niedziela, 3 listopada 2013

Część 29 - Dystans

Część 29 - Dystans
Amanda (Magdalena)

Wracając ze szkoły zawsze szłam parkiem. Liście szeleściły pod podeszwami moich czerwonych trampków, a wiatr ślicznie gwizdał i pobudzał do duetu gałęzie drzew. Tego dnia śpieszyłam się, jak nigdy wcześniej. Hubert miał się zjawić punktualnie szesnasta i to z jakąś niezwykłą niespodzianką. Wiele razy pragnęłam, by ten mężczyzna stał się moim własnym, ale niestety, nie można mieć wszystkiego. Pocieszałam się więc tym, że spędza ze mną niektóre noce, jak i tym, że wydaje na mnie więcej, niżeli na własną żonę. No i był jeszcze Olek, którego za radą Dominiki od jakiegoś czasu starałam się trzymać na dystans.

Kiedy skręcałam w węższą alejkę, o mało się nie wywaliłam, spojrzałam na swoje buty i okazało się, że mam rozwiązane sznurowadło. Położyłam stopę na siedzeniu ławki i przystąpiłam do wiązania, gdy nagle mój wzrok padł na motocykl… Motocykl ten nie stał, ani nie jeździł, nawet nie istniał, a był po prostu na sztywnej okładce jakiegoś zeszytu. Otworzyłam pierwsza stronę, nie było podpisu, tylko jakieś bazgroły w stylu „Mamy prawo do szczęścia, nie mamy szczęścia do prawa”, dalej było pusto.
Spóźnię się. Mała. Będę dopiero w nocy. Korki na trasie – Przeczytałam takiego SMSa i zastanawiałam się, dlaczego Hubert nie wie, że istnieje coś takiego jak przecinki. W mig sobie przypomniałam, że to przecież ja jestem humanistką, a on to jednak umysł ścisły, ale jednak podstawowych zasad interpunkcji mógłby się nauczyć. Dla zabicia czasu zabrałam się do pisania referatu, który był dopiero do oddania po świętach. Myślałam także o tym co ja najlepszego zrobiłam – zgodziłam się być Huberta, tylko i wyłącznie jego przez rok. To znaczyło, że powinnam zakończyć sypiać z innymi. I zakończyłam. Porzuciłam klientów zarobkowych, pozostał tylko Aleks, ale przecież o nim Hubert nie musiał wiedzieć.
Po około godzinie byłam zmuszona porzucić swoje zajęcie i otworzyć drzwi. Przed nimi stał… nie wiem kto, przez judasza nie byłam w stanie tego dostrzec, bo postać zasłaniał bukiet czerwonych róż.
– Cześć Amando – powiedział z szerokim uśmiechem Hubert, wchodząc do niewielkiego przedpokoju.
– Witam – odrzekłam i musnęłam jego policzek w taki sam sposób, jak zazwyczaj.

1 komentarz: