jak ja, bo teraz był taki nie swój,
jakby mniej pewny siebie. Jego koszula w popielato-czerwoną klatę wydawała mi
się taka oldschoolowa. Nosił się inaczej niż większość chłopaków jakich znałam
i dlatego był wyjątkowy. Inni to tylko bluza, albo bluzka, dżinsy, albo dresy i
adidasy. Tyler miał na sobie popielate trampki, ale takie ocieplane, jakby
zimowe. Pasowały mu do koszuli, a proste, zwyczajne, poobcierane dżinsy
idealnie podkreślały jego męski tyłek.
–
No graj! – poganiałam go.
–
Nie mogę gdy się tak patrzysz – wystękał.
–
Tam też będą ludzie i też się będą patrzyć – powiedziałam najbardziej oczywistą
rzecz na świecie.
–
No dobra, ale masz się nie śmiać – postawił swoje żądanie tym razem on i
uruchomił kliknięciem myszki melodie, podbił ją swoją gitarą, a całość dopełnił
swoim głosem.
Daj mi dłoń
pobiegniemy gdzieś, na koniec świata,
jeśli tylko chcesz.
Kochać się będziemy dzień i noc,
starym zgredom na złość.
Ptaki będą budzić nas,
a łąki ukołyszą nas do snu.
Było już kiedyś tak…
Było i będzie znów!
Nigdy nie wiem, o czym myślisz,
więc będę cię musiał
wreszcie zbić.
Widzę w tobie coś z modliszki,
z miłości chcesz pożreć,
jak tu żyć?
No sama powiedz jak!
(Universe
– Daj mi wreszcie święty spokój)
–
Wszystko pięknie – powiedziałam, bo w sumie nie było jakoś najgorzej. Wiele
gorzej śpiewających ludzi zostaje gwiazdami, a za bilet na ich koncert płaci
się kilka stów. – Tylko nie znasz dokładnie tekstu – dodałam po chwili i tym
zmazałam uśmiech z jego twarzy.
–
Nie no, tak leci tekst – protestował. Faceci to się jak dzieci, nienawidzą
przyznawać do błędu.
–
Zaśpiewałeś „zbić” ty idioto, zamiast „spić” – wyłożyłam jak ślepemu brajlem.
–
To tam jest „spić”? – zapytał.
–
No raczej, przecież żaden facet by nie powiedział kobiecie…
–
Znam kilku co by tak powiedzieli. Wiesz, taka kobietka co myśli o czymś i chce
by jej facet wiedział o czym ona myśli, a nie chce słowami powiedzieć to taka
uciążliwa jest. Marudna wtedy też bywa, no i wtedy to tak po Bożemu… –
tłumaczył się Tyler.
–
Wierzymy chyba w innego Boga – stwierdziłam. – To jaki mamy repertuar? –
zapytałam.
–
Do ustalenia – padło z jego ust, a za moimi plecami pojawiły się odgłosy kroków
i to nie jednych, a kilku par butów, w tym też na obcasie.
–
Przyprowadziłem nam publiczność! – wykrzyknął entuzjastycznie Karol, a mój
wzrok padł na Amandę i mężczyznę stojącego za jej plecami. Obejmował moją
koleżankę w pół i to w taki sposób, że brodę trzymał idealnie na jednym z jej
ramion.
Amanda:
Patrzyłam
na Dominikę, stała naprzeciw Tylera. Byli niebezpiecznie blisko siebie, ale
pomiędzy nimi był mikrofon.
–
Cholera, zawsze jakieś mury – pomyślałam i przyglądałam się tym jak wyglądali.
On na czarny, ona blondynka. On w koszuli w kratę, w kolorze
czerwono-popielatym, a ona w czarnej kurtce ze skórki zapiętej pod samą szyje.
Miała na sobie czerwone spodnie i to przez to wyglądali tak… wyjątkowo. On w
popielatych trampkach, a ona w wysokich, czarnych butach.
–
Hubert – powiedział mężczyzna obejmujący mnie i nagle uświadomiłam sobie brak
jego rąk. Witał się ze wszystkimi.
–
My się już znamy – wyznała Dominika, jak zwykle czyniąc to z przyzwoitym
uśmiechem.
