Część 39 - Luksusowa wyścigówka
Aleksander (Samuel)
Stałem pod
drzwiami mieszkania Amandy. Otwierała jakoś wyjątkowo długo, ale była ósma
rano, więc może miała dziś na późniejszą godzinę niż zazwyczaj. Wiedziałem, że
tego dnia ma na ósmą pięćdziesiąt pięć. Była w domu, było ją słychać. Nagle
drzwi się otworzyły, a przede mną stała jakby starsza Amanda, taka zmęczona
życiem.
–
Przepraszam cię, zakładam właśnie buty i wychodzę – oznajmiła i patrzyłem jak
wciąga na swoje bose stopki szpilki.
– Jest
trochę zimno – uprzedziłem wchodząc do środka.
– Wiem –
odparła i oparła się o ścianę. Spojrzałem na jej nogi. Były zgrabne, gładkie,
lekko oliwkowe.
– Na pewno
chcesz tak wyjść? – zapytałem niepewnie.
– A co ze
mną nie tak? – Wyglądała jakby dopiero co się przebudziła i zaczęła dzień
trzema setkami i papierosem.
– Masz
wyjątkową fryzurę, taką odważną.
–
Prostownica się zepsuła – złożyła pośpieszne wyjaśnienie.
– Kurtka
całkiem, całkiem. Czerwona tunika pod spodem też super, ale nieco przykrótka –
powiedziałem pewnie i położyłem płyty DVD za nią na komodzie. Przyniosłem je
jej, bo często u niej oglądaliśmy filmy i już pomału zaczynało nam brakować
wyboru.
– Przecież
mam na sobie spodnie jeszcze – powiedziała Amanda.
– No właśnie
o to chodzi, że nie masz – skomentowałem i pokazałem dłonią na drzwi jej
sypialni. – Ubierz się, ale już, a potem mi wyjaśnisz ile ty dzisiaj wypiłaś.
Nie minęło
dziesięć sekund, a dziewczyna już była przy mnie. Pewnie skierowała się w
stronę drzwi i rzuciła tekstem:
–
Wychodzimy.
Potem jej
zachowanie było coraz dziwniejsze.
– Nie, nie
tędy – powiedziała na klatce. – Wyjdziemy nie podwórkiem, a głównym wyjściem.
– Amanda,
ale ja na tym podwórku zostawiłem samochód.
– To się
przejdziemy, dotlenimy z samego rana – powiedziała z uśmiechem na ustach i
chwilę szła tyłem, ale by się wywaliła. Na szczęście podtrzymałem ją za łokieć.
– Masz już
jakiś plan, zgadłem? – zapytałem.
– Tak.
Chodźmy potańczyć. Nie mam ochoty na szkołę, jest blisko taki klub, całą dobę
tam trwają imprezy jak w nocki. Proszę cię, nie daj się prosić. Wiem, że masz
dzisiaj wolne. – i tak nalegała, tak nalegała aż uległem.
– Gdzieś ty
tak wczoraj zabalowała? – zapytałem podczas otwierania przed nią drzwi.
– Z Domi,
taki babski wieczór. Zero facetów, gadałyśmy o tym, że prawdziwi mężczyźni są
już na wymarciu – powiedziała.
– Dlatego mnie
czasem nie zabij. Mogę być jedynym, który pozostał. – Uśmiechnąłem się i
puściłem do niej oczko.
– Tak, tak,
wlewaj sobie dalej – zakpiła.
– Sobie tak,
tobie co najwyżej colę – tymi słowami wybrnąłem jakoś z tego ogromną ręką.
– Chodźmy na
parkiet. Zobaczymy czy potrafisz tańczyć – zażądała i pociągnęła mnie za sobą.
W
pomieszczeniu było ciemno, bardzo ciemno. Trochę świateł na przemian –
niebieski i czerwony, może trochę białego. Jednak klimat tego ubogiego klubu
był niepowtarzalny. Bałem się tylko jednego, że tutaj ktoś mnie rozpozna.
Pracowały tu jako kelnerki moje byłe. Za barem stał przyrodni brat Fabiana i
Kryspina. Po cholerę ona akurat wybrała to miejsce? Pytałem o to sam siebie w
myślach, ale nie wiedziałem co mam sobie odpowiedzieć. Postanowiłem dobrze się
bawić i modlić by nikt do nas nie podszedł, a jak już podejdzie to by nie
palnął jakieś głupoty. Akurat gdy dotarliśmy na środek tego parkietu z
głośników rozbrzmiał nowy utwór, ale całkiem dobrze mi znany. To jeszcze
bardziej pomogło mi się wyluzować. Chwyciłem Amandy dłonie w swoje i
przyciągnąłem ją do siebie. Pocałowałem, a potem ułożyłem swoje dłonie pewnie
na jej kształtnych biodrach.
