Część 27 - Wizyta w szkole
Aleksander (Samuel)
– Aleks słuchaj, ty jesteś jedyny, który może mi
pomóc – powiedział do mnie piękny i wyraźny głos w słuchawce.
– Jak ja mógłbym ci pomóc, kochanie? – zapytałem.
Nawet nie wiem czemu tak do niej mówiłem. Sypialiśmy ze sobą regularnie,
jedliśmy też wspólne posiłki i spacerowaliśmy za rączkę, jednak nigdy żadne z
nas nie wymówiło na głos tych słów „mój chłopak” lub „moja dziewczyna”.
– Ubierzesz się elegancko. Dobra z tym jednym nie ma
problemu, zawsze jesteś elegancki tak przystępnie. Za moment zadzwoni moja
nauczycielka, zastępuje aktualnie wychowawczynię. Nieważne, skarbie. Ważne
natomiast jest to, że ty jesteś przyjacielem mojej matki i przyjedziesz do
mojej szkoły coś wyjaśnić, a dowiesz się na miejscu, bo ja muszę już tam wracać
z tej toalety.
Nie rozumiałem kompletnie nic ze zdań, jakie
wyrzucała z prędkością formuły jeden.
– Jakim przyjacielem? – zapytałem, bo jakby już
znałem odpowiedź na to pytanie, spodziewałem się jej, chciałem się jednak
upewnić.
– Prawie mężem. Olek, ja ci to wyjaśnię. Masz u mnie
śniadania do śmierci zawsze, gdy u mnie nocujesz – odpowiedziała, a ja, pomimo
iż podobnej odpowiedzi się spodziewałem, byłem zaskoczony.
– Nie obiecuj tak, bo jak znam ciebie, to chcąc się
wymigać od odpowiedzialności, która ciąży na obietnicy, będę tam nocował raz na
rok albo mniej – powiedziałem do słuchawki, jednak odpowiedział mi tylko
sygnał.
Po około piętnastu minutach moja komórka zawibrowała
na komodzie, gdzie wcześniej ją położyłem. Spostrzegłem nieznany numer, pomimo
tego jednak odebrałem.
– Aleksander Górski z tej strony. W czym mogę
pomóc> – odebrałem oficjalniej niż zwykle, ale miałem uchodzić za kogoś
innego niż jestem, abym się przełamał więc potrzebowałem przewrotności.
Kobieta po drugiej stronie przedstawiła się i
zażądała, bym natychmiast zjawił się w szkole Amandy, bo rozumie, że z powodu
nieobecności partnerki, to ja sprawuję opiekę nad dziećmi.
Mój Boże, jakimi dziećmi – pomyślałem. Odpowiedziałem jednak coś zupełnie innego i
już za niecałe pół godziny parkowałem pod renomowanym liceum. Oparłem się o
ścianę i przetarłem oczy. Nienawidziłem udawać, teraz to kobieta mnie o to
udawanie poprosiła. Mogłem ją zawieść i wszystko olać albo uratować jej dupę,
by później samemu dać jej popalić.
– Czy Amanda jest powodem jakiś problemów wychowawczych?
– zapytała kobieta koło czterdziestki, siedząca naprzeciwko mnie za biurkiem.
– Nie, raczej nie. Ja nie mam z nią żadnych
kłopotów, nie licząc kilkunastu spóźnień i paru przekleństw – odpowiedziałem,
wiedząc, że nie mogę przedstawiać jej jako uosobienie dobra, poprawności i
wszelakich innych cnót.
– Widzi pan, bo my mamy jeden spory problem. Nie
tyczy on ani spóźnień ani przekleństw, ani nauki, ta ostatnia jest akurat na
bardzo wysokim i zadowalającym poziomie – mówiła kobieta w okularach.
– W czym w takim razie tkwi ten problem? –
zapytałem. – Postaram się go rozwiązać możliwie jak najprędzej, zapewniam –
dodałem po krótkiej przerwie.
– Jest pewna grupa dziewczyn, właściwie to trzy z
Amandą na czele i przez nie dwie pewne uczennice boją się chodzić do szkoły.
