Część 43 - Aleks dobry? Aleks zły?
Tomasz (Tychon)
Początek grudnia 2011 roku.
Opuściłem
miejsce pracy. Spełniłem szczyt swoich ambicji, praca w agencji towarzyskiej,
porządni, gangsterscy znajomi, nawet nie najgorsza płaca, no i możliwość
gratisowego zarobku. Był jednak pewien problem. Ja pragnąłem takiej pracy by
zaimponować znajomym, w szczególności dziewczynom, a szefostwo nawet nie kazało
mi się chwalić tą posadą. Znaczy mogłem mówić, że pracuje w agencji jako
ochroniarz, ale nie z kim i dla kogo… taka trochę lipa. Myślałem, że nie może
mi się przytrafić już nic gorszego kiedy na zakupach z siostrą zobaczyłem
Amandę z moim pracodawcą. Dominika oczywiście jak skończona idiotka podleciała
do nich się przywitać. Te wszystkie buziaki w policzek, uprzejmości i… to było akurat
dziwne. Patrzyła Aleksowi w oczy i mówiła:
– Już wolny?
O prace oczywiście pytam.
– Tak, wolny
– odpowiedział jej i przełożył torby do lewej ręki, by podać mi dłoń na
przywitanie.
– Tomek
jestem – wypaliłem nagle.
– Aleks,
miło mi poznać – uśmiechnął się zupełnie tak jakby mnie nie znał. Uznałem, że
aktor z niego pierwsza klasa. Ja tym czasem przywitałem się z Amandą, a
Dominika ciągnęła dalej temat z Aleksem.
– A może tak
wszyscy wybierzemy się na kawę co? Z pewnością mamy jakiś wspólny temat. Może
pieniądze, wszyscy je lubimy nie? Albo rozwody. Ja uważam np. że moi rodzice
powinni się rozwieść, Amandy też nie są razem, a twoi Aleks?
– Pochodzę z
domu dziecka, przecież wiesz – odpowiedział, a Amanda obserwowała tych dwojga
jakoś tak dziwnie.
– Ale masz
koło trzydziestki, nie było żadnej żony po drodze.
– Jestem wolny
– odpowiedział z unikiem, a z reszty opresji wybawiłem jego właśnie ja.
– Domi,
chodźmy do jubilera, dam ci przedwczesny prezent świąteczny. Taki o jakim
marzyłaś.
– Z
kolczykami? – zapytała.
– Tak
młodsza siostrzyczko, z kolczykami i nawet z zawieszką jeśli pójdziemy teraz –
wyrzuciłem z siebie przez zęby.
–
Oczywiście, zatem chodźmy. Przepraszam was, ale on tak bardzo nie lubi zakupów,
on chce wszystko szybko – oznajmiła.
– Nic nie
szkodzi – powiedział Aleks.
– Na razie
wam – rzekła Amanda.
Dzień później
byłem w pracy i już w połowie zmiany usłyszałem Olka i grzmot, takie głośne
uderzenie jego otwartą dłonią o blat mojego biurka.
– Co z
ciebie za facet, że nad własną siostrzyczką nie panujesz? – wycedził przez zęby
pytanie.
– To był
przypadek, więcej się nie powtórzy.
– Oby. Gdzie
jest Vanessa? – zapytał, a ja starałem sobie przypomnieć, która to z dziwek.
Okazało się, że to jedna z tych nowych, małoletnich, którym dzień wcześniej
produkowali dowody.
– Nie mam
pojęcia – odpowiedziałem szczerze, bo nie w moim obowiązku było uganianie się
za prostytutkami.
– Poczekam
tutaj, sprowadź mi ją, byle szybko – polecił.
– Już się
robi szefie – odpowiedziałem, a po chwili wypatrzyłem dziewczynę na balkonie,
który należał do holu na górze. – Szef Aleks cię wzywa – powiedziałem do
dziewczyny, która nie wyglądała na więcej niż szesnaście lat, a jakby starła
makijaż, to można by ją uznać jeszcze za dziecko.
Vanessa
stanęła przed Aleksem, sięgała mu pod klatkę, a szerokością on był od niej
jakieś o półtorej niej większy. Kobieta milczała, spuściła wzrok. Lewą dłonią
delikatnie uniósł jej podbródek, uśmiechnął się jakoś tak krzywo i prawą dłonią
wymierzył jej policzek. Dziewczyna aż się zachwiała, wpadła w moje biurko i
uklęknęła na podłodze trzymając się za obolałe pół twarzy.
– Wracaj do
pracy – powiedział do niej. – A my w tym czasie się z Tomkiem napijemy,
słyszałem, ze ostatnio coś cię gnębi – dodał w moim kierunku.
Aleks kiedy mijały mu te fazy gniewu, złości,
statecznej i trzymanej w ryzach agresji był naprawdę spoko. Potrafił być
prawdziwym przyjacielem. Opowiedziałem mu o tym jak to jest z kobietami, a on
dał kilka szczerych rad i już tego samego dnia postanowił mi pomóc zdobyć
szacunek w oczach takiej jednej, jaką sobie tylko wybiorę. Warunkiem było, że w
grę nie wchodzi Amanda.
Miałem za sobą nieprzespaną nockę, pilnowanie tej małej,
pijanej, pięknej Sabiny, żony Fabiana i nie podrywanie jej graniczyło z cudem, ale póki trzymałem
się na odległość dawałem radę.
– Tomasz! – krzyczała Dominika, bo ta to chyba w ogóle nie
potrafiła mówić.
– Nigdzie nie idę i nie mam pieniędzy – odpowiedziałem już
zapobiegawczo, bo moja siorka to pytała się mnie tylko o jedno, no czasami
bywały wyjątki.