– Gotowa? –
zapytałem.
– Zawsze,
wszędzie i na wszystko – odpowiedziała z łobuzerskim uśmieszkiem i takimi
pewnymi siebie iskierkami w oczkach.
– To po
kolejnym utworze idziemy do toalety – stwierdziłem, ale tak nie twierdząc, a
pytając.
– Jeśli
chcesz – odrzekła. Utwór minął, pojawił się kolejny, a ten znałem jeszcze
lepiej:
Może w życiu o to chodzi, żeby
wielkim gościem być,
mieć walizkę pełną forsy i z
przyjaźni sobie kpić.
Patrzę w lustro widzę siebie,
super chata piękny wóz,
knajpa, piwo, kilka dragów,
przecież ja mam super luz.
ref.
Pewnej nocy zrozumiałem, że może
to już czas
zrobić coś wielkiego, coś
wyjątkowego. x2
Jest już noc, zbieraj się, spakuj
cicho rzeczy gdzieś,
zamknij dom, wyrzuć klucz,
powiedz: żegnaj, żegnaj.
Odwróć się, olej to, zostaw z
tyłu całe zło
pomyśl, że kiedyś ktoś tu
zamieszka.
Możemy się znaleźć gdzieś daleko
stąd, na końcu świata
Możemy odnaleźć coś zrozumieć
błąd.
ref.
Pewnej nocy zrozumiałem, że może
to już czas
zrobić coś wielkiego, coś
wyjątkowego. x2
Nie bój się, uwierz mi, mam
powody głupcem być
cały świat krzyczy wciąż: jesteś
inny, inny!
Daj mi dłoń otrzyj łzy, to nie
dla nas ten ich styl,
zabierz koc, chodźmy spać pod
gwiazdami.
Możemy się znaleźć gdzieś daleko
stąd, na końcu świata
Możemy odnaleźć coś zrozumieć
błąd.
ref.
Może w życiu o to chodzi, żeby wielkim
gościem być
mieć walizkę pełną forsy i z
przyjaźni sobie kpić.
Patrzę w lustro widzę siebie,
super chata piękny wóz,
knajpa, piwo, kilka dragów,
przecież ja mam super luz.
Pewnej nocy zrozumiałem, że może
to już czas
zrobić coś wielkiego, coś
wyjątkowego x2.
(Sami – Coś wyjątkowego)
Poczułem
Amandy pośladki pod moimi dłońmi, to jak się napinały. Patrzyłem jej w oczy,
wiedziałem, że podskoczy. Pochwyciłem ją pewniej, jej nogi były nad moimi
biodrami, oplatały mnie. Przycisnąłem ją do ściany, okazała się bardzo pomocna,
od razu było mi lżej, chociaż ona i tak ważyła nie sporo więcej niż piórko.
Przyjemnie było tak czuć jej włosy na moim policzku, jej wargi na moich
wargach, jej język ocierający się o moje zęby. Jej kolczyk w języku… i nagle
coś mi się przypomniało.
– Przecież
ty się boisz igieł – wyszeptałem jej do ucha jednocześnie całując po szyi,
czułem się jak w letargu, ale wciąż trzeźwo myślałem.
– Boje się
zastrzyków, poza tym wtedy byłam pijana jak przebijałam język – odpowiedziała i
powróciła do całowania. Już miałem podążyć w stronę toalety gdy obok nas
pojawił się Witold z kluczykami od darkroomu.
– Proszę –
rzekł, ale nie podał klucza mnie, pomimo, ż wyciągnąłem dłoń w jego kierunku. –
Wolę by ta pani wzięła, przy niej się każdemu trzęsą łapki – oznajmił i wcisnął
klucz w dłonie Amandy. Widziałem jak ich spojrzenia się spotykają, jak błękit
jej oczu pala do tego chłopaka nienawiścią.
Amanda
zeszła ze mnie, odkleiła się też od ściany. Podążyła pod drzwi darkroomu i
otworzyła je pewnie, bez żadnych drgań.
– Co on miał
na myśli? – zapytałem prosto z mostu, gdy już znaleźliśmy się w środku. Amanda
siedziała na kanapie, a ja opierałem się o drzwi.