Nie wiem czy pan rozumie co mam na myśli. Powiem więc dosadniej. One są
zastraszane, jedna została pobita. Sprawa nie została zgłoszona na policję
tylko i wyłącznie dlatego, że nie chcemy tego rozdmuchiwać, bo grozi nam tym
samym utrata dobrej opinii. Rodzice tamtej dziewczynki na to przystali. Czy pan
wykazuje inicjatywę załatwienia tej sprawy? – To było straszne, ta kobieta
najpierw mówiła i mówiła, a później zadała mi pytanie, a ja, na Boga, nie
wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Nie byłem ani trochę przygotowany na tę
rozmowę.
– Ja nie tylko wykazuję taką inicjatywę, ja pani
mogę obiecać, że załatwię tę sprawę – odpowiedziałem.
Po chwili drzwi do sali otworzyły się i ujrzałem w
nich moją blondynę. Pierwszy raz patrzyłem na nią wzrokiem, który wbijał w nią
tysiące gwoździ i nie czułem żadnych wyrzutów sumienia z tym związanych.
– Amando, twój ojczym, bo chyba tak mogę pana
nazywać? – zapytała nauczycielka.
– Tak, oczywiście że tak – przerwałem jej z
przyjacielskim uśmiechem na ustach.
– Twój ojczym już o wszystkim wie, ty masz obniżoną
ocenę z zachowania, a jeśli ponowna sytuacja nastąpi, zajmą się tym inni.
Jesteś zwolniona z ostatnich lekcji. Może pan ją zabrać do domu. – Nauczycielka
zwróciła się twarzą w moją stronę, pomimo iż przez całą wypowiedź kierowała
słowa i wzrok na Amandę.
Otworzyłem jej drzwi do samochodu jak zwykle, jednak
tym razem ona miała opory, by do niego wsiąść, choć wcześniej nigdy się to nie
zdarzało.
– O co chodzi? – zapytałem, wciąż trzymając drzwi,
by się nie zamknęły.
– Tak sobie pomyślałam, że mogę się przejść –
powiedziała i zrobiła krok do tyłu.
– Tak sobie pomyślałem, że nie możesz –
powiedziałem, chwytając ją za ramię i przyciągając do samochodu. – Wsiadaj –
dodałem, lekko potrząsając.
– Dobra, tylko mnie nie szarp, bo to nie jest
przyjemne – powiedziała, wsiadając.
Jechaliśmy w milczeniu krótszą chwilę. Wreszcie to
ja postanowiłem przemówić.
– Skończ żuć gumę niczym dziewczyna gangstera i może
wreszcie mi to jakoś wyjaśnij – tak brzmiały moje słowa.
– Nie muszę ci nic wyjaśniać! – krzyknęła i żuła
dalej.
– Nie, moja droga, krzyczeć to ty na mnie z
pewnością nie będziesz – powiedziałem nieco ostrzej.
– Zawieź mnie do domu – poleciła.
– Zawiozę i w domku sobie porozmawiamy, bez tego
całego krzyku i twojego wkurzającego, gówniarskiego tonu – pierwszy raz
usłyszała coś takiego z moich ust i domyślam się, że w jej uszach musiało
brzmieć strasznie.
– Olek, ty miałeś tylko udawać mojego ojczyma, a nie
tak nagle się w niego przemieniać. Wiec ja cię proszę, odłóż scenariusz i
ściągnij strój, bo mnie już wkurzasz, gdy robisz się taki ojcopodobny –
powiedziała pretensjonalnym tonem.
– Tak, oczywiście. Bo ty chcesz, a ja muszę.
Myślisz, że wszyscy będą tańczyli, jak im zagrasz. To Amandzie przeszkadza,
tamtego Amanda nie chce, tego nie lubi, a tak ma być. Chcesz, by wszyscy się
pod ciebie podporządkowali, chcesz mieć armię robotów nie ludzi, bo ludzie
myślą. A, nie daj Bóg, pomyślą coś źle o tobie. Jednak oni myślą, Amanda, i
tego nie zmienisz i wiesz, co widzą? Inteligentną, zimną, interesowną sukę. –
Wtedy w tym samochodzie, skręcając na skrzyżowaniu, wyznałem jej całą prawdę o
niej samej. Powiedziałem coś, co cisnęło mi się na usta już od kilku tygodni,
gdy spełniałem każdy jej kaprys i zachciankę, bo ona tak właśnie chciała.
