Narracja (Samuel)
Prawdziwi
mężczyźni – takie stworzenia, co żyją szybko, walecznie, a kochają się
namiętnie. Są odważni, jak nikt inny, na pozór pewni siebie, ale w duszy, to
bywają takimi chłopcami. Ci faceci są nieustannymi dziećmi, którym nieustannie
towarzyszy lęk, lęk przed upadkiem. Jak to możliwe? Jak upadły może myśleć, że
kiedyś upadnie jeszcze niżej, skoro niżej już się nie da? A może on wcale nie
dostrzega, że upadł, że już jest na dnie? Ci mężczyźni mają rodziny i dzieci,
ale są w tym wszystkim egoistami, choć zasłaniają się innymi pobudkami. Jak
ktoś może trzymać broń, twardo i pewnie w dłoni. Wycelować w kogoś, oddać
strzał, a potem strzelać z pistoletu na wodę we własnego syna, śmiać się i
radować? Co z jego sumieniem, z jego moralnością, z jego zasadami?
Hubert
usypiał, niemal spał, ale jednak myślał o przeszłości. Był dziesięć lat
młodszy. Trzymał w dłoniach maleństwo, chłopczyka, który ważył niepełne trzy
kilogramy. Pamiętał to pytanie:
– Co teraz
poczniesz? – pytał jego teść.
– To, co
teraz – odrzekł pewnie Hubert.
– Chciałeś
być policjantem, nie? A kim zostałeś? – zapytał.
– Muszę
zarabiać, tak? Mam rodzinę, sam mówiłeś, że to najważniejsze.
– Wyciągnę
cię z dna. Przyjmą cię do Legii.
– To
taka drużyna piłkarska? – zapytał z
niedowierzaniem wtedy tylko osiemnastoletni chłopak.
– Nie,
idioto. Nauczysz się, jak być mężczyzną, jak walczyć. Magdzie powiem, że przyjęto
cię na staż do drogówki na takiej wiosce, z której pochodzisz.
– To miasto,
pochodzę z małego miasta.
– My z Warszawy,
musisz dorosnąć do moich i jej ambicji – zażądał mężczyzna. – Dla niego – dodał
i pogłaskał po główce małego blond chłopczyka, który właśnie zamykał oczy.
– Mam ich
opuścić?
– Tylko na
trzy lata. Legia cudzoziemska, szansa dla ciebie. Załatwię ci przepustki, co
jakiś czas. Przeżyjesz tamten trening, przeżyjesz wszystko. Po wszystkim bez
problemu dostaniesz się do kryminalnych i akcji, a mój syn zajmie się firmą
rodzinną, by Magdalena mogła się poświęcić wychowywaniu…
– Marcela –
dopowiedział imię Hubert.
– Co teraz
możesz? Chcesz wracać ze szkoły, zmieniać pampersy, czy jak facet chwycić za
broń i zabijać. Spełnij swoje marzenia z dzieciństwa, każdy chciałby choć raz
oddać strzał, każdy mały chłopiec. On też kiedyś tego zapragnie – mówił
mężczyzna koło pięćdziesiątki i patrzył z dumą na wnuka.
– Kiedy
wyjazd? – zapytał Hubert.
– Za
tydzień. Spakuj się już. Poinformuj ją o tym. Pamiętaj praca w drogówce i
technikum policyjne w twojej rodzinnej miejscowości.
– Pamiętam.
– Załatwię
ci maturę, czwórki cię zadowalają? – zapytał mężczyzna.
– Z
matematyki chciałbym pięć, jeśli można? – odrzekł młody chłopiec i…
Tutaj urwało
się myślenie mężczyzny. Znów znajdował się w swojej sypialni, miał dwadzieścia
osiem lat, a nie osiemnaście i usłyszał huk.
Mężczyzna wybiegł do ogrodu w samych dresach,
bez butów. Zobaczył Marcela z jego blokiem w dziecięcych dłoniach. Potem wzrok
padł na czerwień, krew, piszczącego kota i wijącego się z bólu.
– Gdzie masz tłumik!? – zapytał, warcząc na
syna.
– Nie mam – rzekł Marcel z przestrachem,
siedział na ziemi i płakał. – Ja myślałem, że nie jest naładowany, że jest
nienaładowany, że jest… – powtarzał w kółko.
– Odsuń się i nie becz – rzekł mężczyzna,
wyrywając chłopcu broń z dłoni.
Wycelował bez zbędnego „zamknij oczy”
skierowanego do synka. Nie chciał, by zwierzę się męczyło, było już stare,
zasługiwało na odpoczynek. Oddał strzał bez mrugnięcie okiem. Złapał chłopca za
bluzę i podniósł do góry jednym szarpnięciem.
– Idź do garażu po jakiś karton i łopatę. Ja
sprawdzę, czy twoja mama śpi. Jakby się pytała, co się stało z Mruczkiem, to my
nic nie wiemy, pewnie znowu uciekł. Zrozumiałeś? Marcel, pytam czy zrozumiałeś?
– warknął mężczyzna na chłopca, a ten pokiwał tylko twierdząco głową i pognał
do garażu. Usiłował przestać płakać, ale mu to nie wychodziło.
– Cholera – warknął Hubert sam do siebie i
spojrzał na swoje gołe stopy, a potem na zwłoki kotka, którego sam dał
Magdalenie, jeszcze przed pojawieniem się Marcela na świecie. –W imię ojca i
syna i ducha świętego… – dodał, żegnając się, a był przy tym śmiertelnie
poważny…
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNa pewno przeszłość zostawiła w nim piętno nie da się tak po prostu o wszystkim zapomnieć.Przyszłość Huberta wyobrażam sobie u boku Angeli a Marcel pewnie będzie robił coś nielegalnego.Swoją drogą gdzie ten Hubert trzyma broń,że Marcel mógł ją sobie tak po prostu wziąć?!?!
OdpowiedzUsuńNo właśnie z tą bronią to straszne nie odpowiedzialne. Małżeństwo Huberta i Magdaleny chyba po części zniszczył też jego teść. Od samego początku budowane na kłamstwie. I pewnie dlatego przy Angeli jest inny,beztroski bo nie czuję się w żaden sposób nie fair. Ona przecież wie o żonie i dzieciach,nie ukrywał tego
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że teść Huberta miał duży udział w tym , że małżeństwo Magdaleny i Huberta nie wyszło. Tak bardzo chciał, żeby jego córka miała dobre i wygodne życie, że zmusił zięcia do kłamstwa już na samym początku ich małżeńskiej drogi. To wszystko odcisnęło piętno na Hubercie i z czasem zaczął gardzić nie tylko teściem , także żoną.
OdpowiedzUsuńŻaden odpowiedzialny ojciec nie trzyma w domu broni, w zasięgu rąk własnego dziecka. Nie popisał się Hubert w tym przypadku.