niedziela, 3 listopada 2013

Część 27 - Wizyta w szkole

Część 27 - Wizyta w szkole
Aleksander (Samuel)

– Aleks słuchaj, ty jesteś jedyny, który może mi pomóc – powiedział do mnie piękny i wyraźny głos w słuchawce.
– Jak ja mógłbym ci pomóc, kochanie? – zapytałem. Nawet nie wiem czemu tak do niej mówiłem. Sypialiśmy ze sobą regularnie, jedliśmy też wspólne posiłki i spacerowaliśmy za rączkę, jednak nigdy żadne z nas nie wymówiło na głos tych słów „mój chłopak” lub „moja dziewczyna”.
– Ubierzesz się elegancko. Dobra z tym jednym nie ma problemu, zawsze jesteś elegancki tak przystępnie. Za moment zadzwoni moja nauczycielka, zastępuje aktualnie wychowawczynię. Nieważne, skarbie. Ważne natomiast jest to, że ty jesteś przyjacielem mojej matki i przyjedziesz do mojej szkoły coś wyjaśnić, a dowiesz się na miejscu, bo ja muszę już tam wracać z tej toalety.
Nie rozumiałem kompletnie nic ze zdań, jakie wyrzucała z prędkością formuły jeden.
– Jakim przyjacielem? – zapytałem, bo jakby już znałem odpowiedź na to pytanie, spodziewałem się jej, chciałem się jednak upewnić.
– Prawie mężem. Olek, ja ci to wyjaśnię. Masz u mnie śniadania do śmierci zawsze, gdy u mnie nocujesz – odpowiedziała, a ja, pomimo iż podobnej odpowiedzi się spodziewałem, byłem zaskoczony.
– Nie obiecuj tak, bo jak znam ciebie, to chcąc się wymigać od odpowiedzialności, która ciąży na obietnicy, będę tam nocował raz na rok albo mniej – powiedziałem do słuchawki, jednak odpowiedział mi tylko sygnał.
Po około piętnastu minutach moja komórka zawibrowała na komodzie, gdzie wcześniej ją położyłem. Spostrzegłem nieznany numer, pomimo tego jednak odebrałem.
– Aleksander Górski z tej strony. W czym mogę pomóc> – odebrałem oficjalniej niż zwykle, ale miałem uchodzić za kogoś innego niż jestem, abym się przełamał więc potrzebowałem przewrotności.
Kobieta po drugiej stronie przedstawiła się i zażądała, bym natychmiast zjawił się w szkole Amandy, bo rozumie, że z powodu nieobecności partnerki, to ja sprawuję opiekę nad dziećmi.
Mój Boże, jakimi dziećmi – pomyślałem.  Odpowiedziałem jednak coś zupełnie innego i już za niecałe pół godziny parkowałem pod renomowanym liceum. Oparłem się o ścianę i przetarłem oczy. Nienawidziłem udawać, teraz to kobieta mnie o to udawanie poprosiła. Mogłem ją zawieść i wszystko olać albo uratować jej dupę, by później samemu dać jej popalić.
– Czy Amanda jest powodem jakiś problemów wychowawczych? – zapytała kobieta koło czterdziestki, siedząca naprzeciwko mnie za biurkiem.
– Nie, raczej nie. Ja nie mam z nią żadnych kłopotów, nie licząc kilkunastu spóźnień i paru przekleństw – odpowiedziałem, wiedząc, że nie mogę przedstawiać jej jako uosobienie dobra, poprawności i wszelakich innych cnót.
– Widzi pan, bo my mamy jeden spory problem. Nie tyczy on ani spóźnień ani przekleństw, ani nauki, ta ostatnia jest akurat na bardzo wysokim i zadowalającym poziomie – mówiła kobieta w okularach.
– W czym w takim razie tkwi ten problem? – zapytałem. – Postaram się go rozwiązać możliwie jak najprędzej, zapewniam – dodałem po krótkiej przerwie.
– Jest pewna grupa dziewczyn, właściwie to trzy z Amandą na czele i przez nie dwie pewne uczennice boją się chodzić do szkoły. Nie wiem czy pan rozumie co mam na myśli. Powiem więc dosadniej. One są zastraszane, jedna została pobita. Sprawa nie została zgłoszona na policję tylko i wyłącznie dlatego, że nie chcemy tego rozdmuchiwać, bo grozi nam tym samym utrata dobrej opinii. Rodzice tamtej dziewczynki na to przystali. Czy pan wykazuje inicjatywę załatwienia tej sprawy? – To było straszne, ta kobieta najpierw mówiła i mówiła, a później zadała mi pytanie, a ja, na Boga, nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Nie byłem ani trochę przygotowany na tę rozmowę.