–
Ja mam pytanie panie starszy – powiedział Tyler do Huberta i wyłożył dokładnie
o co mu chodzi. – No to jakie słowo tam według ciebie pasuje.
–
Czekaj, bo ja muszę sobie przypomnieć jak to leci. – Hubert zrobił
inteligentną, zamyśloną minę, ale jego usta się ruszały jakby po cichu szeptał
tekst.
–
Hubert, proszę cię. Tylko nie przynieś mi wstydu. Musisz wiedzieć jak to tam
jest. Każdy zna ta piosenkę, poza tym to oczywiste. – Wtrąciłam swoją opinię w
tym temacie.
– … o czym myślisz, więc będę cię musiał w
końcu… nie! – krzyknął po chwili. – Będę cię musiał wreszcie zbić – poprawił
się i dokończył tak, że sprawił tym Tylerowi taka radość, że to aż
niewyobrażalne. Dosłownie jakby w totka wygrał.
–
A nie mówiłem, że to tam pasuje bardziej niż to co jest! – krzyknął Tyler
uradowany.
–
Wiesz co Amanda? Faceci to jednak mają mniejsze mózgi. Oni nawet nie zdają
sobie sprawy na co dzień, że istnieje synonim określenia „zajebać” – rzekła
Dominika.
–
No, ale zajebać tam wcale nie pasowało – wydedukował Karol i zasiadł na
ławeczce do robienia brzuszków.
–
No to dzieciaki grajcie, a my mamy robić za sztuczny weselny tłum, no to może…
zatańczymy, co Amanda? – zapytał Hubert, ale widać było, że chce zmienić temat,
by mu dużej moja koleżanka mężczyzn nie obrażała.
–
Najpierw posłuchajmy czy nie fałszują – oznajmiłam i podeszłam do komputera,
który stał na czymś podobnym do szkolnej ławki. Bez pytania czy mogę wybrałam
piosenkę, w sumie to kliknęłam na pierwszą z brzegu. – No dalej, ty na
perkusje, ty do gitary, a ty śpiewaj – wydałam wszystkim z osobna polecenia i
zasiadłam Hubertowi na kolanach, bo on jak zwykle już się rozsiadł jak taki
menel pod ścianą i na materacu. Oczywiście nie chodził mi o to, że zwykle był
jak menel, ale zwykle się rozsiadał, nie należał do ludzi co lubią stać
bezczynnie.
–
A gdy się zejdą, raz i drugi, –
zaczął Tyler dość niepewnie słynne Czy te
oczy mogą kłamać?, a potem to już jechali w duecie, tak długo dopóki ja nie
pierdolłam śmiechem. Dosłownie… bo wyglądali przy tym dość zabawnie, bo tak
sztywno.
kobieta
po przejściach, mężczyzna z przeszłością,
bardzo
się męczą, męczą przez czas długi,
co
zrobić, co zrobić z tą miłością.
–
Jak umiesz lepiej to proszę bardzo – powiedział wkurzony Tyler i zatrzymał
melodie. Słychać było jeszcze kilka uderzeń perkusji, a potem już cisza.
Poczułam jak Hubert klepnął mnie w udo dość mocno.
–
Teraz śpiewaj, śmiałaś się z nich to teraz pora by się z ciebie pośmiać –
powiedział pewnie i spychał mnie ze swoich kolan.
–
Ale ja nie chcę. Hubert ja nie mam głosu – zastękałam i chwyciłam się dłońmi
jego szyi by uniemożliwić jemu pozbycie się mnie ze swoich ud.
–
To sobie łyknij, od razu nabierzesz głosu – stwierdził i podał mi jakąś butelkę
z tanim winem, która leżała przy nim. – Nawet jeszcze nie otwarte – dodał z
uśmiechem takiego potwornego szczeniaka, co to sam wie wszystko najlepiej.
–
Dobra, ale pierw powiem coś Tylerowi na ucho – zadecydowałam i tak też
uczyniłam. Usiadłam sobie na tej szkolnej ławce obok tego komputera. Wzięłam od
Dominiki mikrofon i starałam się sobie przypomnieć tekst, by chociaż w tym nie
dać plamy, bo wyczuciem kiedy wejść na pewno spalę. Wiedziałam to, że źle
wejdę, ale jednak się udało.
