wtorek, 5 listopada 2013

Część 71 - Nie musisz... Ale chcę!

Część 71 - Nie musisz... Ale chcę!
Aleksander (Samuel)

Chciałbym byś mógł dzieciom dać nadzieje.
na lepszy świat lepsze dni.
uśmiechnij się potem dodaj rękę.
niech spełnią się ich, marzenia i sny.

Podaruj im słońce które świeci.
radosne dni które mogą mieć.
cieszy się świat kiedy cieszą się dzieci.
Ty także możesz, radość im dać.
(Focus – Podaruj dzieciom słońce)

Nauczyłem Amandę kilku techniki jak wymierzać ciosy, oraz jak trzyma się gardę. Z pracą nogami był pewien problem, ale jak na pierwszy raz to całkiem nieźle jej szło. Wcześniej to ona nauczyła mnie, w szatni, jak robić kobiecie przyjemność językiem. Kiedy mnie  instruowała, że to źle, tak głębiej, tak mocniej, intensywniej, czułem się jak frajer, ale czego się nie robi dla własnej dziewczyny z miłości.

– Palcem jednak idzie ci sprawniej – powiedziała kiedy już siedzieliśmy w samochodzie, do którego mieliśmy kawałek drogi. Ja prowadziłem, a ona patrzyła w boczną szybę.
– Wielkie dzięki za komplement, pamiętaj, że się starałem.
– Wiem, Oluś. – Pierwszy raz tak zdrobniła moje imię, a przynajmniej pierwszy raz, który wyłapałem. Podobało mi się tak inaczej. Po chwili poczułem jak ktoś szarpie nie za włosy i kieruje moją głową tak bym połączył się z jej wargami.
– Oszalałaś!? Prowadzę! – warknąłem.
– Nie krzycz na mnie! – odwarknęła.
– Oj przepraszam panię, kajam się w pół, wprost wyrazić słowami nie umiem, jak bardzo żałuje.
– Olek, ty się mnie boisz? – zapytała, po mojej rymowanej przemowie.
– No pewnie, toś ty nie wiedziałaś?
– Nie, ale fajne uczucie.
– Uważaj, bo się kiedyś przekonasz jak to jest gdy się znajdziesz po tej drugiej stronie. – Pogroziłem jej po tych słowach palcem.
– Nie, w tę drugą to ja nie chcę. Żartujesz sobie, nie boisz się mnie, prawda? – dopytywała dalej.
– Jaka ty czasem upierdliwa jesteś. Nie, już nie. Pierwsze złe wrażenie już dawno zatarłaś.
– A jakie było? – spytała, a ja postanowiłem postawić na szczerość.
– Myślałem, że jesteś jak ten taki owad co to zjada kochanków po pierwszym razie.
– Modliszka i to bardzo mądre stworzenie jest. Po co jej potem taki, który by ją chciał postawić po tej drugiej stronie, kiedy ona woli by się jej bali.
– Widzisz, jakie trafne określenie wynalazłem – powiedziałem z dumą.
– Poważnie, aż tak o mnie myślałeś?
– Noo.
– A jednak dużo oporów to nie miałeś, szybko to zrobiliśmy.
– Bo wiesz zakazany owoc najlepiej smakuje, a ty jesteś nieletnia. Ryzyko też dodaje pikanterii i smaczku. Po za tym kto ryzyka nie spróbuje ten szampana nie smakuje. Jakoś tak to szło.
– Dokąd teraz jedziemy? – zapytała. Miała jakiś dzień pytań, co chwila coś chciała wiedzieć.
– Do mojej rodziny.
– Chcesz mnie przedstawić… komu?
– Nie jadę tam w celu przestawienia ciebie, choć to też uczynię, przy okazji…
– Nie było miłe – wtrąciła te trzy słowa. Nie zwróciłem jej nawet uwagi, że mi przerwała i ciągnąłem dalej.
– Jadę tam by odwiedzić chrześniaka, mam iść do niego do przedszkola, opowiedzieć o jakimś zawodzie, chyba o własnym. Muszę go wypytać co i jak, bo nic nie wiem. Rzekomo do każdego dziecka ktoś przychodzi, a on taty nie ma, a mama jest bez zawodu. Idę by nie było mu przykro.
– To twoja siostra? Nie, ty nie masz siostry. Kuzynka? – dopytywała.
– Konkretnie to… Mojej matki ojciec kiedyś trzasnął dzieciaka małolacie. Zostawił je, by się uczyć. Potem założył rodzinę. Zmarł szybko na zawał. Kiedy trafiłem do domu dziecka to zaczęto szukać mojej rodziny. Chcą się pozbyć bagażu społecznego i wcisnąć bliskim. Odnaleźli wujka. Matki brat jest od niej sporo starszy. Taki idiota, za przeproszeniem. Miał jednak fajną matkę, to dzięki niej wychodziłem z domu dziecka, na święta i inne takie. Ona ma też córkę, która szybko zaszła w ciąże, potem zmieniała partnerów, ustatkowała się i miała kolejne dzieci. Chyba z szóstkę ich ma.
– To bardzo się ustatkowała.
– No i ta najstarsza córka tej co się, jak sama powiedziałaś tak bardzo ustatkowała, zaszła bardzo szybko w ciąże. Matka wywaliła ją z domu, babcia ją przygarnęła.
– Ta u której bywałeś na świętach? – dopytywała.
– Tak, ta sama. Ona by mnie z domu dziecka zabrała, ale nie miała warunków, dużo swoich dzieci. Ale tą wnuczkę przyjęła, chodziła dziewczyna do szkoły, skończyła liceum, a babcia wychowała tego swojego prawnuka. Dominik ma teraz pięć lat.
– Ciekawa historia. Czemu nie poszła do szkoły dalej?
– To różnie. Ona tak sinusoidycznie idzie. Raz na dnie, raz na wyżynach. Była w pracy za granicą, przyjechała okupiła małego, popchnęła trochę długów, dała dziewczyna radę. Zapoznała Włocha, przyjeżdżał, kochał, ale ona się dowiedziała, że on z jakąś jej koleżanką rozmawia i tej koleżance wpierdzieliła tak że się w szpitalu znalazła. Włoch poszedł w cholerę, ona miała sprawę, Dominika jej chcieli zabrać.
– Taka, jakaś, agresywna bardzo.
– No troszkę. Jesteśmy na miejscu. Wejdziemy tylko obok do spożywczego po jakieś chrupki i wafelki dla Domina i Wiktora.
– A Wiktor to kto? – zapytała kiedy już zaparkowaliśmy niemal przy samym ratuszu.
– Najmłodszy syn tej pani, mojej cioci. Zawsze na nią ciocia mówiłem.
– Tej co wychowała tego prawnuka? – dopytywała, a ja w tym czasie przepuściłem ją w drzwiach.
– Tak.
– Ile ma lat ten syn?
– Jest młodszy od jej wnuczki. Jakoś w twoim wieku będzie. On jest chory, nie do końca myśli jak my. Jest głupi. Najprościej to ujmując. Traktuj go jednak normalnie – uprzedziłem.
– Dobrze, rozumiem.
– Chcesz coś? – zapytałem.
– Nie, dzięki. Albo chcę, tik-taki.
Oczywiście od razu jak wszedłem to zostałem uściskany. Później moja ciocia przywitała się z Amandą.
– Bardzo mi miło poznać. Też masz wrażenie, że on ciągle rośnie, tyle, że wszerz – zażartowała.
– Tak, też – przyznała jej racje moja dziewczyna.
– Cześć wuju – wykrzyknął Dominik i podszedł do mnie. Już wyciągał dłoń w moją stronę, ale szybko ją cofnął. – Oj przepraszam, nie zauważyłem pani. Dominik Ochlik. – Amanda odwzajemniła uścisk mojego chrześniaka.
– Boże, jaki on dobrze wychowany – niedowierzała.
– Poczęstuje was kruchymi ciasteczkami, piekłem sam z Wiktorem – mówił uradowany i już pognał do kuchni.
