poniedziałek, 4 listopada 2013

Część 57 - Kradzież

Część 57 - Kradzież
Amanda (Magdalena)

Bo nieważne co w twym życiu się dzieje,
wiem że człowiek jest lepszym gdy się śmieje
i nieważne co w twym życiu się stanie
musisz odnaleźć swoją drogę w Babilonie,
w tym bałaganie
(NDK – Budzisz się rano)

– Amanda! – zawołał za mną głos Łukasza.
– Słucham ja ciebie. – Odwróciłam się w jego kierunku i czekałam aż do mnie dobiegnie. Nie będę się, przecież fatygowała i wracała przez to, że jakiś frajer z mojej klasy mnie woła.

– Wywiadówka jest z powodu końca semestru. Rodziców poinformowano listownie, ale na wszelki wypadek każą…
– Rozumiem – przerwałam temu pryszczatemu chłopakowi, choć posturą to był fajny, taki jak Aleks.
– Może byś… – jąkał się idąc obok mnie. Idiota. Co on sobie myślał?
– Co mogłabym?
– Do kawiarni ze mną pójść, albo na piwo? – zapytał.
– Nie. – Mój głos był stanowczy, ale gdy zobaczyłam jego minę to aż się mnie szkoda chłopaka zrobiło. – Lubię cię, możemy po kumpelsku kiedyś iść na bilard, czy kręgle, ale ty to nie moja bajka, nie chcę byś robił sobie nadzieje, więc stawiam sprawę już od początku tak jak jest.
– Ale dlaczego?
– Bo ja wolę mężczyzn, a nie chłopców. Mam kogoś, jestem szczęśliwa i nie chcę tego niszczyć. Mogę z tobą pogadać, iść potańczyć, ale ty i ja nigdy nie będzie my.
– A ten pocałunek. – Przypomniał mi frajer jeden najgorszą czynność w moim życiu.
– To była wycieczka, gra w butelkę, tylko zabawa.
– Mnie się wydawało…
– Źle ci się wydawało, a teraz wybacz, ale koleżanka już na mnie czeka. – Dziękowałam w duchu Majce, że już stała przed bramą mojej szkoły. Szybko więc wpakowałam dupsko do jej peugeota i rozpięłam guziczki mojego sweterka.
– Zawsze mi się on u ciebie podobał. Jest taki zimowy, ale luzacki. Natomiast w tym elitarnym płaszczu cię nienawidzę, jakbyś się wywyższała – oceniała Maja mój wygląd, bez jakiegokolwiek przywitania. Ona zawsze była taka… taka inna.
– Mam w domu jeszcze taki granatowy. Dokąd jedziemy? – zapytałam.
– Do nas chyba, tylko pierw do hurtowni wstąpię zakupie akryl, dałam ogłoszenie i zarobiłam pierwsze w swoim życiu, własne pieniądze – wyjaśniła.
– Jak?
– Robiłam paznokcie trzem typkom. Nie śpieszysz się do Aleksa?
– Nie, będzie później, mają jakiś nagły przypadek, znajomy też o coś prosił i jakaś budowa. Mam na niego poczekać jeśli mogę.
– To w takim razie może centrum handlowe? – zapytała.
– A ty wiesz, że ja ostatnio opowiadałam Olkowi jak się poznałyśmy?
– Nie wiem, skąd niby mam to wiedzieć, ale ciekawie było.
– No było, było. Ciekawe czy ten sklep jeszcze jest?
– Jest, przenieśli go do tej nowiutkiej galerii, wstąpimy po hurtowni?
– Nie ma problemu, a podwieziesz mnie jeszcze gdzieś potem? – zapytałam z taką pewnością siebie w głosie, że bardziej brzmiało to jak rozkaz, a nie jak pytanie.
– Podwiozę.
I tak zajechałyśmy pierw pod wielką halę, niczym magazyn wyglądała. Majki wkurw był zajebisty, tupnęła nóżką, gdy pocałowała klamkę.
– Przepraszamy, ale do sylwestra hurtownia jest nieczynna, z powodu wyjazdu. – Przy każdym słowie jej zdenerwowanie szło o kilka poziomów wyżej.