– Usmażyłam placki ziemniaczane, chcę byś ciepłe zjadł,
uwielbiasz na słodko, a ostatnio w ogóle nie masz czasu jadać. – Czyli jednak
dziś był wyjątek.
– To w takim razie już idę – odparłem i wstałem z tej
kanapy, poczłapałem w kierunku kuchni, po drodze minąłem salon i pijanego ojca
śpiącego w foteli.
– Nie patrz na niego, nie psuj sobie wzroku – dała mi radę
młodsza siostrzyczka.
– Jakie masz plany, na dziś? – zapytałem.
– A nie wiem, może do Amandy zajrzę. Obleję jej nową
pracę. – Odparła nakładając po placku ziemniaczanym prosto z patelni, na dwa
talerze.
– Czyżby koniec z Aleksem?
– Nie, chyba nie, ponoć on jej tą pracę wynalazł. Prędzej
zakończy z Hubertem.
– Oby, bo inaczej jeden mógłby się o drugim dowiedzieć.
Olek by jej tego nie darował – powiedziałem i przemierzyłem kuchnie po widelec
i nóż. W mojej rodzinie wszyscy jedli albo samym widelcem, albo rękoma jeśli
tylko się dało, a ja tego jakoś nie rozumiałem, nie ceniłem, nie uważałem za
stosowne.
– Tomasz, jaki on jest?
– Kto? Plenz? Zaraz spróbuje i wtedy wyrażę opinię na
temat twojej popisowej prostoty kulinarnej – odpowiedziałem z uśmiechem. –
Przepraszam za ten oksymoron, ale nie potrafiłem sobie darować.
– Oksymoron? W twoim słowniku taki wyraz? – zdziwiła się.
– No tak, ostatnio sporo spędzam z Karoliną, głupio przy
niej chodzić ze słownikiem, a pytać tak ciągle też nie zbyt fajnie. Nauczyłem
się postaw. Wiem co to synonim, antonim, homonim, metafora, oksymoron, hiperbola, apostrofa, epitet, a
nawet, uwaga tu cię zaskoczę eufemizm – powiedziałem dumnie.
– Tego ostatniego nie znam.
– Bo języka polskiego nienawidzisz. Eufemizm ma na celu
złagodzenie wyrazu o negatywnym znaczeniu. Zamiast mówić blondynka, mówi się
kobieta z rozjaśnionymi włosami, bo blondynka od razu kojarzy się z pustotą –
wyjaśniłem lekko z niej kpiąc, rzuciła we mnie ścierką, ale podchwyciła żart.
– A zamiast mówić chudzielec, mówi się dbający o linie,
czy wygłodzony? – zapytała pijąc w moją stronę.
– Żartobliwie chudy jak patyk, albo po prostu szczupły.
Najlepszym przykładem jest jednak grubas, mówi się człowiek puszysty.
– Nasz rodziciel jest więc nie chlającym grubasem, a tylko
pijącym człowiekiem puszystym – powiedziała z uśmiechem i taką drwiną, że aż
mnie to zaczęło bawić.
– A nasza matka nie jest głupią szmatą, która widzi tylko
siebie, a człowiekiem ze zdrowym egoizmem, oraz wykorzystującym szanse swojego
życia, a to, że z inteligencją u niej na bakier… trudno.
– Nie oceniajmy po pozorach, skoro i ty się czegoś
nauczyłeś, to może i mamusi wejdzie w główkę.
– Prędzej jej jakiś Niemiec w oko wpadnie, niżeli coś do
głowy – odrzekłem, a Dominika wstała przewrócić placki, a ja odebrałem telefon
bo właśnie dzwonił.
– Dobra, wstawię się, nie martw się, zdążę, już wychodzę –
mówiłem do słuchawki i jednocześnie zakładałem granatową kurtkę zimową na
siebie. Uśmiechnąłem się do Dominiki przepraszająco, bo naprawdę wolałem
siedzieć z nią przy skromnym obiedzie, niżeli być pieskiem na aleksowe posyłki,
jednak płaca była dobra, praca z czasem może będzie ciekawsza, a Aleks potrafił
być też kumplem nie tylko szefem.
– Zrobisz jakieś zakupy, albo zostawisz pieniądze. Jego
zwolnili z pracy, rachunki, co my… – zaczęła Dominika.
– Poradzimy sobie – powiedziałem do niej wyłączając
telefon i całując ją w czoło. – W moim portfelu są cztery stówy, matka opłaciła
czynsz, kup więc coś do lodówki, oraz opłać internet i nasze telefony. Domowego
nie płać, to na tego pojeba, zwanego ojcem, niech sam się martwi – dokończyłem
z wymuszonym uśmiechem otuchy na ustach i poleciałem do „mojej” mazdy.
Z Aleksem, jak to z Aleksem, bywało różnie. Tym razem miał
po prostu doła, a musiał jechać po alkohol do klubu. Pojechałem więc za niego,
ale kiedy wróciłem to co zastałem na miejscu lekko mnie zdziwiło. Stał taki
załamany, w okno patrzył. Nie widziałem jego twarzy, ale miał ruchy ramion
jakby płakał, albo spazmatycznie nabierał powietrza.
– Alkohol już na regałach, oraz na zapleczu – powiedziałem
cicho i odłożyłem klucze od magazynu na starą ławę, jedyny mebel w tym
pomieszczeniu, nie licząc starej szafy, oraz fotela.
– Okay – powiedział, chyba przetarł pierw oczy, a potem
się odwrócił, ale nadal mu się szkliły. – Napijesz się ze mną? – zapytał tak
przyjemnie.
