Aleksander (Samuel)
Śmiejesz się, że kocham sny,
Ale Ty naprawdę jesteś tam.
Usta twe czytają mego ciała biel?
W mroku ospale
Rąk naszych balet,
Świat realny czasem tylko boli mnie,
W klatce zimnych zdarzeń Ty i ja.
Razem jak więźniowie, jak obrączki dwie?
Z palca na palec…
(Lidia Kopania –
Obrączki)
Odwiedziłem Amandy szkołę rano,
pogadałem z tą wychowawczynią, udawanie wychodziło mi coraz lepiej. Od
dzieciaka byłem mistrzem gry aktorskiej, a w dorosłym życiu grałem częściej niż
byłem sobą. Nawykłem już do tego, jakbym stał się innym kimś, tym udawanym,
jakby ten udawany był prawdziwym mną.
– Rozdwojenia jaźni kurwa
dostanę, jak będę o tym myślał – powiedziałem sam do siebie, a potem
zaparkowałem przed jubilerem. Wszedłem do oświetlonego pomieszczenia. Od razu
wejrzałem na lady, które aż błyskały różnymi kamieniami.
– Witam pana, czy mogę w czymś
pomóc? – zapytała zgrabna ekspedientka. Miała seksowny tyłek, fajnie nim
kręciła. Włosy ślące, cera zadbana, ideał kobiety na jeden raz, ale ja… ja
miałem Amandę i nie chciałem już niczego więcej.
– Mam stary, złoty zegarek. Ale
pękła bransoleta, słyszałem, że ty można naprawić – odpowiedziałem i wyjąłem z
kieszeni marynarki zegarek z czerwonego złota.
– Szefie! – zawołała ta
laseczka, która cieszyła moje oczy. – Pan się pyta czy można naprawić?
– Można – odpowiedział stary,
brodaty dziad. Wejrzałem więc na niego tylko raz, a przez resztę rozmowy
skupiałem wzrok na tej uśmiechniętej pani.
– Chodzi mi o to by to było
porządnie wykonane, nie mogę sobie pozwolić by mi spadł z ręki – wyjaśniłem, a
miałem na myśli zakrycie tatuażu.
– Tak, bardzo kosztowny, szkoda
by było go zgubić. Obecnie mamy jeden w tak wysokiej cenie, ale damski. Jest
nawet w identycznym odcieniu – opowiadał z zachwytem ten dziadek.
– Pokaże mi go pan? – zapytałem.
Kiedy go ujrzałem od razu stwierdziłem, że wyjątkowo pasuje do Amandy. Był
idealny, podkreślałby jej klasę, styl, wyrafinowanie. – Biorę go, ale pod
warunkiem, że dobierze mi pan do niego łańcuszek z zawieszką i kolczyki.
– Ma pan przy sobie taką sumę? –
dopytywał starzec.
– Na karcie, jeśli nie można
kartą płacić, to podskoczę do bankomatu, nie ma problemu.
– Można kartą.
– Miałbym jednak prośbę,
nietypową… – zacząłem, a potem po krótce wyjaśniłem dziadziusiowi o co mi
chodzi.
Cena autentycznie była wyjątkowo
wysoka. Dwadzieścia osiem tysięcy. Rzekomo przez diamenty osadzone naokoło
tarczy. Cóż było warto, ta kobieta kiedyś miała być moją żoną. Byłem pewny, że
osiągnę ten postawiony sobie cel.
Zjedliśmy z Amandą kolacje w
drogiej restauracji. Idealnie prezentowała się w popielatej, wełnianej
sukience, czerwonym płaszczyku, oraz czerwonych kozaczkach.
– Chyba nie zamierzasz się
oświadczyć? – zapytała kiedy wyczuła moją powagę.
– Nie, ale chciałbym ci za coś
podziękować.
– Za co?
– Za każdy dzień jaki z tobą
spędziłem…
– Brzmi, jak wstęp do rozstania.
– Przerwała mi tymi słowami.
– Nie, nie rozstanie. Dziękuje
ci też za każdy dzień, który będzie mi dane z tobą spędzić, za każdą wspólną
noc, wspólny poranek i chciałbym byś coś otworzyła. – To mówiąc postawiłem
przed nią czarne pudełeczko z czerwoną kokardką. Amanda delikatnie rozwinęła
kokardę.
– Cieszę się, ze postawiłeś na
klasykę, że jest rozwiązywane, a nie po prostu kokarda na niby.
– Zawsze wydawało mi się lepiej
reprezentacyjne coś co można samemu roztworzyć. – Amandy oczy zaświeciły się
kiedy podniosła górę opakowania, a następnie kopertę do góry. Nie przyjrzała
się jednak pierw biżuterii. Rozkleiła kopertę i zaczęła sunąć wzrokiem po moich
koślawych literkach.
O tej miłości wierszy się nie pisze,
wybacz więc brak słów w patos ubranych.
Wybacz tę natchnienia nagłą, wrogą ciszę,
czasem słowa wszystkie – na nic.
