niedziela, 3 listopada 2013

Część 31 - Ta historia

Część 31 - Ta historia
Tomasz (Tychon)

Nienawidziłem rapowych klubów dla młodzieży, ale tym razem nie miałem wyjścia i byłem zmuszony je odwiedzić. Wypatrywałem jakiegoś kolesia, miał byś rudy… nie. Miał być blond-rudy, ale nikt taki nie rzucał się w moje oczy. Wypiłem piwo, odwiedziłem toaletę by przemyć twarz bo po nieprzespanej nocce kleiły mi się oczy, gdy nagle usłyszałem krzyki. Krzyki kobiety.
– Możesz mnie nie szarpać – warknęła.
– Nie, wyobraź sobie, że nie mogę – głos mężczyzny był stanowczy, ale spokojny.
– Dokąd? – padło, krótkie pytanie z jej ust, a ja już wyobrażałem sobie, że taki delikatny głos musi należeć do wyjątkowo delikatnej kobietki.

– Fabian by cię za to rozkurwił! – Tym razem męski głos zabrzmiał tak, że aż się ściany zatrzęsły, a ja wiedziałem już, że awantura dochodzi z kabiny WC.
Po chwili drzwi uchyliły się, a następnie otworzyły.
– Jest tu ktoś? – padło pytanie. Pytał mężczyzna.
– Tak, już sobie idę – odpowiedziałem pośpiesznie i miałem wyjść, ale sparaliżowało mnie. Teraz drzwi od WC były otwarte. Widok był przedziwny, ale zapewne codzienny w takich klubach. Kobieta klękała na zimnych płytkach i wymiotowała do otwartej muszli klozetowej, a mężczyzna trzymał jej włosy.
– Źle się poczuła od zbyt dużej ilości alkoholu – wyjaśnił ten, którego szukałem. Był elegancko ubrany. Droga marynara, nieskazitelnie biała koszula i markowe dżinsy.
– Znasz Dominikę? – zapytałem.
– Nie wiem, a powinienem ją znać? – spojrzał na mnie, a jego szmaragdowe oczy przeszyły mnie na wylot i odebrały mowę, były takie lodowate.
– Aleksander Górski? – zapytałem, gdy wreszcie przywrócił mi głos, bo nadal nie byłem pewny czy z odpowiednim człowiekiem rozmawiam.
– Pan z policji? – Znów to jego lodowate spojrzenie.
– Nie.
– To skąd? – zapytał.
– Pan z policji? – odpowiedziałem śmiało.
– Sabina, trzymasz się? – zapytał mężczyzna, podając kobiecie chusteczkę i sadzając ją już na zamkniętej toalecie.
– Ale ty nie.. owiesz mu? – wybełkotała kobieta.
– Nie wiem.
– Musisz zozumiec, nie codziennie zamykają mi męża w areszcie – wybełkotała znów.
– Umówmy się, że rozumiem i nie powiem, ale jeśli jeszcze raz będę miał cię szukać po klubach to osobiście zatłukę, z Fabiana zgodą lub bez niej – warknął na nią nieprzyjemnie, a w mojej głowie zaświeciła się żarówka z pytaniem: Kim jest ten Fabian?
– Co chciałeś chłopcze? – zwrócił się do mnie i zmierzał w moją stronę. Widział strach w moich oczach i najwyraźniej go to bawiło, ale podszedł tylko do umywalki w celu umycia rąk.
– Szukam pracy.
– Nie jestem szefem tego lokalu – odparł.
– Mogę robić wszystko. Biegać z prochem, stać na ochronie… – przerwałem, bo nagle moje plecy zderzyły się ze ścianą, a coś ściskało moje gardło, okazało się, że była to jego dłoń. Czułem jak woda, a może to był pot ścieka mi po szyi aż do klatki piersiowej.
– Co ci przyszło do głowy? Co ci Dominika o mnie nagadała? – zapytał i wypuścił moją szyję z uścisku. Tym razem przemył jeszcze twarz.
– Jesteś lekarzem, masz dwa samochody, narkotyzujących się kolegów i policjanta za przyjaciela.
– Norma w dzisiejszych czasach. Mój przyjaciel glina nie potrzebuje tajniaka, a moim kumplom narkomanom nie trzeba gońca. Coś jeszcze? – Już miałem odpuścić, ale wiedziałem, że nie mogę, nie tym razem. To miała być moja szansa, szansa na lepsze życie.
– Masz agencje towarzyską na kolejowej. – Wiedziałem, że go zaskoczyłem, widziałem to w wyrazie jego oczów, jakby się ociepliły ze zdziwienia.
– Dochodowe i legalne – odparł z uśmiechem. – Sabina, chodź. Idziemy już – zwrócił się do dziewczyny, podchodząc do niej i pomógł jej wstać.
– Aleks… – zacząłem.