– Nie stać tak w progu, włazić do środka, ale już – rozkazała.
– Cześć, ty pewnie jesteś Wiktor – zaczęła Amanda i usiadła obok wysokiego blondyna który wyglądał całkiem normalnie, jak zdrowy człowiek.
– Cześć – odpowiedział jej zawstydzony, podał rękę, ale nie spojrzał w jej stronę.
– Co tam u was? – zapytałem.
– Lepiej mów co u ciebie i kim jest ta ładna pani.
– Ta pani to Amanda, moja dziewczyna.
– Nie taka pani, Aleks nie przesadzajmy. Ile ja mam lat.
– Siedemnaście ma lat, ale ciociu spokojnie, seks dopiero po ślubie – skłamałem, a Amanda wejrzała się na mnie jakoś tak dziwnie.
– Tak, tak, z pewnością. Olek, mówisz jakbym cię nie znała. U ciebie to pewnie seks, seks i jeszcze więcej seksu. Wiesz co on za gówniarza wyprawiał. Kiedyś ze sklepu wracał dwie godziny, a po…
– Przepraszam, ze przerwę. Z tego sklepu za rogiem? – zapytała moja dziewczyna, a udawałem, że zniknąłem. Zająłem się oglądaniem jakiś kart z piłkarzami, które Dominik przyniósł zaraz po tym jak na stół postawił ciastka. Każde było śmiesznie ozdobione. Były okrągłe, wycięte ze szklanki, albo kieliszka. Miały różne rozmiary i różne buźki. Niemal wszystkie uśmiechnięte, albo z językiem.
– Tak, z tego za rogiem – usłyszałem.
– No proszę, a mnie się kiedyś czepił o takie właśnie dwie godzinki spóźnienia.
– To co innego, to już nie te czasy – broniłem się.
– Chcesz mi powiedzieć, że za twoich czasów to były tylko zegary słoneczne, a akurat było pochmurnie i nie działały? – zakpiła ze mnie Amanda.
– Dobra jest, już ją lubię – powiedziała cioteczka. – Napijesz się ze mną winka, własnej roboty. My co rok robimy, rzadko pijemy, bo tylko na wyjątkowe okoliczności otwieramy, ale przecież to okoliczność. – Ciotka plotła, Amanda nie zdążyła odpowiedzieć, a już kieliszek miała pełny.
– Mnie chodziło o to, że to nie te czasy, że teraz jestem inny, a wtedy byłem nastoletnim gówniarzem. Ile ja miałem?
– Dokładnie tyle lat ile ona teraz, synku, więc nie podskakuj, bo to są właśnie jej takie czasy, jakie twoje wtedy.
– Dobrze, nich będzie. Wina mi też nalej. Pominęłaś mnie.
– Bo ty prowadzisz, zapewne.
– Przejdziemy na nogach ten kawałek. Sam bym sobie polał, ale butelkę schowałaś.
– Bo ty taki duży to dużo pewnie wypijesz, a to na specjalne okazje, trzeba oszczędzać – wygłupiała się ciotka. I tak sobie z nią dyskutowałem, trzy po trzy, byle tylko coś pleść.
– Widziałaś jak lepie? – zapytał Dominik i pociągnął Amandę do swojego pokoju.
Później dowiedzieliśmy się, że matka Domina znowu do trawki i koleżków z młodości powróciła, że Wiktor włączył alarm w galerii i o mały włos, a nie uniknęliby płacenia gigantycznej kary.
– Ja pogadam z Iwoną – wyjaśniłem.
– Nie, ty lepiej nie. Wy to zawsze oboje nerwowi byliście. Do gardła sobie skakaliście od gówniarzy.
– Poważnie, przecież ona musi być od ciebie sporo młodsza – dziwiła się Amanda.
– Jest. Ma dwadzieścia jeden lat chyba.
– Dwadzieścia – poprawiła mnie cioteczka.
– No, dużo się nie pomyliłem. I tak z nią pogadam, zaczekam aż przyjdzie.