– Zatrzymaj samochód! – krzyknęła – Chcę wysiąść.
Teraz! – dodała z wrzaskiem.
– Nie, tym razem nie będzie tak łatwo, że
krzykniesz, a świat padnie ci do stóp.
– Zatrzymaj się bo wysiądę podczas jazdy. – Chwyciła
za klamkę i otworzyła drzwi. Instynktownie zahamowałem. Ona wtedy wysiadła, a
ja zaraz za nią. Schwytałem ją tak, jakbym ją chciał objąć od tyłu.
– Wracamy do samochodu, moja droga – oznajmiłem w
pełni spokojnym i opanowanym tonem, gdy, trzymając ją za ramiona, odwracałem ku
sobie jej twarz.
– A jeśli nie? Bo wiesz co? Ja nie mam zamiaru
wracać do tego twojego pieprzonego samochodu – powiedziała z pewnym siebie
uśmiechem na ustach.
– Nie prowokuj mnie. Jestem wściekły. Mam ochotę cię
sprać – mówiłem powoli i stanowczo. – Wróć grzecznie do samochodu królewno i
niech to się stanie bez zbędnych scen ulicznych, bo uwierz, nieważna jest ilość
gapiów ani to, jaki narobisz hałas, ja się nie powstrzymam. – Po tych słowach
dostrzegłem, że kiwa twierdząco głową i zmierza w kierunku samochodu, trzymana
przeze mnie za ramię.
– Skoro idę to chyba możesz mnie puścić –
powiedziała przygaszonym tonem.
– Nie mam już ochoty na zabawę w ganianego. To, że
teraz grzecznie idziesz, nie zwiastuje powodzenia w przyszłości, poza tym jak
grzeczna dziewczynka możesz iść równie dobrze na mojej ręcznej smyczy, tak samo
jakbyś szła bez niej. Tak więc nie dyskutuj i wsiadaj – wycedziłem przez zęby,
gdy już byliśmy przy samochodzie. – Zamknij drzwi i zapnij pasy – dodałem.
– Czemu taki jesteś? – zapytała ze łzami w oczach.
– Bo chcę cię zrozumieć – odpowiedziałem normalnym
tonem, zerkając na nią.
– Po chuj? – zapytała wulgarnie.
– Bo może mi, kurwa, do cholery na tobie zależy. Bo
być może robię to bardziej dla siebie niż dla ciebie. Bo może to ja ciebie
potrzebuję bardziej niż ty mnie – powiedziałem, ruszając.
– Ja nikogo nie potrzebuję i nigdy nie potrzebowałam
– wycedziła przez zęby.
– To się jeszcze okaże, księżniczko.
– Rzucasz mi wyzwanie? – zapytała drwiąco.
– Gdzieżbym śmiał, szkoda mi by było tego wyzwania
na kogoś z takim podejściem jak ty – odpowiedziałem.
– To czemu nie dasz mi odejść w spokoju? Czemu mnie
nie zostawisz i już? – zapytała. – Ja tego, do cholery, chcę – dodała.
– A ja chce byś spokorniała i by to się stało bez
mojego wkładu w chwili obecnej. Mam nadzieję, że postawiłem sprawę jasno –
wyjaśniłem.
– Niekoniecznie, nic z tego nie rozumiem –
powiedziała wyraźnie zmieszana.
– Bo ty nie rozumiesz nawet sama siebie. I nie dasz
zrozumieć się nikomu innemu. Nienawidzisz świata i ludzi, a tym samym nie jesteś
w stanie pokochać nikogo, nawet siebie. Nie szanujesz niczego z sobą włącznie.
Zgrywasz idealną i perfekcyjną, a w rzeczywistości tylko seks z tobą jest
perfekt, bo tam działa instynkt, a nie twoje szachowe, przemyślane ruchy
intrygantki.
– Ubliżasz mi – oburzyła się.
– Taa? Naprawdę? Od kiedy to zauważyłaś? –
zapytałem. Nie odpowiedziała, więc dodałem: – Cholernie spostrzegawcza jesteś.
– A ty głupi, wkurwiający i otwórz te cholerne
drzwi! – krzyknęła, uderzając w nie z całej siły.