– Nie przeszliśmy, gówniarzu, na ty! – warknął i poczułem jego pięść tuż pod moim okiem, zatoczyłem się, upadłem na płytki. – Na ochroniarza się nie nadajesz – stwierdził cynicznym tonem i wyszedł z toalety wraz z dziewczyną. Doszedłem do siebie, podniosłem się pierw na kolana, a potem na równe nogi. Wyszedłem wprost na Aleksa.
– W sumie miałbym coś dla ciebie – zaczął.
– Co takiego?
– Masz samochód i prawo jazdy? – zapytał.
– Prawo jazdy mam, samochód ma ojciec, ale mi nie da – odrzekłem.
– Kryspin ma jakąś starą mazdę to użyczy – mówił jakby do siebie, a patrzył ponad moją głową, a nie mi w twarz, wysoki był.
– Na czym miałaby polegać moja praca? – postanowiłem zapytać o najważniejsze.
– Na dyskrecji, tak jak każda porządna robota.
– Na czym konkretnie i ile płatna?
– Wytrzyj się – powiedział podając mnie chusteczkę. – Widziałeś tą kobietę, co ze mną była?
– Tak, piękna, więc trudno było nie zauważyć.
– Nie spuścisz z niej oka w ciągu ośmiu godzin dziennie, po ośmiu godzinach otrzymasz zmiennika, jego też ktoś zmieni po ośmiu, a potem ty tego kogoś, jasne?
– Jak słońce.
– Wszystko mi meldujesz.
– To twoja kochanka?
– Nie, żona przyjaciela, zaczynasz od przyszłego tygodnia – odpowiedział i odszedł.
Tej nocy sporo myślałem, sądziłem, że się pomyliłem, ale przecież to niemożliwe. Przyzwoity lekarz nie miałby aż tyle pieniędzy, nie w tak młodym wieku. Jeśli byłby po czterdziestce, to bym w to uwierzył, ale nie w takiej sytuacji.
Obudziłem się, zaliczyłem szybki prysznic, bo przypomniało mi się, że jestem umówiony z Amandą. Wreszcie przyszła, jak zwykle spóźniona o symboliczną prawie godzinę. Otworzyłem jej drzwi i zaprosiłem do kuchni tak jak zazwyczaj. Zawsze mówiła, że lubi klimat tego miejsca, że jest taki ciepły i domowy.
– Zmieńmy coś w tobie – wypaliła nagle.
– Co chcesz we mnie zmienić? – zapytałem z przerażeniem, ponieważ kiedy ona była czymś podekscytowana, to nie wróżyło nic dobrego dla mężczyzny.
– Idziemy dziś razem na imprę, więc chcę w tobie widzieć prawdziwego przystojniaka.
– Wątpię, że to możliwe – stwierdziłem smutno, ale ona tamtego dnia udowodniła mi, że dla niej nie ma rzeczy niemożliwych.
Pierwsze co zrobiły to razem z Dominiką, moją siostrą obcięły mi większość moich włosów, później Amanda zabrała się za maszynkę, ale Dominika zabrała jej ją z rąk twierdząc, że boi się o moje uszy.
– Lubisz rocka, więc będzie irokez – stwierdziła ta piękność o blond pasemkach.
Tak, jak chciała, tak się stało. Później nałożyła mi gdzie nie gdzie czerwoną maskarę mojej siostry, oczywiście na włosy i wszystko to spryskała lakierem.
– Teraz ty musisz mi nałożyć, bo sama nie dam rady – zwróciła się Amanda do Dominiki.
– Będziecie wyglądać jak para – wypaliła moja siostra.
– Bo idziemy tam jako para… para przyjaciół. – Zasmuciła mnie trochę ta końcówka jej wypowiedzi, ale wiedziałem, że u tej kobiety nie mam szans.
Później sprawa poszła już łatwiej, niż z fryzurą. Biały podkoszulek, czerwona koszula, dżinsowe rurki i czarne szelki. Amanda oczywiście, jak zawsze wczuła się w klimat i albo robiła to dla mnie, albo naprawdę lubiła te domówki w pseudo skłotach. Miała na sobie dżinsową, obcisłą sukienkę, ponakłuwaną agrafkami, oraz skórzaną, czerwoną kurtkę. Na miejscu znaleźliśmy się zadziwiająco szybko, otworzyłem przed nią drzwi, bo matka zawsze powtarzała, że wypada tak czynić przed kobietą. Natychmiast uderzył mnie zapach jej markowych perfum, po raz kolejny tego dnia.
– Chodź, zatańczymy! – wypaliła, chwytając mnie za rękę i prowadząc na niby parkiet, a ciężkie, blaszane drzwi sutenery się za nami zatrzasnęły z głośnym trzaskiem. Do moich uszu dotarła muzyka:
Grzeczne dziewczyny idą do nieba
złe wolą bawić się z nami,
pod sukienkami nie noszą majtek
zdobią swe ciało tatuażami
grzeczne dziewczyny słuchają radia
kochają słodką muzykę,
złe wolą słuchać starych winili
rock&roll zmarnował im życie
(The Analogs - Dziewczyny)