– Prowadzę dzisiaj.
– Racja, ale ani drineczka? Może chociaż sam sok? –
dopytywał.
– Jak chcesz się wygadać to wal, jak facet, po męsku...
– To faceci się wygadują? – zapytał i odszedł od tego
parapetu, podszedł do ławy, wziął z niej tarczynka i wypił jednym duszkiem.
– Nie wiem, ja jak mnie coś gnębi to mam siostrę,
właściwie mam tylko ją.
– A przyjaciele? – dopytywał.
– Im się nigdy nie ufa, podobnie jak kobietom, raz są
innym razem odchodzą. Co czy są czy odejdą według mnie zależy od twojej
sytuacji materialnej, albo jakieś innej, ale od sytuacji – powiedziałem swoją
teorie.
– A rodzina nie odchodzi? – zapytał.
– Nie wiem, jest w nas zawsze, w naszej krwi, spojrzeniu,
wspomnieniu, w sercu, nawet gdy odejdzie, a co?
– A jeśli nie mamy z kimś wspomnień, nienawidzimy kogoś,
nie znamy, pragniemy zemsty, ale ten ktoś jest naszą biologiczną rodziną, to co
wtedy?
– Aleks to nie tak. Ty nie chcesz zemsty, nie
nienawidzisz, gdyby tak było i gdybyś chciał się mścić to zrobiłbyś to bez
mrugnięcia okiem – odpowiedziałem i chwyciłem po tarczynki, dwie buteleczki,
podałem mu jedną. – To co, za rodzinę? – zapytałem, a on odkręcił zakrętkę od swojego,
pomarańczowego, ja od porzeczkowego.
– Za przyszłą rodzinę, za tę jaką stworzymy – powiedział,
a szklane butelki zadźwięczały przy spotkaniu z sobą. – Pojedziesz po naboje do
broni? – zapytał po zrobieniu łyka.
– Legalne, czy nie?
– Legalne.
– Mogę z kimś, nudno tak ciągle samemu.
– Możesz ją nawet przyprowadzić, strzelnica jest pusta,
dziewczyny lecą na facetów z bronią, choć nie wszystkie. Z resztą, zrobisz jak
uważasz – powiedział i usiadł w tym starym fotelu.
– Przyprowadzę ją. Czemu nie zmieniłeś wystroju w tym
pomieszczeniu, czemu jest takie? – zapytałem obracając na palcu klucze od „mojego”
samochodu.
– Przypomina mi przeszłość – wyznał.
– Jaką przeszłość?
– Wygląda dokładnie jak moje pierwsze mieszkanie, ale
mniejsza o to, może kiedyś jak wypije to się pozwierzam, teraz nie mamy na to
ani czasu, ani oboje odpowiedniego stanu upojenia, bo soczki to niewiele. Leć
już – odpowiedział.
Wsiadając do auta myślałem o Olku, był wyjątkowy. Taki
twardziel, ale niekiedy ze łzami w oczach, których nie umiał lub nie chciał
ukrywać. Kiedy go poznałem wydawał mi się draniem, bez skrupułów, bez sumienia,
z pieniędzmi, bez problemów. Teraz widziałem w nim jeden wielki kłopot,
dręczyła go samotność. Może mógł mieć
stado dziewczyn, leciały na niego nawet małolaty, ale on pragnął tej, której
zdobycie wymagało zachodu. Amandę mógł mieć w łóżku, ale nie należała do niego,
a on kochał jak ludzie do niego należeli, inaczej nie byli z nim, a tylko z nim
bywali. Przyjaciele z tego co się dowiedziałem od jednej z najstarszych dziwek
też gdzieś wybyli. Jeden za granice jakieś cztery lata temu, albo i dalej, drugi
w więzieniu, a trzeci… o tym ponoć słuch zaginął lata temu i nie wiadomo czym
się teraz zajmuje. Wielki boss Aleks pozostał sam, z rozpoczęta budową, kobietą
do łóżka, kumplami, którzy mieli go w dupie, lub nie mogli być przy nim, bez
rodziny… W tym momencie poczułem się wyjątkowy, mocniejszy, bardziej
wartościowy nawet od niego, pomimo mniejszego portfela, gorszej budowy,
brzydszej twarzy… ja miałem Dominikę, taki azyl jak przychodziły zmartwienia,
kogoś z kim mogłem wypić w pokoju, pośmiać się, nawet popłakać… Ja miałem
siostrę, a on był sierotą.
– Hej, brzydulo! – krzyknąłem do Karoliny i zwolniłem ,
otworzyłem szybę i krzyknąłem jeszcze raz: – Hej, brzydulo!
– Tomek, nie wygłupiaj się, nie jestem w nastroju –
powiedziała zrezygnowana.
– Wsiadaj, opowiadaj, albo przemilcz i wycziluj –
zaproponowałem.
– To nie jest takie łatwe – odrzekła. – Niech ci będzie,
przystań – poleciła. Spełniłem jej prośbę, wgramoliła się do środka i milczała.
– Możesz coś włączyć jeśli chcesz, ale ja uwielbiam
prowadzić w ciszy – wypaliłem. Oczywiście zrobiła tak jak nie uwielbiałem.
Najpierw poszperała w schowku, potem wsunęła płytę do odtwarzacza, rozgłośniła
i dopiero play, by tak aż w uszach człowiekowi skoncentrowanemu na drodze
zadudniło. Nie przeszkadzałoby mi to zbytnio, gdyby nie fakt, że to ja byłem
tym człowiekiem skoncentrowanym na prowadzeniu.
