Część 28 - To się nie wyklucza
Amanda (Magdalena)
Weszliśmy do mojego mieszkania. Pierwszy raz widziałam
Olka w takim stanie. Chociaż teraz, jak na niego zerknęłam, to wydawał się
całkiem normalny, taki jak zawsze.
– Porozmawiajmy – to było pierwsze, co powiedział,
gdy już zdjęliśmy kurtki i buty. – Proszę – dodał.
– No, ale co chcesz wiedzieć? – zapytałam.
– Robisz na złość innym, dlaczego? – zapytał.
– To nie tak, Aleks. Ja tak mam, że nie ustępuję –
przyznałam.
– To akurat dobra cecha, wiąże się z ambicją. Jednak
dobrze by było, gdybyś miała większe ambicje niż wylecieć ze szkoły –
powiedział z uśmiechem i dodał: – Zrobię herbatę, pozwolisz?
– Pewnie, zrób – odpowiedziałam i przeszliśmy do
kuchni.
– To jak to jest? Lubisz kłopoty? – zapytał.
– Wylecenie ze szkoły to ostatnie, czego w życiu
chcę, dlatego poprosiłam cię, byś bronił mi dupę. Zrozum, Olek, za dużo
poświęciłam, by trafić do renomowanego liceum, by teraz to zaprzepaścić przez
trzy głupie idiotki – powiedziałam szczerze i w tym momencie światełko w
czajniku elektrycznym zgasło.
– Co takiego poświęciłaś? – zapytał. Nie
odpowiedziałam. – Co takiego poświeciłaś? – powtórzył. – Amanda, masz
siedemnaście lat, mieszkasz sama, masz wygodne życie, choć rodzice nie
zapewnili ci nic więcej prócz pieniędzy.
– Nawet tego mi nie zapewnili – powiedziałam, bo
musiał się w końcu o tym dowiedzieć.
– Chyba nie rozumiem – usłyszałam jego zachrypnięty
głos.
– Wszystko, co mam osiągnęłam sama. Przynajmniej
przed nikim nie muszę odczuwać wdzięczności i się kajać.
– A rodzice? Naprawdę masz ojczyma? – zapytał.
– Tak. Ojciec płaci alimenty, ojczym… hm… nie wiem,
co on obecnie robi.
– A matka? – zapytał.
– Nie wiem. Pewnie jest w pracy albo w domu –
odpowiedziałam.
– Nigdy nie byli w twojej szkole? – zapytał.
– Matka była ostatni raz w piątej podstawówki i
chyba w pierwszej gimnazjum raz. Nie, pomyliło mi się, wtedy to nauczyciel
przyszedł do domu – odpowiedziałam.
– A co zrobiły ci tamte dziewczyny? – zapytał. Widać
było, że nie chciał drążyć poprzedniego tematu.
– Jedna mi coś powiedziała, popchnęłam ją. Dzień
później przyszła z koleżankami i tak jakoś się zaczęło. Problem w tym, że one
były mocne tylko w gębie.
– Amanda, proszę cię. Są inne sposoby rozwiązywania
konfliktu niż pięści – powiedział.
– Naprawdę w to wierzysz? – zapytałam.
– Tak – odpowiedział.
– I nigdy komuś nie dałeś w mordę?
– Dałem, ale to co innego, ja byłem chłopcem.
– Doprawdy? Gdybyś nie powiedział, to bym się nie
domyśliła, wiesz? – zapytałam ironicznie. – Olek, to bez różnicy. Ja się umiem
bronić. Nie potrzebuję ani mamusi, ani tatusia do obrony, ani nawet bodygarda.
– Dobrze. Niech ci będzie. Jednak czy mogę liczyć na
to, że nic więcej już jej nie zrobisz? Jej, im ani nikomu innemu? – zapytał.
– To zależy… – zaczęłam.
– Amanda! – zganił mnie. – Dla własnego dobra chyba
możesz to zrobić. Przecież to w twoim interesie jest, by nie mieć problemów.
– Dobrze, postaram się – odpowiedziałam nieszczerze
i na odczepnego.
– No to zrobimy inaczej. Jak będziesz miała
problemy, to mówisz to mnie, a ja to załatwię. Dobrze? – zapytał.
– Nie potrzebuję ochroniarza – odpowiedziałam.
– A przyjaciela? – zapytał.
– To chyba najgorsze, co teraz mogłeś powiedzieć.
Wiesz, wyskakujesz z przyjaźnią po tych wszystkich nocach… – rzuciłam z
uśmiechem.
– Uważasz, że chłopak nie potrafi być przyjacielem,
że to się jakoś wyklucza? – zapytał.
– Zawsze myślałam, że tak.
– Udowodnię ci, że jest inaczej. Teraz jednak wybacz
– powiedział i sięgnął po telefon do kieszeni. – Zapomniałem o pacjencie –
dodał. Odebrał telefon. Chwilę przez niego rozmawiał. Później pocałował mnie w
czółko i powiedział: – Trzymaj się. – Wyszedł.
Fragmenty komentarzy ze strony "Historia pięciu par":
żyj.modą.
12 lutego 2012 14:53
wydawało mi się, że zakonczy się to inaczej :)
Odp.:
Tychon
12 lutego 2012 14:55
Dlaczego tak ci się wydawało? I inaczej znaczy jak?
żyj.modą.
12 lutego 2012 17:19
sama nie wiem- inaczej wyobrażałam sobie ich rozmowe. tak
czy inaczej jest to kolejna genialna, zaskakująca i wciągająca część.Pozdrawiam
hella
12 lutego 2012 20:18
Mnie się wydaje, że doktor nagle spanikował. Coś nie wierzę
w 'pacjenta'. Miał dyżur? Każdy dzwonek pozwolił zachować twarz.
Odp.:
Tychon
12 lutego 2012 20:52
Spanikował bo...?
Hella
13 lutego 2012 00:32
Dziewczyna wyskoczyła z butów smarkuli, okazało się, że jest
duży problem, dał poręczenie w szkole, w którego skuteczność sam nie wierzy
poznawszy Amandę. Skończy się na metodach Patryka czy raczej 'Niebezpiecznej
metodzie' dr Junga:)
Tychon
13 lutego 2012 09:26
Miałem przyjemność obejrzeć film. Nie wydaje mi się by było
aż tak źle...
Fragmenty komentarzy ze strony "Historia kilku par":
Kaila
6 maja 2012 18:52
Na prawdę miło przypomnieć sobie historie od początku.
I znów mam te miłe dreszcze czytając ;)
Też zawsze myślałam,że to się wyklucza.
OdpowiedzUsuńMój komentarz jest powyżej, więc już chyba zbędne bym znów się co do treści wypowiadała. :)
OdpowiedzUsuń