Amanda (Magdalena)
Ten rok od października był coraz trudniejszy z dnia
na dzień. Wspominałam jak odczuwałam wyrzuty sumienia. Ja nie oszukiwałam
jednego mężczyzny, ja oszukiwałam ich obu. Coraz ciężej było mi się przestawiać
z jednego na drugiego i odwrotnie – z drugiego na pierwszego. Musiałam ciągle
się pilnować, by czasem nie pomylić imion podczas zwyczajnej rozmowy lub, co
gorsza, podczas stosunku płciowego. Oboje byli dla mnie dobrzy, każdy z nich
zupełnie w inny sposób, ale każdy z tego samego powodu. W końcu podjęłam
decyzje, ale ona nic nie ułatwiała, to była tylko gierka. Nie zdradzałam Olka,
ale on miał myśleć, że zdradzam. Nie sypiałam z Hubertem, ale on miał myśleć,
że nadal z nim sypiam. Po cholerę ja to robiłam?
– Cześć,
maleństwo ty moje – powiedział Aleksander i dzięki jego słowom powróciłem do
rzeczywistości.
– Nie kpij z
mojego wzrostu, nie jestem przecież niska.
– No,
faktycznie, nie jesteś aż taka niska, ale i tak jesteś maleństwo jak dla mnie.
– Olek ucałował mnie w policzek i dosiadł się do stolika, przy którym
siedziałam.
– Jaką pizzę
jemy? – zapytałam.
– Ostatnio
jechaliśmy w kolejności od pierwszej, tak więc kolej na czwartą – odpowiedział
z uśmiechem.
– Jak dla mnie
bomba, odwiedzimy tę pizzerię jeszcze dziewiętnaście razy w takim razie.
– Jest
dwudziesty czwarty grudnia, a my jemy pizzę.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć na taki komentarz z
jego strony.
– Nie wiem jak
ty, ale ja zamierzam obejrzeć cały trzeci sezon Internatu i zajadać się
tostami – powiedziałam zgodnie z prawdą.
– Ja odwiedzę
dom dziecka, zawiozę jakieś słodycze tamtejszym dzieciakom, a później się
chwilę z nimi pobawię. Czemu nie wybierasz się do domu na wigilię? – zapytał.
– Nie lubię
patrzeć na alkohol na stole w taki dzień i to na dodatek przy dzieciach.
– Przeszkadza
ci, że ktoś wychyli kieliszek przy stole? – dociekał.
– Nie, jeden
kieliszek mi nie przeszkadza, nawet z trzy zdzierżę, ale kilkanaście, aż do
upojenia już nie.
– Matka ma
problemy z alkoholem czy ojczym? Przepraszam, nie powinienem był pytać.
– Chyba oboje.
Ja mam zamówić czy ty? – starałam się zmienić temat.
– Przepraszam,
zapomniałem, że tu panuje samoobsługa. Ja zamówię – powiedział i wstał od
stolika.
Korzystając z okazji, rozejrzałam się po
bladozielonych ścianach, ozdobione były kwiecistymi wzorami, nutką brązu,
ciemnej zieleni i fioletu. Dziś wydawało mi się, że jest jakby więcej ludzi,
oceniłam to po kolejce. Nagle coś na stole zawibrowało, poczułam, bo opierałam
się o niego łokciem. Dostrzegłam telefon Olka i ,nie wiem nawet czemu,
postanowiłam sprawdzić, jaką wiadomość otrzymał. Była to informacja od jakiegoś
Zbyszka, że nie będą pracować do 17 stycznia, bo przy takim mrozie się nie da.
Już miałam odznaczyć wiadomość jako nieprzeczytaną i odłożyć telefon na
miejsce, gdy nagle usłyszałam stukot odkładanych na stolik szklanek.
– Co to ma znaczyć? – zapytał Olek i usiadł
naprzeciwko mnie.
– Zawibrowała i
postanowiłam sprawdzić, pomyślałam, że to może być coś ważnego. Już odkładam –
odpowiedziałam i odłożyłam komórkę na miejsce, w którym jeszcze przed kilkoma
minutami leżała.
– Ile się
należy? – zapytał, a ja nie wiedziałam o co chodzi.
– Za co? –
postanowiłam więc zapytać.
– Za etat mojej
prywatnej sekretarki. Szczerze nie wiedziałem, że nią jesteś, ale skoro tak…
– Boże, jaki ty
jesteś cyniczny – przerwałam mu.
– Być może, ale
skoro ty nie ufasz mi, to tak naprawdę znaczy, że nie ufasz sobie. Daj mi swój
telefon na parę chwil, proszę. – Słowa Aleksa uderzyły we mnie z kilkakrotną
siłą i sprawiły, że nogi mi jakby zwiotczały. W wiadomościach odebranych jak i
tych wysłanych bardzo często widniało „Pan H.”. Wiem, nazwa nie budziła żadnych
kontrowersji ani nawet nie prowokowała żadnych domysłów, ale treści bywały
różne. Niby chciałam by myślał, że nadal go puszczam kantem, ale przecież nie w
taki wyjątkowy dzień. – Amanda, słyszałaś, o co prosiłem. Nie mów tylko, że nie
masz komórki przy sobie, bo rozmawiałaś ze mną, gdy czekałaś aż przyjdę.
– Proszę –
powiedziałam pewnie, kładąc telefon na stół.