Zerknąłem na nią raz, drugi, coś mi nie pasowało.
Zatrzymałem więc wóz, właściwie to byłem zmuszony bo staliśmy na światłach.
– Karolina? – zawołałem, właściwie to zapytałem w celu by
na mnie spojrzała. Nie uczyniła tego. Zapytała tylko:
– Słucham?
Pojechałem więc dalej, przystanąłem na poboczu i chwyciłem
jej brodę w dwa palce.
– Za jasny puder jak na taki siniec i za mało kryjący
fluid – stwierdziłem, bo fiolet aż zaczął prześwitywać.
– To nie tak jak myślisz…
– Nie pytam o nic, spokojnie, nic też nie myślę. Doradzam
tylko, a teraz zakupie tylko naboje i możemy jechać się gdzieś odstresować, co
ty na to? – zapytałem.
– A gdzie? – dopytywała uradowana.
– Do mojego znajomego, na strzelnicę. Możesz też zawsze mi
powiedzieć kto był takim osłem i kto chce oberwać, mowa o siniaku –
powiedziałem.
– Jaką strzelnicę, umiesz strzelać? – dopytywała.
– Wyznam ci skrycie, że czynie to od niedawna, ale coraz
lepiej mi wychodzi.
– A ten twój znajomy jakiś fajny? – dopytywała.
– Raczej samotny, ale fajny, taki w sam raz jak na kumpla
– odpowiedziałem szczerze i zatrzymałem się przy sklepie z bronią i akcesoriami
do niej.
– Dobrze wiesz, że nie o to pytałam, ale skoro samotny
taki bardzo to leć szybciej kup, ja poczekam i jedźmy już do niego by już nie
był taki samotny – powiedziała taka podekscytowana, co mnie średnio zadowalało.
Początkowo nawet plułem sobie w brodę za ten pomysł. Jak mogłem sam pchać ją w
łapy takiego przystojniaka jak Aleks, przecież chciałem by zaczęła zwracać
uwagę na mnie. Powinienem stawiać jej przed oczyma samych cweli, chuderlaków i
przydali, a nie takich… takich… takich Aleksów po prostu. Jaki ze mnie idiota,
sam sobie utrudniałem zadanie.
Dojechaliśmy do lasu, później wąską dróżką, byłem zmuszony
uważać by nie zarwać zawieszenia.
– Chcesz mnie wykorzystać? – zapytała.
– Coś ty? W lesie? To zbyt oklepane. Jesteśmy na miejscu.
– Ale hawira, co za idiota mieszka w lesie? – Jej oczom
ukazała się wielka willa, z czerwonej cegły, nieodrestaurowana.
– Nikt, tu kiedyś było studio nagrań, ale właściciel
poszedł siedzieć. Nagrywano tu pornosy, jakieś takie, nielegalne chyba. Nie mam
pojęcia kto jest właścicielem, ale mój szef tutaj bywa, tu też jest ta cała
strzelnica – udzieliłem Karolinie wyczerpującej odpowiedzi i czekałem,
czekałem, czekałem, aż w końcu sam sobie musiałem tą bramę wjazdową otworzyć.
– Witam, naboje masz? – zapytał Aleks i oparł się o ścianę
składając ręce na piersi.
– Aleś ty duży! – wykrzyknęła z entuzjazmem Karolina, ale
po chwili się pohamowała. – Przepraszam, taki nie, że gruby, tylko zbudowany.
– Domyślam się o co tobie chodziło. Aleksander Górki –
przedstawił się Olek, a Karolina wyciągnęła dłoń w jego kierunku.
– Karolina, miło cię poznać Aleksandrze.
– Wolę Aleksie, natomiast Olku nienawidzę. Wy na
strzelnicę tak?
– Tak – odpowiedziałem i już miałem poprowadzić Karolinę w
dół do piwnicy, gdyby nie głos Aleksa.
– Może drinka?
– Chętnie – odpowiedziałem.
– A co ja twoja służba? – Olek się wygłupiał bo miał
uśmiech na twarzy. – Kobiety pytałem, nie wchodź nigdy tak w słowo to nie
ładnie, a wiadomo, że dziewczyny mają pierwszeństwo.
– Pierwszeństwo ma też starszy, więc może jednak ja
powinnam się poczuć jak u siebie i zaproponować tobie? – Tym pytaniem Karolina
mnie wybroniła, a Olek zbity z pantałyku oparł się ramieniem o ścianę,
popatrzył na nią z takim udawanym politowaniem i już miał palec w wskazujący
blisko swoich zębów, ale w ostatniej chwili zrezygnował z obgryzania paznokci.
– Fajna jesteś, charakterna, pyskata, a jaka śmiała.
Jednak jak słusznie zauważyłaś jestem duży, a jeździć takiemu dużemu po wieku
to chyba nie przystoi choćby z powodu własnego bezpieczeństwa – wytłumaczył
Aleks. – To co za drinka chcecie? Bo my tutaj raczej mamy bardziej męskie trunki,
jedyny damski to gin, może z tonikiem? – zapytał i czekał na odpowiedź. – No
chyba, że wolisz po męsku, cola i wóda?
– To chyba wolę po męsku.
– W drinie, czy oddzielnie?
– W drinku – odpowiedziałem za Karolinę. – W małych
proporcjach.
– Wiesz co młoda ci powiem? – rzucił zaczepnie do Karoliny
Olek. Podszedł i gdy już był przy niej na tyle, ze jej ramie sięgało do jej
łokcia kontynuował. – Następnym razem zostaw przyzwoitkę w domu to się dopiero
zabawimy. – Puścił do niej oczko i uśmiechnął się zdradzając, że to był jeden
wielki żart, a nie jakiś podryw. Jednak Karoliny wzrok wciąż za nim biegał, a
mnie to wkurwiało niemiłosiernie.
