Część 70 - Boks
Amanda (Magdalena)
Przyjmij to do wiadomości, tak się dłużej nie da
Pędzisz ku wolności, nikt cię nie wyprzedza
W twojej nieobliczalności odpada w przedbiegach
Pościg w gotowości, co ci może odjebać
Niereformowalna, zmienna, niestabilna,
W nerwach łatwopalna, chwilę potem zimna
Momentalna przemiana totalna, w chwilę inna
Chwilę normalna, za chwilę niekompatybilna
(Doda – Fuck It!
feat. Fokus)
Przybyliśmy pieszo, spacerkiem,
pod wielką hale. Auto zostawiliśmy na jakimś strzeżonym parkingu, z pięć ulic
dalej. Owa hala wyglądem bardziej przypominała magazyn, niżeli klub bokserski,
ale postanowiłam nie wybrzydzać. Weszliśmy do środka, Olek przywitał się
podaniem dłoni z jakimś facetem.
– Mała wolna? – zapytał kiedy
już wchodziliśmy po schodach w górę.
– Tam jest tylko Antek i Kajtek,
bracia, w worki naparzają. Zerknij na nich raz kiedyś – odkrzyknął mu ten łysy
mężczyzna w dresie.
– Skąd znasz to miejsce? –
zapytam.
– Jeszcze za czasów domu
dziecka, tutaj przybywaliśmy się wyżyć z kumplami. Tam masz szatnie.
Przebierzemy się – zapowiedział i wskazał ruchem ręki drzwi. Były odrapane, z
plakatem gołej baby po drugiej stronie.
– To tylko kalendarz – wyjaśnił
Aleks. Cudownie. Szczerze wątpiłam by oni tam na daty patrzyli, bo cyferki były
tak malutkie, że nawet facet z sokolim wzrokiem by ich nie dostrzegł. Natomiast
piersi tej pani, nawet ślepy jak kret by zauważył.
Przebrałam się w krótkie,
dresowe spodenki, oraz w bluzę na krótki rękaw, ale z kapturem. Cyckami świecić
tu nie zamierzałam, ale skoro już byłam ubrana jak menel, to przynajmniej zgrabne
nogi tym facetom pokarze. Moje zdziwienie sięgnęło jednak zenitu, kiedy na sali
było tylko dwoje, małych chłopczyków. Mieli może z sześć, osiem lat. Na oko
różnica dwóch roczników.
– Ty bijesz mnie, ja się
osłaniam – zapowiedział Aleks i podał mi rękawice. Małe były, czerwone.
Przynajmniej trafił w mój rozmiar i ulubiony kolor.
– Kupiłeś je dla mnie? –
zapytałam.
– Coś ty, to dziecięce.
– Aha. – No, zachwycona odpowiedzią, to ja nie
byłam.
– Amanda, skup się. – Wydawał
polecenia, wchodząc na ring pod takimi sznurkami. Nie podobało mi się to ani
trochę. – ty bijesz mnie, ja się osłaniam. – Założył swoje rękawice, były
zielone.
– Nie, Aleks, ja nie potrafię
cię uderzyć – powiedziałam zrezygnowana i skierowałam się w stronę tych
sznurków, by zejść z tego ringu.
Olek poszedł za mną, dogonił
mnie. Szedł cały czas krok za mną i mówił:
– Ale ja twardy jestem, poza tym
będę trzymał gardę. Nie zmieciesz mnie z powierzchni ziemi, nie ma co się
obawiać. A ja ci przecież nie oddam, bo w życiu kobiety w twarz nie uderzę.
– A gdzie indziej? – zapytałam i
zrobiłam minę wyczekującą jego odpowiedzi. Czyli zmarszczyłam brwi w zaciekawieniu
wysłuchując co też on powie. On nie widział mimiki mojej twarzy, cały czas
szedł za mną w stronę szatni.
– A to zależy. Potrafię, to
skorzystam jak będzie potrzeba – powiedział szowinista jeden. Wtedy coś we mnie
pękło, puściły mi pewne opory, których w rzeczywistości nigdy nie miałam, ale
przy nim musiałam czasami grać. Zamachnęłam się ręką w tył i trzasnęłam go w
udo, przy penisie. Szlak, nie trafiłam – pomyślałam, a Olek mimo tego się zgiął
i złapał za obolałe miejsce.
– Cholera, co ty wyprawiasz! –
krzyknął prostując się. – Mówiłaś, że nie potrafisz mnie uderzyć – mówił, nadal
z wielkim zdziwieniem.
– No widzisz, ale jakoś tak,
przemogłam się. Jesteś widocznie dobrym nauczycielem – odpowiedziałam kpiącym
tonem. Poczułam jak łapie mnie za ramie, odwraca przodem do ciebie i czekałam w
przestrachu na to co się wydarzy.
Aleks szedł pchając mnie na
ścianę. Trzymał jednak pewnie moje ramiona, bym się nie przewróciła, bo ja
szlam tyłem. Miałam jego twarz przed swoją, był zły, można by rzecz nawet, że wkurwiony.
Kiedy jednak moje plecy spotkały się ze ścianą poczułam jego wargi na moich,
potem na szyi. Jego dłonie błądziły po moich udach i piersiach.
– Ehe – odchrząknęłam znacząco,
gdy jego usta były w innym miejscu mojego ciała niż na moich wargach. Spojrzał
na mnie takim nieprzytomnym wzrokiem, jakoś tak dziwnie, jakby nie wiedział o
co mi chodzi.
– Tu są dzieci – powiedziałam
pewnie.
– Aha. – Wydawał się smutny, jak
taki mały chłopiec, który nie wie co uczynić. Taki był maleńki w tej swojej
codziennej wielkości i nieporadny.
– Szatnia – wyjaśniłam i
wskazałam na te odrapane drzwi, po których drugiej stronie znajdował się plakat
z gołą babką… oj nie, przepraszam, to był przecież kalendarz.
Wystarczło,że ją zdenerwował i szybko się przełamała.Aleks fajny miał pomysł z tym boksem.
OdpowiedzUsuńDobry pomysł z tym boksem, choć w sumie nie wiem czy Amandzie wyjdzie to na dobre :)
OdpowiedzUsuńNo ja też nie wiem , moim zdaniem to ona jest już wystarczająco nadpobudliwa i nie potrzebuje, dodatkowej porcji adrenaliny.
Usuń