On już je
widział, on zna te dziewczyny,
z
poszarpanymi nerwami, co wracają nad ranem nie
same, on
już słyszał o życiu złamanym.
I
wtedy wydarzyło się to o co prosiłam. Tyler zagrał gitarową solówkę, by zrobić
przerwę miedzy moim ostatnim wersem, a kolejnymi wersami, które już wiedziałam
do kogo będą należeć. Tylerowi pomogła trochę perkusja, mikrofon wylądował na
klacie Huberta. Tyler go tam rzucił na chwilę przerywając grać, a mina mojego
przyjaciela była bezcenna.
–
No dawaj Huber, teraz się z ciebie pośmiejemy – powiedziałam i wyczekiwałam aż
wstanie, ale nawet to mu nie było dane. Zaczął już podczas podnoszenia się i
okazało się, że jako jedyny z nas wczuł się w tekst na tyle, że dało się
słuchać tych słów i tej melodii. Normalnie, zupełnie jakby miał talent.
Ona już
wie, już zna te historie,
że żona
go nie rozumie, że wcale ze sobą nie śpią,
ona na
pamięć to umie.
Nagle
znalazł się przy mnie, pochylił się, oparł dłoń gdzieś za moimi plecami.
Patrzył mi w oczy i dokończył.
Jakże o
tym zapomnieć, jak w pamięci to zatrzeć,
lepiej
milczeć przytomnie i patrzeć.
Poczułam
jego usta na swoich, a Tyler zabił brawo.
–
Normalnie musical jest wam pisany. Zostaliście do tego stworzeni – skomentował,
a melodia grała dalej, bez słów, no bo nikt nie śpiewał. Tyler się głupio
patrzył, no bo przecież ostatnimi czasy widział mnie w towarzystwie Aleksa, na
mojej imprezie, a teraz nagle pojawiłam się z Hubertem. Jednak zdawał się to
jakby rozumieć, nie wnikać, nie zadawał pytań.
–
To może teraz jednak wy – zaproponował Hubert i pociągnął mnie z powrotem na
materac. Siedzieliśmy jak dawniej i patrzyliśmy na tych młodych, tak idealnych.
Przez chwilę pomyślałam co by było, gdyby teraz tu był Aleks, zamiast Huberta.
Stwierdziłam, ze chyba nawet tak bym wolała, ale przecież rzadko kiedy jest w
życiu tak ja się woli, trzeba więc brać to co jest.
Tym
razem patrzyłam na to jak Tyler odsuwa się od mikrofonu, chyba po dżentelmeńsku
uznał, że kobiety mają pierwszeństwo. Miałam okazje posłuchać mojej koleżanki,
która w sumie czuła się jak ryba w wodzie śpiewając. Od zawsze to uwielbiała.
Jednak mimo wszystko ciężko było mi powstrzymać śmiech.
Myślisz że
masz już wszystko i że wszystko można kupić
Dla Mnie
ważne są czyny a dla Ciebie tylko słowa
(Alexandra – Na ile wyceniasz mnie?)
–
Przepraszam no was, ale ja tak nie umiem. Pomyślcie, że się nie śmieje, a do
was uśmiecham – wyjaśniłam po krótce.
–
Nie przejmujcie się, będę ją zasłaniał – powiedział Hubert i już za moment
poczułam, że moja głowa opiera się o cegły, a potem że moje plecy zsuwają się
na materac.
Poczułam
Huberta na sobie, jego ciepłą umięśnioną klatę na moim biuście. Jego usta na
moich. Trochę było mi głupio, że nie krępuje się przy obcych, że nie pohamowuje
się ani trochę. Co prawda, przy Domi było mi wszystko jedno, ale był tu też
Karol i Tyler, ale oni zdawali się też tym nie przejmować. Nawet lepiej zaczęło
im iść to całe granie. Widziałam jak mój sponsor robi łyk jakiegoś trunku, a
potem mnie całuje, poczułam cierpki smak taniego wina na swoim języku i w
przełyku. Uważałam by się nie zachłysnąć, by nie łykać tego, a tylko oplatać
jego język swoim w głębinach tej wiśniowej cieczy.
