Amanda (Magdalena)
Obudziłam się w jego objęciach o
piątej nad ranem. To było dziwne uczucie, takie dla mnie zupełnie obce. Czułam
się bezpiecznie, pewnie i dziwnie zarazem. Olek nie był moim chłopakiem, nie
był też moim przyjacielem, tak właściwie to nawet ciężko było podciągnąć jego
pozycję pod kolegę. Jednak spędziłam z nim szesnaście godzin życia i nie
żałowałam ani chwili. Byłam ciekawa czy i on nie żałuje żadnej z chwil,
spędzonych ze mną.
Nigdy nie lubiłam myśleć o mojej
przyszłości, ani też wspominać przeszłość, starałam się żyć teraźniejszością
jak najlepiej potrafiłam.
Wstałam naga z rozłożonej kanapy, udałam się do
kuchni. Na suszarce do naczyń leżała jego koszula. Sprawdziłam, była sucha,
postanowiłam ją założyć, choć nigdy nie postępowałam w ten sposób. Naprawdę,
mnie nigdy nie bawiło noszenie męskich ubrań, tym razem jednak było inaczej.
Czułam jego zapach, a to napawało jakimś dziwnym odczuciem… Tylko czego to było
odczucie? Udałam się do kuchni w celu przygotowania śniadania. Uznałam, że
kanapki z topionym serem, szynką i pomidorem będą w sam raz. Jego zdziwienie
było nie do opisania, kiedy po przebudzeniu ujrzał, że na stoliku nocnym
znajduje się taca z kanapkami i herbatą.
– Miałam ci zrobić kawę, ale sam
kiedyś stwierdziłeś, że herbata jest zdrowsza – powiedziałam, siadając obok
niego z kubkiem aromatycznej kawy w dłoniach.
– Bo jest zdrowsza – powiedział,
podnosząc się. – Jesteś pierwszą kobietą, która mi zrobiła śniadanie – dodał.
– A ty pierwszym mężczyzną, co
przygotował dla mnie obiad wraz z winem. Idąc tym tokiem myślenia, jesteśmy
chyba kwita – odpowiedziałam.
– Chyba tak – przyznał mi rację.
– Olek, ja nie chcę, byś ty
sobie z tego robił jakąś nadzieję. Kurwa, jak ja nienawidzę takich rozmów. –
Patrzyłam w głębię jego zielonych oczu, gdy on wyciągnął rękę po kanapkę.
– Tak, wiem, to tylko seks. To
mi chciałaś powiedzieć, prawda? – zapytał, widząc moje zdziwienie.
– Właściwie to tak i nie.
Chciałam to zrobić delikatniej, że jesteśmy kolegami, i że nadal możemy jadać
razem obiady, które ty będziesz szykował – uśmiechnęłam się do niego.
– A ty zawsze będziesz szykowała
śniadania, tak? – zapytał.
– Nie wiem czy jeszcze kiedyś
będę miała okazję. Poza tym nie, raczej nie lubię się babrać w kuchni. Czuj się
zaszczycony, ale wiedz, że to było tylko z braku innego zajęcia – powiedziałam
pewna swego.
– Dobra, postaram się
zapamiętać. Wybacz mi zmianę tematu, ale to mieszkanie jest twoje? – zapytał.
– Tak, dostałam w prezencie –
odpowiedziałam.
– Rozumiem, że od rodziców.
Fajny prezent. Jak będziesz chciała, bym ci jeszcze w czymś pomógł, to po
prostu dzwoń – powiedział, rozglądając się po pomieszczeniu, gdzie jedna ściana
była umalowana tylko do połowy.
Naprawdę chciałam zaprzeczyć
temu, że to prezent od rodziców, ale nie mogłam. Skoro sam wysunął takie
wnioski, to dlaczego to ja miałam go wyprowadzać z błędu? Przecież on nawet nie
był nikim istotnym w moim życiu.
– Jeśli dasz numer telefonu, to
chętnie skorzystam z oferowanej pomocy. Jesteś wysoki, a ja niska, a sufit się
sam nie umaluje.
– Ha, ha, jesteś bezbłędna –
powiedział i sięgnął ręką w moją stronę. Rozpiął guzik swojej kieszeni, która
była na mnie. – Tu masz wizytówkę – dodał i podał mi to, co wyjął. Małą,
tekturową, prostokątną karteczkę z napisem „Aleksander Górski”.
– Dziękuję – odpowiedziałam i
położyłam wizytówkę na stole.
– To ja dziękuje.
– Za co? – Byłam zaskoczona.
– Nie ma plamy. – Uśmiechnął się
ciepło i spojrzał znacząco na koszule.