To tylko litery w rząd poukładane
jedna za drugą, byle szybciej, prędzej.
Na skrawku papieru niedbale spisane.
A ty – zasługujesz na więcej.
Więc stać będę przy tobie, jak cień cierpliwy,
jak Tyzyfone pomszczę każdą krzywdę
– ale wiersza nie napiszę, wybacz.
Żadne słowa nie są właściwe.
(Wiersz pt. „Wiersz
nie-napisany” napisała Anna Kutera)
– Piękne – powiedziała Amanda.
– Cieszę się, że ci się podobało,
aczkolwiek poeta ze mnie marny. Założyć? – zapytałem.
– Aleks, nie musiałeś…
– Ale chciałem. To jak mogę? –
zapytałem po raz kolejny, a ona dała mi wyraźne pozwolenie. Zdjęła swoją
poprzednią biżuterie, srebro, albo białe złoto z onyksami.
Wstałem więc, udałem się za nią
i założyłem pierw łańcuszek z zawieszką, całując przy tym w szyje. Później
zegarek na nadgarstek, całując przy tym w dłoń. Kolczyki też postanowiłem, że
ja jej założę, a przy tym pocałowałem każde z nich.
– Czegoś brakuje, nie sądzisz? –
zapytałem.
– Mnie niczego, no może łóżka,
hotelu i…
– Pierścionek na twoim
serdecznym, zupełnie nie pasuje do całości – rzekłem.
– Zdejmę go…
– Zdejmij – poleciłem. – Już
zjedliśmy, zapraszam więc w pewne miejsce.
I szliśmy spacerkiem, po śniegu.
Ja z szampanem w dłoni, ona z kieliszkiem. Ja piłem z butelki.
– Dadzą nam mandat, zobaczysz –
ostrzegała mnie.
– Będziemy dzwonić do Patryka
jakby co, albo do takiego Jacka, by nas poratowano. Jednak jeśli się nie uda to
i tak warto. Mamy co świętować. – Mówiąc to się śmiałem, ogólnie miałem dobry
humor, byłem lekko pijany, nawet się potknąłem.
– Gdzie my jesteśmy? – zapytała
się, kiedy przystanąłem.
– Przed jubilerem, zapraszam
kobieto do środka, bo już zmarzłem.
– Było trzeba wziąć rękawiczki –
wymądrzała się, ale przekroczyła próg, gdy tylko otworzyłem przed nią drzwi.
– Szukamy obrączek –
powiedziałem do dziadka za ladą.
– Aleks, ale…
– Spokojnie, to tylko takie
oznaczenie, byśmy pamiętali, e mamy siebie. Nie proponuje ci jeszcze małżeństwa
– wyjaśniłem i popchnąłem ją w kierunku lady z obrączkami.
– Ma być prosta, zwyczajna –
zaczęła Amanda.
– Z czerwonego złota –
dopełniłem jej wypowiedź.
– Koniecznie – poparła mnie.
– Czyli stawiają państwo na
klasykę? – zapytał mężczyzna, a Amanda w tym czasie usiadła na krześle, ja
stałem za nią i opierałem się o oparcie dłońmi.
– Tak – powiedzieliśmy chórem.
Tej nocy nie wróciliśmy do
mojego mieszkania, ani do jej. Wynajęliśmy pokój w hotelu, na ostatnim piętrze,
ze szklanym dachem. Patrzeliśmy na gwiazdy, spełniło się wtedy Amandy marzenie,
o nocy pod gwiazdami. Kochaliśmy się kilka godzin, a rano…
– Ja lecę do pracy – oznajmiłem
wychodząc. – Pokój jest opłacony do obiadu, na obiad wrócę i cię porwę. Zrób
sobie wagary.
– Nie ma problemu. Ale obiad jem
dziś z Majką, umówiłyśmy się na spaghetti – wyjaśniła wstając z łóżka. Była
cala naga. Zmierzała pod prysznic, a moje oczy pragnęły więcej i więcej, przez
co ciało też się zaczęło domagać temu co się mu słusznie należy. Musiałem się
jednak powstrzymać, bo w przeciwnym wypadku bym się spóźnił.
– W takim razie jak pójdę z
Patrykiem do sklepu sportowego. On namawia mnie na bieganie, a ja nawet butów
odpowiednich nie mam. Kupię, pójdę z nim pobiegać. Zjemy razem kolacje? –
zapytałem.
– Ehe, dobra, a teraz wybacz, ale…
– Leć pod prysznic, zdasz
klucze?
– Jasne.
Genialny prezent ale miałam cichą nadzieję,że się oświadczy.
OdpowiedzUsuńJaki kochany, taki prezent jej podarował, cudownie się czytało, On strasznie ją kocha, mam nadzieje że ona go też.
OdpowiedzUsuńUwielbiam kiedy Aleks jest taki romantyczny on by jej kupił wszystko czego by zapragnęła byle tylko ją uszczęśliwić
OdpowiedzUsuńAleks potrafi być romantyczny, potrafi mieć gest.
OdpowiedzUsuń