Zostawiliśmy Aleksa samego, zeszliśmy do piwnicy. Tam były
dwa wygodne, skurzane, czarne fotele i niewielki stoliczek, taki metalowy,
jakby ogrodowy, ale ze szklanym blatem. Były też dwie pufy pod ścianą.
– Ale fajnie, elektroniczne? – zapytała Karolina wskazując
na tarcze i cztery tory strzeleckie.
– Tak, by nie trzeba było chodzić by zdjąć i włożyć.
– Haha, przepraszam, skojarzenie – stwierdził głos zza
moich pleców, który niemiłosiernie czymś hałasował. Jak się okazało przywiózł
to wszystko wózeczkiem jak jakiś kelnerzyna.
– Lokaj! – wykrzyknęła Karolina.
– Tak, ale tylko dziś, zazwyczaj to Vanessa robi – wyjaśnił
Aleks, a ja w tym czasie nabijałem pistolet nabojami.
– Twoja dziewczyna, ta Vanessa?
– Nie, dziewczyna z klanu, nazwijmy to tak. Sama sobie
ustal proporcje. – To mówiąc położył dwusetkę wódki przed Karoliną. – Ostatnia
cytrynóweczka się ostała. Młoda umiesz strzelać? – zapytał rozlewając wódkę do
koniakówek, bo kieliszków widocznie nie posiadał.
– Nauczę ją – stwierdziłem.
– Tylko sobie palca nie odstrzel przy tej nauce. Tego
wiesz… malućkiego – u nogi oczywiście.
– Bardzo śmieszne Aleks, doprawdy bardzo.
– Karolinie się podobało, prawda? – zapytał i spojrzał na
nią, była uśmiechnięta, ale onieśmielił ją, spuściła wzrok. – No to
strzelajcie, ja popatrzę, popije, popatrzę i popije.
Kiedy ja pokazywałem Karolinie jak się ładuje i
przeładowuje obok Aleksa pojawiła się Vania, skrót od Vanessy. Usiadła mu na
kolanach okrakiem i zaczęła całować. Ona była zaangażowana, wodziła dłońmi po
jego włosach, torsie, karku, ramionach, ale on zdawał się być bierny pomimo, że
trzymał swoje wielkie łapy na jej tyłku i odwzajemniał pocałunek.
– Spadaj – powiedział w końcu od niechcenia i pchnął
dziewczyną tak, że zeszła mu z kolan, omal się przy tym nie wywalając. – Musisz
jeszcze poćwiczyć – dodał i wskazał na drzwi palcem. Dziewczyna wyszła.
– Trzymasz to tak, lekki rozkrok – instruowałem Karolinkę
i udawałem, że przedchwilowa scena nie
miała miejsca i że nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia.
– Młoda, dajesz radę?
– Daje – odpowiedziałem.
– Tomek, ja umiem sama za siebie odpowiadać! – rzuciła
wielce zbulwersowana.
– Nigdy nie odpowiadaj za kobietę, nie wchodź jej w zdanie
i nie poprawiaj w towarzystwie to takie trzy zasady dobrego wychowania –
skomentował Aleks. – Niech założy okulary ochronne.
– Ja nie noszę.
– Tomek, on się chyba lepiej zna. – Znów Karolina poparła
tego mięśniaka.
– Chcesz się uczyć na męskiej broni? – zapytał Olek, kiedy
Karolina już stała tak jak powinna, z pistoletem w ręku.
– Nie wiem.
– Weź moją – oznajmił Aleks i wyjął z kabury, którą miał
umiejscowioną na łydce niewielki pistolecik.
– A ta pańska to inna jest, taka damska, że bardziej do
mnie pasuje? – zapytała Karolina.
– To
S&W M 60 Chief Special. Rewolwer, leciutki, wręcz kobiecy łatwiej ci
będzie przeładować, bo wystarczy nacisnąć i zakręci się korbka, a nie naciągać
między nogami i się szarpać.
– No to wolę tę. Dziękuje. – Wyciągnęła dłoń w kierunku
rewolweru.
– Drobiazg.
– Karolina możemy zaczynać? – ponaglałem moją towarzyszkę.
– Czemu takiej nie masz? – zapytała się mnie Karolina
pokazując mi to małe paskudstwo mojego szefa.
– Bo to Aleks jest zwolennikiem rewolwerworików.
– Rewolwerików chyba miało być – poprawił mnie mój szef. –
Ja tobie wyjaśnię czemu mam taki malutki. Bo ja zawsze muszę mieć broń przy
sobie, czuje się bezpieczniej, a że teraz dziewczynę mam, to można powiedzieć ,
że na randki chodzę uzbrojony jak Jams Bond. Wiesz nigdy nie wiadomo na jaką
kobietę się trafi, a tego rewolweru nawet nie widać w marynarze.
– Całkiem fajny jest, lekki i z wyglądu ładny, czemu
takiego sobie nie kupisz też? – znów dopytywała mnie.
– Bo ja wolę męską broń.
– Zażartował bym niesmacznie, że niektórzy sobie muszą
męskości długością lufy dodawać – znów wtrącił się mój szef.
– To strzelamy czy nie? – niemal krzyknąłem na Karolinę bo
już miałem dość jej śmiechów i pogawędek z Olusiem.
Znów instruowałem Karolinę, jak ma trzymać nogi, jak ręce,
gdzie patrzeć.