– Ja nie tylko wykazuję taką inicjatywę, ja pani mogę obiecać, że załatwię tę sprawę – odpowiedziałem.
Po chwili drzwi do sali otworzyły się i ujrzałem w nich moją blondynę. Pierwszy raz patrzyłem na nią wzrokiem, który wbijał w nią tysiące gwoździ i nie czułem żadnych wyrzutów sumienia z tym związanych.
– Amando, twój ojczym, bo chyba tak mogę pana nazywać? – zapytała nauczycielka.
– Tak, oczywiście że tak – przerwałem jej z przyjacielskim uśmiechem na ustach.
– Twój ojczym już o wszystkim wie, ty masz obniżoną ocenę z zachowania, a jeśli ponowna sytuacja nastąpi, zajmą się tym inni. Jesteś zwolniona z ostatnich lekcji. Może pan ją zabrać do domu. – Nauczycielka zwróciła się twarzą w moją stronę, pomimo iż przez całą wypowiedź kierowała słowa i wzrok na Amandę.
Otworzyłem jej drzwi do samochodu jak zwykle, jednak tym razem ona miała opory, by do niego wsiąść, choć wcześniej nigdy się to nie zdarzało.
– O co chodzi? – zapytałem, wciąż trzymając drzwi, by się nie zamknęły.
– Tak sobie pomyślałam, że mogę się przejść – powiedziała i zrobiła krok do tyłu.
– Tak sobie pomyślałem, że nie możesz – powiedziałem, chwytając ją za ramię i przyciągając do samochodu. – Wsiadaj – dodałem, lekko potrząsając.
– Dobra, tylko mnie nie szarp, bo to nie jest przyjemne – powiedziała, wsiadając.
Jechaliśmy w milczeniu krótszą chwilę. Wreszcie to ja postanowiłem przemówić.
– Skończ żuć gumę niczym dziewczyna gangstera i może wreszcie mi to jakoś wyjaśnij – tak brzmiały moje słowa.
– Nie muszę ci nic wyjaśniać! – krzyknęła i żuła dalej.
– Nie, moja droga, krzyczeć to ty na mnie z pewnością nie będziesz – powiedziałem nieco ostrzej.
– Zawieź mnie do domu – poleciła.
– Zawiozę i w domku sobie porozmawiamy, bez tego całego krzyku i twojego wkurzającego, gówniarskiego tonu – pierwszy raz usłyszała coś takiego z moich ust i domyślam się, że w jej uszach musiało brzmieć strasznie.
– Olek, ty miałeś tylko udawać mojego ojczyma, a nie tak nagle się w niego przemieniać. Wiec ja cię proszę, odłóż scenariusz i ściągnij strój, bo mnie już wkurzasz, gdy robisz się taki ojcopodobny – powiedziała pretensjonalnym tonem.
– Tak, oczywiście. Bo ty chcesz, a ja muszę. Myślisz, że wszyscy będą tańczyli, jak im zagrasz. To Amandzie przeszkadza, tamtego Amanda nie chce, tego nie lubi, a tak ma być. Chcesz, by wszyscy się pod ciebie podporządkowali, chcesz mieć armię robotów nie ludzi, bo ludzie myślą. A, nie daj Bóg, pomyślą coś źle o tobie. Jednak oni myślą, Amanda, i tego nie zmienisz i wiesz, co widzą? Inteligentną, zimną, interesowną sukę. – Wtedy w tym samochodzie, skręcając na skrzyżowaniu, wyznałem jej całą prawdę o niej samej. Powiedziałem coś, co cisnęło mi się na usta już od kilku tygodni, gdy spełniałem każdy jej kaprys i zachciankę, bo ona tak właśnie chciała.
– Zatrzymaj samochód! – krzyknęła – Chcę wysiąść. Teraz! – dodała z wrzaskiem.
– Nie, tym razem nie będzie tak łatwo, że krzykniesz, a świat padnie ci do stóp.
– Zatrzymaj się bo wysiądę podczas jazdy. – Chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi. Instynktownie zahamowałem. Ona wtedy wysiadła, a ja zaraz za nią. Schwytałem ją tak, jakbym ją chciał objąć od tyłu.
– Wracamy do samochodu, moja droga – oznajmiłem w pełni spokojnym i opanowanym tonem, gdy, trzymając ją za ramiona, odwracałem ku sobie jej twarz.
– A jeśli nie? Bo wiesz co? Ja nie mam zamiaru wracać do tego twojego pieprzonego samochodu – powiedziała z pewnym siebie uśmiechem na ustach.
