Hubert (Iwan)
– Witam szanownego teścia – powiedziałem zaraz po otwarciu
drzwi do biura.
– Odklej sobie ten uśmiech z twarzy – rzucił słowa bez
znaczenia i nerwowo wstał podczas kiedy ja usiadłem.
– Sprywatyzowałem ten bank – mówiąc to słychać było
obojętność w moim głosie, bo tak naprawdę zarabianie pieniędzy dla tego buca i
mojej żonki mnie nie kręciło.
– Mam dla ciebie kolejne zlecenie.
– Potrzebuje chwi... – zacząłem, ale mi przerwał.
– Potrzebujesz dużo pracy.
– Nie sądzę. Rzekłbym, że wręcz odwrotnie. Potrzebuje
czasu dla rodziny, dla synów, i przecież również dla twojej córki, tato. –
Sięgnąłem po szklankę napełnioną jakimś trunkiem, chyba whisky. Mój teść
najczęściej pił whisky, a to w końcu był jego drin.
– Chcesz czasu dla siebie, synu, a nie dla rodziny – podsumował.
– Dla siebie również – przytaknąłem mu i zrobiłem spory
łyk, przemieliłem go w ustach i miałem racje, jednak whisky.
– Dla siebie i swoich kurew! – uniósł się lekko.
– Nie wiem o czym mówisz. – On się nerwowo przechadzał po
gabinecie, a ja postawiłem na spokój. Usiadłem i oparłem kostkę jednej nogi na
kolanie drugiej.
– Wiesz o czym mówię. Żądasz dowodu?
– Nie śmiem nimi pogardzić – powiedziałem bezczelnie i
rozsiadłem się jeszcze wygodniej.
– Proszę. – Mówiąc to odchylił swoją marynarkę i z wewnętrznej
kieszeni wyciągnął papierową kopertę. – Otwórz, pooglądaj sobie – zaproponował,
ale nie brzmiało to jak propozycja.
Nerwowo poruszyłem ustami jakbym żuł gumę, choć nie miałem
nic w ustach. Otworzyłem kopertę i wyjąłem z niej zawartość. Wszystko czyniłem
bez pośpiechu, sztukę opanowania i pokerowej twarzy wpajano mi od kołyski.
Miałem to już opracowane do perfekcji. Na pierwszym zdjęciu była blondynka w
czerwonym płaszczyku i z modnym telefonem, pisała smsa.
– Wysyłała do ciebie wiadomość? – padło pytanie.
– Skąd mam wiedzieć, na zdjęciu nie ma daty – powiedziałem
nieuprzejmie i spojrzałem w górę, ale nie zadarłem głowy, nie będę się aż tak
poniżał. Po prostu skierowałem oczy w górę i spojrzałem na tego mężczyznę,
który był jednocześnie moją rodziną.
– Zdjęcie dalej jesteś ty, z nią. Spacerujecie. – Zdjęcie,
które oglądałem przełożyłem pod spód i wejrzałem na kolejne. Ta sama blondyna,
idąca ze mną pod bok, patrząca mi w oczy, uśmiechnięta. – Powiesz mi, że tylko
rozmawialiście? – zapytał mój teść.
– Kazałeś mnie śledzić? – zapytałem retorycznie i
przewinąłem kolejne zdjęcie. Tu z kolei miałem na rękach małego chłopca i
stałem z nim na balkonie, w tle była ta sama kobieta. – Czego ode mnie chcesz?
Mam sprywatyzować kolejny bank? Będziesz mnie szantażował? Chcesz zranić własną
córkę? Jaki jest twój cel ty gnoju?
– Nie kazałem cię śledzić, tak brzmi odpowiedź na twoje
pierwsze z pytań. Wiedziałem, że zdradzasz Magdalenę, wiedziałem od zawsze…
– I milczałeś? – Nie potrafiłem tego pojąć.
– Sądziłem, że jesteście młodym małżeństwem, łudziłem się,
że zdążycie się jeszcze dotrzeć. Potem wmawiałem sobie, że jesteś młody, że
musisz się wyszumieć. Później szukałem powodów w twojej psychice, ale nigdy nie
powiedziałem jej ani słowa. Ty ją zdradzałeś i nawet się z tym nie kryłeś.
Nadal się nie kryjesz – zarzucił mi całą winę, jak to zazwyczaj.
– Po co więc te zdjęcia? – zapytałem naiwny, że uzyskam
odpowiedź.
– Aleksander Górski?
– Nie znam gościa. To jakiś fotograf? Dziennikarz?
Prywatny detektyw? – dopytywałem bezczelnie patrząc mu w oczy, bo się nade mną
nachylił i oparł dłoń o oparcie krzesła tuż za mną.
– Nie, to taki twój nowy przyjaciel.
– Nie wierzę w przyjaźń – rzuciłem ze szczerością.
– Ale on wierzy, a wiesz co tacy jak on robią kiedy ktoś
zdradzi przyjaciela?
– Strzelają po kolanach, czy od razu mam ubierać garnitur
do trumny? – zapytałem z cynicznym uśmiechem. – Nie pierwszy raz mi tata grozi,
pierwszy chyba był kiedy Magda okazała się… Jak to się mówi? Brzemienną.
– Nie błaznicz synku, bo ci znicz postawią, a bardzo chce
by moje wnuki miały ojca. Nawet jeśli jest nim taki skurwiel jak ty! –
krzyknął.
– Co ten cały Górski ma wspólnego z Amandą? – Postanowiłem
wreszcie zapytać.
– Nic, według ciebie nic. Nie mają ani wspólnego adresu,
ani wspólnych dzieci, nawet wspólnego samochodu. Łączy ich coś debilu, coś o
czym tacy jak ty tylko słyszą, ale w to nie wierzą.
– Przyjaźń, czy miłość? – zapytałem z pogardą.
– Ważniejsze jest to jakie uczucie ona powinna żywić do
ciebie… – zaczął.
– Chcę wiedzieć czy się puszcza?! – krzyknąłem i wstałem z
krzesła przypierając ojca Magdy do ściany. – To jak puszcza się z tym całym
Górskim, tatusiu? – zapytałem nad wyraz spokojnie, ale chwyciłem go za gardło.
– Nadałem ci nową historie, dałem życie o jakim większość
może tylko marzyć, a ty nawet nie potrafisz być wdzięczny – mówił kiedy tylko
pozwoliłem mu dotrzeć do powietrza.
– To jest zła odpowiedź – powiedziałem dając mu z dyńki w
nos. Zalał się krwią, ale nadal milczał. – No to spróbujemy zapytać jeszcze
raz. Sypia z nim czy nie, do cholery!? – krzyknąłem głośniej i złożyłem prawą
dłoń w pięść lewą wciąż trzymając na jego gardle. Wymierzyłem cios, ale w
ostatniej chwili nakierowałem go na ścianę. Tępy ból, krew i jego szyderczy
śmiech.
– A jednak znasz te uczucia, czujesz coś do tej małej –
stwierdził, a ja puściłem go i oddaliłem się o krok.
– Jakie to ma teraz znaczenie, jestem żonaty, wypełniam
wszystkie obowiązki męża…
– Prócz wierności – wypomniał mi.
– No może prócz wierności. – Zaśmiałem się no bo co innego
zostało mi w tej sytuacji.
– Masz wybór, synu. Zostajesz z moją córką, wiedziesz
spokojne i idealne życie. Tą dziewczynę zostawisz w spokoju. Nie może być dla
ciebie aż taka ważna. Kiedyś znajdziesz sobie inną kochankę, nawet dwie, dam ci
podwyżkę by było cię na nie stać. Jednak tę jedną musisz sobie darować – mówił
spokojnie siadając za biurkiem.
– Dlaczego ta mała jest aż taka ważna?
– Zapytaj zakochanego idioty.
– Kim jest ten zakochany idiota? – zapytałem.
– Przecież już mówiłem…
– Nie pytam o nazwisko, ale kim on jest? – powtórzyłem
pytanie.
– Prywatnie, czy zawodowo?
– Prywatnie.
– Pochodzi z biednej rodziny, wychowywała go babcia, potem
dom dziecka, jako siedemnastolatek trafił kilka razy na komendę, poproś kumpli,
niech ci go wrzucą na magiel.
– I nigdy więcej już nie miał do czynienia z policją? –
dopytywałem.
– Miał, przesłuchiwany i podejrzany w sprawie śmierci
prostytutki, nawet chyba nie jednej. Nie zwróciłem dokładnie uwagi. Wiem
jednak, że to świr, potrafi mu odbić. Nie chcę by zaszkodził mojej rodzinie,
mojej córce i moim wnukom, a ty posuwając tą nieletnią do tego doprowadzisz. –
Nie chciałem by coś stało się Szymonowi, albo Marcelowi więc postanowiłem
przyznać na jego propozycje.
– O małolatę się nie bój, rzucę ją za kilka chwil. Daj mi
się jeszcze zabawić kosztem tej szmaty! – syknąłem i po raz kolejny chwyciłem
za szklankę, bo czułem, w sumie to wiedziałem, że na trzeźwo tego nie
przetrawię.
– Wracaj już do rodziny, dostaniesz wolne do świąt i potem
aż do sylwestra, zadowolony? – zapytał, jak gdyby nigdy nic. To było najgorsze
u bogaczy, ta ich pozorność, a ja zaczynałem stawać się taki sam, albo jeszcze
gorszy.
– Tak, dziękuje szefie – odpowiedziałem z godnością,
wstając i kierując się do wyjścia.
– Jeszcze jedno, podpisaliście intercyzę z Magdą. Weź to pod uwagę, może
to pomoże tobie pożegnać się z tą, jak jej było?
– Amanda.
– Ukochaną – powiedział.
– Nie nazwałem jej tak. – Nie odwróciłem się, nawet nie
spojrzałem w jego kierunku przy wypowiadaniu tych słów. Dłoń miałem wciąż na
klamce, naciągnąłem ją powoli w dół.
– Amanda to znaczy ukochana, taka interpretacja jej
imienia. Ukochana, bądź godna miłości. Pogódź się tylko z tym, że nie twojej.
Ty już masz rodzinę i o nią masz dbać, jasne? – zapytał, ale ja tylko
uśmiechnąłem się pod nosem i postanowiłem opuścić już to jasne, sterylnie białe
i nowoczesne wnętrze.
Dotarłem do domu nowiutkim Ferrari, było mojej żony,
oczywiście. Po drodze zastanawiałem się jak wyjaśnię jej plamę na przednim
siedzeniu, ale cóż, przecież ja nie muszę się jej tłumaczyć. W końcu to ja
nosze spodnie, a czerwony lakier wcale nie symbolizuje mojej kochanki w jej
wozie. Zatrzymałem się na stacji benzynowej by zakupić gumy do żucia.