– Daj spokój to nie karabin maszynowy, nie musi się tak
zapierać, nie odrzuci jej aż tak – znów wtrącił si Aleks w chwili, gdy ja
starałem się być profesjonalny.
– Idź może do tej małolaty na górę co? – rzuciłem
niesympatycznie.
– Wolę się na was pogapić.
– Niech zostanie, on wie lepiej – znów Karolina jego
broniła.
– A skąd ty to wiesz, że on wie lepiej?
– Bo jest starszy i mi tak intuicja mówi, a mylę się?
– Już wiem, na seryjnego wyglądam – zażartował Aleks i
przechylił koniakówkę do dna, po czym popił tarczynkiem prosto z butelki.
– Nic się lepiej nie zna, na co dzień to on w ręce co
najwyżej długopis trzyma i recepty wypisuje.
– Do seryjnego to jeszcze ... panu brakuje trochę. A ty
mnie ucz, a nie się odgryzaj.
– To ja mam pomysł, pierwszy strzał oddasz ze mną bo jak
tę jego naukę widzę, to… krew mnie zalewa. – Aleks mnie zmienił, stanął za
Karoliną, trzymał w swoich dłoniach jej łokcie. – Nie uginaj – polecił. – Nóżki
trochę szerzej, minimalnie – szeptał jej do ucha i butem rozstąpił jej nogi na
taką odległość jaka jemu pasowała. Niemal miał swoje kolano przy jej… – Nie
uginaj łokci, koncentruj się na głowie, nie na sercu. – Tym razem mówił o
tarczy. – Nie uginaj powiedziałem! – niemal na nią warknął co mnie się
kompletnie nie spodobało, ale widocznie poskutkowało bo już tego nie powtarzał.
Czekaliśmy w milczeniu, Karolina przeładowała i zapanowała
głucha cisza.
– Na oklaski czekasz? – zapytałem niesympatycznie i
wypiłem.
– Skupiam się – oznajmiła, no i oddała strzał, huk był,
pudło było, a ja aż miałem wyśmiać tą naukę Aleksa.
– Zaprzyj się mocniej nogami, może jednak trochę szerzej –
znów udzielał jej rad ten olbrzym i niemal ją macał. Kolano już miał w jej
kroku, trzymał jej łokcie, niema obejmował. Swoją twarz miał tak blisko, że
ocierali się polikami.
– Karolina strzelaj wreszcie i niech on już się od ciebie
odklei! – krzyknąłem.
– A tobie co?
Zazdrosny jesteś? – dopytywała i przeciągała to jak najdłużej się tylko dało. W
końcu strzeliła i znów pudło.
– Nie martw się, on cię zdenerwował, spróbuj jeszcze raz.
Tylko spokojniutko, poczeka to nic mu się nie stanie – szeptał do ucha
Karoliny, a ja piłem już z braku innych opcji, bo tylko to pozwalało mi trzymać
gębę na kłódkę. Miałem nadzieje, że jak zamilknę to szybciej pójdzie. – No
młoda kopniaka na szczęście ci nie dam, bo nie wypada, no ale… – I tu jego duża
dłoń skleiła się z pośladkami Karoliny. Aleks od niej odszedł na kilka kroków w
tył. Strzał padł, tarcze rozerwało na pół, nawet blisko środka.
– Mówiłem w głowę nie w serce – skomentował Aleks i
odszedł od Karoliny, z sapnięciem zmęczenia opadł na fotel i znów pił tego
tarczynka, co wcześniej nim popijał.
– Bez ciebie jej lepiej poszło niż z tobą za plecami –
rzuciłem uroczy komentarz z uśmiechem w stronę szefa.
– Bo ją moja obecność dekoncentrowała, za stary dla niej
jestem po prostu. Chodź młoda, napijesz się, zjemy coś. Co zamówić?
– Chińskie na słodko – odpowiedziałem z Karoliną chórem, a
Aleks wpadł w osłupienia, szybko jednak wybrał numer i złożył zamówienie.
– I poza tym mnie nie skrępujesz, bo ja się nie krępuje,
ale mi pierwsze razy nie wychodzą – powróciła do poprzedniego tematu Karolina.
– Każde pierwsze razy…
– Ci nie wychodzą? – dopełniłem poprzednią wypowiedź Olka.
– Jak do tej pory każdy więc współczuj mojemu pierwszemu
facetowi – odpowiedziała, ale nie patrzyła przy tym w moje oczy, a Olkowi.
– Jak się postara, tak będzie miał – rzucił Aleks z kpiną
i łyknął czystej, bez popity. Karolina także sięgnęła po drinka, ale dłoń
mojego szefa ją powstrzymała. – A osiemnastkę to my mamy?
– Sam proponowałeś, więc teraz nie zabraniaj.
– Słuszna uwaga. Pytam z ciekawości, pij sobie na zdrowie,
młodsze zapewne ze mną pijały.
– Tak, Vania ma jakieś trzynaście lat – wtrąciłem się między
ich dyskusje.
– A ty co kalendarium prowadzisz, czy kronikę urodzeń,
albo jakiś spis ludności?
– Nie, ale widziałem jej legitymacje – odpowiedziałem i
nalałem sobie, oraz jemu.
– Pierw się leje komuś, potem sobie. Ja widziałem Vanessy
dowód, ma dokładnie osiemnaście i pół roku, to pozwalało mi ją zatrudnić jako
barmankę co będzie umilała czas gościom klubu i paradowała z gołymi cyckami –
rzucił odpowiedź Aleks i jakby się lekko zmieszał, wydawało się, że wcześniej
zapomniał o obecności Karolinie i powiedział po prostu za dużo. – Te
legitymacje po prostu kłamią – dodał.