– Możesz się nie doczekać, na dwa dni pojechała, do Warszawy moja mama – odpowiedział Domin.
– To jak wróci to z twoją mamą pogadam – zapewniłem małego chłopca, i przestawiłem jego czapkę daszkiem do tyłu.
– Znowu się będziecie tak lać, że rozwalicie drzwi? – zapytał, a Amanda się dziwnie na mnie spojrzała. – I znowu będzie się mną zajmować – dodał Dominiś.
– To dłuższa historia – powiedziałem patrząc na Amandę. – Ale czekaj, ty wtedy z kilka miesięcy miałeś, nie możesz pamiętać. – Te słowa już skierowałem do małego.
– No bo nie pamiętam, znam z opowieści, zawsze o tym mówią. Ze byłem mały, babcia szła do pracy, a mama mnie zostawiła samego. Ty wróciłeś to płakałem i byłem siny i wezwałeś karetkę i mnie odratowali, bo bym śmiercią łóżeczkową umarł tak się zaniosłem. Ona wróciła jak gdyby nigdy nic i się szarpaliście. Ty ją popchnąłeś i przeleciała przez szkalne drzwi.
– Nie szkalne, a szklane. I źle usłyszałeś, bo to ona mnie tak popchnęła, że zbiłem szybę w drzwiach. Jak już podsłuchujesz to uważnie, dobra? Taka rada na przyszłość, mistrzu. Piąteczka i do łóżka, bo już dwudziesta jest – poleciłem.
– Babcia, ale on zabawny, ja o dziesiątej dopiero spać idę – wymądrzał się mój chrześniak.
– Jakieś jeszcze są problemy? – dopytywałem. – Nie licząc tego, że mi zaraz dziewczynę upijesz bo tak jej polewasz.
– Nie jestem pijana – zaprzeczyła Amanda, wydawała się w pełni trzeźwa.
– To uważaj, bo zaraz możesz być, to kopie po czasie – wyjaśniłem.
– Problemów żadnych, tylko Wiktorowi by się przydało towarzystwo. Zawodówkę robi tam w tej specjalnej, ale to wiecie jak to jest. Jeden dzień pójdzie, trzy go się nie da z łóżka wyciągnąć. Łazi po jakiś parkach nocami, ucieka z domu, pobiją go bo kogoś zaczepi, policja go przywozi. Jemu brakuje takiej osoby by usiadł i pogadał, bo ze mną to nie chce, by w karty zagrał, na spacer poszedł, wycieczkę rowerową, bo on ma tak dużo energii.
– Ze mną tym bardziej, nie będzie chciał, on mnie nigdy nie lubił – przyznałem, chociaż nie wiem czym wzbudzałem w nim taką niechęć. Nigdy nic mu złego nie zrobiłem, starałem się być zawsze dla niego miły, ale jakoś za mną nie przepadał.
– Ja bym mogła – zaoferowała się Amanda. – Mnie lubi, pokazywał mi swoje rysunki i kolekcje wozów strażackich – dodała.
– Amanda, naprawdę nie musisz – zacząłem.

– Ale chcę! – rzekła pewnie przerywając mi w pół zdania. Zaskoczyła mnie tym. Nie spodziewałem się po niej takiego gestu dobroci, takiej bezinteresowności.

4 komentarze:

  1. Haha Olek dwie godziny ze sklepu za rogiem wracał niezły był. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale Amanda miła nie spodziewałabym się że sama z siebie zaoferuje, że spędzi czas z Wiktorem. Fajną ma ta rodzinę Aleks

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ona ma nieraz przebłyski dobroci. Przecież czasem zajmuje się swoimi braćmi. Potrafi czasem pokazać swoją drugą naturę, tą dobrą i troskliwą.

      Usuń
  3. Amanda ma dobre serduszko mimo,że czasami "coś" przeskrobie.Ma też bardzo dobrą pamięć co do dwóch godzin spóźnienia.Marta

    OdpowiedzUsuń