– Nie prowokuj mnie. Jestem wściekły. Mam ochotę cię sprać – mówiłem powoli i stanowczo. – Wróć grzecznie do samochodu królewno i niech to się stanie bez zbędnych scen ulicznych, bo uwierz, nieważna jest ilość gapiów ani to, jaki narobisz hałas, ja się nie powstrzymam. – Po tych słowach dostrzegłem, że kiwa twierdząco głową i zmierza w kierunku samochodu, trzymana przeze mnie za ramię.
– Skoro idę to chyba możesz mnie puścić – powiedziała przygaszonym tonem.
– Nie mam już ochoty na zabawę w ganianego. To, że teraz grzecznie idziesz, nie zwiastuje powodzenia w przyszłości, poza tym jak grzeczna dziewczynka możesz iść równie dobrze na mojej ręcznej smyczy, tak samo jakbyś szła bez niej. Tak więc nie dyskutuj i wsiadaj – wycedziłem przez zęby, gdy już byliśmy przy samochodzie. – Zamknij drzwi i zapnij pasy – dodałem.
– Czemu taki jesteś? – zapytała ze łzami w oczach.
– Bo chcę cię zrozumieć – odpowiedziałem normalnym tonem, zerkając na nią.
– Po chuj? – zapytała wulgarnie.
– Bo może mi, kurwa, do cholery na tobie zależy. Bo być może robię to bardziej dla siebie niż dla ciebie. Bo może to ja ciebie potrzebuję bardziej niż ty mnie – powiedziałem, ruszając.
– Ja nikogo nie potrzebuję i nigdy nie potrzebowałam – wycedziła przez zęby.
– To się jeszcze okaże, księżniczko.
– Rzucasz mi wyzwanie? – zapytała drwiąco.
– Gdzieżbym śmiał, szkoda mi by było tego wyzwania na kogoś z takim podejściem jak ty – odpowiedziałem.
– To czemu nie dasz mi odejść w spokoju? Czemu mnie nie zostawisz i już? – zapytała. – Ja tego, do cholery, chcę – dodała.
– A ja chce byś spokorniała i by to się stało bez mojego wkładu w chwili obecnej. Mam nadzieję, że postawiłem sprawę jasno – wyjaśniłem.
– Niekoniecznie, nic z tego nie rozumiem – powiedziała wyraźnie zmieszana.
– Bo ty nie rozumiesz nawet sama siebie. I nie dasz zrozumieć się nikomu innemu. Nienawidzisz świata i ludzi, a tym samym nie jesteś w stanie pokochać nikogo, nawet siebie. Nie szanujesz niczego z sobą włącznie. Zgrywasz idealną i perfekcyjną, a w rzeczywistości tylko seks z tobą jest perfekt, bo tam działa instynkt, a nie twoje szachowe, przemyślane ruchy intrygantki.
– Ubliżasz mi – oburzyła się.
– Taa? Naprawdę? Od kiedy to zauważyłaś? – zapytałem. Nie odpowiedziała, więc dodałem: – Cholernie spostrzegawcza jesteś.
– A ty głupi, wkurwiający i otwórz te cholerne drzwi! – krzyknęła, uderzając w nie z całej siły.
– Uważaj, bo może ci się stać krzywda, chyba przestajesz nad sobą panować, od dawna masz z tym problem? – zapytałem miłym i przyjacielskim tonem.
– Zamknij się! Słyszysz!? – traciła coraz bardziej panowanie nas sobą, uderzyła mnie w ramię, wjechaliśmy na sąsiedni pas, który na szczęście był pusty.
– Dość! – krzyknąłem i zatrzymałem się na wolnym i pustym przystanku. Złapałem Amandy podbródek między palcem wskazującym, a kciukiem. Ścisnąłem na tyle mocno, by zabolało i by zmusić ją do spojrzenia mi w twarz, ale i na tyle rozważnie, by nie uczynić jej zbędnej krzywdy. – Teraz mnie posłuchasz, choćby dlatego, że nie masz innego wyjścia. Prosiłem o wyjaśnienie tej całej sprawy, bo skoro bronię twoją dupę, to chyba mi się należy, a ty co? Zrobiłaś z tego tajemnicę narodową. Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię! – krzyknąłem. – Teraz dojedziemy do domu, a ty nie odezwiesz się ani słowem więcej, będziesz grzecznie siedzieć na miejscu i ani nie drgniesz. Spróbuj postąpić inaczej, a wprowadzę cię w pierwszą bramę i doleje jak smarkuli, bo w tym momencie nie jesteś nikim więcej.
– Czemu mi grozisz? – zapytała przelęknięta, gdy moje dłonie powróciły na kierownicę.
– Domyśl się w milczeniu – odpowiedziałem.

