wtorek, 19 listopada 2013

Część 100 - Gdy dziecko jest w niebezpieczeństwie




Hubert (Iwan)
Stałem na stacji benzynowej. Niby żadne przestępstwo, tak sobie stać i blokować innym możliwość zatankowania. Zapukał ktoś mi w szybę, otworzyłem więc drzwi jednym przyciskiem.
– Lamborghini – rzekł z uznaniem mężczyzna zasiadając obok mnie. – Znów się spotykamy. Szkoda, wielka szkoda. Nie lubię się powtarzać – mówił jakby do siebie.
Nie zwracałem na niego uwagi. Słuchałem jego słów, ale patrzyłem się w przestrzeń przed sobą. Jakaś starsza pani ciągnęła wózek na zakupy, inna pani niosła torby, jakiś pan rozmawiał przez telefon. Życie wszystkich wokół toczyło się całkiem normalnie, zwyczajnie. Ludzie gonili za pieniądzem, spłacali raty, zadłużali się, śpieszyli do pracy, albo do domu, żyli beztrosko choć w trosce o jutro, a ja? Ja walczyłem o dzisiaj.
– Oddaj mi syna – powiedziałem do mężczyzny.
Aleksander Górskim, mężczyzna siedzący po mojej prawicy. Najbardziej lewy człowiek jakiego znałem do tej pory, choć tak właściwie nie znałem go wcale. Tym gorzej, ciężko walczyć z wrogiem, o którym ma się nikłe informacje. Patrzyłem na jego uśmiech, nieszczery bo serdeczny, a życzył mi jak najgorzej. Dostrzegłem jasnomiedziane pasmo włosów wychodzące spod czapki zimowej, w kolorze militarnym, zgniłej zieleni. Spojrzałem w jego szmaragdowe oczy i ponowiłem żądanie:
– Oddaj mi syna.
– Oddaj mi dziewczynę – odrzekł.
– Oddałem, przecież już…
– Wiem, że nadal się spotykacie. To miasto to nie Paryż, tu niemal każdy zna kogoś, kto zna kogoś, kto za kogoś kogo zna i on.
– Aleksander, nie mam czasu na odkrywanie drzew znajomości społecznych, chcę Szymona!
– A ja Amandę.
– To sobie ją weź.
– To ty ją weźmiesz. Wchodzisz, dajesz konkretny strzał w policzek, rozbierasz drąc na niej ubrania…
– Mam ją… – zacząłem przerywając mu.
– Masz, masz – odpowiedział. – Masz na to godzinę czasu. I nie zapomnij włączyć telefonu na głośnomówiący. Chce to słyszeć – wyjaśnił i wyszedł.
Facet pojawił się jak kamfora, a zniknął znacznie szybciej. Wysłałem do Amandy SMS’a o treści „jadę cię zgwałcić i to nie żart, z góry przepraszam, bo zaboli. Masz głośno krzyczeć i dobrze odgrywać swoją rolę, będę go miał na głośniku”. Uprzedziłem ją, miałem tylko nadzieję, że przeczytała wiadomość.
Wbiegłem na klatkę schodową mając już telefon w kieszeni. Aleks był na głośnomówiącym tak jak się umawialiśmy. Później wszystko działo się szybko, za szybko. Strzał w twarz – znacznie za mocny, nie miałem wyczucia i byłem zdenerwowany. Chciałem już zobaczyć Szymona. Miałem tylko nadzieję, że nic mu nie jest. Wcześniej nie wierzyłem teściowi, ale teraz zawierzałem – Aleks był zdolny do wszystkiego, skoro uciekł się nawet do porwania dziecka. A Amanda? Była ofiarą? Katem? Prowokatorem? Wszystko jedno, wiedziałem, że po dzisiejszym nie będzie ze mną, ze strachu i z nim także nie będzie, z powodu jeszcze większego strachu. Ja jestem wykonawcą, narzędziem w jego rękach, on natomiast jest planotwórcą.
Zostawiłem dziewczynę leżącą i płaczącą na podłodze. Przez chwilę zastanawiałem się na ile ona udaje, a na ile naprawdę odczuwa upodlenie i ból. Spojrzałem na nią prawdopodobnie ostatni raz w życiu, uśmiechnąłem się blado i wybiegłem z jej mieszkania. Trzasnąłem drzwiami klatkowymi najmodniej jak się tylko dało. Wygramoliłem telefon z kieszeni bluzy i przyłożyłem do ucha.
– Słyszałeś!? Jesteś zadowolony!? Oddasz mi teraz syna!? – wrzeszczałem.
Usłyszałem tylko śmiech, ale nie radości, taki wymuszony.
– Obyśmy się nigdy więcej nie spotkali – powiedział cicho, niemal szeptem i się rozłączył, ale już się nim nie przejmowałem.
Widziałem Szymka, siedział na masce mojego samochodu. Podbiegłem do małego i przytuliłem go, tak zwyczajnie, choć właściwie nigdy wcześniej tego nie robiłem. Byłem twardy, nie okazywałem uczuć dzieciom, to byli chłopcy, więc naturalnie też chciałem wychować ich na twardzieli. Tym razem się rozkleiłem, poczułem jak łzy stoją mi w oczach, a kilka ścieka po policzku.
– Kim był ten pan? – zapytał Szymon. – On kupił mi lody.
Pocałowałem go w czoło.
– To był taki pan, już więcej go nie zobaczysz, obiecuje. Cały jesteś? – dopytywałem i oglądałem go z każdej strony.
– Dlaczego płaczesz? – zapytał mały z zafrasowaną miną.
– Bo cię kocham, smyku. Wsiadaj do samochodu, pojedziemy do domu.
Wziąłem małego na ręce i wpakowałem do mojego sportowego, żółtego wozu. Miałem wszystko – dobrą pensje, fajną pracę, luksusowy wóz, oszklony wielki dom, poprawną żonę, dwoje zdrowych synów i mogłem to wszystko stracić jednym niewłaściwym posunięciem. Tym jednym, złym ruchem była nie sama Amanda, a szukanie kochanki. Po cholerę mi ona? Lepiej było iść na dziwki, zrobić swoje i wrócić do rodziny, ale nie… ja tak nie potrafiłem. Chciałem bliskości, porozumienia dusz, albo chociaż ciekawej znajomości, a nie jednorazowego, bezuczuciowego seksu. Amanda mi to wszystko dawała, choć nieszczerze, bo w zamian za kosztowne prezenty i utrzymanie, ale przecież była jeszcze Angelika…
– Tato, ruszajmy wreszcie, jestem znowu głodny! – poganiał mnie Szymek i tym zmusił do zaprzestania błądzenia po tych bezdrożnych myślach.
– Jesteś głodny? Naprawdę? Znowu? Przecież mówiłeś, że jadłeś lody. – Uśmiechnąłem się do niego i ruszyłem. Nie chciałem małego niczym martwić. Miał dopiero pięć lat.
– Bo jadłem, ale chcę bigos. Jest w domu.
– Bigos jest w domu. No to jedziemy na bigos w takim razie.