– Nie przejmuj się, kupimy buty. Tak na poprawę nastroju – powiedziałam delikatnie i położyłam swoją dłoń na jej ramieniu.
– Nie kupuje butów w miejscu, z którego mnie wywalono – warknęła.
– No to kupimy w innym.
– Albo ukradniemy – powiedziała uradowana Majeczka.
– Oj, nie. Jesteś dziewczyną policjanta – przypominałam koleżance.
– Chodź, wsiadaj, jedziemy ukraść. – Majka nie odpuszczała od swojego pomysłu. Odblokowała drzwi, wsiadłyśmy i pojechałyśmy do tej nowej galerii.
Sklep, o który nam chodziło odnalazłyśmy bez problemu. Nigdy nie zapomnę tego logo, był nawet ten sam ochroniarz, a przynajmniej tak mi się wydawało.
– To chyba on, nie sądzisz? – Czyli Majka także widziała w nim tamtego osiłka, który nas tak brutalnie i bez klasy śmiał potraktować.
Szwendałyśmy się między regałami, udawałyśmy zainteresowanie, a potem… Później to Majka wymieniła parę najtańszych tenisówek na nowiutkie, markowe, od Lasockiego. Ja nie mogłam jednak uczynić podobnego manewru, gdyż moje buciki, które miałam na stópce były prawie nowiutkie. Wrzuciłam więc je do torby, między książki, a nowo wyjęte z pudełka założyłam. Oczywiście przymierzałam z kilkadziesiąt par, potem po prostu jedno pudełko odłożyłam puste na jego miejsce. Wyszłyśmy jak gdyby nigdy nic, śmiejąc się z jakiegoś dowcipu, który w rzeczywistości nigdy nie padł.
– Przepraszam panie – powiedział ochroniarz kiedy minęłyśmy barierki, ale nie pikały. Czyżby coś zauważył? – Zostawiła pani klucze na pufie – wyjaśnił, a mnie przysłowiowy kamień spadł z serca.
– Dziękuje, a czy mógłby pan mi je podać. Wie pan, wracanie się przynosi pecha – rzekłam prosząco.
– Ależ pani przesądna. Ja tam mam w domu czarnego kota, setki razy przebiega mi drogę, ale pecha to ja nie mam – mówił jakby do siebie idąc po moje klucze. Wrócił się z nimi, podał mi je do ręki, uśmiechnął się sympatycznie, a potem chciał wcisnąć mi swój numer telefonu, ale Majka wybawiła mnie z opresji udając, że rozmawia przez telefon i wrzeszcząc:
– Twoja mama dzwoniła, że Krzysio tęskni za mamą.
– Przepraszam, ale muszę, do synka – wyjaśniłam i pośpiesznie udałyśmy się do ruchomych schodów. Piętro niżej była kawiarnia, ale dla wszelkiego bezpieczeństwa obie sobie ją darowałyśmy.
– Wypijemy kawę w domu. – Mówiła Maja kierując się na parking podziemny.
– Ale my jesteśmy głupie – stwierdziłam zapinając pasy, a Majka parsknęła śmiechem. Właściwie to mnie też było wesoło.
Na ulicy nie było korków, na szczęście. Dlatego szybko znalazłyśmy się na miejscu. Majka udała się do kuchni, by zrobić nam po kawie, a ja w tym czasie rozmawiałam przez telefon z moim braciszkiem z wyboru – Kamilem.
– Wpadaj do nas jeśli zakończyłeś już pracę – zachęcałam.
– Powinienem do chłopców – wyjaśniał. Nie zachęcałam go by uczynił inaczej, rozumiałam, przecież był samotnym rodzicem. On jednak sam postanowił uczynić nieprzyzwoicie. – Powiem teściowej, że musiałem dłużej zostać w pracy, zrozumie, musi.
– Kamil wpadnie! – krzyknęłam do Majki, jednocześnie rozłączając się z rozmówcą.
– To zajebiście. Wygodne są te buciki, wiesz?
– Domyślam się, kocham Lasockiego. Moje co prawda są z Jennifer, ale też całkiem, całkiem.
– Ale to takie botki, radziłabym rozchodzić.
– Ja radziłabym ci nie chodzić w tenisówkach zimą – rzuciłam kąśliwą uwagę.
– Dwie pary kozaków mam u szewca, Patryka nie poproszę o kupno butów, bo wiesz jak to mówią. Jak facet kupi kobiecie buty, to ta od niego ucieknie.
– A to nie tyczy się tylko ślubnych? – dopytywałam udając się do zlewu w celu napuszczenia wody do miski i dodania do niej płynu do mycia podłóg.
– Nie wiem, ale wiesz jak to jest? Ostrożnego Pan Bóg strzeże. Co ty tak właściwie robisz?
– Daj mi jakąś ścierkę, umyję u Aleksa podłogę, bo aż się lepi, aha i okna też by się przydało – wyjaśniałam zdejmując buty jednocześnie. Miskę w tym czasie położyłam na szafce na buty.
– Chcesz sprzątać?
– Tak, chcę.
– Nie poznaję cię – stwierdziła.
– Uznam to za pochwałę. Masz może piwo? Napiłabym się.
– Patryk ma, przyniosę ci. Tylko on pije Kasztelana, pasuje.
– Niepasteryzowane? – zapytałam. – A zresztą, jak się nie ma co się lubi, to się lubi to co jest. Kasztelana nigdy nie piłam, mogę więc spróbować.
– Pewnie, zawsze to nowe doświadczenie. Coś jak ta nasza kradzież.
– Dla mnie to nie takie całkiem nowe doświadczenie. Kiedyś zdarzało mi się od czasu do czasu coś ukradnąć – powiedziałam naumyślnie używając wyrazu, który w słowniku polskim nie widnieje.
– O czym wy rozmawiacie gówniary, co? – zapytał blondyn stojący w drzwiach. – Na dodatek nawet nie zamknęłyście drzwi, jeszcze coś ukradną – dodał.
– Przecież tutaj nie ma niczego aż tak cennego – wtrąciła Majka podając mi Kasztelana w butelce.
– Jak to nie? My przecież jesteśmy cenne – powiedziałam z uśmieszkiem na ustach, kierując swoją wypowiedź w stronę Kamila. Widziałam jak zbiera myśli by mi dogryźć. Zrobiłam więc spory łyk piwa w oczekiwaniu.
– Jeśli jakiś włamywacz, który nawet nie musiałby się włamywać, bo wy obie ułatwiłyście mu sprawę… tak czy inaczej jeśli jakiś włamywacz ukradłby, którąś z was to nie ma się co martwić – powiedział pewnie i przykucnął by rozwiązać sznurowadła swoich zimowych adidasów, które miały taki żółtopomarańczowy odcień.
– Dlaczego? Nie szukałbyś nas? Nie martwiłbyś się o nas? – zasypywałam go pytaniami i znów piłam w oczekiwaniu na odpowiedź.
– W tym przypadku należałoby się chyba bardziej martwić o tego porywacza. – Kamil zaśmiał się głupkowato, potem ukradł mi piwo z dłoni, ale nie wyrwał, delikatnie to uczynił. Wychlał mi pół i oddał. – Mogę też takie, bo dobre jest?
– Już ci przynoszę. – Majka wyjątkowo dzisiaj wszystkim usługiwała i albo miała dzień dobroci, albo podmienili ją kosmici. Innego wyjaśnienia nie było.

– Jeśli włamywacz by was obydwie porwał wystarczyłoby poczekać aż zaczniecie się kłócić, od razu by wtedy zwrócił pod adres, z którego was zabrał. Jeszcze sam by zapewne zapłacił byleby ktoś obydwie przyjął z powrotem. – Tą wypowiedź to już Kamil mógł sobie darować, ale nie… on musiał dokończyć coś co według niego było wyjątkowo zabawne.

2 komentarze:

  1. Ciekawa jestem co Aleks powie jak się dowie o tej kradzieży ...jeśli się dowie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Majka i Amanda razem to mieszanka wybuchowa. Jedna drugą nakręca i tak ciągnie ich do złego.

    OdpowiedzUsuń