Fragmenty komentarzy ze strony "Historia pięciu par":


żyj.modą.
9 lutego 2012 16:52
pierwszy raz aleks pokazał się z takiej strony ! super !

Szczera do bólu
9 lutego 2012 20:11
uff, ulżyło mi, bo myślałam że Aleks jest już zabaweczką w rękach Amandy:)

hella
9 lutego 2012 21:59
Aleks jest tu najstarszy i najmądrzejszy. Dobry rocznik! Dziewczę nie mogło lepiej trafić:)

Suzi_5
9 lutego 2012 22:16
Intrygujące ;)

Milagros
11 lutego 2012 07:17

Bardzo mi się podoba stanowczość Aleksa. Fajne opowiadanie

Fragmenty komentarzy ze strony "Historia kilku par":

michalinap.78
6 maja 2012 20:46
Fajna notka. Emocje aż kipią :) Moim zdaniem jest to jedna z lepszych dotyczących tej pary. Pozdrawiam :)

Malutka
7 maja 2012 22:08
Aleks i tak panuje nad sobą jak na taka sytuacje :)

Tychon
17 maja 2012 00:58
To jest postać, z którą ja nie mam nic wspólnego, nawet mu imienia nie wymyśliłem, bo zrobiła to Amelka. Dalej udoskonalili go już Samuel z Magdaleną i moim zdaniem Aleks jest czasem dla Amandy zbyt miękki, zbyt ją rozpieszcza i na za dużo pozwala, ale to nie zmienia faktu, że jego lubię najbardziej za pozytyw(…)

4 komentarze:

  1. Jaki groźny Aleks ale miał sporo racji mogła mu to na spokojnoe wytłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aleks teraz uświadomił,że potrafi być konsekwentny i ,że dobrze wie,że Amanda trochę sie nim bawi,bo wcześniej on wydawał sie jak by myślał.że ona go kocha i tylko na nim jej zalezy

    OdpowiedzUsuń
  3. Aleks się wkurzył i uważam że słusznie. Prosił o wyjaśnienia, a ona zgrywa się, zamiast opowiedzieć spokojnie o całej sprawie. Coraz bardziej z Aleksa wyłazi ta jego mroczna strona, ale Amandzie przyda się trochę jego stanowczości, no i mogłaby trochę spokornieć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Amanda chciała być sprytna podstawiając Aleksa jako swojego ojczyma.Myślała,że rozmowa z wychowawczynią zapewni jej spokój w szkole.Nie spodziewała się,że brak wyjaśnień z jej strony spowoduje iż Aleks szczerze powie co o niej myśli.Marta

    OdpowiedzUsuń