To co
masz dostałeś za nic chociaż jesteś jeszcze młody
Mówisz
"Jestem górą tylko to się dzisiaj liczy"
Na ile
wyceniasz Mnie?
Ile
zapłacić chcesz?
Bym była
tylko Twoja
Chociaż
jeden krótki dzień
Nie będę
nikogo udawać
Nie mamy
już o czym rozmawiać
Na ile
wyceniasz mnie?
I ile
zapłacić chcesz?
(Alexandra – Na ile wyceniasz mnie?)
– Możesz się już od niej odkleić –
powiedział Tyler, a Hubert zszedł ze mnie jak na rozkaz. Ja poprawiłam włosy,
on wytarł brodę w rękaw marynarki, bo ściekło mu trochę wina. Oboje staraliśmy
się unormować oddech. Potem Karol poszedł do domu, my też mieliśmy się zbierać,
ale Tyler wyjął jakąś wódkę z przenośnej lodówki. Impreza zaczęła się
rozkręcać, choć powstała w sumie z niczego. Zaczęliśmy tam tańczyć, bawić się i
naprawdę czuć radość, takie chwilowe szczęście.
Siedzieliśmy na materacu. Jeden przy
drugim. Ja miedzy Hubertem i Dominiką, podawaliśmy sobie butelkę wódki i korek
od niej, który służył nam za kieliszek.
– Twoja kolej Domi – powiedział Tyler i
Dominika przejęła już polany do korka trunek.
– To za co teraz piliśmy? – zapytała.
– Za tamte prywatki niezapomniane –
odpowiedział Hubert bo ta piosenka właśnie leciała. Dominika wypiła do dna,
popiła sokiem prosto z kartonu i wszystko toczyło się dalej.
– Ale kiedyś te piosenki to miały
dusze, no nie? – zapytał Tyler. – Ja wcześniej sobie z tego nie zdawałem
sprawy, ale teraz zdaje. Kiedyś tak zacząłem tego słuchać przez Eldo.
– Co z tą Polską? – wywnioskował
Hubert, ale wypowiedział pytająco.
– No tak, ale przyjaciele i telefony są
nawet lepsze – odpowiedział.
– Bajm teraz leci. Kto teraz pije? –
zapytała Dominika, która już miała taki jakby swój świat.
– No za ten zespół to wypada wypić.
Mają spora dyskografie i jakby dostosowanie się do czasów wsyskich możliwych –
wybełkotał Hubert, który miał już przymknięte oczy.
– Podaj wódkę! – Warknął Tyler na Huberta
i trącił go nad moją głową swoją ręką.
– A co, skoncyła się? – zapytał
nieogarniając niczego, ale kiedy odnalazł dłonią kolejną zimną butelkę zdawał
się jakby odrobinkę wytrzeźwieć. Nawet stwierdził, że jest zimno.
– Ale kidyś lepsi byli, no ten zespół –
powiedział Tyler uderzając butelkę pod spodem i odkręcając ją. – Taki rockowy,
a nie potem popka z tego jebnęła ta Kozidrak – skomentował Tyler i podał mi ten
pseudo kieliszek, wstał i przełączył na stare utwory tego zespołu.
– Ej ja to znam! – powiedziałam
podekscytowana i zaczęłam nucić.
Uspokój
się mamo, uspokój się
Nic nie
jest tak ważne, jak spokój ten,
Bo nic
się nie stało, mam dużo pieniędzy
Musiałam
to robić, bo żyłabym w nędzy
Okej,
okej, nic nie wiem, nic nie wiem
Okej,
okej, nic nie wiem, nic nie wiem
On chciał
się ożenić i kochał mnie bardzo
Lecz w
mig się dowiedział, dlaczego mną gardzą
I białą
sukienkę sprzedałam w komisie
Mam czego
żałować na całe życie
(Bajm – Uspokój się mamo)
– A ja tej piosenki jakoś nie lubię –
wyznał Hubert i tym przerwał cisze i wyrwał wszystkich z rozmyślań. Wstał i
podszedł do komputera, klikał coś i klikał, aż w końcu z uśmiechem powrócił. –
To jest idealny reptuar, Amando dla ciebie. Taki o twojej przyszłości.
– Nie możesz znać mojej przyszłości –
stwierdziłam.