Zapłaciłem, wróciłem z zamiarem zajęcia miejsca w wygodnym skórzanym siedzeniu,
ale nie uczyniłem tego jednak. Dziewczyna tam była, taka młoda, tankowała
skuter, obcięła pierw mój samochód, a potem mnie.
– Miałem kiedyś podobny – stwierdziłem i przyjrzałem się
skuterowi na wzór harleya.
– Zanim pan kupił to cacko? – zapytała.
– Nie, po drodze było jeszcze kilka czterokołowych
pojazdów, ale i jednośladów. Ja miałem czarny, z elementami białego, ale moja
kochanka ma brąz z beżem, bodajże – odpowiedziałem i oparłem się o tego
skuterka.
– Kochanka? – dopytywała.
– Tak właśnie, tak powiedziałem – odrzekłem szczerze z
łobuzerskim uśmiechem.
– Ma pan obrączkę, ma pan więc żonę – powiedziała. Ja przy
tej jej wypowiedzi stwierdziłem, że dziewczyna jest jakaś mało kumata.
– Oj o żonie to mi akurat nie musisz przypominać. To jak?
Znajomość? – zapytałem.
– Że miedzy nami? – dopytywała.
– Trzymaj moją wizytówkę, możemy kiedyś się spotkać na
wódkę, lub coś – odpowiedziałem i nacisnąłem pilot znajdujący się w mojej
kieszeni, a drzwi samochodu Magdy uniosły się do góry. Wsiadłem i odjechałem z
nadzieją, że ta mała się odezwie choć już nawet nie pamiętałem ani koloru jej
oczy, ani włosów. Chyba była szczupła.
Wszedłem do domu, zdjąłem buty. Udałem się do łazienki,
przemyłem ręce i twarz zimną wodą. Skarpetki wrzuciłem do kosza na pranie,
również moja marynarka tam wylądowała i krawat. Na rękawie marynary miałem ślad
krwi, na krawacie podobnie, dlatego ukryłem to przed chłopakami i Madzią.
Udałem się w stronę lodówki. Z kuchni wybiegł mój mały
synek niosąc dwie szklanki soku. Biegł małymi kroczkami, uważając by nie wylać.
– Nie trząś się, nie trząś – mówił albo do picia, albo do
swoich rączek. Zmierzwiłem jego blond czuprynę pełną loków i rzekłem na
powitanie:
– Siema synu.
– Siema ojcze. Będziemy na górze, gramy w piratów –
odpowiedział i skręcił w stronę schodów, nawet na mnie nie spojrzał. Miał swój
świat i swoje kredki, był skoncentrowany na cieczy, albo na grze, a nie na
rozmówcy, którym w tym wypadku byłem ja.
Z lodówki wyjąłem kabanosa i słoik ketchupu. Tylko ja
jadałem tą czerwoną paćkę w tym domu. Dzieci i Magda preferowali zdrową
żywność, no może oprócz Marcela, ale o nim wiedziałem najmniej. Nie było mnie
podczas gdy rósł, zaczynał chodzić, mówić. Tata to było ostatnie co powiedział.
Stałem sobie spokojnie w kuchni przy blacie. Odkręciłem słoik, umoczyłem w nim
kabanosa i ugryzłem jednocześnie odszukałem tyłkiem hoker, który stał z tyłu i
się na niego wspiąłem. W kuchni pojawiła się moja żona. Przybyła po jedną ze
swoich herbat, których była cała półka obok lodówki. Dosłownie pełno pudeł
herbatek z całego świata. Ja uważałem to za nienormalne, inne kobiety miały
góra z pięć, w skrajnych przypadkach dziesięć, ale nie koło pięćdziesiątki.
Mnie nawet nie obchodziły ich nazwy, zresztą rzadko w domu pijałem, bo mało też
w nim bywałem, ale jeśli już tu byłem to piłem wyłącznie procenty, by się
znieczulić. Postanowiłem się nią nie przejmować. Otworzyłem swojego laptopa,
który leżał obok, sprawdziłem najpierw maile, na kilka odpisałem, potem
zacząłem przeglądać strony z samochodami. Rozpiąłem koszule, bo mnie przyduszał
jej guzik, ten zapięty pod szyją. Na wszelki wypadek rozpiąłem jednak jeszcze
drugi upewniając się czy nie mam na koszuli ani plamy krwi. Magda zaczęła
podchodzić do mnie, słyszałem jej kroki, wyczuwałem jej obecność za moimi
plecami. Zerknąłem na wewnętrzną stronę swojego rękawa, był od krwi, już
zbrązowiałej. Podwinąłem więc materiał koszuli aż do łokci.
– Co robisz? – zapytała i objęła mnie. Głupie uczucie,
nigdy nie lubiłem jak ktoś mnie zachodził od tyłu, a już tym bardziej jak moja
żona sobie na to pozwalała.
– Daj mi spokój – powiedziałem obojętnie. – Jestem
zmęczony, naprawdę zmęczony – dodałem zdejmując jej dłoń z mojej klatki
piersiowej. Usiadła więc obok mnie, na drugim równie wysokim krześle.
– Ale co takiego robisz? – dopytywała.
– Szukam nowego samochodu – odrzekłem całkiem szczerze, bo
uznałem, że jakaś rekompensata za zostawienie Amandy mi się należy, ale tego
przecież już żonie nie mogłem powiedzieć.
– A co jest nie tak z tym starym? – zapytała jakby z
niedowierzaniem.