– Bo plamy z wina się soli.
– O proszę, perfekcyjna pani
domu. – Zaśmiał się.
Po zjedzonym śniadaniu Olek
stwierdził, że czas na niego, bo musi jeszcze przejrzeć czyjąś dokumentacje
medyczną.
– Oddasz mi koszulę –
powiedział, spoglądając na mnie. Miał już na sobie dżinsy.
– Ach tak, nie ma sprawy, ale
czy mógłbyś się odwrócić? –zapytałam.
– Wczoraj nie byłaś taka
wstydliwa ani skrępowana – mówił, odwracając się.
Po jego wyjściu uświadomiłam
sobie, że nawet go trochę lubię. Stwierdziłam także, iż znam go na tyle dobrze,
by stwierdzić, że przy takim mężczyźnie czułabym się kobietą, ale te nasze
sprzeczki i wymiany zdań pełnych jadu byłyby nie do zniesienia. Chociaż z
drugiej strony stabilizacja, bezpieczeństwo i wygodne życie kosztem kilku
sprzeczek, kilku na dzień. Stwierdziłam, że muszę się nad tym głębiej i
dokładniej zastanowić, ale teraz nie miałam na to czasu. Hubert właśnie
parkował samochód na podwórku.
– Witaj, królewno – powiedział w
progu.
– Hej – odpowiedziałam i oparłam
się o ścianę.
– Jak tam mieszkanko, remoncik
się widzę posuwa do przodu? – zapytał.
– Nie tak myśmy się umawiali,
kotku – odpowiedziałam.
– O co ci chodzi, skarbie? –
zapytał i zbliżył się do mnie z chęcią pocałunku, odwróciłam głowę w lewą
stronę, by mu to uniemożliwić.
– Zaraz ci powiem, o co. Czemu
jesteś tutaj zameldowany co? – zapytałam.
– Chyba nie sądziłaś, że
zaryzykuję, że mnie olejesz zaraz po tym, gdy spełnię twoją zachciankę –
powiedział z szyderczym uśmiechem.
– W takim razie ja się pakuję i
wyprowadzam, a ty zostań w tym swoim mieszkanku, ale o mnie zapomnij – rzuciłam
sucho.
– Grasz va bank – stwierdził.
– Nie, mówię całkiem serio –
zaprzeczyłam, choć tak naprawdę miał rację.
– Widzisz, a ja chciałem być
miły. Przywiozłem zakupy – oznajmił i wskazał na dwie torby z Tesco.
– Sama mogę robić sobie zakupy!
– warknęłam na niego.
– Amanda, o co ci, kurwa, chodzi.
Jak się nie podoba to sama wiesz co! – krzyknął.
– Nie, kochanie, to ty wiesz co
wtedy. Albo się wymeldujesz, albo pokażę twojej żonie, gdzie jesteś zameldowany
i z kim. Sądzisz, że się ucieszy? – zapytałam, a jego pięść trafiła w ścianę
kilka centymetrów od mojej głowy. Nie przeraziło mnie to ani trochę.
Wiedziałam, że Hubert należy do tych, co łatwo tracą nad sobą kontrolę.
– Dobrze, wymelduje się.
Zadowolona? – zapytał przez zęby.
– Tak, nawet bardzo, kotek –
oznajmiłam i zaczęłam rozpinać mu koszulę.
– Zaczekaj, mała, może wpierw
włóżmy to do lodówki –powiedział, wskazując na torby.
– Nie ma sprawy, to ty włóż, a
ja odpocznę – stwierdziłam i szybko udałam się do pokoju. Schowałam jeden
talerz i szklankę do szuflady, by Hubert czasem nie nabrał jakiś podejrzeń,
wizytówkę włożyłam do portfela i usiadłam na łóżku.
Nigdy nie uważałam się za
dziwkę, ale nigdy też nie uważałam się za uosobienie cnót. Moim zdaniem,
nieważne czy to tylko znajomość, czy przyjaźń, czy miłość, czy romans, ale
ważne, by było z rozsądku. Przy Olku złamałam tę zasadę. W mojej i jego
znajomości nie było nic przemyślanego. Było chwilą spontaniczności, czegoś,
czego od dawna nie robiłam i na co nigdy nie miałam czasu. Od pewnego czasu nie
mogłam sobie pozwalać na chwilę zapomnienia, bo to mogło zburzyć moje plany na
przyszłość, a tym samym zawalić moje dotychczasowe życie. Teraz też nie mogłam
sobie na takie wyskoki pozwalać, a jednak jakoś taka dziwna pustka mną
zawładnęła kiedy sobie uświadomiłam, że to ma pozostać tylko jednorazowym
wyskokiem.
