niedziela, 3 listopada 2013

Część 35 - Najlepsze lekarstwo to seks

Część 35 - Najlepsze lekarstwo to seks
Narracja (Kevin)

Nawet Jezus pił wino
Więc się napij z dziewczyną
A po kłótni najlepszy jest seks

Aleksander do wczesnego rana siedział nad książką. Jakieś nowinki medyczne, lubił zgłębiać temat. Zaczytał się i spać poszedł dopiero w chwili gdy za oknem zaczynało świtać. Żałował, że odwołał wcześniejsze spotkanie z Amandą, ale naprawdę trudno mu było z nią rozmawiać, była inna niż wszystkie. Według niego kobiety były proste, a ta blondyna była niezwykle skomplikowana. Dziewczyna, o której myślał była piękna, wydawała się jemu aniołem piękności, a może z tej niewiasty był demon. Seksualny z pewnością, ale jaka była jej dusza – czysta, jak u niemowlęcia, czy czarna, jak u tego rudawego blondyna.
Mężczyzna obudził się w południe, popędził do kuchni i uznał, że to powinien być dobry dzień, taki który pozwoli mu zapomnieć o wspomnieniach, które odżyły. Udał się więc pod prysznic, lubił kiedy ciepłe krople odbijały się o jego mięśnie i spływały powoli po jego ciele. Lubił, gdy wpadały mu do jego oczu o szmaragdowym kolorze. Umył włosy korzystając z jakiegoś szamponu, który niedawno kupił – polecenie Amandy. Sam nie wiedział, czemu jej słuchał, ale być może coś do niej czuł i było to, być może coś więcej, niż taki zwyczajny pociąg do seksu. Założył na nagie pośladki seledynowe bokserki, wiedział, że lubi ten kolor, być może i tym chciał jej podświadomie sprawić przyjemność. Właściwie, to ten facet chyba liczył na kolejną noc z nią, bo tylko podczas kochania się, nie kłócili się ze sobą. To było straszne, ale jeszcze straszniejsza jest wizja tych dwoje na zawsze przy sobie. Oboje to wiedzieli, zarówno ten rudawy blondyn, jak i ta młoda kobietka w blond pasemkach. Dlaczego więc oboje ciągnęli do ciebie niczym dwa magnesy? Oboje, przecież dostrzegali w tym porażkę…

Minęła godzina od momentu, jak brał prysznic. Wiedział, że ona już skończyła lekcje. Wstąpił do winiarni, po dobre, markowe wino. Wiedział, że Amanda nie toleruje kiczu w niektórych przypadkach, a marka wina należała do jednego z takich przypadków, podobnie, jak złoto – tolerowała tylko białe i czasami czerwone. Kobieta bowiem była materialistką i nie kryła tego. Była też piękna i zgrabna, tego także nie zamierzała ukrywać. Ona postępowała wręcz przeciwnie, podkreślała jeszcze swoje atuty, takie jak kształtny tyłek, wypukłe biodra, oraz idealny biust.
– Witam – powiedział, stając jeszcze za progiem jej mieszkania.
– Cześć, Misiek – powiedziała i objęła jego szyje, musnęła delikatnie jego wargi, ale on nie rozchylił ich w geście pocałunku.
– Dlaczego ty jesteś w piżamie? – zapytał, wchodząc do środka. Dopiero dostrzegł, że ta piżamka jest całkiem, całkiem. Czerwona bluzeczka na ramiączka, w dotyku jak satyna, sięgała do połowy łydek.
– Nie byłam dziś w szkole, nie byłam w stanie iść, od dwóch dni coś mnie łamie – wyznała ze smutną i zbolałą minką. – Podam ci kieliszki, wino z pewnością mnie rozgrzeje – poleciła i pognała do komody, by wyciągnąć z szuflady dwa kieliszki do wina. Normalne miała w kredensie, ale te były wyjątkowe, takie jakby były z kryształu. Mężczyzna w tym czasie odnalazł otwieracz w kuchni, wiedział już gdzie leży. Otworzył wino sprawnie, jak zwykle. Już miał napełnić jej kieliszek, kierując się zasadą, że to mężczyzna nalewa kobiecie, ale zatrzymał się na chwilę.
– Zażyłaś jakieś leki? – zapytał i rzucił jej czujne spojrzenie.
