Aleksander (Samuel)
Szczęście zwykle różne barwy ma
Nie każdy o tym wie
Nie wystarczy nawet dobry plan
By życie miało sens
Chociaż czasem wszystko jest nie tak
To nie poddawaj się
Szczęście zwykle różne barwy ma
Przed tobą nowy dzień
(Bartek wrona –
Barwy szczęścia)
Przebudziłem się pierwszy, a
przynajmniej tak mi się wydawało. Zerknąłem na Amandę, właśnie przewracała się
na drugi bok i zagarniała większą cześć kołdry do siebie.
– Aniołku, pora wstawać –
szepnąłem jej do ucha, ale nie zareagowała. – Amanda, do szkoły dziś idziesz –
dodałem takim głośniejszym szeptem, ale jedyny efekt był taki, że zagarnęła
jeszcze więcej kołdry do siebie i owinęła się nią w jakby kokon.
– Aniołku do tej zołzy? –
Usłyszałem wielce zdziwiony, kobiecy głos za plecami.
– Weszłaś bez pukania – rzekłem
spoglądając wymownie na Majkę.
– Wiem, wybaczysz. Nasłuchiwałam
kilkanaście minut pod drzwiami zanim ośmieliłam się wejść. Uznałam, że nic nie
robicie więc… ta dam, śniadanko! – wykrzyknęła uradowana i położyła drewnianą
tace na niewielkim stoliku, stojącym nieopodal mojego łóżka.
– Dziękuje, jajecznica na
bekonie? – dopytywałem.
– Nie, na szyneczce.
– Też ślicznie, nawet nie
spalona – pochwaliłem.
– Jesteś wredny – usłyszałem w
podzięce za pochwałę. Morał z tego taki, że kobiet nie należy chwalić.
– Bo rudy – odezwała się Amanda
zaspanym głosem. Ta to też zawsze musiała te swoje trzy grosze wstawić.
Włożyłem więc rękę pod kołdrę, sunąłem nią po jej ciele, aż w końcu dotarłem do
jednego z pośladków. – Co robisz? – zapytała, ale odpowiedź była zbędna, gdyż
moja ręka już spotkała się z jej półdupkiem. – Nie fajne – stwierdziła
marszcząc nos, tak w stylu wiedźmy.
– Fajne, fajne, zrób tak znów –
prowokowała mnie Majka.
– To nie koncert życzeń.
Dziękujemy za śniadanko. – Wziąłem jeden z talerzy i podałem go Amandzie, która
już podniosła się do pozycji siedzącej. Drugi talerz był dla mnie.
– Aż za dobrze tu masz. Taki ful
serwis.
– No, jak w hotelu
pięciogwiazdkowym. Zazdrościsz? – zapytałem.
– Ej, ej, ej. Ja się na to nie
zgadzam. Ja nie jestem obsługą hotelową, a nawet jeśli bym nią była, to by mnie
ocenić brakłoby gwiazdek, wiecie o tym, prawda?
– Tak, tak Maju, wiemy –
odpowiedziałem za nas obojga, a potem patrzyłem jak ta rudowłosa się żegna z
nami i opuszcza mój pokój.
– Ona tak codziennie? – zapytała
Amanda. – Naprawdę dobre – dodała nie w temacie, ale spowodowane to było tym,
że akurat pierwszy kawałeczek z widelca trafił do jej ust.
– Nie, tylko jak ty jesteś.
Obiad też czasami robi.
– A to wiem, nawet jej ostatnio
pomagałam, ale się nie zjawiłeś.
– O tak, niedobry ja. Jedz
szybciej, bo musisz mi jeszcze koszule wyprasować.
– Haha, bardzo śmieszne. To ty
mnie musisz odwieź do domu, bo muszę torbę przepakować. Do szkoły też byś mógł,
bo wiesz na nogach to tak dalej się zawsze wszystko wydaje i…
– I nie musisz dziękować,
odwiozę. – Jadłem szybciej od Amandy, a i herbatę wypiłem jednym duszkiem.