– Nic. Mamy samochód rodzinny, bo tak wypada. Ty masz
swoje dwa kaprysy. Ja mam jeszcze dostawczy i małe Porsche. Teraz chciałbym
terenówkę, bo prawdziwy facet powinien takie cacko mieć, nie sądzisz? –
zapytałem i przy ostatnim zdaniu skierowałem swój wzrok w jej brązowe oczy.
Pokiwała jednak przecząco głową z niezrozumieniem dla moich pragnień, marzeń i
pocieszaczy.
– Uznaj to za kryzys wieku średniego – rzekłem sucho i
powróciłem do przeglądania stron.
– I jak dobrze rozumiem, ja mam zapłacić za ten twój
kryzys, tak?
– Może Land Rover? BMW? – zastanawia się na głos i
kompletnie nie zwracałem na nią uwagi, ale niestety powtórzyła pytanie z
większym naciskiem.
– Ja pracowałem na twoje kaprysy. Firma jest twoja w
połowie, a od roku nie przekroczyłaś jej progu. Poza tym jak kupowałaś ferrari
nie odezwałem się ani słowem – stwierdziłem wymownie i nawet na nią nie
spojrzałem podczas tego mojego wywodu.
– A teraz liczysz na to, że i ja się nie odezwę, a nawet
się nie przywitałeś...
– Witałem się z tobą rano, trzy dni temu, naprawdę to już
przesyt, jak na ten tydzień. – Mówiłem to z drwiną i jednocześnie przyglądałem
się mojemu nowemu cacku na tych wszystkich zdjęciach. Cudowna karoseria,
wnętrze z klasą, jasna tapicerka, fajne bajery. Wiedziałem, że ten samochód
musi być mój, bo jest stworzony tylko dla mnie. – A co do twojego ferrari
trochę się zniszczyło – postanowiłem ją poinformować w końcu, ale nadal nie
utrzymywałem z nią kontaktu wzrokowego, choć czułem jej spojrzenie na sobie.
– Jak to cię zniszczyło? Co konkretnie? Dlaczego? –
zarzucała mnie pytaniami, zamiast chwilkę poczekać i dać mi na każde z nich
odpowiedzieć. Czy ta kobieta uważała, że ja mam pamięć niczym sztuczna
inteligencja, co da radę spamiętać te jej wszystkie nic nie warte dla mnie
pytanka?
– Daj spokój, to tylko tapicerka – wyjaśniłem, ale
widocznie to nie wystarczyło, bo zapanowało grobowe milczenia i słychać było
tylko jak odbija te swoje paznokcie o blat. Doprawdy nienawidziłem tego
dźwięku. W ogóle nie lubiłem takiego gestu u kobiet.
– Pożyczyłem je sobie wczoraj, gdy spałaś – wyznałem.
– Jak to pożyczyłeś? Bez mojej zgody? I co zrobiłeś z
tapicerką? – Znowu nastąpił grad pytań z jej ust.
– W małżeństwie wszystko jest wspólne kochanie. Poza tym
ty i tak siedzisz w domu, nawet kosmetyczkę i fryzjera do domu zamawiasz.
– Nie ważne, że zamawiam. Sama za to płacę, więc to nie
twoja sprawa. Ja twoim dostawczakiem nie jeżdżę, chcesz moje ferrari, zapytaj.
Po coś język masz – powiedziała bezczelnym, tym swoim wyniosłym tonem.
– To ja w tym domu wychodzę do pracy – przypomniałem.
– Po coś mam męża. Firma jest moja. Co z tą tapicerką? –
dopytywała.
– Nic nie zrobiłem – zacząłem się tłumaczyć jak mały
chłopiec i sam siebie za to w myślach zganiłem. W końcu to, że żona jest ode
mnie starsza jeszcze nie znaczyło, że to ja jestem ten gorszy. – Czerwona plama
na siedzeniu. Nie dziewica, autko jest na to zbyt ciasne, ale czerwony lakier
do paznokci – dodałem po cwaniacku, bardzo poważnie, a na końcu się
uśmiechnąłem szeroko, wymuszenie i sztucznie tak, że aż się rzygać chciało.
– Bardzo zabawne, doprawdy boki zrywać – zadrwiła.
– Oddam do czyszczenia, nie przejmuj się.
– Nie przejmuje się głupią tapicerką, przejmuje się tobą,
nami. Ten lakier... Czyżbyś malował sobie paznokcie? – zapytała z pogardą do
mnie jako do człowieka, męża, i przede wszystkim z pogardą jako do mężczyzny.
– Tak, u stóp kochanie. – Zaśmiałem się jej w twarz przy
tym jawnym kłamstwie.
– Jakiś nowy fetysz? Następnym razem ci pomogę, nie
zniszczysz tapicerki – zadrwiła, starając się mimo wszystko wyjść z tej całej
sytuacji z twarzą.
– Dobrze, następnym razem poproszę o pomoc.
– A może zaprezentujesz mi swoje dzieło? – Omal nie
zakrztusiłem się z wrażenia. Takiego pytania nawet się nie spodziewałem.
– Jesteś niepoważna.
– Ja? Dlaczego? Mój mąż bierze sobie mój samochód, urządza
sobie w nim salon kosmetyczny, niszczy tapicerkę i nie chce pokazać efektów
swojej pracy... Kto tu jest niepoważny, kochanie? – zapytała takim tonem,
jakiego u niej nie znosiłem. W ogóle mało co w niej lubiłem.
– Według mnie nadal ty. – Uniosłem brwi w górę, odniosłem
ketchup do lodówki i na powrót usiałem na miejscu.