– To jakiś lekarski nawyk? – dopytywała, ale widząc jego ostrą minę postanowiła ten raz nie podejmować dyskusji, z której mógłby wyniknąć konflikt. Tego dnia nie miała siły na sprzeczki słowne. – Nie, nie brałam. Nienawidzę leków. Nigdy nie lubiłam, są gorzkie, wiesz? – zapytała ironicznie i patrzyła na czerwoną, słodkawą jak krew ciecz, która spływała po ściance jej kieliszka i zataczała taki ładny okrąg gdy wpływała na dno.
– Jeśli się źle czujesz, nie powinnaś pić. – Poinformował ją.
– Daj spokój, sam mi nalałeś – rzuciła lekceważąco i zrobiła łyk.
Podobał się jej jego strój. Zielony sweter, rozpinany na szyi po boku, nie taki staromodny, ale też nie jak dla nastolatka. Najbardziej nienawidziła młodzieżowego męskiego stylu, był według niej jak dla gejów. Zmierzyła wzrokiem również jego buty – nie adidasy, a to już duży plus. Kolejnym spojrzeniem oplotła jego włosy, były uczesane, zapewne nałożył gumę, ale nie były postawione młodzieżowo na żel. Przyjrzała się też jego odzieży wierzchniej, ale ciekawiło ją, dlaczego pierw otworzył wino, czemu nawet nie pofatygował się zdjąć płaszcza.
– Sweter pasuje ci do oczu, a właściwie dopiero będzie pasował. Zawsze one tobie ciemnieją po alkoholu – poinformowała mężczyznę o tym, czego on sam wcześniej nie zauważył, a przecież patrzył na siebie, w odbiciu lustra miliony razy. Aleks jednak nie patrzył w oczy, nie potrafił, bał się tego, co w nich zobaczy. Spodziewał się, że będzie to spojrzenie samego diabła przez to, czego dopuścił się tamtej letniej nocy z przyjaciółmi, ale także przez to, czego dokonywał przez lata.
– Nawet tego nie zauważyłem – przyznał się szczerze.
– Pewnie, bo wy, mężczyźni w ogóle nie zwracacie uwagi na szczegóły. – Zarzuciła jemu tę drobną winę, nie spodziewając się nawet, jaki może być powód jego niewiedzy.
Dziewczyna nadal siedziała na krześle, opierała się plecami o ścianę, a lewy bok asekurowała oparciem owego krzesła, po prawej zaś miała stół. Była tak drobna, że stopy mogła spokojnie położyć na siedzeniu, co zresztą uczyniła.
– Dlaczego nie zdjąłeś płaszczu? – zapytała.
– Bo jestem przygotowany na to, że mnie wywalisz – powiedział, ale bez wyrzutu, a z codziennym uśmiechem.
– O co ci chodzi? – zapytała, bo kompletnie nie wiedziała, co on ma na myśli.
– Nie było chyba jeszcze takiego naszego spotkania w historii wszystkich naszych spotkań, w którym nie byłoby choć namiastki walki słowami – wyjaśnił.
– Postanowiłeś uciec zaraz po tym, gdy ta walka się zacznie? – Zaczynała być dociekliwa i ciągle popijała wino, podczas kiedy on stał z kieliszkiem tyłem do blatu kuchennego i opierał się o niego łokciami.
– Echeś – odpowiedział.
– No to po prostu nie zaczynaj tej walki, wtedy nie będziesz musiał wychodzić. – Zaproponowała takie rozwiązanie.
– Ja zaczynam, ja? To tobie wiecznie coś nie pasuje – wytknął jej.
– A co mi niby nie pasuje!? – krzyknęła i wstała energicznie z miejsca, odkładając kieliszek na stół z takim impetem, że ułamała się mu nóżka, ale ona jakby tego nie zauważyła i jej dłoń z kielichem wciąż podążała ku dołowi. Kielich także zarył o stół, prysnął w jej dłoni i poleciała krew.
Mężczyzna w sekundę znalazł się przy kobiecie, złapał za jej nadgarstek.
– Pokaż – rzekł delikatnie, ale jej dłoń zacisnęła się niemal natychmiast w pięść i została wyrwana z jego uścisku. Przycisnęła ją do brzucha i odwróciła się do niego plecami.
– Zostaw, sama sobie poradzę – odburknęła, ale jednocześnie z jej oczu popłynęły łzy, bo poczuła mocne ukłucie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wyrywając swoją dłoń z jego uścisku i zamykając ją przed jego wzrokiem, zacisnęła w niej spory odłamek.