– Albo te dowody – stwierdziłem.
– Ale znowu małolatce przerwaliśmy, to ile wiosenek, co?
– Mało – odpowiedziała Karolina. – Taki dowód to byłaby
fajna sprawa.
– Tomek ci załatwi jak chcesz.
– Wolałbym nie – oznajmiłem.
– Ale ja chcę! – zaoponowała Karola.
– Ale po co ci?
– Czasem się przydaje by gdzieś wejść, coś kupić. Jak nie
chcesz to Damian z Angelą mi zrobią, może trochę nieudolnie, ale zawsze.
– Damian i kto? – dopytywał Aleks.
– Angelika, moja koleżanka, a co?
– A nic, lubię znać konkurencje.
– To żadna konkurencja, legitkę by podrobili, dowodu chyba
nie potrafią.
– I tak zdolniacy – pochwalił Aleks. – No to ich zdrowie
kimkolwiek są – zaproponował i zderzył się swoją szklanką z naszymi.
– To załatwisz? – powróciła do tematu Karolina.
– Nie uważam, żeby ci to było niezbędne.
– Sam słyszałeś, że jej potrzebne – stanął po stronie
Karoliny Aleks.
– Amandzie jakoś nie załatwisz, dlaczego? – zapytałem i
wbiłem w niego niemal nienawistne spojrzenie.
– No nie, bo jej osiemnastka niedługo stuknie, nie opłaca
się. Młoda nie martw się, jak on nie chcę, to sam ci wyrobię.
– Dziękuje – powiedziała Karolina i musnęła wargami
policzek mojego szefa, a mnie aż skręcało z zazdrości.
– Jednak ja wyrobię, ty nie potrafisz aż tak, ty w końcu
lekarzyna.
– To ja zostawię was samych, broń zostawiam jakbyście
jeszcze chcieli postrzelać – powiedział wreszcie ten duży i sobie poszedł.
– Fajnego masz tego szefa – oznajmiła Karolina. – Taki
duży.
– Co w nim takiego fajnego, prócz tych mięśni od których
aż oczu nie mogłaś odkleić?
– Nie chodzi o budowę, sam w sobie fajny, taki flirciarz,
męski taki – odpowiedziała i dokończyła swojego drinka, to zrobiłem jej
drugiego, z mniejszą proporcją niż poprzedni.
– Nie znasz go.
– Już nic nie mówię, to chyba jakiś twój czuły punkt, czy
jak.
– Nie czuły punkt, ale to drań. Traktuj go jako zbędnego
znajomego, a nie jak guru bo to wykorzysta.
– Nie przesadzasz czasem? – zapytała z kpiną i irytacją w
głosie.
– A co, męża byś takiego chciała?
– Męża to ja żadnego, nigdy bym nie chciała.
– Czemu?
– Bo to głupie, potem chcesz zostawić to rozwód i te
sprawy.
– A twoja siostra i jej mąż, jakoś się obyli bez rozwodu.
– A znajdziesz takiego drugiego Karola?
– Wyczuwam nutkę zazdrości… Co w nim takiego wyjątkowego?
– zapytałem, bo liczyłem na szczerą odpowiedź, wtedy bym wiedział w czym mam
się podszkolić.
– Sam w sobie jakiś taki jest, nie wiem trudno określić.
Nutkę zazdrości to wyczułam ja dziś – odrzekła z takim zacieszem wyższości na
ustach. Musiałem przyznać, że jak na kobietę to ciekawie prowadziła dyskus, nie
nudziła mnie ani trochę.
– To nie zazdrość, a troska, bo to Aleks – powiedziałem z
chęcią sprowadzenia jej na ziemie.
– I co, że Aleks?
– Mówiłem, męża byś takiego nie chciała. Tak, wiem zaraz
powiesz, że żadnego nie chcesz, ale skąd pewność, że byś się rozwiodła?
– Bo faceci się nie nadają na dłuższą metę.
– Skąd ta pewność, przecież ty nigdy z nikim?
– Bo nie lubię monotonii.
– A jak się znajdzie taki, z którym monotonii nie zaznasz?
– To się może namyśle, ale ja się długo namyślam,
uprzedzam. Możemy powrócić do strzelania, tylko jakby co to miej ubezpieczenie
i powiedz, że to wypadek.
– Jakbyś go postrzeliła to ja mam fundamenty. Dobije
drania, w worek i zaleje betonem, a co do poprzedniego tematu, to lepiej się
dobrze namyśl, tacy niemonotonni są niebezpieczny – powiedział Aleks stojąc za plecami
Karoliny. – Usiądź sobie na fotelu, wygodniej jest, ustąpię kobiecie. Jedzenie
dla nas przyjechało, ale oczywiście szef musiał otworzyć. Co to w ogóle za
polityka jest by szef usługiwał pracownikowi i jego gościowi? Kpina, ale niech
wam dzisiaj będzie – dodał i położył między koniakówkami reklamówkę ze
styropianowymi pojemnikami w środku.
– Raczej po namyśle też będę przy swoim, każdy się kiedyś
znudzi – oznajmił Karolina otwierając swoje pudełko jako ostatnia i biorąc je
na kolana, by jej było wygodniej jeść.
– Wiesz co młoda, też tak kiedyś myślałem – zaczął Aleks.
– I opowiesz mi
teraz o wielkiej miłości, tak? – zapytała Karolinka.
– Coś ty, o aż tak wielkiej to raczej nie.
– Spotkał kobietę, przy której nie można się nudzić –
wtrąciłem delikatnie, bo autentycznie o Amandzie chyba każdy tak sądził.