– Uwierz, że jestem czarodziejem.
– Chyba raczej złym czarownikiem –
sprostowałam. – A teraz się zamknij bo słucham o mojej przyszłości – dodałam i
usłyszałam jak Tyler przełyka kolejny łyk wódki. Ujrzałam też jak Hubertowi
podaje butelkę.
– Wyzeruj – polecił, bo w butelce było
na dnie, a potem już była błoga cisza i tylko dźwięk tej mojej hubertowej
przyszłości.
Mówisz do
mnie "mój kwiatuszku"
Co dzień
jem śniadanie w łóżku
A gdy
słówka szepczesz czule
Ja nie
słucham cię w ogóle
Jesteś
taki sympatyczny
Wiersze
piszesz mi liryczne
Dajesz mi
czerwone róże
Ja nie
zniosę tego dłużej
Wiem, że
kiedyś cię lubiłam
Jednak
szybko się znudziłam
Teraz mam
wstręt do wszystkiego
Jestem
zła i dlatego...
Ref. Nie
lubię nikogo, zawsze chodzę własną drogą - nie lubię nikogo
Ja nie
lubię nikogo, zawsze chodzę własną drogą - nie lubię nikogo x3
Spełniasz
wszystkie me zachcianki
Robisz
miłe niespodzianki
A gdy
czeki wypisujesz
Ja z
kochankiem swym baluję
Gdy o
piękną suknię proszę
Mija
chwila, już ją noszę
Ty
kupujesz drogie stroje
Mój
kochanek robi swoje
Wiem, że
kiedyś cię lubiłam
Jednak
szybko się znudziłam
Teraz mam
wstręt do wszystkiego
Jestem
zła i dlatego...
Ref. Nie
lubię nikogo, zawsze chodzę własną drogą - nie lubię nikogo
Ja nie
lubię nikogo, zawsze chodzę własną drogą - nie lubię nikogo x3
I choć
jest to dla mnie męka
Możesz
nosić mnie na rękach
Bo za
jakiś czas, jak sądzę
Odziedziczę
twe pieniądze
Ref. Nie
lubię nikogo, zawsze chodzę własną drogą - nie lubię nikogo
Ja nie
lubię nikogo, zawsze chodzę własną drogą - nie lubię nikogo x3
(Łzy – Ja nie lubię nikogo)
– Nie taka zła ta moja przyszłość –
powiedziałam na glos z uśmiechem i wyciągnęłam dłoń po kieliszek. Podniosłam się
czując na swoim lewym ramieniu ciężar mojej przyjaciółki. Przez chwilę
myślałam, że śpi, ale jednak tylko miała zamknięte, zmęczone oczy.
– No twoja przyszłość nie taka zła –
stwierdził Tyler i otworzył trzecią połówkę. – Jednak, że ty – tu zwrócił się do
Huberta, – aż tak czarno widzisz swoją przyszłość u jej boku – dodał.
– Ale ja nie widzę przyszłości u jej
boku – wymówił się Hubert.
– To wy nie? – zapytał Tyler tak
niepewnie i zrobiło mu się trochę głupio.
– Nie – potwierdziła Dominika, a Hubert
dodał:
– My z Amandą się tylko przyjaźnimy. I
tak jeszcze dwa lata, po dwóch zrywamy tą serpentynę kontaktu.
– Masz obrączkę – zauważył Tyler nagle
i nie powstrzymał tych słów.
– Mam też żonę, niestety – wyznał
czytając smsa, po schowaniu telefonu do kieszeni marynarki wyrwał mi
„kieliszek” z rąk i sam go wypił. Wstał, otrzepał się. – Będę już leciał,
zamówię taksówkę, rano do ciebie wpadnę – powiedział do wszystkich wszystko, a
ostatnie słowa do mnie.
– Jasne. Jajecznicę ci zrobić, jak
zazwyczaj? – zapytałam.
– Tak, jakbyś mogła.
– Jak przywieziesz ze sobą jajka, olej
i bekon to mogę, bo się skończyły.
– Aha, bo ty jadasz te swoje tosty z
majonezem zazwyczaj do kawy, zapomniałem. Przywiozę, kawę ze stacji też –
odrzekł i zaczął podawać dłoń Tylerowi. – To do zobaczenia, do kiedyś tam.
Potem dał buziaka w policzek Dominice,
a mnie pocałował zaborczo, zachłannie, przeszedł nawet na szyje, ale przerwał.
Zatrzymał się pochylony nade mną, oparty dłonią o ścianę.
– Dysk ci wypadł – zażartowałam
bezczelnie i poczułam wibracje telefonu w mojej kieszeni.
– Bardzo śmieszne, zachwianie równowagi
tylko mam – wytłumaczył się i wyprostował po czym odszedł chwiejnym krokiem w
stronę wyjścia z piwnicy.
Tyler odprowadził mnie i Dominikę do
mnie. Moja przyjaciółka od razu padła na łóżko, pozbywając się jedynie kurtki.
Ja postanowiłam pozbyć się nie tylko wierzchniej odzieży, ale też dżinsów, bo w
nich się jakoś nie wygodnie śpi. Noc była spokojna, ale rano zaczęły się same
komplikacje. Budzik nie zadzwonił na czas, ale pomyślałam, ze Aleks załatwi mi
zwolnienie z tego dnia. Dominiki nie było w łóżku obok mnie. Miała kaca i nie
zamierzała wyjść z toalety, bo co wstawała z kolan robiło się jej niedobrze. Ja
nie tracąc czasu na ubranie spodni postanowiłam nastawić pranie, bo już zaczynało
brakować mi ubrań. Przetarłam zmęczone oczy i odnalazłam swój telefon
komórkowy.
„Trzy kawy kup – Domi jest u mnie, ona
też lubi jajecznicę, jak i ty” – napisałam sms’a, wysłałam go, a tu nagle
dzwonek. Spodziewałam się tylko Huberta, ale za drzwiami stał Aleks. Na
szczęście nie otworzyłam tylko zobaczyłam go przez wizjer.
– Domi, musisz mi pomóc – powiedziałam
do dziewczyny i wpadłam jej do toalety bez pukania.
– Ale teraz, tak z rana? – dopytywała
siedząc na moim metalowym koszu na pranie.
– Teraz, Aleks przyszedł.
– Miał przyjść Hubert, chyba oni już ci
się mylą – wybełkotała zaspanym głosem i odpaliła papierosa.
– Nie, oni mi się nie mylą. To im się
myli pora odwiedzin – wyjaśniłam jej, a tu znowu dzwonek do drzwi.
– Już otwieram! Tylko szukam kluczy! –
krzyknęłam w stronę przedpokoju.
– Plan jest taki. Siedzisz w toalecie,
ja otwieram, wyciągam Aleksa stąd. Ty czekasz na Huberta i powiesz, że wezwała
mnie pilnie szkoła – poleciłam Dominice i na szybko przejrzałam się w lustrze.
Hubert widział mnie w różnym stanie, ale przed Aleksem chciałam wyglądać
ładnie.
– Nie czesz ich – powiedziała Domi, gdy
moja dłoń powędrowała w stronę grzebienia. – I tak nie uczeszesz, prostowanie
za długo trwa. Weź lakier i poczochraj, będzie tak rockowo – dodała.
– Dobra, masz racje. Pożyczę twoją
kurtkę – oznajmiłam i szybko wleciałam do pokoju by założyć jej skórę na moje
wczorajsze ubranie.
Sprytna ta Amanda ale szczęście miała,że Aleks nie przyszedł trochę później.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za Hubertem nie żebym coś do niego miała ale jakoś tak facet zdradzający żonę nie kojarzy się najlepiej, ale w tej części Hubert bardzo mi się podoba jest taki prawdziwy nikogo nie udaje.
OdpowiedzUsuńRobi się niebezpiecznie.Tak to jest jak się przysłowiowo ciągnie dwie sroki za ogon.Tym razem Amanda była cwana i udało jej się wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.Marta
OdpowiedzUsuńA to wtopa, niedużo brakowało, a panowie by się spotkali, pan-praca i pan-związek. Na szyi Amandy powoli zaciska się pętla. Tym razem dzięki niesamowitemu szczęściu i nie oszukujmy się przebiegłości udało jej się wybrnąć z tej sytuacji.
OdpowiedzUsuń