– A według mnie ty. Pokaż te paznokcie – zażądała.
– Przecież dobrze wiesz, że to o tych paznokciach, to był
taki unik, byś nie drążyła tematu.
– Słaby ten twój unik, musisz postarać się o coś lepszego.
– Jej słowa zabrzmiały jak wyzwanie.
– Nie muszę. Nie musze ci się spowiadać, nie masz sukmany
i koloratki.
– Sutanny – poprawiła mnie, a ja już poczułem jak krew w
moich żyłach pulsuje szybciej. Czekałem tylko aż się zagotuje. Przy wszystkich
potrafiłem być spokojny, tylko kobiety z którymi sypiałem wzbudzały we mnie
pomnożone emocje.
– Skończyłaś?
– Jestem twoją żoną a to cię do czegoś chyba zobowiązuje,
nie? Zachowuj się jak mąż a nie jak szczeniak.
– Nadal nie skończyłaś? Jestem zmęczony.
– Czym się tak zmęczyłeś bo chyba nie pracą. Rowów nie
kopiesz, pól nie orzesz. Gdzie ulotniła się zatem twoja energia? – dopytywała i
tworzyła te swoje miny. Olałem to, złożyłem paluszki jednej dłoni z drugą,
strzeliłem nimi, przeciągnąłem się.
– Popracujesz kiedyś w życiu choć dzień to zobaczysz jak
to jest – skomentowałem.
– Od pracy mam ciebie, kochanie, ale ty chyba nie możesz
narzekać? Z poprzedniej pensji ledwo starczało ci na opłaty. Trochę
wdzięczności i szacunku mógłbyś okazać, wiesz?
– Starczało mi na opłaty, miałem mniejsze mieszkanie, brak
dzieciaków na głowię i nie miałem marudzącej żony. A potem pomimo posiadania
ciebie i chłopców dawaliśmy radę, tylko ty sobie ubzdurałaś, że twój ojciec
mnie polubi jak zacznę u niego pracować. Pech, że mnie polubił i tą jebaną
firmę zapisał na ciebie, a ty nawet nie potrafisz jej prowadzić i cała została
na mojej głowie.
– Jak ci się nie podoba to nie pracuj, zatrudnię kogoś
innego. Tyle jest ludzi potrzebujących pracy. A jeśli chodzi o marudzącą żonę –
zajmij się nią czasem to przestanie marudzić. – Taka moja dobra rada. I nie
klnij w moim domu!
– Naszym domu – poprawiłem ją, ale zaraz potem nie miałem
czasu się nią przejmować. – I to mi się podoba, samochód moich marzeń – dodałem
jakby do siebie.
– Zapomnij.
– Przynieś mi komórkę, w kurtce mam. Muszę zatelefonować,
podali numer. Jest po tiuningu, jak nówka.
– Nie jestem twoją służącą! A samochodu nie będzie, nie po
tym jak się ze mną obchodzisz...
– Nie denerwuj mnie, zawsze mogę być gorszy – stwierdziłem
i sam udałem się po ten cholerny telefon, bo takiej okazji nie można było
przegapić. Kiedy wróciłem laptop był już zamknięty, a moje miejsce zajęte.
Usiadłem więc obok i przysunąłem laptopa do siebie. Nie będę przecież
przedszkola urządzał i ją spychał. Wykręciłem numer, a ona znów zamknęła tego
cholernego laptopa. Albo nie, zmieniłem zdanie, on nie był cholerny, to ona
była pojebana.
– Zapomnij – powiedziała pewna swego. – W małżeństwie
wszystko jest wspólne jak trafnie zauważyłeś. Decyzje też i ja nie zgadzam się
na zakup nowego samochodu.
– Ja nie zgadzałem się na kolejne dziecko, a jakoś jest! –
krzyknąłem i wyłączyłem rozmowę, bo ten ktoś od samochodu i tak nie odbierał.
– Trzeba było trzymać ptaszka w klatce. Uprawianie seksu
jest swego rodzaju zgodą na ponoszenie konsekwencji z niego płynących. Nie
wiedziałeś o tym?
– Słyszałem też co nieco o zabezpieczeniach i to z twoich
ust, ale dobra, skoro seks z tobą grozi niechcianą wpadką to zaprzestane to
czynić z tobą. Ten sport ma wiele mistrzyń – rzuciłem z cynicznym uśmiechem i
wstałem. Oparłem się o ścianę, ręce wsadziłem do kieszeni, ale nie ze stresem,
tak luzacko, swobodnie. Czekałem spokojnie na kolejną złotą radę płynącą z ust
tej wrednej, okropnej kobiety.
– Wręcz przeciwnie, zajmiesz się mną jak należy i wtedy
dostaniesz samochód. Taki mały układ. – Nie wierzyłem w jej słowa. Zawsze
miałem ją za damę, pewną siebie kobietę, a ona? Poniżyła się w tej chwili
najbardziej jak tylko mogła.
– Nie jestem męską prostytutką. Samochód kupie czy tego
chcesz czy nie chcesz. a teraz zniknij mi z oczu, bo jak na ciebie patrzę to...
– Zmierzyłem ją wzrokiem. – Szkoda gadać – dodałem.
– Czyżby? Zawsze możesz się rozwieść. – Wstała i podeszła
do okna. – Tylko nie zapominaj o intercyzie i o tym, z czym po tym rozwodzie
zostaniesz.