– Wiesz, ma klasę, styl, gust, figurę. Potrafi stawiać
szpagaty w łóżku. Potrafi być damą na salonach i dziwką w sypialni –
zareklamował Aleks swoją piękność, niczym przedstawiciel w sieci komórkowej
najnowszy model smartfona.
– To masz szczęście, trafiłeś na jedną na milion. Coś jak
moja siostra z tym swoim Karolem. Znaczy jak u nich w sypialni jest to nie
wiem, ale wydaje się w porządku on, taki fajny.
– To siostra ma szczęście. Powracając jednak do mojej
piękności, bo jest piękna. Na dodatek jest inteligentna, ale jej teatralne
zagrywki wkurwiają, wiesz coś o tym?
– Zupełnie nic, a nic.
– To dobrze, lepiej nie aktorz, bo jak facet spostrzegawczy
to to wyczuje – uprzedził Olek Karolinę.
– Chociaż jak się tak głębiej nad tym zastanowić to każda
kobieta potrafi grać, ale to z przypadku. Ewentualnie przez przypadki losowe,
które są nam robione na złość, ale cóż znajdą się inni – rzekła pewnie Karola.
– Wolisz nie spostrzegawczego durnia niż spostrzegawczego
mężczyznę? – zapytałem z niedowierzaniem.
– Mężczyźni to z reguły durnie, więc szukanie takie
prawdziwego, to jak szukanie igły w stogu siana.
– A jaki według ciebie jest ten prawdziwy? – zapytałem, a
Aleks w tym czasie rozpiął swoją koszule niemal do samego końca. Karolina
zdawała się pożerać go wzrokiem.
– Coś w deseń mojego szwagra chociaż on ma kilka wad, ale
ogólnie to jest chyba najlepszym z facetów których znam.
– To co takiego ma w sobie? – zainteresował się nawet
Aleks.
– Klasę, styl, taki fajnie męski, dobrze zbudowany,
przystojny, opiekuńczy, czuły też potrafi być i romantyczny, ale stanowczy tak
czasami też.
– O to jak mój opis – powiedział ochoczo z radością Olek.
– Z pominięciem kilku szczegółów to może i tak – zadrwiła
Karolinka, a mnie to szczerze ucieszyło. Chociaż raz to jemu się oberwało i nie
czuł się panem wszystkiego.
– A czego mi brak?
– Raczej czego jeszcze nie pokazałeś, bo ja to u ciebie
czułości czy romantyczności nie widzę, więc to pominę. Zbudowany ok, przystojny
też jesteś, ale z całkowitą oceną to ja jeszcze poczekam, niewierny Aleksie.
– Niewierny? – Jego mina była bezcenna, taka zaskoczona,
wręcz oburzona, powykrzywiana.
– Masz dziewczynę co nie?
– Można to tak nazwać.
– To masz czy nie? Bo sorry, ale nie można mieć w połowie
chyba, że tylko do łóżka to ok rozumiem.
– Tym razem Karolina postawiła stanowczo pytanie.
– Mam.
– I to raczej nie była koleżanka, która tutaj, na oczach
nas wszystkich starała się ciebie pobudzić?
– No nie.
– No właśnie więc pozostajesz niewierny, a teraz
strzelajmy.
– Ej, ej, to nie tak, to tylko taka praca – zaczął Olek,
kiedy Karolina już chwyciła za broń i stanęła naprzeciw tarczy, oczywiście na
innym torze niż poprzednio, bo przecież to moje zadanie było wymieniać tarcze,
a nie jej.
– Przecież się nie czepiam, też chce taką pracę, ale w
drugą stronę.
– Nie chciałabyś tu pracować – oznajmiłem pewny swego.
– Ja chyba lepiej wiem co chce, a co nie, ale raczej panów
do takiej pracy nie przyjmujecie bym mogła ich testować więc nie ma tematu.
Karolina się przymierzała, lekko chwiała przez wypity alkohol. Wystrzelała
wszystkie naboje. Teraz usilnie majstrowała przy pistolecie i starała się
domyślić jak otworzyć to żelastwo by wsunąć nowe naboje.
– To ja pomogę! – krzyknęliśmy z Aleksem niemal, że
jednocześnie. Oboje też stanęliśmy na równe nogi, a ona uśmiechnęła się do nas
tak perfidnie, z wyższością, niczym zimna, podła suka, która od początku nas
tylko bajerowała. Jednak moim zdaniem to był przypadek, to przecież Karolina,
ta dobra, miła i uczynna, nie mogła być na co dzień taka, jaką wydała mi się
przez te kilkanaście sekund.
– To lepiej ty Tomek, bo ja niewierny jeszcze wykorzystam
nietrzeźwą – zażartował Aleks i ustąpił mi miejsca.
– Pamiętaj, że mi pierwsze razy nie wychodzą – wtrąciła
się Karolina z takim dziewczęcym zacieszem na twarzyczce.
– Zanietrzeźwiona lekko i nie dam się wykorzystać, więc
mnie obojętne, który mi pomoże.
– Tomek pomoże, a ja lecę na niezaplanowaną i
niezapowiedzianą randkę.
– Bez usbrojenia? – zapytała Karolina, która miała już tak
zwany imiesłów.
– Dziś zaryzykuje, może mnie nie pożre jak czarna wdowa,
albo jak modliszka. Do zobaczenia Tomku i małolatko – rzucił Aleks na odchodne,
puścił Karolinie oczko i zaczął zapinać guziki swojej koszuli jednocześnie
wychodząc z pomieszczenia i zostawiając nas samych sobie.
Rozwaliło mnie jak Aleks Amandę zareklamował.No ale wierny to też nie jest.
OdpowiedzUsuń