– Bywam tu
czasem. Kiedyś cię nawet nie znałam, i zaraz po tym jak my pierwszy raz. No
wiesz, łączy nas związek bez zobowiązań, nie muszę ci się tłumaczyć.
– Związek
bez zobowiązań to nie związek – powiedziałem przez zęby.
– Aleks
lubię cię, ale jestem młoda, chcę żyć pełnią życia, bawić się…
– Oj tak,
jeździć konno także, prawda? – zapytałem i rzuciłem oskarżeniem w jej stronę
jednocześnie.
– Nie
zaprzeczam, lubię być do góry, choć nóżki się męczą – odpowiedziała bezczelnie
i patrzyła mi w oczy bez skrępowania.
– Zastanów
się dziewczyno, czasami nie warto, wiesz?
– Aleks nie
sypiam z każdym. Do tego klubu przychodziłam z byłym chłopakiem, i raz się
napatoczył jakiś małolat, był prawiczkiem, więc naprawdę spanuj, dobra?
–
Przyrzeknij, że jeśli od dziś dnia licząc, będziesz uprawiała miłość…
– Sport –
wtrąciła się.
– Co? –
zapytałem.
– No sport,
ja uprawiam sport, bo nie wierzę w miłość.
– Dobra,
niech zatem będzie sport. Jeśli więc będziesz od dnia dzisiejszego uprawiała
sport to będę twoim jedynym do tego partnerem, dobra? – zapytałem naiwny, że
odpowie szczerze, ale jej szczerość jednak potrafi zaskakiwać.
– Dobra, ale
jeśli będzie ktoś inny to co wtedy? – zapytała z uśmieszkiem na ustach, a ja
przysiadłem przy niej.
– Wtedy mi
to powiesz szczerze, bo wiesz Amanda… Ty jesteś jak luksusowe auto, szybka
wyścigówka z jednym miejscem. Jeśli na niej jedzie dwóch to idzie to wyczuć –
wyznałem jej prosto w oczy.
– Czyli
jeśli bym cię zdradzała to byś wyczuł? – dopytywała kiedy jak już miałem dłoń
za jej plecami i byłem przychylony ku jej rozwartym wargą.
– Możesz mi
w to nie wierzyć, ale tak by było. Możesz to nawet sprawdzić, ale wtedy
pożałujesz tego na całe życie – zagroziłem pewnie patrząc jej przy tym cały
czas w oczy.
– Masz
piękne te szmaragdy – wyznała. – A teraz nie czas na głupoty, do roboty –
zadecydowała, a ja nawet nie zdążyłem spuścić wzroku z jej twarzy, a ona już
dłońmi powędrowała do mojego paska od spodni i poczęła rozpinanie. Postanowiłem
zrobić to samo i zsunąłem z jej ramion czarną skórę, zacząłem całować po szyi i
dekolcie, po przedramionach…
– Marze o
nocy pod gwiazdami – powiedziała po wszystkim, gdy leżeliśmy na tej złożonej
kanapie, na której zapewne sporo osób zostawiło swoją spermę i kobiecy smak
podniecenia.
– To się da
załatwić – wyszeptałem patrząc w sufit.
Tamtego dnia pomyślałem, że los postawił Amandę na mojej drodze bym naprawił przeszłość,albo raczej za nią odpokutował. Amanda była takim połączeniem Nataszy i Mariki, kobiet, które przeze mnie pogubiły się w życiu i... skończyły gorzej niż źle. Jedna w trumnie, a druga w agencji. Wiedziałem, że Amanda ma wielkie cele i ambicje, zapewne ma też możliwości, przez bogatych starszych, ale... ale coś w niej nie grało. To coś napawało mnie wątpliwościami, a moja intuicja wariowała przy niej niczym kompas przy magnesie.
Ależby ją Witek wkopał aż siędziwię,że Aleks jej tak łatwo uwierzył.
OdpowiedzUsuńOn raczej nie uwierzył,tylko doprowadził do tego ,aby Amanda myślała.że jej wierzy
OdpowiedzUsuńFajnie porównał Amandę do luksusowego auta :)Marta
OdpowiedzUsuńAleksowi, już gdzieś'' dzwony biją, tylko jeszcze nie wie w którym kościele'', coś mu nie pasuje, daje do myślenia.
OdpowiedzUsuńPorównanie Amandy do luksusowego auta jest bardzo trafne. Każdy facet kocha swoje auto nad życie, drogie ale jakie wspaniałe i szpanerskie, a już na pewno żaden nie chce się takim autem dzielić.