Następnego dnia wybrałam numer
Olka. Odebrał po trzech sygnałach.
– No część. – Przeszedł mnie
dreszcz, kiedy usłyszałam jego głos.
– No hej, słuchaj bo sufit już
mi umalowali, panele położyli, ale progi…
– Będę po pracy. Koło
osiemnastej.
Pożegnałam się z nim, odrobiłam
lekcje i nagle naszła mnie myśl:
– Boże, on będzie prosto z
pracy, pewnie nic nie jadł.
Udałam się więc do lodówki, ale
nie wiedziałam nawet co Aleks lubi. Zdecydowałam się na proste i klasyczne rozwiązanie
– schabowy z ziemniakami i surówką. Jednak bez surówki, bo nie miałam takowej w
lodówce.
Przygotowanie wszystkiego zajęło
godzinę i akurat wyrobiłam się na jego wejście. Otworzyłam drzwi z uśmiechem.
– Wejdź, zrobiłam obiad –
pochwaliłam się z progu i wspięłam na palcach by musnąć jego policzek swoimi
wargami.
– Cześć, co ty zrobiłaś? – Olek
chyba nie dowierzał.
– Obiad, jesteś prosto z pracy
to pomyślałam, że…
– Jadłem w pracy… ale za
godzinkę, maksymalnie ze dwie znowu zgłodnieje. To zjemy twój obiad jako
kolacje, co?
– Może być. Tu leżą progi, tutaj…
– tłumaczyłam co gdzie jest i gdzie co ma wkręcić, on w tym czasie zdjął
płaszcz i czapkę typu smerfetkę.
– Oczywiście ręcznie? –
dopytywał.
Położyłam dłoń na jego klacie,
tym razem odzianej w brązowy sweter.
– Uznałam, że jesteś taki silny,
że z pewnością sobie poradzisz. To chyba dobrze, że mam cię za prawdziwego
mężczyznę.
– Nie podlizuj się.
– Ależ ja się nie podlizuje, głoszę
najszczerszą prawdę.
Aleks się uśmiechnął i przymknął
oczy. Wyglądał słodki, tak misiowato. Wyminął mnie muskając swoimi wargami moje
czoło i zabrał się do przykręcania „listwy przypodłogowej”. Odkrywał, że tak to
się właśnie nazywa. Ja w tym czasie udałam się do kuchni by zrobić dla nas po
herbacie.
– Dziś bez wina? – zdziwił się
zdejmując spodnie.
– Dziś widzę, że nie jest nam
potrzebne, rozbierasz się bez tego.
– Bo mam jasne spodnie, a czeka
mnie kilka godzin na kolanach.
– Czyli zadowolisz się herbatą?
– Z twojej ręki nawet wodą, ale
jakbyś miała piwo…
– Mam Lech zielony, może być?
– Jasne.
Znowu udałam się do kuchni.
Kiedy otworzyłam butelkę i zaczęłam jej zawartość przelewać do wysokiej
szklanki poczułam się dziwnie, uznałam, że to już przegięcie. W moim odczuciu
wyglądało to tak jakbym usługiwała obcemu facetowi. No dobrze, może nie był
taki do końca obcy, ale co nas łączyło? Widzieliśmy się czwarty raz na oczy i
raz uprawialiśmy seks. Tym razem jednak zacisnęłam zęby i postawiłam piwo na
parapecie. Usiadłam na złożonej kanapie i obserwowałam jak Aleks w pocie czoła
docina, przycina, wkręca i dopracowuje moje mieszkanko.
Po raz kolejny ich dialogi są świetne:) I Amanda jako perfekcyjna Pani domu:) ale jedno mi tu nie gra,cos ona za miło dla niego obiad,piwo.
OdpowiedzUsuńJaki Aleks się pomocny zrobił haha
OdpowiedzUsuńAle Amanda się miła zrobiła :o aŻ to do niej nie pasuje :)
OdpowiedzUsuńJaki Aleks jest słodki, chętny do pomocy, a Amanda aż obiad i śniadanie zrobiła :)
OdpowiedzUsuńKocham ich rozmowy :D A Amanda to chyba pierwszy raz się tak dla faceta stara
OdpowiedzUsuńBezpośrednia Amanda,szybko wytłumaczyła Aleksowi,że to tylko sex.Mimo wszystko postarała się żeby zaskoczyć Aleksa.Marta
OdpowiedzUsuńMiła odmiana Amanda ;) powoli zaczyna się zatracac w Aleksie fajnie
OdpowiedzUsuń