Część 95 - Stępelki
Aleksander (Samuel)
Tej nocy to nawet nie mieliśmy
siły uprawiać seksu. Ja byłem wykończony zabawami z chłopakami, a Amanda była
padnięta bo odrabiała zadania domowe na jutrzejszy dzień i była ich cała masa.
– Dziękuje, że jesteś tu za mną
– rzekła nagle Amanda i przytuliła się mocniej do mnie.
– Skąd u ciebie taka nagła
wylewność? – dopytywałem. Dałem jej całusa w czubek głowy.
– Po prostu ci dziękuje, co w
tym dziwnego?
– Wierz mi, w twoim przypadku to
dziwne.
– Chcesz się kłócić.
– Nie, nie chcę. Tylko, Amanda,
czy ty naprawdę nie chcesz tego wszystkiego?
– Czego? Rodziny?
– Tak – odpowiedziałem.
– Może kiedyś. Jedno, córeczkę,
ale to po trzydziestce. Nie mogę skończyć jak moja matka.
– Ale przecież przy mnie nie
skończyłabyś jak…
– Skończyłabym, Aleks.
– Skąd taka pewność?
– Dobranoc.
– Unikasz tematu – zarzuciłem
jej.
– Nie, po prostu chce spać.
– W takim razie dobranoc.
I to był ten moment, w który
miałem ochotę ją udusić. Przecież rozmowy po coś są, nie można ich zbywać.
Amanda niestety tego nie rozumiała, a ja byłem zbyt zmęczony by jej to
wyjaśnić.
Rano ja smarowałem kanapki, a Amanda
kroiła wędlinę. Właściwie to byliśmy całkiem zorganizowani. Nawet wspólnie
przygotowywaliśmy chłopakom drugie śniadanie do szkoły. Ja zamieniłem się
dyżurami, by te trzy dni mieć wolne i by Amanda mogła chodzić do szkoły.
– Panowie dochodzi za piętnaście
ósma. Znowu się spóźnicie – powiedziała do chłopców.
– I co z tego? – zapytał Paweł.
– Będziesz miał obniżone
sprawowanie.
– Mama nam zawsze usprawiedliwia
– stwierdził chłopiec. Nie wyglądał na przejętego, a już z pewnością się nie
spieszył.
– Ja nie jestem mamą.
– To Aleks nas zawiezie, będzie
szybciej – zawołał uradowany Piotrek.
– Nie! – krzyknęła Amanda.
– Ale ja mogę… – zacząłem.
Właściwie nie robiło mi to żadnych problemów by ich zawieźć, skoro mieliby się
spóźnić.
– Powiedziałam nie! To nie może
być tak, że wstają przed ósmą, potem szukają zeszytów, kredek, a potem ty ich
odwozisz, albo matka usprawiedliwia. Francuskie pieski. Muszą się w końcu
nauczyć odpowiedzialności.
– Amanda. Oni mają po sześć lat.
– Za dwie minuty was widzę
gotowych do wyjścia! – warknęła.
– Ale… – zaczął Piotr.
– Nie dyskutuj ze mną. Proszę
śniadanie i wynocha. Szkoła jest za rogiem – powiedziała do Piotra. – Ty też
trzymaj śniadanie, tylko nie zapomnij, bo będziesz głodny, a Aleks nie będzie
ci dowoził, uprzedzam. – Tym razem słowa skierowała do Pawła.
– A co ty jesteś na nich taka
cięta.
– Walczę z terrorem, muszę być
twarda. Igor, jedz siedząc, a nie chodząc, bo ci za moment w dupę strzelę.
– Może łatwiej by go było tak
nakarmić? – zapytałem.
– On ma prawie dwa lata, umie
trafiać łyżeczką do buzi, zapewniam ja ciebie.
– Starczy mi samo zapewnienie,
bylebyś nie krzyczała.
– A co boisz się? – zapytała z
uśmiechem i usiadła mi na kolanach, podczas gdy chłopcy wpakowywali opakowania
na śniadanie do plecaków.
– Ciebie, takiej władczej, muszę
przyznać, że nieco onieśmielasz.
Amanda musnęła mnie w czoło,
potargała po włosach.
– Jak oni wyjdą, to będziemy
mieli jeszcze całe osiem i pół minuty dla siebie – wyszeptała mi do ucha.
– Sprawie, że to będzie
najlepsze osiem minut w twoim życiu – zapewniłem ją. – Chłopaki, no szybciej! –
krzyknąłem na Piotra i Pawła, bo w sumie to było mi na rękę, gdyby się szybciej
uwinęli.
– Piotrek weź czapkę. Paweł nie
zapomnij szalika – przypominała im Amanda.
– A co będzie na obiad? –
zapytał jedne z tych klonów. Teraz to już nie wiedziałem, który jest który bo
podczas ubierania odzieży wierzchniej się tak jakby wymieszali.
– Nie wiem, bo ja mam szkołę do siedemnastej.
Olek zostaje w domu.
– Frytki ze schabowym pasują? –
zapytałem.
– Wolę piersi z kurczaka –
oznajmił jeden.
– No to będą – zapewniłem,
wiedząc, że takie małe dzieci i tak nie odróżniają schabowego w panierce, od
piersi kurczaka w panierce.
– Tylko musisz iść na zakupy,
wiesz o tym? – zapytała Amanda. – Bo jest wszystko, tylko nie ma frytek.
– Domyślam się, po fakcie
niestety – odrzekłem.
– Tylko o Igorze nie zapomnij i
umyj go przed wyjściem, tylko nie całego, bo się zaziębi. Buzie i ręce. I
ubierz go ciepło.
– Amanda, poradzę sobie –
zapewniłem. – Oni wyszli – dodałem, gdy usłyszałem trzaśnięcie drzwi.
Zbliżyłem swoje usta do jej.
Usiadła na mnie okrakiem i przez chwilę oddaliśmy się tej chwili namiętności
zapominając całkowicie o Igorze, który niespodziewanie zjawił się przy nas.
– Stępluje! – zawołał z radością
i dotknął Amandy białej bluzki. Zostawił na niej plamę w kształcie swojej
rączki.
Rozejrzałem się po kuchni i
pokoju i byłem w wielkim szoku. W jaki sposób on to dokonał w tak, krótkim
czasie? Nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Wiedziałem jednak, że ścieranie
tych stempelków ze ścian i mebli zajmie mi więcej niż godzinkę.
– Igor, coś ty do cholery
narobił!? – krzyknęła na niego Amanda.
Niespełna dwuletni chłopiec
zrobił zafrasowaną, lekko oburzoną minę. Zapewne było mu przykro, że nikt nie
podziwia jego dzieła sztuki. Amanda chwyciła go za ramie ciągle siedząc mi na
kolanach i podniosła drugą rękę ku górze. Pochwyciłem jej dłoń za nadgarstek,
zanim zdążyła opaść na pośladki Igora.
– No… – zaczęła.
– Nawet nie próbuj. To dziecko,
i tak nie zrozumie. Idź to spierz, wysusz suszarką do włosów. Ja to potem
posprzątam wszystko.
– Ale…
– Żadnego, ale. Już. Nikt nie
będzie bił tak słodkiego dziecka na moich oczach.
– Twój ulubieniec, co? –
zapytała schodząc z moich kolan i idąc w kierunku łazienki.
– Pewnie, że tak. W końcu całą
noc królewicza nosiłem na rękach.
– Nie spał?
– Nie. To bardzo towarzyskie
dziecko jest – oznajmiłem i wziąłem małego na kolana.
– Igor, twoja siostra pójdzie, a
my to będziemy wycierać.
– Dywan? – zapytał i dotknął
moich polików tymi swoimi brudnymi rękoma.
Zamknąłem oczy i powstrzymałem
złość. Właściwie to nie była złość, a takie osłabienie niemal całkowite.
– Tak, dywan też. Wszędzie gdzie
są twoje rączki.
– Moje stępejki? – dopytywał.
– Tak.
– Aje fajnie! – zawołał
uradowany i klasnął w dłonie. Potem dotknął mojej brody, co Amanda skwitowała
słowami:
– Ale jesteś kolorowy.
– Zostaw tylko klucze i leć już
bo tak na nich wrzeszczałaś, a za moment sama się spóźnisz.
– Chętnie wyjdę z tego domu
wariatów – oznajmiła. Dała mi całusa w policzek. Igorowi także. – Powodzenia
chłopaki – dodała.
Amnda nieźle sobie poradziła z bliźniakami.Widzę,że Igorek ma nowego obrońcę;)
OdpowiedzUsuńIgor pokazał swoje talenty artystyczne ;) Lubie Aleksa w towarzystwie całej trójki tych brzdąców.
OdpowiedzUsuńIgorek i stempelki. Amanda nadawałby się na matke dobrze się zajmuje braćmi :)
OdpowiedzUsuńAmanda broni się, przed myślą, ze mogłaby by mieć rodzinę, dzieci. Ale tak naprawdę, to ona tego chce. Świetnie sobie radzi w opiece nad braćmi, nie można tez zapominać o tym , ze Olek jej pomaga, stworzyli niezły duet.
OdpowiedzUsuń