– Uważaj, bo może ci się stać krzywda, chyba
przestajesz nad sobą panować, od dawna masz z tym problem? – zapytałem miłym i
przyjacielskim tonem.
– Zamknij się! Słyszysz!? – traciła coraz bardziej
panowanie nas sobą, uderzyła mnie w ramię, wjechaliśmy na sąsiedni pas, który
na szczęście był pusty.
– Dość! – krzyknąłem i zatrzymałem się na wolnym i
pustym przystanku. Złapałem Amandy podbródek między palcem wskazującym, a
kciukiem. Ścisnąłem na tyle mocno, by zabolało i by zmusić ją do spojrzenia mi
w twarz, ale i na tyle rozważnie, by nie uczynić jej zbędnej krzywdy. – Teraz
mnie posłuchasz, choćby dlatego, że nie masz innego wyjścia. Prosiłem o
wyjaśnienie tej całej sprawy, bo skoro bronię twoją dupę, to chyba mi się
należy, a ty co? Zrobiłaś z tego tajemnicę narodową. Patrz na mnie, gdy do
ciebie mówię! – krzyknąłem. – Teraz dojedziemy do domu, a ty nie odezwiesz się
ani słowem więcej, będziesz grzecznie siedzieć na miejscu i ani nie drgniesz.
Spróbuj postąpić inaczej, a wprowadzę cię w pierwszą bramę i doleje jak
smarkuli, bo w tym momencie nie jesteś nikim więcej.
– Czemu mi grozisz? – zapytała przelęknięta, gdy
moje dłonie powróciły na kierownicę.
– Domyśl się w milczeniu – odpowiedziałem.
Fragmenty komentarzy ze strony "Historia pięciu par":
żyj.modą.
9 lutego 2012 16:52
pierwszy raz aleks pokazał się z takiej strony ! super !
Szczera do bólu
9 lutego 2012 20:11
uff, ulżyło mi, bo myślałam że Aleks jest już zabaweczką w
rękach Amandy:)
hella
9 lutego 2012 21:59
Aleks jest tu najstarszy i najmądrzejszy. Dobry rocznik!
Dziewczę nie mogło lepiej trafić:)
Suzi_5
9 lutego 2012 22:16
Intrygujące ;)
Milagros
11 lutego 2012 07:17
Bardzo mi się podoba stanowczość Aleksa. Fajne opowiadanie
Fragmenty komentarzy ze strony "Historia kilku par":
michalinap.78
6 maja 2012 20:46
Fajna notka. Emocje aż kipią :) Moim zdaniem jest to jedna z
lepszych dotyczących tej pary. Pozdrawiam :)
Malutka
7 maja 2012 22:08
Aleks i tak panuje nad sobą jak na taka sytuacje :)
Tychon
17 maja 2012 00:58
To jest postać, z którą ja nie mam nic wspólnego, nawet mu
imienia nie wymyśliłem, bo zrobiła to Amelka. Dalej udoskonalili go już Samuel
z Magdaleną i moim zdaniem Aleks jest czasem dla Amandy zbyt miękki, zbyt ją
rozpieszcza i na za dużo pozwala, ale to nie zmienia faktu, że jego lubię
najbardziej za pozytyw(…)
Jaki groźny Aleks ale miał sporo racji mogła mu to na spokojnoe wytłumaczyć.
OdpowiedzUsuńAleks teraz uświadomił,że potrafi być konsekwentny i ,że dobrze wie,że Amanda trochę sie nim bawi,bo wcześniej on wydawał sie jak by myślał.że ona go kocha i tylko na nim jej zalezy
OdpowiedzUsuńAleks się wkurzył i uważam że słusznie. Prosił o wyjaśnienia, a ona zgrywa się, zamiast opowiedzieć spokojnie o całej sprawie. Coraz bardziej z Aleksa wyłazi ta jego mroczna strona, ale Amandzie przyda się trochę jego stanowczości, no i mogłaby trochę spokornieć.
OdpowiedzUsuńAmanda chciała być sprytna podstawiając Aleksa jako swojego ojczyma.Myślała,że rozmowa z wychowawczynią zapewni jej spokój w szkole.Nie spodziewała się,że brak wyjaśnień z jej strony spowoduje iż Aleks szczerze powie co o niej myśli.Marta
OdpowiedzUsuń