– Amanda, pokaż. Przestań się wygłupiać! – warknął i odwrócił ją do siebie szarpiąc za jedno ramię. – Pokaż rękę – rzekł rozkazującym tonem.
– Sama sobie poradzę – odpowiedziała tymi samymi słowami, które słyszał przed chwilą.
– Jestem lekarzem, mogę chyba…
– Nie jestem twoją pacjentką, zostaw! – krzyknęła i znów usiłowała się odwrócić do tyłu, ale bezskutecznie, mężczyzna był bowiem silniejszy.
– Dlaczego nie chcesz przyjąć od nikogo pomocy? – zapytał, ale odpowiedź nie padła. Widział jak zaciska jedną dłonią drugą, jak krew kapie sporymi kroplami na podłogę i postanowił, że lepiej, jeśli będzie miała go za skurwiela, za którego zresztą sam siebie uważał, niżeli miałaby się jej stać krzywda.
Aleks martwił się o tę małą, pragnął się o nią troszczyć, opiekować. Chciał dla niej jak najlepiej, wymagał sam od siebie, by zapewnić jej bezpieczeństwo i ilekroć to do niego docierało robiło mu się przykro z powodu przeszłości i różnicy wieku, jaka ich dzieliła – on był trzydziestoletnim neurologiem, a ona siedemnastoletnią uczennicą renomowanego liceum, które opłacała za pomocą sponsora, podobnie jak utrzymywała się z pomocą tego samego mężczyzny, a może było ich kilku? Tego Aleks już nie wiedział.
– Pokazuj, ale już! – rzekł stanowczo, a ona widziała jego twarz rozmazaną, czuła się jakby zaraz miała omdleć. Mężczyzna posadził ją na krześle, po czym zdjął stanowczo jej dłoń z ręki, by już jej nie osłaniała. – Pss – syknął i odwrócił na moment twarz choć był przyzwyczajony do krwi.
– Daj spokój, obandażuje i będzie ok – stwierdziła, ale dobrze wiedziała, że on jej na to nie pozwoli. Uważała, że każdy samiec od małego chłopczyka do starego dziadka uwielbia być bohaterem, ratownikiem, kimś kogo w danym momencie nie można nikim zastąpić. Nienawidziła, kiedy faceci czuli się tak pewnie, tak wyniośle…
– Wyjmę ci szkło, potem  obmyjemy ranę, zobaczymy, jak to wygląda. Może trzeba będzie szyć. – Na słowo „szyć” dziewczyna znów zacisnęła piąstkę i próbowała wyrwać dłoń. On jednak pomimo, że kucał i czuł się chwiejnie po lampce wina przytrzymał jej rękę bez ruchu, ale padł przy tym na kolana. – Amanda jeśli będę się musiał z tobą szarpać, to uwierz lub nie, ale trzasnę cię w twarz, ogłuszę i i tak zrobię swoje – zagroził. Na pozór wydawało jej się, że nie byłby do tego zdolny, ale coś w jego oczach głosiło, że nie zawaha się w tym momencie, dlatego ustąpiła. Potem był już tylko jej płacz i to jawny i głośny, za co siebie nienawidziła. Nie lubiła siebie słabej, nie znosiła okazywania tej swojej słabizny. Mimo tego, jednak łkała zarówno podczas wyciągania szkła, jak i podczas przemywania rany. Potem mężczyzna podał jej czysty, niewielki ręczniczek z łazienki i polecił by przycisnęła do rozciętej ręki. Miał jej krew na spodniach, ale nie przejmował się tym, wykonywał telefon. Odebrał jeden z jego kolegów, a Amandy dobiegło tylko słowo „szyć” i wtedy rozpoczęła się prawdziwa histeria. Natychmiast wbiegła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi – nienawidziła igieł, nie na trzeźwo, nie tak głęboko, tatuaże, to zupełnie co innego, a i wykonywane były w innym stanie i w ogóle było inaczej – tak sobie to tłumaczyła. Mężczyzna wykonywał telefon w korytarzu i nie zdążył jej zatrzymać, miał opóźniony refleks, bo i z jego podzielnością uwagi bywało różnie z powodu przemęczenia.
– Co jest? – zapytał, stojąc pod drzwiami.
– Wyjdź! – powiedziała, i upewniła się, czy przekręciła klucz w zamku.
– Amanda, nie wygłupiaj się. Zamówiłem już taksówkę, podjedziemy na pogotowie. Raz, dwa i będzie po sprawie – zapewniał ją spokojnym głosem, przykładając ucho do drzwi w oczekiwaniu na jej odpowiedź.
– Obędzie się bez szycia, już mi lepiej – skłamała, bo czuła jak ręcznik coraz bardziej nasiąka krwią.
– Mam tego, kurwa, dość! – krzyknął. – Ile ty masz lat, co? Prawie osiemnaście, czy osiem, do cholery!? – Tym razem jego pięść uderzyła w drzwi. – Otwierasz natychmiast, czy nie? – zapytał gotowy na wszystko.
– Nie – odpowiedziała głośno i pewnie.
– Odsuń się od drzwi – polecił, bo już wiedział o swoim zamiarze.
Mężczyzna bez ceregieli uderzył łokciem osłoniętym grubym swetrem i płaszczem w szybę od drzwi, było to takie małe okienko u samej góry. Za pierwszym razem tylko lekko się potłukła, a za drugim poleciała do środka. Przesunął komodę pod drzwi, stanął na niej by móc włożył rękę do środka. Przekręcił klucz, po czym zabrał go z zamka. Dziewczyna patrzyła na całą scenę z przerażeniem.
– Gdzie masz klucze do mieszkania? – zapytał, ale nie doczekał się odpowiedzi. Zauważył je na taborecie stojącym między kuchnią, a przed pokojem.
Sprawnym ruchem przerzucił sobie dziewczynę przez ramię, a potem wyniósł z mieszkania, w tym samym skąpym stroju, w jakim zastał ją na początku. Wyniósł ją na klatkę schodową i dopiero na parterze postawił na ziemi. Szczerze żałował, że przed zamknięciem drzwi nie zauważył, że jest boso, ale teraz było już za późno na powrót na górę. Zdjął swój płaszcz i otulił nim dziewczynę., spojrzał w oczy i powiedział przez zęby:
– Milcz. – Nie było to zwykle polecenie, było bardziej ostre, wręcz jak rozkaz, którego nikt nie ma prawa nie wykonać.
Taksówka już na nich czekała, doniósł ją do niej przerzuconą przez ramię, jak poprzednio. Po czym bezceremonialnie rzucił na tylnie siedzenie.
– Przepraszam ze niecodzienny strój… – Aleks zawahał się przez moment, zastanawiał się nad odpowiednim słowem. – Narzeczonej – w końcu się zdecydował, a Amanda wydała z siebie przedziwny odgłos znaczący mniej więcej to samo, co słowa „nigdy w życiu”. – Na pogotowie proszę.
– Ale coś się stało? – dopytywał mężczyzna, ustawiając taksometr i ruszając. Nie omieszkał również zerknąć na zgrabną kobietkę siedzącą z tyłu, która pod płaszczem miała tylko cienką, czerwoną i lekko erotyczną piżamkę.
– Tak, skaleczyła się szkłem.
– I nie było czasu się ubrać? – dopytywał mężczyzna, a Aleks szczerze się zaśmiał.
– Gdyby miała jeszcze więcej czasu, to by się już całkowicie zabarykadowała, tak, że bym jej nigdy z tej łazienki nie wydostał. Moja przyszła żona śmiertelnie boi się igieł, a dłoń trzeba będzie szyć – rzekł uprzejmym tonem i spojrzał na Amandę, która tym razem przy „narzeczonej” darowała sobie mruknięcie, ale pokazała mężczyźnie w zielonym swetrze środkowy palec wyciągnięty ku górze.
– Spokój, powiedziałem. I bez fochów, do jasnej cholery, bo mnie za moment popamiętasz i to nie będzie sympatyczne doświadczenie – zagroził Olek, co spotkało się ze wzrokiem taksówkarza, pełnym dezaprobaty.
– Spokojnie, proszę pana, to tylko kobieta.
– I właśnie dlatego, że to kobieta, tak trzeba. Spróbuj panie z nią inaczej, a nic pozytywnego nie osiągniesz. Ten typ tak ma – wyjaśnił i spojrzał w szybę. Cała trójka nie odezwała się ani słowem przez całą drogę.
Później wszystko potoczyło się szybko. Wąski, długi korytarz, chciała iść nim sama, ale Aleks był akurat prawdziwym mężczyzną, a tacy jak on, w życiu nie pozwolili by na taki wyczyn chorej kobiecie z bosymi stopami, a tym bardziej na dodatek kobiecie osłabionej z powodu utraty sporej ilości krwi. Zaniósł więc ją do gabinetu, usiadł pewnie z rozstawionymi szeroko nogami, potem posadził ją między swoimi kolanami i mocno przytrzymał w pasie, dociskając jedną z jej rąk do jej brzucha. To była ta zdrowa ręka.
– Co ty wyprawiasz? – zapytała Amanda.
– Nie chcę cię znowu ganiać, niszczyć żadnych drzwi i wybijać jakiś szyb – odpowiedział ze sztucznym uśmiechem, który był pełny szczerej złości. – Nie wierć się, niewygodnie mi – dodał, a jego przyjaciel, który akurat miał dyżur na pogotowiu uśmiechnął się przyjaźnie, wchodząc do gabinetu.
– Nie przejmuj się, stary, nic jej nie będzie. Nie musisz jej tak ściskać, nie stracimy jej – zażartował mężczyzna w białym kitlu lekarskim.
– Ja ją ściskam, Michale, byśmy to ciebie nie stracili. Waleczna z niej sztuka – zażartował Aleks, ale był przy tym śmiertelnie poważny.
– Ej, ja nie mówię o was, przy was, w osobach trzecich, a wy mnie traktujecie jak…
– Już spokojnie, Michał zaczyna szyć. Zamknij Amanda oczy i się nie wierć, proszę – polecił i jedną ze swoich dłoni przytrzymał jej nagi nadgarstek, bo jego płaszcz już został przez Michała podwinięty, aż za jej łokieć.
– Mam ci dać naklejkę dzielnego pacjenta? – zażartował Michał, a Amanda wytarła łezki w chusteczkę, którą ofiarował jej Olek.
– Stary, jeśli ma wymiar tak metr na metr, to uratujesz mi życie – rzucił Aleksander żartobliwie, bo właśnie przypomniał sobie o wybitej szybie w drzwiach łazienkowych, w domu dziewczyny.
– Nie, takich dużych nie posiadam. – Uśmiechnął się do mężczyzny i kobiety, którzy opuszczali jego gabinet.
– Zaniosę cię – zaproponował przyjemnym głosem Aleks.
– Sama dam sobie radę.
– I nabawisz się zapalenia płuc? – zapytał. – Nie ma mowy – sam sobie odpowiedział na jej pytanie, po czym wziął ją na ręce, ale już nie przerzucił przez bark niczym worek kartofli, a pochwycił ją dłońmi pod pośladkami, a ona oplotła jego biodra swoimi nogami, a ręce zaplotła na jego szyi.
– Dziękuje – powiedziała cichutko i dała mu buzi w policzek.
– Podziękujesz w domu – stwierdził szeptem.
–  A jak? – zapytała i przygryzła płatek jego ucha
– Ostro, wręcz nieprzyzwoicie, pikantnie, ale na tyle, bym chciał się znów poparzyć, dobra? – zapytał, a ona poczuła jak się uśmiecha, wiedziała to.
– Dobra, masz to jak w banku – zapewniła trzydziestolatka, że spełni jego prośbę, a potem… potem, to dotarli do domu i wszystko było idealnie, tak jak to oboje zaplanowali, z tym, że kieliszki już sobie darowali… pili prosto z butelki.

4 komentarze:

  1. Fajny jest Aleks w tej części może trochę brutalny ale taki opiekuńczy i wgl.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie będę się zbytnio rozpisywać co do tego rozdziału bo podobał mi się cały - bardzo. Bez jakichkolwiek zastrzeżeń. .
    I nareszcie coś długiego - w co można się wczuć. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No faktycznie Aleks wyszedł tu na despotę, ale inaczej Amanda urządziła by jeszcze większą histerię. A tak wszystko dobrze się skończyło . Wyobrażam sobie minę kierowcy taksówki, to musiało komicznie wyglądać jak Aleks przyniósł Amandę jak worek kartofli i wrzucił do samochodu no i trzeba zaznaczyć , że Amanda miała na sobie trochę niewyjściowy strój.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aleks się martwił o Amandę dlatego tak gwałtownie zareagował na jej histerię.Marta

    OdpowiedzUsuń