Kiedy Amanda zaczęła się zmysłowo o mnie ocierać, poczułem nie tyle dyskomfort w majtkach, co spore podniecenie. Stłumiła je jednak prędko, prowadząc mnie do zaskoczenia, gdy zaczęła krzyczeć refren, jak pozostałe dziewczyny, które znały słowa.
To dla nas ta piosenka
śpiewana z głębi serca
będziemy w Waszych snach
do ostatniego dnia
To dla nas ta piosenka
śpiewana z głębi serca
gdy na piekła dnie
znów spotkamy się

Grzeczne dziewczyny nie przeklinają
i lubią chodzić do szkoły
złe przeklinają, palą i piją
w ich oczach uśmiech jest wesoły
Grzeczne smakują jak tani cukierek
są słodkie i nic poza tym
złe są dzikie ogniste i wściekłe
i kochać jak nikt potrafią

To dla nas ta piosenka
śpiewana z głębi serca
będziemy w Waszych snach
do ostatniego dnia
To dla nas ta piosenka
śpiewana z głębi serca
gdy na piekła dnie
znów spotkamy się
(The Analogs - Dziewczyny)

– Nie wiedziałem, że znasz słowa? – wyszeptałem jej do ucha podczas gitarowej wstawki.
– To The Analogs, każdy z ulicy to zna, przynajmniej ci z mojego rocznika i starsi, później to już umarło na rzecz rapu. To najnowsza płyta, no nie?
– Nie, to miejskie opowieści, najnowsza jest taniec cieni.
– To na tańcu cieni jest przegrany? – zapytała po chwili, wspinając się na palce by do mnie dosięgnąć.
– Nie, na miejskich opowieściach. Taniec cieni ma dobre co warte jest życie, błędy i plastikowego Jezusa – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– Kojarzę już tę płytkę, wole z niej głupich i złych, albo bezsenność w portowym mieście. Nic jednak nie zastąpi starego odbij się od dna, blizny, alkohol i tatuaże, oraz oi! Młodzieży – powiedziała, a ja musiałem się z nią zgodzić, bo miała całkowitą rację. Przytaknąłem więc i chwyciłem w tańcu po dwa kubeczki plastikowe ze stolika, napełnione jakimś spirytusem rozcieńczonym z sokiem.
– Pijesz? – zapytałem.
– Zawsze – odpowiedziała i wypiła to jednym duszkiem, co było dziwne, bo trunek był naprawdę mocny, aż szczypał w gardło.
– Włączcie jakiś ich stary kawałek, bo ta pani sobie życzy! – krzyknąłem, ludzie na mnie spojrzeli, ale później krzyczeli „coś starszego, coś starszego!”, a pseudo DJ przy laptopie podłączonym do głośników spełnił ich prośbę, a tym samym prośbę Amandy.
Ta historia, którą chcę Ci opowiedzieć
jest o zmaganiu się z przeciwnym wiatrem
o walce z czasem i przestrzenią
o życiu zwanym przez głupców teatrem
Najpierw z nicości pojawiasz się tutaj
w kanionach ulic gotowy na wszystko
topór miasta jest lśniący i ostry
jest niebezpieczny, możesz umrzeć szybko

Może kiedyś opowiem ci jak było
dużo uśmiechów, dużo próżności
Te ulice nie pozwolą byś był inny
a ona była kwiatem pełnym po brzegi radości

Wielcy wojownicy i podli szydercy
byli jej pokarmem, jej radosnym tronem
myśleli, że mają wszystko ale byli
zwierciadłem, w które zerkała wieczorem
Otwierała serca i wzniecała płomień
ale jej kochankowie bali się światła
gasili je w niej, gdy ją opuszczali
nie miała siły i jej gwiazda zgasła

Może kiedyś opowiem ci jak było
dużo uśmiechów, dużo próżności
Te ulice nie pozwolą byś był inny
a ona była kwiatem pełnym po brzegi radości
(The Analogs - Dziewczyny)

– To prawie jak o tobie – powiedziałem do niej, nalewając czystej do oby dwóch kubeczków.
– Moja iskra nigdy nie zgaśnie, dla żadnego z mężczyzny. Poza tym takiej kobiety, jak ja się nie opuszcza. – Wypowiedziała te słowa z taką pewnością, że dziwnym byłoby jej nie uwierzyć.

1 komentarz: