wtorek, 12 listopada 2013

Część 91 - Pasek od torebki

Ps. Staramy się być sympatyczni dla czytelników i nieco skróciliśmy swoją przerwę, ale nie wiemy czy jutro coś dodamy, bo mamy sporo do zrobienia.

Część 91 - Pasek od torebki
Aleksander (Samuel)

Akurat byłem na budowie gdy zadzwoniła Amanda. Nie wiele myśląc pobiegłem w stronę samochodu i pojechałem na komisariat. Skoro potrzebowała mojej pomocy, to było dla mnie jasne, że nie mogę jej odmówić, a pomóc, niezależnie od tego czy trafiła tam na własne życzenie, czy przez pomyłkę.
Wkroczyłem pewnie do recepcji, czy czegoś tym podobnego. Starszy pan z wąsem otworzył okienko i pokierował mnie na pierwsze piętro, gdzie siedział tłum młodzieży. W głowie mi się nie mieściło jak Amanda ich wszystkich wcisnęła w swoje dwupokojowe mieszkanko.
– Cześć Majka, Amanda…
– Te drzwi. – Wskazała dłonią.

– Dzięki.
Zapukałem, otworzyłem. Ujrzałem Jacka i jakiegoś innego policjanta. Dostrzegłem także Amandę siedzącą naprzeciw nich i zajętą malowaniem paznokci. Widocznie to był taki jej sposób na zabicie nudy. W tym przypadku owy sposób nie był ani grzeczny, ani konieczny.
– Witam – powiedziałem.
Panowie policjanci wejrzeli się na mnie. Tej jeden coś odburknął, a Jacek zapytał:
– Co cię sprowadza?
Wtedy Amanda odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła.
– Ta piękność – rzekłem i położyłem mojej dziewczynie dłoń na ramieniu.
– Jak mnie pamięć nie myli to jesteś lekarzem, a nie adwokatem – powiedział Jacek nieuprzejmym tonem.
Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale po chwili ten drugi mi wyjaśnił.
– Amanda Wieczorek uznała, że nie powie nic bez adwokata.
– Co ty wyprawiasz? – zapytałem się jej. – Powiedz co wiesz i spadamy stąd.
– Nie. Spadamy stąd tak po prostu – uparła się. Zakręciła lakier, wrzuciła do torebki i wstała gotowa do wyjścia.
– Mogę ją zabrać? – Spojrzałem na Jacka z niewiedzą.
– Dopiero po testach.
– Nie chcę testów – zaoponowała moja dziewczyna.
Zbliżyłem się do niej, lekko nachyliłem i wyszeptałem:
– A czemuż to tak?
– Bo nie i już.
– W innym wypadku nie wyjdziecie, poza tym ona jest nieletnia… – Ten służbista siedzący obok Jacka zaczął prawić jakieś dyrdymały.
Szczerze to miałem teraz w dupie policjantów. Nie obchodził mnie wystrój wnętrza. Postanowiłem się nawet nie przejmować tym, że znajdujemy się na komendzie. Wbiłem wzrok w Amandę i wyczekiwałem.
– No, co się tak patrzysz? – Doczekałem się tylko takiego pytania.
– Jacek, a jak zrobi testy to ją wypuścisz? Bez względu na wynik? – dopytywałem.
– Olek, wiesz że…
– Jakbyś chciał to byś mógł. Przez wzgląd na starą znajomość.
Jakimś cudem go ubłagałem. Amanda była inteligentna, nie trzeba było jej dwa razy powtarzać frazy „robisz i wychodzisz nawet jaką są pozytywy, albo zostajesz i mnie nie fatyguj więcej”. Teraz siedziałem na krześle, które wcześniej ona zajmowała i czekałem na jej pojawienie się w drzwiach. Przyszła, ponuro uśmiechnięta. Usiadła mi na jednym kolanie i zawiesiła jedna ze swoich rąk na mój kark. Jakaś pai policjantka wkroczyła i na biurku przed nami położyła trzy testy.
– Ten jest na obecność marihuany, ten wykrywa ekstazy, a ten amfetaminę – wyjaśniła.
– Patrzyłem jak testy zabarwiają się na różowy kolor, były niczym ciążowe.
– Już mamy wynik – oznajmił Jacek, a ja spodziewałem się tego co powie dalej. – Marihuana pozytywny, ekstazy negatywy, amfetamina…
– Widzę – przerwałem już. – Możemy już iść?
– Przez wzgląd na naszą długoletnią znajomość, ale…
– Postaram się – odpowiedziałem i wstałem tak by nie zrzucić Amandy z moich kolan.
Wiedziałem o co chodziło Jackowi, chciał wiedzieć skąd na imprezie u Amandy znalazł się towar.
– Jesteś zły? – zapytała na korytarzu.
– Idź – pogoniłem ją szarpnięciem za ramie.
– Nie idę jeśli…