– Ja się nie rozwodzę, jeśli ty chcesz takiej hańby na
swoim nazwisku to podeślij mi papiery, podpisze. – To mówiąc puściłem do niej
oczko, bo akurat odwróciła łeb w moim kierunku. – Nie masz mi do zaoferowania
nic. Firmę twojego ojca podniosłem na tyle, ze jesteśmy czwarci w rankingach
światowych. Osiągnąłbym to samo zaczynając od zera. Może nie w rok, ale za
dziesięć-piętnaście lat. Dom, i tak w nim nie bywam często, ciągle pracuje. Dzieci,
do nich i tak mam prawa. Seks, sorry za
śmiech ale to kpina. Ty masz więcej do stracenia niż ja. – Wyliczając to
wszystko podchodziłem do niej maleńkimi kroczkami. Teraz jej twarz znajdowała
się tylko na krok od mojej i ona ten krok wykonała. Strzeliła mnie tak w pysk,
że aż wpadłem torsem w blat kuchenny.
– Zamknij się już. – Usłyszałem w chwili gdy próbowałem
się podnieść i dojść do siebie. Byłem wojownikiem, więc cios kobiety nie
powinien mnie aż tak zamroczyć, ale jednak, łapę to ciężką kurwa miała. Wstałem
po chwili, podszedłem do niej energicznym krokiem, chwyciłem za jej nadgarstki
swoją jedną. Podniosłem drugą dłoń do góry, ale ta nie spadła. Uśmiechnąłem się
widząc strach w jej pół przymkniętych oczkach.
– Puść mnie! – krzyknęła. Nagle przestała się bać, bo się
powstrzymałem, a to błąd. Mogłem jej wykurwić, raz, a porządnie, za wszystkie
czasy.
– Wiesz co Madzia? Mogliśmy mieć cudowne życie i udane
małżeństwo, ale ty to spieprzyłaś. – Oskarżyłem ją i puściłem jej dłonie. Na
powrót schowałem ręce do kieszeni.
– A co zrobiłeś ty? Sobie nie masz nic do zarzucenia?! –
krzyknęła i próbowała mnie wyminąć, ale skutecznie zastąpiłem jej drogę, a
potem taranem poszedłem do przodu.
– Co mam sobie zarzucić? Mężczyzna zawsze szuka poza domem,
jeśli czegoś nie ma w domu. – Znów z niej kpiłem i szczerze to było chyba
lepszą zemstą niż ten policzek jaki miałem wcześniej ochotę jej wymierzyć.
Jednak ona miała inne pomysły. Zdzieliła mnie, nie trafiła w twarz bo była
rozhisteryzowana, ale w ramię dostałem i troszkę w szyjkę.
– Chcesz odejść, odejdź. Ja znajdę sobie młodszą, zgrabniejszą,
uśmiechniętą, z pasją, marzeniami, a nie perfekt lalkę z porcelany, z
pieniążkami tatusia. – Dalej z niej kpiłem.
– Licz się ze słowami – wywarczała przez zęby.
– Suka, to zawsze ujada – rzuciłem i zacząłem się
bezczelnie śmiać.
– Nienawidzę cię, wiesz?! – krzyczała. – Nienawidzę! –
Zaczęła uderzać w moją klatkę piersiową, a to mi się średnio spodobało.
Uznałem, że wystarczy mi siniak na twarzy, nie chciałbym mieć jeszcze obitego
torsu. Mimo wszystko jednak odpuściłem, niech się wyżyje, w tym miejscu i tak
nie boli.
– Ja też cię nie kocham, więc nie obchodzi mnie twoja
nienawiść – stwierdziłem. – Wiedziałaś że cię nie kocham już przed ołtarzem.
– Ślubowałeś coś, więc się teraz z tego wywiązuj! Ja cię
do niczego nie zmusiłam.
– Nie wierze w Boga, nie znaczy dla mnie nic ślubowanie
przed duchami – odpowiedziałem i byłem już zadowolony z tego, że przestała mnie
okładać tymi piąstkami.
– Ślubowałeś mi, przed Bogiem, a nie odwrotnie. Mi
ślubowałeś! Miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuścisz
mnie aż do śmierci.
– Ja cię nie opuszczam – odrzekłem z uśmiechem.
– A co z resztą przysięgi?
– Zarzuć mi coś, a ja ci odpowiem, szczerze.
– Gdzie znikasz na długie wieczory, gdy nie ma cię w
firmie? Skąd ten lakier na tapicerce? Dlaczego przestałeś o mnie dbać?
– Znikanie, pracuje czasem poza firmą. Lakier, moja uczennica
malowała paznokcie i jej się wylało. Nie dbam nawet o siebie i dzieci, brak czasu.
Jakbym miał dbać jeszcze o ciebie, to... nie spałbym ani godziny w czasie doby.
– Co twoja uczennica robiła w moim samochodzie? Przytulenie,
czy całus nie zajmują wiele czasu, mógłbyś się czasem wysilić. – Magdalena
rozpaczliwie wołała o moje zainteresowanie, wręcz o nie skomlała, a mnie to ani
nie dowartościowywało, ani nie bawiło. Może gdyby Angelice tak zależało i była
na miejscu Magdy… Nie, wtedy straciłbym do niej szacunek, a Amandy to nawet nie
podejrzewałem o skomlenie. To nie byłoby po prostu w jej stylu. Odeszłaby z
godnością.
– Wiedziałaś że jestem z tych twardych co nie okazują
uczuć. Wiedziałaś przed ślubem. Jak to co robiła? Malowała paznokcie.
– W samochodzie?!