– Dziękuję –
odpowiedział, chwytając za niego i zaczął wciskać jakieś klawisze. Nie
wiedziałam jakie, ale poczułam jak serce mocniej mi bije, a tlen zalega w
płucach, bo jakby zaprzestałam oddychać. – Co ty robisz? – zapytałam, podczas
gdy Aleks wciskał coraz więcej tych guzików.
– Biję twój
rekord w sudoku – odpowiedział, a ja poczułam niezmierną ulgę. Jednak w pełni
uspokoiłam się dopiero, gdy oddał mi mój telefon, a nastąpiło to po kilku
minutach, które dla mnie wydawały się wiecznością.
Zjedliśmy
pizzę, rozmawiając na różne tematy. Trochę otarliśmy się o kulturę Japonii, o
której oboje za dużo nie wiedzieliśmy. Nieco więcej zajął nam temat o Brazylii,
favelach, stadionie Maracanã i słynnego posągu, znajdującego się w Rio de
Janeiro. Później przerzuciliśmy się na Włochy i Francję.
– Fajnie byłoby
tak to wszystko kiedyś zobaczyć na własne oczy – stwierdziłam.
– To akurat da
się zrobić i być może kiedyś twoje życzenie się spełni – powiedział Aleks. –
Jednak ciągle unikasz tematu świąt, naprawdę nie masz ochoty jechać do braci? –
zapytał.
– Do braci może
i mam, ale całej reszty nie mam ochoty widzieć – oświadczyłam. – Odwiedzę ich
innym razem, gdy będą pod opieką sąsiadki – dodałam.
Z Olkiem
spędziliśmy niemal cały dzień. Chodziliśmy po sklepach, po parku i
odwiedziliśmy nawet kino, ale było nieczynne, niestety. Nadchodziła godzina
siedemnasta, gdy zadzwonił mój telefon.
– Odbierz –
powiedział Olek normalnym, miękkim tonem, a ja modliłam się, by nie dzwonił
Hubert.
– Słucham –
powiedziałam do słuchawki, wiedząc już, że to nie on. – Dobrze, zaraz wezwę
taksówkę i do nich przyjadę… Za ile mam być?... Prostując, kiedy cię nie
będzie?... Dobrze dotrę do dwudziestej – mówiłam do słuchawki.
– Coś się
stało? – zapytał Olek.
– Nie, matka ma dzisiaj nockę, a tatuś Igorka
zniknął, już od kilku dni go nie ma i muszę do nich dotrzeć na dwudziestą.
Potowarzyszysz mi? – zaproponowałam.
– Sądzisz, że
to najlepszy moment na poznanie tak zwanych szwagrów?
– Sądzę, że nie
jest najgorszy. Nie daj się prosić, zanudzę się tam sama. Oni pójdą spać góra o
dwudziestej trzeciej, a jak tam byłam ostatnim razem, to nawet telewizora tam
nie było.
– Mam
zastępować ci telewizor?
– No, a czemu
nie? To dalej, jedziemy do tego domu dziecka, o ile mogę, nie chcę się
wpraszać.
– Możesz,
zapewniam, że możesz – powiedział.
– No, a potem
pojedziemy do tych urwisów, ok?
– Ok, tylko
najpierw do sklepu po słodycze. Twoi bracia na pewno też je lubią.
– Jaki sklep
jest teraz czynny? – zapytałam.
– Nocny i
stacje benzynowe – odpowiedział, otwierając przede mną drzwi swojego samochodu.
Fragmenty komentarzy ze strony "Historia pięciu par":
Fragmenty komentarzy ze strony "Historia pięciu par":
żyj.modą.
20 marca 2012 19:12
Już myślałam, że się wyda - kolejna świetna część :) brawo !
Arletta
20 marca 2012 20:27
Na szczęście nie wydało się, bo to by była przykra Wigilia.
Szkoda jednak, że ona tak go oszukuje.
Anonimowy
13 kwietnia 2012 02:04
Nie wiem czy jakakolwiek kara ewentualnie by coś załatwiła,
jeśli ktoś żyje na dwa fronty to to nie to, i nie ma sensu ciągnąć, a szkoda bo
tak fajnie się zapowiadali
Ciekawe czy Olek tylko w sudoku grał:) Ona z jednej strony chce ,aby się wszystko wydało po to przecież ta cała gra,a z drugiej się boi ,ciekawe jak długo tak da radę
OdpowiedzUsuńZastanawiam się któremu z nich powinnam bardziej współczuć. Amandzie, czy Aleksowi? Jeden chce przechytrzyć drugiego, dopiec i być tą zwycięską stroną... Drugi też.. :)
OdpowiedzUsuńNa przyszłość mogłaby po prostu te wiadomości usuwać i by się już martwić nie musiała.
OdpowiedzUsuńStrasznie szkoda mi braci Amandy, biedni są w takiej rodzinie :( Ale fajnie ze Aleks lubi pomagać innym i jestem ciekawa czy bracia Amandy polubią go
OdpowiedzUsuńAmanda balansuje na cienkiej linie. Obmyśliła sobie zemstę, tak zemsta bywa słodka, tylko czasem nie jesteśmy w stanie przewidzieć jakie później mogą wyniknąć konsekwencje. Oni oboje grają w swoją prywatną wojnę i się nawzajem nakręcają.
OdpowiedzUsuń