Zatrzymałem się, odwróciłem do niej i złożyłem splotłem ręce na piersi.
– Nie dyskutuj – warknąłem niemalże szeptem, ale podziałało, bo spuściła głowę i poczłapała te kilka kroków jakie nas od siebie dzieliły.
Po chwili znaleźliśmy się już w moim samochodzie. Amanda zasiadła pewnie na przednim siedzeniu, zapięła pasy, włączyła sobie muzyczkę. Przyciszyłem pianie jakieś tandetnej gwiazdy popu.
– Co to miało znaczyć? – zapytałem.
– Nie wiem, było po angielsku, a ja nie wsłuchałam się w tekst – odpowiedziała z miną niewiniątka i uśmiechem aniołka.
– Dobrze wiesz, że nie o to pytam – warknąłem.
– A niby skąd mam to wiedzieć, nie należę do rodziny jasnowidzów.
Poczułem jak krew we mnie wrze o wiele szybciej, jak taki punkt znajdujący się na mojej szyi pulsuje. Starałem się nie jechać za szybko, ale podczas gdy byłem wkurzony zawsze przekraczałem dozwoloną prędkość. Ciągle się kontrolka, że pozostało niewiele paliwa. Już wcześniej jechałem na rezerwie. Zjechałem więc na stacje, bo centrum, gdzie mieszkała Amanda trochę jeszcze mieliśmy.
– Kompletnie nie rozumiem o co ty się tak pieklisz. To mój organizm, więc nie twoja sprawa – oznajmiła Amanda przez rozsuniętą szybę.
– Wyobraź sobie, że moja.
– A to niby dlaczego?
– Bo jesteś moją dziewczyną – odpowiedziałem patrząc jej w oczy.
Stałem przy tym urządzeniu do nalewania paliwa. Miałem już nawet dozownik w dłoni.
– Olek, przesadzasz.
– Jak długo to bierzesz? Jesteś uzależniona? Dlatego masz tak dobre oceny?
– Od czasu do czasu! Jak mam kaprys i ochotę! A tobie gówno do tego! – Naburmuszyła się, opadła na siedzenie i zwinęła dłonie pod piersiami.
Wsiadłem do samochodu, z hukiem zatrzasnąłem drzwi. Miałem dość. Postanowiłem, że nie pozwolę jej na taką bezczelność nigdy więcej. Rozumiałem, że można się pomylić, popełnić błąd, za bardzo poimprezować, ale… Amandy zachowanie przechodziło wszelkie granice i to niemal w każdej sytuacji. Albo robiła wszystko by mnie sprowokować, albo miała taki charakter, głoszący idee „robię po swojemu, odpierdolcie się ode mnie!”.
– Ja ci dam „robię po swojemu” – powiedziałem w myślach, sam do siebie.
Przejechaliśmy około dwóch kilometrów. Były to dwa kilometry katorgi. Słuchałem paplaniny mojej dziewczyny jak to nie widzi nic złego w narkotykach. Oczywiście, że widziała wiele złego, teraz tylko upierała się przy swoim, bo wstydziła się przyznać, że zrobiła coś tak głupiego i się nafaszerowała tym świństwem pod wpływem chwili czy nieodpowiedniego towarzystwa.
Nagle samochód stanął i nie chciał ruszyć. Czyli nawet to urządzenie martwe odmawiało mi dzisiaj posłuszeństwa.
– Nie zatankowałeś – rzekła Amanda z uśmiechem wyższości. Był to jaki uśmiech, że myślałem, że za moment ją normalnie uduszę.
– Bo mnie wyprowadziłaś z równowagi. Nie mogłaś powiedzieć wcześniej!
– Nie, bo ty sam wiesz wszystko najlepiej – wymądrzała się.
– Amanda, ja ci dam dobrą radę, po starej znajomości. Zamknij się na moment – rzuciłem przez zęby i wysiadłem z samochodu.
Oparłem się o bok auta, wdychałem zimne powietrze i starałem się uspokoić. I może nawet bym się uspokoił, gdybym po kilkudziesięciu sekundach nie usłyszał.
– Nie wyładowuj się na mnie, bo to twoja wina, że teraz stoimy, panie wszystko wiem najlepiej – powiedziała wychylając się przez rozsuniętą szybę. Potem usiadła na miejscu.
Obszedłem maskę, otworzyłem drzwi po jej stronie.
– Wyrzucisz mnie teraz z samochodu? – zapytała z udawanym przerażeniem.
– Chciałabyś. Daj mi swoją torebkę – poleciłem, gdy dostrzegłem, że ma odpinany pasek, a ja byłem w dresach.
– Po co ci ona? – zapytała.
– Zobaczysz. Daj – ponaglałem ją nawet wyciągnięciem mojej dłoni w jej kierunku.
– Ale ja tam nie mam pieniędzy, więc jak chcesz na paliwo…
– Nie chcę od ciebie pieniędzy dziewczyno – powiedziałem nieco głośniej, po czym wyszarpnąłem jej torebkę z rąk, bo trzymała ją na kolanach.
Odpiąłem te metalowe zaczepy. Pasek sobie zostawiłem, a torebkę położyłem na kokpicie. Amanda patrzyła na mnie nieobecny wzrokiem, gdy skracałem ten element torebki i składałem na pół.
– Olek, to jest do noszenia…
– Ponosisz więc kilka pręg na dupie.
– Nie możesz, ja się nie…
Nie chciałem słuchać jej zawodzenia, jej protestów. Od razu postanowiłem przejść do konkretów, a potem do wysłuchiwania pretensji. Chciałem chwycić ją za ramie, ale to było wielce utrudnione, bo wyszarpywała się. Kiedy w końcu złapałem pewny uścisk to poczułem jak jej ząbki zatapiają się w moją skórę. Poczułem to nawet po przez bluzę.
– Przestań! – warknąłem.
Naprawdę chciałem być delikatny. Z początku miałem w planach dać te dwa, trzy klapsy tym lekkim, skurzanym elementem jej torebki, ale Amanda wyprowadzała mnie z równowagi coraz bardziej. Starałem się być opanowany, ale pozwalała sobie stanowczo na za wiele. Szybko szarpnąłem do przodu. Była zszokowana więc zaprzestała gryzienia. Oparłem ją w brutalny sposób plecami o tylne drzwi.
– Co ty wyprawiasz!? – krzyknąłem. Rzadko krzyczałem, a chyba powinienem częściej, bo po tym ja wmurowało i skończyła się ta bezsensowna szarpanina.
Rozejrzałem się dookoła. Było wcześnie rano. Tu gdzie się znajdowaliśmy – przy samym parku, było cholernie pusto. Przez cały ten czas minęły nas zaledwie dwie osoby, a teraz żadnej nie było na horyzoncie. Postanowiłem zaryzykować, w razie czego się będę tłumaczył jakieś obcej osobie, która będzie śmiała na tyle by mi zwrócić uwagę bez zaznajomienia się z okolicznościami.
Uczyniłem krok i pociągnąłem Amandę za sobą. Otworzyłem tylnie drzwi, ale te od strony kierowcy i oparłem lewą stopę o siedzenie. Przełożyłem Amandę przez kolano, w taki sposób, że niemal wisiała w powietrzu. Oczekiwałem jakiegoś znaku protestu, byłem gotowy na: „nie”, „odwal się”, „puść mnie” i tym podobne, ale nic takiego nie padło z jej ust. Rozejrzałem się dookoła po raz kolejny, wziąłem zamach i pierw usłyszałem:
– Puść, przepraszam.
A dopiero potem te skórzany przedmiot spotkał się z Amandy pośladkami. Momentalnie zapłakała. Nie miałem serca jej bić dalej. Postawiłem ją na równe nogi. Momentalnie, jakby zapobiegawczo znalazła się tyłkiem przy samym samochodzie.
– Nie będę cię bił. Za co przepraszasz?
– To była chwila. Wzięłam, bo chciałam się dobrze bawić. Trawa mi nigdy nic nie dawała, więc…
– Nadszedł czas na twardsze – dokończyłem za nią. – A potem? Ta akcja w samochodzie.
– Głupota. Nie lubię się przyznawać do błędów, a ty…
– A ja tego wymagałem, dlatego najłatwiej było mnie irytować i obrażać. Ciekawy sposób.
– Nie kpij.
– Nie kpię, ironizuje. Wsiadaj – poleciłem.
– Nie mamy paliwa – oznajmiła mijając przednią maskę.
– Wiem – odrzekłem i oddaliłem się nieco by wykonać kilka telefonów. Liczyłem, że ktoś będzie w pobliżu i wozi przy sobie choć niewielki kanister.
Marcin obiecał dowieźć nam paliwo w ciągu pół godziny, bo wyrwałem go ze snu. Spojrzałem na ten pasek, który wciąż dzierżyłem w dłoni. Zastanawiałem się czy aż tak nim boli. Uderzyłem się w udo, z taką sporawą siłą. Rozległ się huk, a mnie aż przeszedł dreszcz. Co prawda nie bolało aż tak po uderzeniu, ale podczas samego uderzania ciągnęło jak skurwysyn. Zbliżyłem się do samochodu, zamknąłem tylnie drzwi, a te od strony kierowcy otworzyłem. Wsiadłem i wejrzałem na Amandę. Patrzyła się w boczną szybę. Nie zwracała uwagi na to, że znalazłem się w samochodzie.
– Oddaje – oznajmiłem i położyłem na jej kolanach, ten beżowy pasek.
– Nie odzywaj się do mnie – odburknęła.
– Długo? Minie ci? – dopytywałem.
Odwróciła się w moją stronę, miała zaczerwienione oczy od powstrzymywania łez. Na powrót wejrzała w szybę.
– Minie, po prostu się nie odzywaj chwilę.

