Amanda (Magdalena)
– Ubieraj się – polecił i
odepchnął moje ręce, wstał.
– Jestem…
– Ubieraj się, bo wychodzimy.
Raz powiedziałem i masz zrozumieć, a nie dyskutować, bo uwierz przypierdole –
zagroził na tyle dosadnie, że podziałało od razu. Wstałam z podłogi założyłam
zimowe adidasy, bo je najłatwiej się wciągało, potem sweter i nie zdążyłam go
nawet zapiać, a już znalazłam się na klatce schodowej wypchnięta przez Aleksa. Trzymał
w dłoniach moje klucze, to on zamknął drzwi.
Wsiedliśmy do jego samochodu.
Bałam się jak jeszcze nigdy dotąd, ale ten strach był dziwny. Z jednej strony
byłam pewna, że nie zrobi mi nic złego, ale z drugiej miał powód by mnie
zakopać żywcem w środku lasu.
– Kiedy Paweł był chory? –
zapytał prowadząc, był niesamowicie skupiony na drodze.
– Nadal jest, jeszcze trzy dni…
– Pobiera zastrzyki tak?
Jedziemy do ciebie, kieruj – polecił.
– Byliśmy u mnie.
– Do twojego brata jedziemy, do
matki, tak?
– Tak, ale…
– Jeśli po raz kolejny kłamiesz,
to uwierz nawet do domu twojego nie dojedziemy. W pierwszy lepszy zaułek skręcę
i wpierdolę jak psu, a po wszystkim się zastanowię, czy jeszcze ci nie
poprawić. Kieruj. Gdzie mam skręcić?
– W prawo i teraz prosto, potem
w lewo, środkowa brama to będzie, możesz wjechać na podwórze. – Mówiłam
niepewnie, a ręce mi się trzęsły jak jeszcze nigdy dotąd.
– Śmigniesz się na górę,
przyniesiesz mi opakowanie, z zawartością.
Wpadłam do domu jak po ogień
albo raczej po wodę by ugasić pożar. Zerknęłam na matkę, trzymała na rękach
Igora i malowała ścianę w przedpokoju jednocześnie.
– Nie powinien wąchać farby –
rzuciłam chłodno i od razu udałam się do pokoju chłopaków.
– Co cię to obchodzi! –
odkrzyknęła, a ja zwróciłam na korytarz. Widziałam jak robi łyk piwa i dalej
porusza wałkiem po ścianie. – Mój bachor, nie twój, więc co się gapisz?
– Gdzie są zastrzyki Pawła?
Muszę komuś coś udowodnić – wyjaśniłam, a Piotrek stał już przy moim udzie.
– Amandzia, nie odchodź, zostań
– jazgotał jak zwykle.
– Czemu ty jesteś zapłakana? –
Moja mamusia nagle udała zainteresowaną moim życiem, stanem i mną w ogóle choć
od lat ją nie obchodziłam.
– Wydaje ci się tylko.
– Widzę przecież. Aż tak by ci
oczy łzawiły? To jeszcze nie wiosna, przecież – kminiła i kminiła i nie dawała
mi spokoju. – W komodzie są zastrzyki i krople do oczu.
– Nie potrzebuje kropli, samo
przejdzie – powiedziałam wyjaśniająco i skierowałam się do wyjścia.
– Tylko wrócić, nie zapomni! –
krzyczał za mną mój mały braciszek. Wybiegł nawet na klatkę by mi to
powiedzieć. Odwróciłam się by na niego spojrzeć, był w samych slipkach i bluzce
na długi rękaw.
Wybiegłam na podwórko i wsiadłam
do samochodu. Podałam Aleksowi opakowanie bez słowa. Przyjrzał się, przeczytał
ulotkę i oddał.
– Zanieś to z powrotem –
polecił, ale nawet na mnie nie spojrzał. Patrzył w dal, przez przednią szybę.
– Mam wrócić? – zapytałam, bo
nie wiedziałam czy jeszcze chce mnie widzieć.
– Tak, po obiecane manto masz
wrócić. – Nie wierzyłam własnym uszom w to co słyszę. – Wrócisz? – zapytał
wymownie na mnie spojrzawszy.
– Tak.
Czy Aleks spełni groźbę i wleje Amandzie?
Aleks jej tutaj wściekły, ale jednak w ankiecie zaznaczyłam NIE. Mam wrażenie, że skończy się tylko na poważnej rozmowie
OdpowiedzUsuńWydawało mi się że ta wymówka o lekarstwach dla brata to była ściema, a jednak nie :)
OdpowiedzUsuńMoże Amanda zda sobie sprawę, że może stracić kogoś komu na niej zależy i weźmie się za siebie.
Oj czekam na to co po powrocie do domu się stanie :O
Za trudne pytanie, to z ankiety. Nie mam pojęcia co wymyślicie.
OdpowiedzUsuńAleks jest strasznie niekonsekwentny, ciągle grozi ale ostatecznie gróźb nie spełnia... ;)
Oj ciekawa jestem , czy Aleks tym razem będzie konsekwentny . Wydaje mi się że tak , bo Amanda przesadziła ...
OdpowiedzUsuńA ja myśle,.że odpusci
OdpowiedzUsuńOn nie był do tej pory konsekwentny, ale teraz ma naprawdę dość. On nie może pogodzić się z tym , że Amanda wolała pójść do łóżka za pieniądze, niż poprosić go o pomoc.
OdpowiedzUsuńAleks jest naprawdę zły na Amandę i w sumie mu się nie dziwię.Nie wydaje mi się żeby tym razem skończyło się tylko na rozmowie.Marta
OdpowiedzUsuń