– Jechałem z nią do sklepu sportowego, pomagała mi wybrać
deskę dla Szymka – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, bo to Angela pomagała mi
wybierać deskę i w tym czasie zabrudziła się tapicerka. Lakier jednak należał
do Amand, a Angelika go sobie tylko znalazła w schowku i użyła, ale nie malowała
nim paznokci, a bok telefonu komórkowego.
– Skończ już udawać. Przed ślubem nie traktowałeś mnie jak
zła koniecznego. Na uśmiech, czy chociażby na miłe słowo zawsze mogłam liczyć.
Teraz nic dla ciebie nie znaczę! Stałeś się zimnym chamem.
– Nie, nigdy nie byłem chamem. Draniem, tak, ale chamem
nigdy.
– Jesteś i draniem i chamem! – wykrzyknęła, a ja znów
straciłem czujność. Poczułem jak na mój polik spada jej ręka, znów mnie
zamroczyło, ale tym razem zaparłem się nogą, a nie spocząłem na blacie. Tym razem
jednak się przeliczyła. Podniosłem prawą dłoń do swojej twarzy, leciała mi krew
z nosa. Poturbowała mnie własna żona. Jak ta suka mogła? Sieknąłem na odlew z
taką siłą, że aż się spotkała z podłogą.
– Nie wygłupiaj się i podnieść, o szacunku do męża nigdy
nie zapominaj – zwróciłem się do niej zimnym, pewnym tonem. Patrzyłem jak
trzyma się za policzek, jak płaczę, jak kuli pod ścianą i nawet nie było mi jej
szkoda. Nie posłuchała mnie, nie wstała. Podkuliła kolana pod brodę, objęła
piszczele rękoma i wyła.
– Wstań. Dzieci mogą wejść w każdej chwili – powiedziałem
już delikatniej. – Bo ci pomogę za moment, a mam naprawdę nie najlepszy humor.
– Niech zobaczą ojca kata – powiedziała mało wyraźnie.
Olałem jej słowa, udałem się do łazienki po chusteczki. Przykucnąłem przy niej
i starałem się delikatnie rozpętać jej ręce. Udało mi się to, bo skapitulowała,
nie walczyła ze mną. Wyjąłem jedną chusteczkę, wytarłem jej oczka. Przy
najmniej się starałem, ale ta suka odwróciła ode mnie twarz.
– Zostaw mnie.
– Daj spokój – odpowiedziałem udając się do lodówki, wyjąłem
z zamrażalki lód w worku i powróciłem do mojej żony. – Przyłóż, chyba nie
chcesz mieć sińca, co?
– Ciebie nie obchodzi, czego ja chcę. – Wzięła jednak lód
i przyłożyła na obolałe miejsce.
– Wstań, usiądź – poleciłem i pomogłem jej chwytem za
ramie. Podsunąłem nawet krzesło. Usiadła, ale nadal wyła. Teraz przez chwilę
żałowałem. Teraz to wszystko wydawało się mi niepotrzebne.
– Może nie uwierzysz, ale pierwszy raz uderzyłem kobietę w
twarz – powiedziałem do niej, ale jakby do siebie.
– Kobietę, którą powinieneś kochać i szanować. Nienawidzę
cię za to – powiedziała z rezygnacją w głosie.
– Trudno. Czasu nie cofnę, nie ważne czy tego chcę czy nie
– rzuciłem z taką ignorancją, bo skoro moja dobra wola i miłe słowa nie
znajdowały dla niej racji bytu, to już lepiej było być bezczelnym.
– Jesteś podły, nie takiego mężczyznę brałam sobie za męża.
– Ja nie taką żonę – powiedziałem i odkręciłem małą butelkę
pepsji, zrobiłem kilka łyków i odłożyłem niezakręconą.
– Zmieniłeś mnie.
– Oj, nie sądzę. – Postanowiłem jednak tą butelkę
zakręcić, by gaz nie uciekał.
– Nie ważne, co ty sądzisz. – Wyszła do łazienki, chyba po
to by przejrzeć się w lusterku. Nie trwało to jednak za długo, bo wróciła. –
Jak wytłumaczysz mojej matce siniaka na pół twarzy?
– Szczerością.
– Powiesz jej, ze mnie uderzyłeś? – Po tonie jej głosu
dało się słyszeć, że niedowierza.
– Oddałem histerycznej żonie, co się rzuciła na mnie z
łapami.
– Ja dopiero mogę być histeryczna! – wrzasnęła i podeszła
do mnie. – Ona ci tego nie daruje, zresztą ja też nie.
– Jeden policzek przez jedenaście lat małżeństwa to nie
dużo. Mogłaś trafić na gorszego męża – stwierdziłem i znów odkręciłem pepsji by
się napić. Znów zapomniałem go zakręcić.
– O jeden za dużo. Zrobię obdukcję.
– Byłem policjantem. Jak chcesz możesz natychmiast to
zgłosić. Zadzwonię do kumpla, przyjmie cię bez kolejek. – Uśmiałem się sam ze
swojego żartu i zakręciłem to pepsji, by gaz nie uciekał.
– Drań! - krzyknęła i wzięła zamach, jednak w ostatniej
chwili wycofała rękę. Nawet nie musiałem interweniować, wystarczał mój wzrok.
– No masz szczęście, bo tym razem bym ci nie darował.
– I co byś mi zrobił, co? Myślisz, że tobie wszystko
wolno? Że masz jakieś specjalne przywileje z tytułu bycia moim mężem? A może
mam ci składać pokłon bo jesteś mężczyzną? – Sama się nakręcała.