– Dobrze – odpowiedziałem i zmieniłem stacje radiową.

8 komentarzy:

  1. Olek najpierw dał się wyprowadzić z równowagi,ale dość szybko odpuścił

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki,że trochę skróciliście przerwę. Dalej sobie poczekamy, Zdziwiłam się,że Olkowi udało się wyciągnąć Amandę z komisariatu, no ale w końcu Olek dużo potrafi.
    Amanda mogła od początku powiedzieć mu, że źle zrobiła, to by nie było tej całej akcji. A tak Aleks się zdenerwował, dobrze że szybko mu przeszło
    i nie wpadł w żadne szał, bo przy Amandy zachowaniu to byłoby możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  3. To,że ona wyszła to duża zasługa Jacka,gdyby nie byli znajomymi,to pewnie by nie poszło tak łatwo

    OdpowiedzUsuń
  4. Aleks chyba szybko potrafi się opanować był mega wkurwiony a jednak jej nie stłukł.Także dziękuje,że skróciliście przerwę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż za kreatywność z tą torebką, kto by pomyślał, że największy atrybut kobiety zostanie wykorzystany przeciwko niej;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie, że skróciliście przerwę :) Szybko poszło Aleksowi na komisariacie, gdyby nie Jacek nie byłoby tak łatwo. Wyprowadziła go z równowagi ale na jej szczęście szybo odpuścił, z resztą ona też nie szła już w zaparte. Ciekawe czy tylko dlatego, że zawisł nad nią pasek :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Już myślałam że coś jej zrobi ale kochany się opanował :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Królewna Amanda nie lubi przyznawać się do błędów, jak nawet wie, że nie ma racji to i tak się upiera przy swoim. Dopiero groźba pasa na nią podziałała i przeprosiła, ale to chyba tylko po , żeby jej odpuścił.

    OdpowiedzUsuń