Jechałem wolniej niż zazwyczaj. Zawsze jeździłem wolniej gdy miałem pasażera, najczęściej jednak podróżowałem sam. Tu wyjątkiem była Angelika. W raz z myślą o niej od razu powracały święta… dekorowane pierniki, orły na śniegu, choinka chwiejąca się na wszystkie strony, kaktus… przede wszystkim kaktus i ten pierwszy pocałunek.

8 komentarzy:

  1. Nie chce kochanki,a już wracając do domu myśli o kolejnej

    OdpowiedzUsuń
  2. Aleks porywa dziecko, tylko po to żeby sponsor kobiety z którą on sam chce być zgwałcił tę kobietę. To jest tak bezsensu, że aż głowa boli. Jeśli Aleks kocha Amandę, albo po prostu widzi ją u swego boku w przyszłości to mógłby ją zdobyć i zatrzymać przy sobie inaczej.
    A Amanda znając całą prawdę zgodzi się być żoną Olka, jak do tego w ogóle dojdzie. Ja rozumiem, on ma kasę, pozycję społeczną, są to rzeczy do których Amanda zawsze dążyła, ale przecież mogłaby mieć niejednego lepszego faceta. Zastanawia mnie co nią jeszcze kierowało.
    Hubert w tej akcji tez jest niezły, jak już wyżej zauważyła oli.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hubert jest dobrym ojcem może nie idealnym ale widać,że mu na chłopcach zależy.Wydaje mi się,że to dla Angeli zostawi swoją rodzinę.
    W tej części Aleks mnie trochę przeraża niby koch Amandę a chcę ją skrzywdzić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba Was trochę za bardzo fantazja poniosła...

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy Hubert jest dobrym ojcem, chyba nie zawsze. Choć w tym przypadku nie zawahał się zrobić dla bezpieczeństwa syna, tego co zażądał Aleks.
    A, że ostrzegł Amandę, przed tym co ma zrobić, to tylko dobrze o nim świadczy. Oni się umówili, że będą prowokować Aleksa, bo Amanda chce się zemścić, a przede wszystkim sprawdzić do czego Aleks jest zdolny.
    Nie podoba mi się zachowanie Aleksa, porwać dziecko, to chwyt poniżej pasa. A poza tym deklaruje, że kocha Amandę, ale wyrządza jej krzywdę tym zaplanowanym i wykonanym osobą Huberta gwałtem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wcale mi się nie podoba co zrobił.Niby w miłości wszystkie chwyty dozwolone ale Aleks przekroczył granice.

    OdpowiedzUsuń