Potem wyjąłem spod komody deskę do prasowania i położyłem na nią wyblakło–zieloną
koszule, zdjętą prosto z suszarki w łazience.
– Jeśli już prasujesz to…
– Twoją też? – usiłowałem
zgadnąć.
– Spódniczkę też możesz,
pogniotła się, a nie będę miała aż tyle czasu by się przebrać, poza tym ten
drugi komplet pewnie nie wysechł.
– Nie ma problemu. Co to za
świat, stanął chyba na głowie. Kobieta leni się w łóżku, a facet prasuje. To
jest… – miałem powiedzieć: nie na miejscu, ale mi przerwała.
– Cudowne, tak wiem. Będziesz
moim ideałem, jak tak dalej pójdzie.
– A ilu jest tych w kolejce do
ideału? – zapytałem w chwili gdy ona odkładała talerzyk na tackę.
– Wyniosę to do kuchni,
pozmywam.
– Unikasz tematu?
– Nie, jesteś jeden. Kręci się
kilku, ale nie ma co się dziwić. Aleks, naprawdę cię nie oszukuje – odpowiedziała,
ale jej wzrok po podłodze rozsypał się niczym korale, w chwili kiedy chciałem w
nie spojrzeć. – Pójdę, pozmywać –
zakomunikowała po raz kolejny tego dnia tą samą czynność.
– Naprawdę nie musisz.
– Ale chcę.
– Tylko się pośpiesz, bo ty
jeszcze nie ubrana, a za pół godziny wychodzimy! – krzyknąłem za nią, zanim
jeszcze wyszła.
– Dobrze. Szczęście, że mam
makijaż co się trzyma trzydzieści sześć godzin na twarzy – odpowiedziała.
– Ale szkoda, że prysznicu nie
zdążymy zaliczyć – wydumałem na głos, co było totalną głupotą, bo każda kobieta
domyśliłaby się jaki obraz podsunęła facetowi wyobraźnia w chwili gdy to mówił.
– Nic straconego. Mogę zaraz po
szkole przybyć do ciebie, weźmiemy wspólny prysznic, potem wrócę do domu, tylko
kurde rzeczy na przebranie bym musiała wziąć. Nie mogę trzeci dzień z rzędu
chodzić w tych samych!
– Coś by się wymyśliło. Masz
dziś w–f? – zapytałem i tym znów powstrzymałem ją przed zamiarem opuszczenia
mojego pokoju.
– Mam jutro, a czemu o to
pytasz?
– To jutro cię gdzieś porwę,
ostatnio byłaś nie w nastroju to pokaże ci jak łatwo wyładować złość. Chodzi o
to byś nigdy już nie obiła żadnej koleżanki.
– Zastanowię się – wyznała i tym
razem drzwi się za nią zamknęły. Wyprasowałem obie koszule, ubrałem się i zanim
jeszcze dotarłem do pracy już nie mogłem się doczekać powrotu z niej. Boże, co
ta kobieta ze mną robiła? Ja kochałem pracować, tam byłem potrzebny, chciany i
zajęty, a to sprawiało, że nie myślałem o niczym innym tylko o pracy, która
podnosiła moją samoocenę, jak i o tej, która ją skrupulatnie zaniżała. Teraz
moje myśli krążył tylko wokół jednego, a tym punktem była mała postać w
farbowanych jasnych blond pasemkach, na ciemnych blond włoskach.
– Gotowy? – zapytała
przyglądając się jak zapinam guziki koszuli stojąc w samych bokserkach. Ona w
tym czasie zdjęła z siebie ubranie przez głowę i zaczęła zapinać stanik.
– Wolę je… no wiesz…
– Bez stanika?
– Właśnie – odpowiedziałem jej z cwaniackim uśmiechem
na ustach, po czym wyminąłem ją w celu odnalezienia w szafie jakiś moich spodni,
które pasowałyby do koszuli.
Jaka Majka się miła zrobiła no kto by pomyślał...
OdpowiedzUsuń