– Rób jak uważasz, ale nie podnoś na mnie ręki.
– Nie będziesz mi mówił, co mam robić, a czego nie! – Spuściłem
wzrok po tych jej słowach na podłogę, nie spodziewałem się, że powinienem być
czujny. Nie myślałem, że jest aż tak wściekła, dopóki znów tego dnia nie
poczułem ręki mojej zony na mojej twarzy. Tym razem zrobiłem obrót, zatrzymałem
się na ścianie, bo nerwowo cofałem się, by nie upaść. Powróciłem do niej
szybkim krokiem. Usiłowałem ją przycisnąć do ściany, ale podłożyła mi nogę. Nie
wiem czy zrobiła to niechcący, czy naumyślnie. Skutkiem tego jednak
polecieliśmy na podłogę. Zderzenie z zimnymi płytkami we wzór szachownicy
bolało niemiłosiernie. Nie mogłem jednak odpocząć. Szybko przewróciłem ją na
plecy, a sam w rozkroku klęknąłem tak by być nad nią. Zamachnąłem się, ale nie
uderzyłem. Uczono mnie, że nie kopie się leżącego, o policzku co prawda nie mówiono,
ale uznajmy to za moją nadinterpretacje.
– Do czego ty zmierzasz? Chcesz bym cię sprał? – zapytałem
i przymrużyłem oczy chcąc wyczytać cokolwiek z jej twarzy.
– Chcę żebyś mnie zaczął traktować tak, jak na to
zasługuję. Jak swoją żonę, a nie jak zbędny mebel w domu, żebyś mnie szanował,
żebyś się o mnie troszczył! – krzyczała, ale przez łzy, to tak niezrozumiale.
Nienawidziłem jak kobiety płacząc jednocześnie mówiły, zamiast się najpierw
wyciszyć.
– Chcesz bym o ciebie zadbał? – zapytałem, bo czekałem
tylko na jej potwierdzenie, by ruszyć.
– Tego właśnie chcę.
– Teraz, natychmiast? – Postanowiłem się jeszcze upewnić,
bo z kobietami to nigdy nie wiadomo. U nich czasami „nie” znaczy „tak”. Głoszą
niektórzy, że to kobiety są mądrzejsze, ale jakim cudem, skoro „nie” od „tak”
nie potrafią odróżnić?
– Tak.
– Dobra jak wolisz – rzuciłem od niechcenia i jednym
szarpnięciem rozerwałem guziki jej koszuli. Wsłuchiwałem się w dźwięk jak
rozsypały się po kuchni. Wsunąłem rękę pod jej spódnicę, oszukałem majtki i
zacząłem je ściągać w dół. Patrzyłem jej w oczy, zaciskała zęby jakby w bólu,
ale przecież jeszcze jej nic nie bolało. Nie mówiła jednak nic, była jakby
zrezygnowana. Włożyłem jeden z palców brutalnie do jej wnętrza. Postanowiłem
zrobić to bez uczuć, mechanicznie, na chama.
– Co ty robisz, Hubert?
– Zajmuje się tobą.
– Zostaw mnie, nie chcę tak.
– Trudno, ja chce. – Miałem w dupie co ona chce, moja
przyjemność była ważniejsza, poza tym jeśli miałem jej nie wlać, to musiałem
się wyładować w inny sposób. W sumie, ani lanie, ani seks w tej chwili by jej
się nie spodobał. Postawiłem na drugie, bo to chociaż spodoba się mnie. Magda
próbowała wstać, odejść ode mnie jak najdalej, ale mnie to tylko bawiło. Była
za słaba, nie dawała rady. W pięć minut było po wszystkim, bo starałem się to
zrobić jak najszybciej. Nie zwracałem uwagi na żadne „Hubert, puść mnie!”, ani
na inne takie.
– Awanturowałaś się o to, masz co chciałaś – stwierdziłem
wstając i podciągając swoje majtki i dżinsy. Zapiąłem już nawet pasek, a ona dopiero
odpowiedziała.
– Nienawidzę cię.
– Pójdę do chłopców, ogarnij się. Aha i jeszcze jedno. Nie
zajdź w ciąże, bardzo proszę. Nie lubię marnotrawić pieniędzy, a tym razem byś
musiała zrobić skrobankę. – Po tych moich słowach wstała i udała się do łazienki.
Chyba w celu wzięcia prysznica, to takie kobiece zmyć brud gwałciciela, ze
swojego ciała, ale żony przecież nie można zgwałcić, no bo niby jak? Jako mąż
miałem, przecież do niej pełne prawa, nie miałem obowiązku pytać o pozwolenie.
Chwile posiedziałem z chłopcami, zagrałem nawet w jakąś
durną grę. Zabijałem w niej prostytutki, nawet fajne były, takie seksi.
Uznałem, że oni chyba nie powinni w to grać, ale kupił im tą gierkę dziadek,
więc nie miałem nic do gadania. Ja byłem tylko ich reproduktorem, on był wręcz
Bogiem w ich oczach.
Okropny jest ten Hubert czasami.Jak nie chcę z nią być to niech po prostu się rozwiedzie i układa życie od początku.
OdpowiedzUsuńOn gardzi żoną, teściem , tylko, że to oni trzymają kasę, a Hubert to lubi tak nieco luksusowo żyć. Wygodnie mu z tym, ma pieniądze, prace, samochód, no a że niestety do tego pakietu dołączona jest niekochana i pogardzana żona to trudno, da się z tym żyć.
OdpowiedzUsuń